Amelia..... pełna wersja
-Tak .Chyba złe wspomnienie.
-Nie , wcale nie ,ale miałeś mnie obok siebie i nic. Nawet buzi w policzek.
-Bo byłem młody i głupi.
-No tak z grzeczności nie zaprzeczę. Ja pamiętam jak pojechaliśmy razem do szpitala, po jakiś wyniki. Siedzieliśmy potem na ławce i miałam taką ochotę powiedzieć ci , że cię kocham, żebyś już na zawsze ze mną został .Potem byliśmy w jakimś budynku była tam taka duża kolejka i tylko my byliśmy młodzi .Reszta to same starsze osoby. Pamiętam jak mi było głupio z tego powodu .I chyba ci nigdy tego nie mówiłam ,ale czułam się tak jakbyśmy nigdy się nie rozstali . I całe lata tak
chciałam .Tak bardzo tęskniłam za tym. Wszystko za szybko się skończyło. Zanim zdążyłam
pomyśleć.
-Amelia nie musisz się tłumaczyć to moja wina.
-Ale się nie tłumaczę. To też była moja wina .Czuję , że muszę to powiedzieć. Bo może nie zdążę już i umrę nie mówiąc nic a ty nie będziesz tego wiedział. Musisz to wiedzieć. Rozumiesz
-Tak , spokojnie. Już się stąd nigdzie nie ruszam. I nawet jak umrę to wiem co czujesz. I wiec ,że czuje tak jak ty. Mam wszystkie wspomnienia ,żadnego nie zgubiłem bez względu na wszystko.
Rozumiesz?
-Tak..
…............
Amelia siedziała na huśtawce . W białej koszulce i w koszuli w czarno białą kratę, już nie w
dresie,. Pogryzając kabanosy drobiowe, jakby od niechcenia. Mały był u jej mamy , mogła więc podumać , i spokojnie pojeść kabanosy....hm, godzina była na takie podjadanie nie bardzo, ale cóż , Amelia słyszała głosy niosące się na wodzie
-O chyba jakiś mecz leci. A jakże . No nic ,- pewnie Pan x też ogląda w końcu facet. Zastanawiała się czemu milczy. Ale tylko przez chwilkę, po chwili zaczęła monolog...
-No tak faceci , wszyscy tacy sami , dranie , wykorzystać i porzucić . Och jeden i drugi tacy sami. Ale nie umiem zrozumieć dlaczego Pan x mnie tak potraktował. A jeśli mu się coś stało? Albo jest w szpitalu i jest na łożu śmierci? Och co mam zrobić? ,- wstała nagle i chodziła tam i spowrotem.
-Zaraz czy my mamy wspólnych znajomych? Może po dzwonie i zapytam? Och co mam robić? Zaraz a jego rodzice? nawet nie wiem gdzie teraz mieszkają. ,- zaczęła chodzić coraz szybciej... pomyśl kobieto!! a może on tego wcale nie chce? nie chce cię i nigdy nie chciał. Wbij sobie to do głowy!! Znudziło mu się jego życie , więc zawracał ci twoje. Nie !!! nie prawda!!! ...co ty gadasz kobieto!!! on mnie kochał!!!
-I kocha..,- nagle usłyszała. Odwróciła wzrok i ujrzała go . Stał w świetle lampy i gwiazd.
Patrzył na nią brązowymi oczami i tak jakby się lekko uśmiechał , albo miał taki grymas. Albo mu zimno było. Amelia zamarła z kabanosem w dłoni. Gdy się spostrzegła ,że go ma wyrzuciła nagle gdzieś w bok schodów.
-Kurcze jak nie dres to kabanos...,- jęknęła.
-Dres był ok a kabanos no cóż co kto lubi...,- uśmiechnął się
-Ej nie śmiej się. Nie jem o takiej godzinie. To raczej sytuacja mnie zmusiła do takich radykalnych środków. ,- podszedł i ją przytulił.
-Wybacz mi , proszę. Musiałem wyjechać.
-Wiesz jak się martwiłam? Już nie wspomnę co i gdzie chciałam dzwonić.
-Wiem słyszałem
-To też? O jacie ....
-Powinienem dać ci znać , ale wolałem najpierw wszystko załatwić. A potem ci wszystko wyjaśnić.
-Zamieniam się w słuch.
-A może jutro , dziś porozmawiajmy o czymś miłym , dobrze?
-A jeśli jutro znowu odejdziesz?. Jesteś pewny , że chcesz tu być?