Agent Stephen Rozdział IV
- Tak jest panie generale !
- Możecie już iść, aha zbierzcie swoją drużynę do kupy i powiedzcie im o całym planie działania. W końcu jesteście kapralem.
- Dowidzenia.
Po chwili zebrałem chłopaków i wszystko im powiedziałem, każdemu przydzieliłem zadanie. Zbliżała się godzina szturmu. Udaliśmy się z obozu w stronę wzgórza. Było ciemno i wilgotno. Po około kwadransie znajdowaliśmy się u stóp góry.
- Sławek i Jacek wiecie co macie robić. Do dzieła, tylko macie iść cicho.
- Tak jest panie Kapralu.
- A co oni mają wykonać ? – spytał się Franek.
- Podejść jak najbliżej bunkrów i podłożyć tam ładunki wybuchowe, które miałem ze sobą zabrać. Reszta za mną.
Zaczęliśmy się czołgać. Co kilkanaście minut meldowałem przez radiostację o naszej sytuacji. Inne brygady również rozpoczęły swoje zadania.
- Czemu jest tak spokojnie ?
- Cisza przed burzą – powiedział Kuba.
- Pewnie za chwilę zaczną bić nasi. – Odezwał się Marcin.
Po paru minutach przybiegli Sławek i Jacek.
- No i jak chłopaki wszystko gra ?
- Jasne panie kapralu.
- Uwaga panowie lepiej zatkajcie uszy. Rozwalamy.
Przekręciłem detonator. W jednej chwili wszystkie bunkry wybuchły. Odłamki spadały długo. – Szybciej. Biegniemy na trzy. Raz, dwa, trzy !
Wszyscy zaczęliśmy biec pod górę. Każdy co parę metrów rzucał się na ziemię, ponieważ Niemcy rozpoczęli ostrzał. Nasze armaty dawały z siebie wszystko. Jacek znalazł w jednym z bunkrów meldunki o wycofaniu się wojsk niemieckich z klasztoru. Kazałem zanieść je generałowi. Po chwili droga, która miała być jedynym ratunkiem dla szwabów została ostrzelana przez nasze działa. Zbliżał się ranek. Naszym oczom ukazał się 12 Pułk Ułanów Podolskich pod dowództwem podporucznika Kazimierza Gurbiela.
- A wy co tutaj robicie ? – odezwałem się do zbliżającego żołnierza.
- Idziemy na patrol. Mamy wejść do klasztoru. Jak chcecie zabierzcie się z nami.
- Dobrze. W takim razie idziemy. Chłopaki zbieramy się.
Ostrzał niemiecki zakończył się kilka godzin temu. Więc mogliśmy spokojnie podążać pod górę. Po drodze widziałem dużo krwi i ciał poległych aliantów. Ten widok był straszny. Po kwadransie byliśmy na miejscu.
- Miejcie oczy wokół głowy. Nie wiadomo czy wszyscy się wynieśli. Kuba, Jacek, Franek i Sławek sprawdźcie tamte pomieszczenia. Panie podporuczniku bierzemy jeńców czy rozwalamy ich na miejscu ?
- Zabieramy.
- W takim razie wszystkich, których znajdziecie przyprowadźcie tutaj na ten plac.
Po chwili z mroku budynków wyłonili się niemieccy żołnierze. Ręce mieli uniesione do góry, a niektórzy trzymali się za głowę.
- Broń złóżcie tutaj. – Rozkazałem.
Posłusznie wykonali polecenia i ustawili się kolumną na środku placu. Wszyscy poszli odpocząć. Ja również poszedłem coś zjeść. Chłopaki znaleźli zapasy pożywienia, które zostawili Niemcy.
- No Sławek prawdziwa uczta.
- Tak panie kapralu. Teraz mogę mówić do ciebie po imieniu ?
- Między nami wszystko po staremu, więc dlaczego nie miałbyś mi mówić porostu Karol. Tak jest mi wygodnie. Tylko w obecności sztabu mów do mnie panie Kapralu.
- Dobrze. Zapamiętam to sobie. Chcesz papierosa ?
Wyciągnąłem ze srebrnej papierośnicy pięknego prostego papierosa. Nabrałem chmurę dymu w płuca i zakrztusiłem się.
- To jak teraz dostaniemy te odznaki i awansujemy czy nie ?
- Generał powiedział mi tak. Kto pierwszy będzie w ruinach klasztoru ten awansuje i dostanie odznaczenie. Więc wszystko na to wskazuję.