Agent Stephen Rozdział IV
- Hura !! To będzie mój pierwszy awans.
- Sławek ucieszył się jak małe dziecko – pomyślałem.
Nie chciałem mu tego mówić, bo pewnie by się obraził. A szczerze mówiąc ja pewnie tak samo jak on bym się ucieszył. Po kwadransie przyjechał generał wraz z całym sztabem. Wysiadł, a ja poszedłem się zameldować.
- Panie generale. Melduję posłusznie, że ruiny klasztoru zostały zdobyte.
- Bardzo dobrze. A kto jako pierwszy wszedł do ruin ?
- Jako pierwszy wszedł 12 Pułk Ułanów Podolskich i Ja ze swoją drużyną.
- Pamiętacie co obiecałem ?
- Tak panie generale.
- Szeregowy do mnie !
Jeden z żołnierzy podszedł do nas. Generał powiedział mu coś i po chwili przyniesiono srebrną tacę.
- Zawołaj tutaj swoją drużynę.
- Drużyna do mnie !
Wszyscy stanęliśmy na baczność i zameldowaliśmy się.
Generał stanął przed każdym z nas i wręczył nam odznaczenia.
- Uklęknijcie. Awansuję was na sierżanta. Wstańcie.
- Ku chwale ojczyzny panie generale ! – krzyknąłem.
Byłem bardzo dumny z siebie i kolegów. Cudem wszyscy z mojej drużyny przeżyli. Kilka dni tutaj zostaniemy i odpoczniemy. Na szczycie ruin powiewała Polska flaga. Dzisiejszy dzień był najtrudniejszym w moim dotychczasowym życiu. Lecz jeszcze nie wiem co los zgotuje mi później. Podobno teraz mamy przełamać niemiecką linię Gustawa i Hitlera w środkowych Włoszech. Zbliżał się wieczór. Byłem bardzo zmęczony i dumny z siebie więc położyłem się spać. Następnego dnia wstałem rano i zebrałem swoją drużynę. Postanowiłem zorganizować patrol w okolicach ruin. Generał zgodził się na to, więc podzieliłem chłopaków na kilka grup i przydzieliłem im rejony do sprawdzenia. Ja poszedłem ze Sławkiem. Dzień zapowiadał się upalnie. Szliśmy żwirową drogą.
- Karol patrz jakie mam odznaczenie !
- Widzę, piękne. Ja otrzymałem podobne. Teraz czeka nas ciężka walka w środkowych Włoszech.
- A co mamy zrobić ?
- To ty nic nie wiesz ? Mamy przełamać linię Hitlera. Później idziemy na Rzym.
- Chyba jednak coś słyszałem.
- Ale teraz mamy kilka dni odpoczynku. Uważaj samoloty !
Szybko runęliśmy na ziemię. Sławek schował się do rowu, koło drogi. Ja wczołgałem się pod krzaki. Usłyszałem strzał. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem Kubę z Frankiem.
- Nie strzelajcie matoły ! Bo ściągniecie ich na nas. Na razie tylko zniżyli lot, więc siedzieć cicho !
Wszyscy leżeliśmy na ziemi. Samoloty krążyły jeszcze chwilę, ale później odleciały.
- No i po strachu. Pewnie patrolowały wzgórze i drogę. Idziemy dalej.
Szliśmy jeszcze przez chwilę, kiedy naszym oczom ukazał się mały kościół w środku wsi. Przed budynkiem stały dwie ciężarówki z namalowanymi czarnymi krzyżami.
- No chłopaki trzeba o wszystkim zawiadomić generała.
- Pewnie szwaby zadomowiły się w tej wsi.
- Na pewno jest ich trochę. Trzeba ich stąd wykurzyć. – Powiedział Franek.
- Na razie wracajmy do obozu.
Pobiegliśmy do ruin. Kiedy weszliśmy na plac zobaczyliśmy jak wszyscy ustawiali się na zbiórkę.
- Panie generale ! – krzyknąłem.
- O co chodzi ?
- Melduję, że w pobliskiej wsi stacjonują Niemcy.
- Żołnierze w dwuszeregu zbiórka ! Za mną naprzód marsz !
Kierowaliśmy się w stronę kościółka. Kiedy byliśmy już blisko, generał kazał nam się rozdzielić. Mojej drużynie przypadło sprawdzenie świątyni. Szliśmy małymi uliczkami. Na broni trzymałem spocone palce. Razem z nami szli chłopcy z sąsiedniego batalionu.
- Franek, Sławek, Kuba i Piotr rozwalcie te drzwi – wskazałem dłonią frontowe wrota.