Agent Stephen Rozdział IV
- Tak jest panie sierżancie – powiedzieli szeptem.
- Reszta odsunąć się.
Podeszli pod drzwi i założyli ładunki wybuchowe. Przeciągnęli linkę z detonatorem do mnie i ja przekręciłem go. Wszystko wyleciało w powietrze. W środku byli niemieccy żołnierze. Rozpoczęła się strzelanina. Leżałem na ziemi i obserwowałem postępy moich kolegów. Wyciągnąłem granat zza pasa i odbezpieczyłem go. Rzuciłem nim w stronę kościoła. Po chwili usłyszałem wybuch. Ciała żołnierzy wyleciały w powietrze.
- Panie sierżancie ! Franek jest ranny! Dostał w brzuch.
- Lekarza ! wezwijcie lekarza !
Po kilku minutach przybiegł sanitariusz. Z apteczki wyciągnął bandaż i alkohol. Polał ranę spirytusem i przyłożył opatrunek.
- Aa! To piecze, boli !
- Zróbcie nosze z karabinów i zanieście go do głównych wojsk, a reszta przeszukać kościół –rozkazałem.
Ja również wbiegłem do wnętrza świątyni. Na podłodze leżały ciała zabitych, a wokół nich pełno gruzu. Ławki powywracane, a ołtarz zniszczony.
- Pieprzone szwabskie świnie ! – zdenerwował się Sławek.
- Wszystko muszą rozwalać ! – krzyczeli chłopaki z innej drużyny.
- Piotrek i Kuba idźcie na dzwonnice i rozejrzyjcie się po okolicy, a my wracamy do naszych. Pewnie już sprawdzili całą wieś.
Wyszliśmy z kościoła i skierowaliśmy się w stronę jednej z chat. Przed domkiem stała grupka żołnierzy. Wszedłem do pomieszczenia. Było bardzo gorąco, śmierdziało potem i brudem. Nic dziwnego jeśli nikt nie zmieniał bielizny od prawie tygodnia. W małej izbie siedział generał i kilku majorów. Na środku stał stół, a pod ścianą pusty kredens.
- Melduje, że kościół został oczyszczony !
- Bardzo dobrze. Na razie możecie odejść sierżancie.
- Tak jest !
Przed domem spotkałem wracających Piotrka i Kubę.
- Panie sierżancie po horyzont pusto. Ludzie ze wsi wynieśli się stąd już dawno.
- Dobrze. W takim razie zbierzcie drużynę i przeszukajcie te domy. Może znajdziecie coś do jedzenia.
- Tak jest !
Kiedy drużyna się zbierała, ja poszedłem do generała. Zapukałem do izby i wszedłem.
- Panie generale melduję, że po horyzont żadnego człowieka.
- Znakomicie. Przenocujemy tutaj panowie, a jutro o świcie wyruszamy dalej. – Generał zwrócił się do wszystkich żołnierzy znajdujących się w pomieszczeniu.
Zbliżała się noc. Wieczory są ciepłe, dlatego niektórzy zdecydowali spać na polu.
Chłopaki wrócili do gospodarstwa.
- No i co znaleźliście coś do żarcia ?
- Niestety nic.
- Warty zmieniamy co godzinę. Jako pierwszy stanie Sławek, a reszta do spania ! Jutro wyruszamy wcześnie rano.
- Dobrze sierżancie.
Nie mogłem zasnąć. Dręczył mnie widok poległych ciał na wzgórzu. Postanowiłem zmienić Sławka.
- Idź się przespać, bo jutro wstajemy wcześnie rano. Mi się nie chce spać.
- Jak chcesz.
Stanąłem przy drodze. Karabin kleił mi się do rąk. Obserwowałem pobliskie wzgórza. Z dala słychać było serie strzałów. Niebo jaśniało od wybuchów. W pobliżu nikogo. Zacząłem rozmyślać o rodzinnym domu. Przypomniały mi się wieczory, które spędzałem z rodzicami i rodzeństwem. Nagle w krzakach coś się poruszyło. Wróciłem do teraźniejszości. Uniosłem karabin do skroni i wycelowałem. Strzeliłem. Coś zawyło i zaczęło się czołgać. Podbiegłem bliżej i zobaczyłem człowieka. Był ubrany w mundur. Nie mogłem rozpoznać jaki. Stanąłem przy nim i uderzyłem go kolbą w głowę. Zawołałem wartownika, który stał przy chacie. Razem zabraliśmy go do chałupy. Rzuciliśmy go na podłogę. Generał wstał i zaczął go przesłuchiwać. Nam kazał wyjść. Przed domem stała stodoła, a przed nią spali żołnierze. Ja też postanowiłem się położyć. Rano mieliśmy wyruszyć dalej. Trzeba było w końcu odpocząć. Oparłem się o drzewo i zasnąłem. Nawet nie zdążyłem porządnie się rozłożyć, kiedy ktoś zaczął mnie budzić.