Afrodyta - kryminał SF
- Powiększ numer 4 z prawej i numer siedem z lewej – poleciła.
Na obu zdjęciach Lily Bach w przezroczystym negliżu leżała na wznak na białym dywanie. Dłonie z polakierowanymi na czerwono paznokciami pieszczotliwie dotykały złocistych włosów, rozsypanych lśniącymi falami wokół głowy. Błyszczące usta uśmiechały się kusząco a spojrzenie spod półprzymkniętych powiek zdawało się być utkwione w oczach spoglądającego na fotografię. Kopia na prawym zdjęciu miała uniesione nieco wyżej ręce i bujniejsze włosy. Można to było dostrzec dopiero, gdy fotografie znalazły się jedna obok drugiej.
Nad głowami obu androidów wyświetliły się dwa punkty. W ułamku sekundy objechały całą sylwetkę. Gdy obrysy zostały na siebie nałożone, od razu rzuciło się w oczy, że różniły się wzrostem.
- Nic z tego nie rozumiem – usłyszała za plecami głos Adama.
Wera wskazała androida ze zdjęcia z recepcji.
- Na stopach, na dłoniach i na brzuchu jest numer seryjny. Można go zobaczyć dopiero na powiększeniu. U drugiego nie widać żadnego numeru. Android-kopia ma dokładnie te same wymiary, co człowiek, który jest wzorcem. Co do milimetra – wyjaśniła, nie odrywając wzroku od ekranu. – Sprawdziłam to.
- Więc ten drugi pochodzi z czarnego rynku – stwierdził Adam. – Ale przecież kopię Lily Bach można kupić legalnie – zreflektował się. - Balicka słono zapłaciła za licencję. O co tu chodzi?
- To nie jest android – powiedziała z przekonaniem Wera.
- Sobowtór… – Kołecki w zamyśleniu potarł podbródek. - Zatrudnianie ludzi w agencjach jest poważnym przestępstwem. Po co Balicka miałaby aż tak ryzykować?
- Dla większych pieniędzy. Mężczyźni szaleją na punkcie tej gwiazdy. Tylko komputer był w stanie wychwycić różnice między żywym sobowtórem a idealną kopią. Android jest ograniczony programem. Pomyśl, Lily Bach, spełniająca każde życzenie klienta. To na pewno było warte ryzyka.
- No, dobrze – zgodził się Adam. – Tylko dlaczego system rejestracyjny nie zidentyfikował tej kobiety?
Spojrzała na zdjęcia.
- Mam pewną hipotezę - rzekła półgłosem.
* * *
Musiała skorzystać z baz danych w pomieszczeniu, do którego mogły wejść tylko ściśle wyznaczone osoby. W pamięci skanera był zapis tęczówek oka.
Wrzuciła fotografie z sejfu i wydała polecenie przeszukania w klinikach chirurgii plastycznej. Uśmiechnęła się z satysfakcją, gdy ukazał się komunikat o pozytywnym wyniku.
Folder zawierał dokumentację z Poznania. Kobieta ze zdjęcia była z natury szatynką. Reprezentowała ten sam typ urody, co Lily Bach. Miała jednak dłuższy nos i drobniejsze usta. Przeszła całą serię skomplikowanych operacji i przeszczep włosów. Powiększono jej piersi i wycięto dwa dolne żebra. Stała się łudząco podobna do słynnej gwiazdy. Ale różnice niedostrzegalne dla ludzkiego oka komputer natychmiast wychwytywał. Dlatego system jej nie zidentyfikował. Zgodnie z obowiązującym prawem rejestracyjnym powinna była zaktualizować swoją kartotekę.
Wera nie odnalazła w folderze adresu. Wrzuciła zdjęcie sprzed metamorfozy do rejestru ogólnego. Już po kilku sekundach system wyświetlił dane. Kobieta nazywała się Anna Pałecka i od pół roku mieszkała w Krakowie w luksusowym apartamencie przy ulicy Kopernika.
* * *
W mieszkaniu nikogo nie zastała. Poleciła, by jak najszybciej przeanalizowano domowy komputer Pałeckiej.
Okazało się, że mogła rozmawiać tylko z jedną sąsiadką, leciwą panią Kowalską. Pozostałe lokale na tym piętrze stały puste. Ceny musiały tu być horrendalne.