Moje d³onie ( przedruk z Inter- ...)
47
ZBIGNIEW BARAÑSKI____________moje d³onie
Swoje d³onie mogê ogl±daæ i ogl±daæ… Co¶ w nich musi byæ takiego, co mnie zaciekawia. S± przecie¿ wyj±tkowe. Takie ¿ywe… O!… Poruszam palcami, a teraz przygl±dam siê paznokciom. £adne s±. Dbam o nie. Moje d³onie ró¿ni± siê od innych. Koledzy maj± takie sobie, zwyczajne, czêsto brudne i zniszczone, no i czego¶ im brak. Nie maj± tego, co ja mam, i dlatego moje d³onie s± takie wyj±tkowe. Chocia¿ ostatnio nie mia³em du¿o czasu, by je podziwiaæ. Ludzie patrz± na mnie podejrzliwie, nie mogê byæ z nimi sam na sam. Zazdroszcz± mi… Kiedy¶ stan±³em przed lustrem i kiedy tak je ogl±da³em, spojrza³em sobie w twarz. By³a piêkna… Wypiêknia³a podczas patrzenia na d³onie; sta³a siê uduchowiona. Odt±d kiedy tylko nadarza³a siê okazja, by pokazaæ siê innym, np. podczas rozmowy, przygl±da³em siê wcze¶niej swoim d³oniom. Z czasem potrafi³em ju¿ kontrolowaæ swoje uczucia, które przep³ywa³y tajemnymi kanalikami z d³oni na twarz. Kiedy potrzeba by³o smuciæ siê, smutek mój by³ szczery i piêkny. Bêd±c z niewiast±, albo u¶miecha³em siê tajemniczo, filuternie, albo ¶mia³em siê, zale¿nie od potrzeby. Zyska³em sobie opiniê cz³owieka dobrze wychowanego i inteligentnego. Bo w moich d³oniach jest co¶, czego szukaæ ze ¶wieczk± u innych. Potrafiê to doceniæ. Kiedy¶ napomkn±³em o tym mojemu najlepszemu przyjacielowi, ale nie zrozumia³ mnie. Powiedzia³ co¶ z³o¶liwego pod moim adresem, a przecie¿ i on, stoj±c przed lustrem, przygl±da siê swojej twarzy. No, ale on nie ma takich d³oni. Poza tym ze swoj± twarz± nigdy mi nie dorówna. Mogê godzinami siê im przygl±daæ. Nauczy³em siê rozumieæ ¿ycie. Którego¶ dnia spotka³em s±siadkê, zupe³nie nieoczekiwanie, a unika³em jej od d³u¿szego czasu, poniewa¿ widzia³a mnie, jak wraca³em do domu pijany, i przechodz±c obok jej drzwi, ukrad³em butelkê mleka. S±siadka u¶miechnê³a siê i to mnie zaskoczy³o. Obejrza³em siê, ale nikogo prócz nas nie by³o, wiêc przystan±³em pod ¶cian± i przymkn±³em na chwilê oczy. – ¬le siê pan czuje? – us³ysza³em.
„Inter-. Literatura-Krytyka-Kultura” 2(4)/2014
48
Nie odpowiedzia³em. Nie wiedzia³em, co powiedzieæ, gard³o mia³em czym¶ zatkane. Spojrza³em na ni± i wtedy zda³em sobie sprawê, ¿e siê bojê. – Nic panu nie jest? Skuli³em siê w sobie. Trzês³em siê jak w febrze… Ju¿ jej nie widzia³em, nic nie widzia³em, a kiedy oprzytomnia³em, by³em sam i w swoim mieszkaniu. D³ugo o tym my¶la³em. W koñcu musia³em przestaæ, chocia¿ by³em u koñca rozwi±zania tej zagadki. Przestraszy³em siê. Patrzenie na d³onie nie dawa³o mi ju¿ rado¶ci. Niekiedy nawet chowa³em je szybko za siebie i czu³em wtedy, ¿e co¶ siê ze mn± dzieje. Chud³em w oczach. Moja twarz stawa³a siê szara i by³a ci±gle zmêczona. Musia³em temu zaradziæ, w przeciwnym razie nie móg³bym spotykaæ siê ze znajomymi. Co¶ trzeba by³o zrobiæ. Ale co? Postanowi³em, ¿e to bêdzie co¶ na moj± miarê, jaki¶ wielki czyn, który podniesie mnie w oczach ludzi, a tym samym potwierdzi moj± wyj±tkowo¶æ. I uspokoi mnie. Tymczasem dni lecia³y i po pierwszym porywie, kiedy to poprawi³ mi siê apetyt, wci±¿ nie znajdowa³em niczego, co by pozwoli³o mi wyró¿niæ siê. Znowu chud³em. W pracy mêczy³y mnie spojrzenia kolegów. Nawet propozycja kole¿anki, aby pój¶æ do kina, nie poprawi³a mi humoru. Nic mnie nie cieszy³o. My¶la³em tylko o tym, by jak najszybciej wróciæ do domu i w spokoju zaj±æ siê sob±. Mia³em dziwne prze¶wiadczenie, ¿e jak tylko tam siê znajdê, bêdê wiedzia³, co robiæ. Mêczy³em siê przez to jeszcze bardziej. Mija³y dni… Ju¿ nie obcina³em paznokci. Patrzy³em ze smutkiem na d³onie. Nie my³em siê. Z trudem siê zmusza³em, by chocia¿ umyæ twarz przed pój¶ciem do pracy. Cierpia³em. Pewnego popo³udnia, wracaj±c po pracy do domu, dozna³em ol¶nienia. Ale¿ tak! Jakie to proste! Wystarczy przecie¿ zaj±æ siê czym¶, czymkolwiek, wyrobiæ sobie jaki¶ nawyk, np. do zbierania znaczków pocztowych lub fotosów piosenkarek, i wszystko wróci do normy. Bêdê móg³ spaæ spokojnie, a z czasem… W pierwszym odruchu rzuci³em siê do szafy, gdzie trzyma³em zdjêcia nagich kobiet, ale po chwili my¶l ta wyda³a mi siê p³aska, nielicytuj±ca z powag± chwili. Przygas³em nieco i moje odrodzenie wyda³o mi siê odleglejsze. Nie rezygnowa³em jednak, nadal rozpiera³a mnie energia. Znowu minê³o parê dni. Którego¶ wieczoru odwiedzi³ mnie kolega z pracy. Niby