Afrodyta - kryminał SF
Wera ostrożnie zdjęła obraz i przyjrzała się sejfowi. Zadzwoniła do biura i zleciła przyjazd techników z policyjnego laboratorium. Po prześwietleniu sejf miał zostać zbadany przez nanoroboty i rozcięty. Kazała też zabrać kilka folderów.
Sama udała się na piętro. Podłogę wyłożono miękkim tłumiącym kroki dywanem. W ciszy słychać tylko było szmer wody z fontanny w wykuszu na końcu długiego i szerokiego korytarza. Pokoje usytuowano po prawej stronie. Były jednakowo urządzone, różniły się jedynie kolorami ścian i mebli. W każdym znajdowało się olbrzymie okrągłe łóżko, lustra na ścianach i sufitach, zgrabne toaletki z mnóstwem kosmetyków, olejków i erotycznych zabawek.
Wera wyszła z agencji. Już w starlingu skontaktowała się z ratuszem. Na ekranie komunikatora pojawiła się uroczo uśmiechnięta blondynka.
- Teresa Grabska – przedstawiła się. - Biuro burmistrz Zalewskiej.
- Detektyw Daber, muszę porozmawiać z panią burmistrz.
- Inspektor Wolski uprzedził, że pani zadzwoni. Niestety, pani burmistrz ma dzisiaj kilka ważnych spotkań i dopiero wieczorem znajdzie nieco czasu. Czy byłaby pani uprzejma skorzystać z zaproszenia na godzinę dziewiątą? Przyślę naszego starlinga.
- Żaden problem.
- Jeszcze jedno – rzekła pospiesznie blondynka. – Pani burmistrz porozmawia z panią w czasie przyjęcia. Pani rozumie… Strój…
- Wszystko jasne – przerwała jej Wera. – Będę punktualnie.
* * *
Wróciła do mieszkania i od razu przeszła do łazienki.
- Kąpiel relaks – poleciła, wrzucając ubranie do dezintegratora. Wbudowana w podłogę owalna wanna w ciągu kilku sekund napełniła się wodą z dodatkiem wonnych olejków. Wera, leżąc w aromatycznym płynie, z głową opartą o poduszeczkę, oddała się całkiem przyjemnym rozważaniom na temat stroju na przyjęcie w ratuszu.
Kwadrans przed dziewiątą po raz ostatni obejrzała się w lustrze. Głęboka zieleń obcisłej jedwabnej sukni idealnie współgrała z jej rudozłotymi włosami i ciemnymi oczyma.
Za oknem wirowały płatki śniegu. Wera wydała polecenie nasunięcia osłony na taras, przy którym czekał już na nią starling.
Przed paru laty przeniesiono ratusz z zabytkowego budynku w Starym Krakowie do jednego z wieżowców w nowej części miasta. Kaskadowy układ kondygnacji łagodził nieco monotonię ścian z matowego glassopleksu i błyszczącego stopu.
Pojazd miękko przywarł do tarasu, z którego przechodziło się wprost do sali bankietowej. Wera nie zauważyła osłony, ale na tarasie było ciepło. Zapewne zastosowano tu niewidzialną barierę izolującą.
* * *
Detektyw Daber nie widziała jeszcze nowej siedziby władz miasta. Z zaciekawieniem rozejrzała się po olbrzymim wnętrzu. Wysoki strop podtrzymywały kolumny z gładko polerowanego czarnego granitu. Ze ścian przesączało się łagodne światło. Delikatne dźwięki muzyki z trudem przebijały się przez gwar ożywionych rozmówi i wybuchy śmiechu licznych gości, między którymi krążyła obsługa z tacami pełnymi wysmukłych kieliszków i wykwintnych przekąsek.
- Może szampana? - kelner wyrósł przed nią jak spod ziemi i oddalił się, gdy przecząco potrząsnęła głową.
- Ślicznie pani wygląda – blondynka podeszła z wyciągniętą dłonią i nadspodziewanie mocno uścisnęła jej rękę. Sama doskonale prezentowała się w świetnie skrojonym szaroperłowym kostiumie. - Cudowna suknia! – dodała z uśmiechem.