Afrodyta - kryminał SF
Nowy Kraków, 2095 rok
Zbliżał się koniec marca, ale śniegowo-deszczowa mżawka nie pozwalała zapomnieć o zimie.
Wera wbiegła do holu swojego wieżowca. Czuła, jak fala gorąca uderza do wysmaganej zimnymi podmuchami twarzy.
Poleciła, by komputer pokazał oferty biura podróży, z którego usług zazwyczaj korzystała. Drgnęła, gdy dźwięk komunikatora przerwał jej to miłe zajęcie. Na wyświetlaczu zobaczyła recepcjonistę z biura.
- Pilna wiadomość – rozległ się metaliczny głos androida. – Detektyw Daber zgłosi się do inspektora Wolskiego.
Pomyślała ze złością, że nie miał odwagi zadzwonić osobiście. Z drugiej strony trochę rozpierała ją ciekawość. Wiedziała, że nie zawracałby jej głowy z błahej przyczyny.
Szybko ubrała się i z tarasu przywołała starlinga.
* * *
Drzwi gabinetu szefa były szeroko otwarte. Wchodząc Wera odruchowo przeczesała palcami lekko jeszcze wilgotne włosy.
- Jesteś – stwierdził lakonicznie, prostując zwalisty tułów.
- Mam urlop, pamiętasz?
Skrzywił się i dłonią pomasował prawy bok.
Zastanawiała się, czy nie robi tego celowo, by ją ułagodzić. Niedawno zwierzył się, że założono mu hodowlę tkanek wątrobowych. Czekał go przeszczep.
Z chmurną miną usiadła naprzeciw niego.
- Zabójstwo Balickiej – oznajmił, przesuwając w jej stronę infokostkę
Wera wzięła ją machinalnie i natychmiast odłożyła.
- To sprawa Adama!
- Adam utknął – powiedział Wolski zatroskanym głosem. Milczał przez chwilę, jakby ważył w myślach słowa. - Okazało się, że ofiara to siostra pani burmistrz. Rozumiesz, prawda?
Nie ukrywał swoich politycznych ambicji. Przy każdej okazji zabiegał o uznanie ze strony ratusza.
- Jesteś moim najlepszym detektywem – dodał pojednawczo.
Westchnęła.
- Dlaczego mówisz mi to tylko wtedy, gdy czegoś potrzebujesz?
* * *
Jak zwykle, zaczęła od wejścia do VCS.
Virtual Crime Scene bazowała na technologii, wykorzystywanej początkowo do celów rozrywkowych. W latach siedemdziesiątych po raz pierwszy zastosowano ją w kryminalistyce.
Na miejsce przestępstwa wchodziły najpierw wyspecjalizowane androidy, zwane androtechami. Kierował nimi zdalnie zespół techników. Roboty zabezpieczały potencjalne dowody i pobierały próbki. Nagrywały dźwięki i utrwalały zapachy. Powstawał wielowymiarowy interaktywny zapis, umożliwiający wielokrotne oględziny, nawet po upływie dłuższego czasu.
W sali projekcyjnej Wera założyła hełm i rękawice. W wirtualnym korytarzu dotknęła przestrzennego napisu „Badanie miejsca zbrodni”. Wpłynęła do pełnego rozbłysków tunelu, by po kilku sekundach znaleźć się w mieszkaniu Balickiej.
Było doszczętnie splądrowane. Przesuwając się po kolejnych pomieszczeniach, ujrzała stosy ubrań i przedmiotów, otwarte na oścież szafy i szafki, zrzucone ze ścian obrazy.
W kuchni znalazła ofiarę, przywiązaną do krzesła, siedzącą ze zwieszoną bezwładnie głową. Zmierzwione kasztanowe włosy przesłaniały zsiniałą twarz. Mimo, iż zwłoki zaczęły się już rozkładać, przez porozdzierane ubranie zdołała dostrzec liczne rany cięte. Zatęchłe powietrze gęste było od słodkawo-zgniłego odoru.
- Pokaż warstwy – poleciła Wera.
Najpierw zniknęło ciało i krzesło. Później po kolei dematerializowały się porozrzucane w pomieszczeniu przedmioty.
Wera pochyliła się i uważnie obejrzała poplamioną podłogę. Skierowała na nią pożyłkowaną pulsującymi światłowodami rękawicę.
- Ślady biologiczne ofiary – odezwał się komputer.
Dziewczyna zdjęła hełm i wydała następne polecenie:
- Wstępny raport patologa.
W kilka sekund wyświetlił się hologram z zawieszonym w przestrzeni trójwymiarowym ciałem. Świetliste okręgi otaczały obrażenia, o których informował monotonny beznamiętny głos.