A co by było gdyby... 26,27,28
-Bo ja jestem fajna i wszyscy mnie kochają za moją życzliwą i pomocną dłoń- odpowiedziała im z chytrym uśmiechem Monika.
-Życzliwą i pomocną dłoń…- Robert powtórzył pod nosem z ironią.
-Trzeba być życzliwym i pomocnym!- wtrącił się jakiś chłopak, który nagle pojawił się między nimi. Był to kolega z klasy Roberta.
-Dokładnie!- zgodziła sie z nim Monika.
-Ty, Gucio, spadaj do domu, a się nie wtrącaj!- Robert zaczął sie z nim przekomarzać.
-Ja się, Roberciku, nie wtrącam. Ja mówię tylko to, co myślę!- poprawił się Gucio.
-To zamknij paszczę i nie mów. My tu ważne sprawy omawiamy.
-Jak ważne, to ja chętnie pomogę- uśmiechnął się do dziewczyn.
-Idź sobie, Gucio, nie potrzebujemy twojej pomocy. Damy sobie radę świetnie bez niej.
-Na pewno se nie dacie, bo ty tu jesteś. Haha- zaśmiał się Gucio.
-Właśnie, że ja tu jestem, to se damy radę!- popchnął kolegę- Dziewczyny, idziemy!
-Chcesz się bić, Roberciku? No to dawaj!
Gucio chwycił Roberta w pół i udawał, że próbuje go przewrócić. Robert zaczął sie śmiać. Potoczyli się obaj po chodniku, bardziej łaskocząc i bijąc lekko w brzuch niż zdzierając z siebie skórę. I akurat w tym momencie z budynku szkolengo wysz…ła niska nauczycielka z matematyki.
-Chłopcy! Co wy robicie?
Słysząc nauczycielkę dwaj nie mali chłopcy wstali i stanęli pokornie przy niej.
-Bo my, proszę pani, się tak bawiliśmy- powiedział Gucio na wytłumaczenie.
-Bawiliście się!- powto.rzyła matematyczka z niedowierzaniem- Ja dziękluję za taką zabawę! Chcecie iść do dyrektora?
-Nie, nie, proszę panią- powiedział szybko Robert- My naprawdę tylko tak dla żartów.
-Ty, Robercie! Sądziłam, że jesteś mądrzejszy!
-Proszę pani- rzekł ugodowo Gucio- Robercik to naprawdę mądry chłopak- poklepal go po ramieniu- Właśnie załatwiał ważną rzecz rodzinną z siostrą. Dla Roberta rodzina ponad wszystko!
Monika zrobiła sie czerwona jak burak, więc natychmiats schowała twarz w dłonie, próbując nie wybuchnąc smiechem przy nauczycielce.
-Rodzina ponad wszystko- powtórzyła z ironią matematyczka patrząc na Monikę, a potem na chłopaków- Ojh, Gucio, Gucio, jak ty coś powiesz…- pani pokręciła głową.
-No, mówię pani, rodzina jest najważniejsza.
-Tak, tak- nauczycielka machnęła ręką- Nie bić mi się tu więcej. A jutro was obu przepytam i wlepię jedynki.
-Ale jak nam pani i tak wlepi jedynki, to po co będzie nas pani przepytywać?- wtrącił Robert.
-Już ja wiem, po co!- zapewniła go- Życzę wam miłego popołudnia z książką.
Nauczycielka wyciągnęła kluczyki z torebki i wsiadła do swojego auta. Chłopcy zaś żałośnie spoglądali na nauczycielkę. Monika, nie mogąc już dłużej wytrzymać, zaczęła chichotać na głos.
-Jak dobrze, że ja mam już szkołę za sobą.
-Ja też- Elwira jej przytaknęła.
-To przez ciebie, gamoniu- Robert musiał to wyrzucić koledze.
-Co przeze mnie? Co przeze mnie? Ja nic nie zrobiłem!
-A kto się zaczął bić?
-Sam się o to prosiłeś!
-Ja się prosiłem? Ja?
Chłopcy stanęli naprzeciw siebie i wyglądali, jakby faktycznie tym razem bylio gotowi do bójki.
-Ej, spokój!- Monika natychmiast wkroczyła pomiędzy nich- Matura sie sama nie napisze. Jedno popołudnie z książką wam nie zaszkodzi.
-Guciowi zaszkodzi- wtrącił Robert- Mózg mu się zlasuje!
Gucio klepnął go w ucho.
-Ej!- Monika chwyciła go za rękę- Zaraz ja cię pacnę, to ci się zaraz lepiej namózgu zrobi! A ty- zwróciła się do Roberta- Będziesz się dzisiaj uczył! I ja tego dopilnuję.
-Dobra, dobra- Robert dał za wygraną- Co teraz robimy?- zmienił temat- Kliedy masz to spotkanie?
Monika znów poczuła ukłucie w żołądku.
-O szesnastej w Kofeinie- powiedziała już bez poprzedniej werwy.