1: Dziwne znaki na niebie.
Pozostałą część rozmowy nie udało mi się usłyszeć. Znachorka zabrała babcię do siebie. Jakby wiedziała, że stoję za ścianą i słucham.
Wróciłam do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale bezskutecznie. W moich uszach rozbrzmiewały słowa babci…
Następnego ranka babcia siedziała w kuchni i kroiła świeżo wyjęty z pieca chleb. W całym domu roznosił się zapach drożdży i świeżo przygotowanego sera.
- Dzień dobry. - Odparłam przecierając oczy. Nie chciałam denerwować babci, że moje myśli krążą wokół tego jeziora. I tak już na samą myśl o tym jeziorze twarz babci bladła.
Nie zwracając uwagi na to, co powiedziałam, postawiła przede mną talerz z kromkami chleba, świeżo pokrojonym serem, selerem oraz rzodkiewkami.
- Babciu? Wszystko w porządku? - zapytałam, ładując w tym samym momencie do buzi kromkę chleba. Babcia tylko westchnęła.
- Za dwa dni jest święto Suvenqy. Możesz tam pójść, ale nie sama. Zrozumiano? - Zakrztusiłam się. Skąd nagle taka zmiana decyzji?
- Zmieniłaś zdanie? Dlaczego?
- Nie ważne. - Odparła. - I nie pytaj więcej, chyba, że chcesz, żebym jednak cię nie puściła.
- Nie! Zapytam dzisiaj Lilo, czy nie będzie chciała pójść ze mną. Jest w końcu magiem, także będziesz bardziej spokojniejsza.
- Powiedzmy, że będę.
- Dziękuję babciu! - Uśmiechnęłam się, dopiłam mleko i zerwałam się na równe nogi. Podbiegłam w podskokach do babci i przytuliłam ją – Obiecuję, że będę ostrożna. - Babcia tylko się uśmiechnęła. Jednak w jej oczach dostrzegłam strach i smutek. Odniosłam wrażenie, że kiedyś już słyszała te słowa od mojej matki.
Wybiegłam z domu i pędem udałam się w kierunku miasta. Dzisiejszy dzień był bardziej pochmurny. Piękno płaczących gór zakryła mgła, która zawisła nad miastem.
Zapukałam do drzwi jednego z domostw.
- Kto tam? - zapytał cienki, piszczący głosik.