Wśród szlachcianek dwudziestopięcioletnia baronówna Sabina Ostrowska uchodzi za podstarzałą ekscentryczkę… wręcz czarną owcę. W powszechnej opinii Bóg pokarał ją inteligencją, kąśliwym językiem i żywym temperamentem. Poza tym (o zgrozo!) nie posiada męża, a nawet nie zamierza słuchać o żadnym kawalerze.
Sabinę śmiertelnie nudzi salonowe życie. Kryminalne śledztwa, które w kręgach arystokracji prowadzi jej ojciec, to co innego. Wprawdzie niebezpieczne przygody nie są dla panien z dobrych domów, ale ciotka Gertruda widzi w nich szansę na utemperowanie niesfornej bratanicy i wydanie jej za mąż. Baron Wiktor Godlewski wydaje się kandydatem wręcz idealnym…
Czy ten podstępny plan się powiedzie?
Zadziorna baronówna to pierwszy tom cyklu obyczajowo-historycznego W dolinie Narwi, którego fabuła rozgrywa się na Podlasiu w pierwszej połowie XIX wieku. Do lektury powieści Urszuli Gajdowskiej zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W poprzednich tygodniach na naszych łamach mogliście przeczytać pierwszy i drugi fragment książki Zadziorna baronówna. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Sabina na końcu języka miała zupełnie inne słowa. Wiedziała, że brat wykorzystał ten czas nie tylko po to, by tropić bandytów. Zwłaszcza że wśród przybywających z nim ludzi dostrzegła dobrze znaną jej postać Edmunda Brezy, a kiedy on pojawiał się na horyzoncie, to nie wróżyło to niczego dobrego. Pewnie pili na umór i korzystali z innych uroków „przedsięwzięcia”. I uroki te miały niewiele wspólnego ze śledzeniem złoczyńców. Nie wypowiedziała jednak tego głośno.
– Tropiąc i przesłuchując bandytów, którzy na nas napadli, trafiłem na bardzo dziwne informacje. Rabusiom nie chodziło, jak wcześniej przewidywaliśmy, o jakieś specjalne ramy, które ceni sobie ich zleceniodawca. Szukali obrazów, które przedstawiają coś, co ten pragnie ukryć. – Spojrzał na słuchaczy, ale nie widząc w ich oczach ani zdziwienia, ani żadnej innej emocji, której się spodziewał, ciągnął dalej bardziej dramatycznym tonem. – Człowiek, który ich wysłał, poszukiwał obrazów z portretem jakiegoś dziecka. Nie umieli podać szczegółów, wiedzieli jedynie, że namalowanym jest jakiś nowo narodzony chłopczyk. Jeden z nich przyznał, że usłyszał od zleceniodawcy, iż ten właśnie chłopiec nie może pokrzyżować jego planów i nie może odebrać mu tego, na co on od tak dawna liczył. Dlatego zaraz po rabunku wyjęli obrazy z ram i przekazali je temu człowiekowi. Ramy mogli zatrzymać jako zapłatę. Zdołaliśmy ich schwytać i przechwycić je, zanim zdążyli je komuś sprzedać czy przetopić.
– Ale obrazów nie udało się odzyskać? – spytała Sabina.
– Niestety nie. Odebrał je zleceniodawca, jakiś bogaty i dobrze urodzony człowiek.
– To już wiedzieliśmy wcześniej. Tak opisał go chłopak, który włamał się do Kamiennego Dworu. Poza tym nikt bez pieniędzy nie wynająłby zbirów – stwierdził Wiktor.
– Zgadza się. Nie dlatego o tym wspominam. Świadkowie jego rozmów z rabusiami właśnie tak go opisali. Niestety, musiał być w przebraniu. W zajeździe Pod Pieczoną Gęsią, gdzie odebrał obrazy i przekazał pieniądze bandytom, zapamiętano go jako kulturalnego starszego pana w okularach i z potężną brodą zasłaniającą niemal całą twarz. Stamtąd wyruszył ponoć do Warszawy, jednak po drodze nikt nie widział takiego człowieka. Sprawdzaliśmy wszystkie możliwe trasy. Tamtego dnia przewinęło się przez nie bardzo wielu podróżujących, ale nie było wśród nich żadnego staruszka podobnego do tego opisu.
– Cwaniak – skwitował Wiktor. – Dowiedziałeś się czegoś o namalowanym dziecku? Wiesz już, kim ono jest?
– Jeszcze nie. Jednak mam kilka tropów. Przesłuchałem naprawdę wielu świadków. Nawet barmankę z tego zajazdu.
O tak! – krzyknęła w myślach Sabina. I tu mamy powód opóźnienia. Przesłuchania barmanki musiały zająć kilka dni, a nawet nocy.
Książkę Zadziorna baronówna kupić można w popularnych księgarniach internetowych: