Agacie Filipiak udało się powrócić z martwych. I już zaczyna tego żałować...
Musi nauczyć się żyć w rzeczywistości, w której istnienie magii zostało ujawnione, a ludzie i Iskry - istoty obdarzone nadprzyrodzonymi zdolnościami - znajdują się na skraju wojny. Agata nie chce opowiadać się po żadnej ze stron. Interesuje ją tylko jedno: zemsta na półdemonie, z którym łączy ją telepatyczna więź. Kiedy zatem przystojny czarownik prosi ją o pomoc w poszukiwaniu broni zdolnej do zabijania istot nadprzyrodzonych, dziewczyna nie waha się ani chwili.
Tylko czy w świecie pełnym magów, demonów i słowiańskich bożków Agata może komukolwiek zaufać?
Do lektury książki Katarzyny Wierzbickiej To nie jest kraj dla słabych magów zaprasza Wydawnictwo Spisek Pisarzy. To drugi tom cyklu Między światami W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki To nie jest kraj dla słabych magów. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Za zaroślami rzeczywiście rozciągała się czarna tafla wody. Krzysiek i Dawid stali na niewielkim, drewnianym pomoście, wpatrzeni w toń, w której coś się kotłowało z bulgotem.
– Tam jest demon? Naprawdę? – zapytałam przez ściśnięte gardło, podchodząc do brzegu kładki.
Dawid obrzucił mnie zirytowanym spojrzeniem.
– Nie demon, tylko zwykły słowiański wodnik. Choć całkiem stary i silny, muszę przyznać.
– To co zrobimy? – W świetle księżyca twarz Krzyśka była biała jak ser.
– Mnie się pytasz? – fuknął Dawid. – To twoja akcja. Ty tu rządzisz.
Przyjrzałam się nieufnie pryskającej na wszystkie strony wodzie.
– Czyli wodnik to nie demon? Myślałam, że to jedno i to samo – powiedziałam cicho. Dawid wzniósł w górę oczy.
– Czy ty się niczego nie nauczyłaś od tej swojej mamuśki? Nie, to nie jest jedno i to samo. Wodnik jest istotą nadprzyrodzoną, ale zamieszkującą ten świat. Demony przychodzą z innych wymiarów. Jak chcesz mojej rady – zwrócił się do Krzyśka – to rzuć mu Agatę w ofierze. Może ci z wdzięczności odpowie na kilka pytań. A przynajmniej ona przestanie gadać głupoty.
– He, he, bardzo śmieszne – prychnęłam, rzucając Dawidowi wściekłe spojrzenie. I w tym momencie poczułam, że wokół mojej kostki zaciskają się jak kleszcze zimne, długie palce.
Pisnęłam przenikliwie. Coś szarpnęło mnie za nogę tak mocno, że straciłam równowagę. Zamachałam rozpaczliwie rękami, o centymetry mijając wyciągniętą w moją stronę dłoń Krzyśka, i ciężko jak kamień wpadłam do wirującej w dole wody.
Była przeraźliwie zimna. Wypłynęłam na powierzchnię, miotając się na wszystkie strony. Koło siebie zobaczyłam rude, przyklejone do zniekształconej czaszki włosy i ogromne, smutne, zielone oczy. Białe, rozmiękłe dłonie przesunęły się po moim ciele i zacisnęły na szyi, ściągając w toń.
Nie zdążyłam nabrać powietrza, zanim woda po raz drugi zamknęła się nad moją głową. Dusiłam się w ciemności, spadałam w dół, a ta ohydna, galaretowata istota owijała mnie silnymi ramionami i nogami, przyczepiając się do mnie jak gigantyczna pijawka. Poczułam, jak przed twarzą przesuwa mi się coś długiego i śliskiego. Wgryzłam się w to coś rozpaczliwie, zajadle, szarpiąc i rozrywając zębami miękkie, gnijące ciało. W głowie usłyszałam cienki, wysoki pisk, zacisnęłam mocniej szczęki i nagle stwór mnie puścił. Byłam wolna, mogłam płynąć w górę. Czyjaś ręka złapała mnie za włosy, mocno, boleśnie, i pociągnęła ku powierzchni. Wynurzyłam się, kaszląc i plując ohydną, gorzką cieczą. Obok mnie miotał się Krzysiek. Dawid siedział na pomoście, machając bosymi stopami zanurzonymi w wodzie, z dłońmi złożonymi na kolanach. Światło księżyca odbijało się srebrno w moich oczach umieszczonych na jego spokojnej, pozbawionej emocji twarzy.
Kropelki wody trysnęły w górę. Tuż obok mnie pojawiła się zielonkawa, napuchła twarz, z rozwartą do wrzasku paszczą pełną ostrych i cienkich jak u szczupaka zębów. Krzysiek machnął ręką, zawołał coś w języku, którego nigdy przedtem nie słyszałam, i oślepił mnie błysk ostry jak silne wyładowanie elektryczne. Stwora odrzuciło w tył. Z przeraźliwym wyciem uderzył chudymi, kościstymi plecami o taflę wody. Ciemnozielona krew spływała mu po ramieniu. Gdzieś jakby z dala słyszałam swój własny krzyk – głośny, przenikliwy, na pograniczu histerii i utraty zmysłów. Potwór zaczął zapadać się w toń, znikać, rozpływać, ale Dawid w ostatnim momencie pochylił się i złapał go za rude strąki włosów. Bez większego trudu wyciągnął z wody wijącego się utopca i rzucił obok siebie na deski pomostu. Wodnik zawył boleśnie. Zesztywniał, wybałuszył ogromne, lśniące zielenią ślepia. Wyglądał jak porażony prądem.
Krzysiek pomógł mi się wydostać na kładkę. Skuliłam się na czworakach i wymiotowałam, raz po raz, próbując pozbyć się obrzydliwego smaku tkanek i krwi potwora. Wydawało mi się, że nigdy mi się to nie uda. Usiadłam sztywno, podkulając nogi, i objęłam się ramionami. Trzęsłam się z zimna i przerażenia. Ale żyłam. Wciągnęłam głęboko do płuc chłodne nocne powietrze.
Krzysiek opadł na pomost obok mnie.
– Wepchnąłeś mnie do stawu – powiedział cicho, jakby z niedowierzaniem.
– No i popatrz, jak sobie ładnie poradziłeś. Niektórzy po prostu potrzebują dodatkowej motywacji. – Dawid wzruszył ramionami. – No to co, masz do niego jakieś pytania? Bo jak nie, to urwę mu głowę i po sprawie.
Ciałem utopca targnął spazm. Był drobniejszy, niż mi się wydawało na początku. Skrzela na szyi wznosiły się i opadały bez przerwy. Uniósł dłonie z długimi, połączonymi błoną palcami w geście poddania się.
– Nie, proszę… – wybulgotał. – Powiem wam wszystko!
Krzysiek odkaszlnął, wypluwając wodę. On także miał dreszcze. Przysunęłam się bliżej niego. Może i był kłamliwą szują, ale w obecnej chwili czułam z nim największą bliskość gatunkową.
– Widziałeś coś niezwykłego? Ktoś coś tu chował?
– Wszystko bywa niezwykle… Dziwne… Cały świat wokół, gdy widzisz go spod tafli stawu. – Głos wodnika brzmiał tak, jakby wypływał z krtani pełnej wody i szlamu.
– To było jakieś osiemdziesiąt pięć lat temu? – Krzysiek otarł mokrymi rękami mokrą twarz. Woda ściekała mu po włosach, skapywała na pomost.
– Takie stwory nie mają poczucia czasu! Idioto, czy ty się niczego nie nauczyłeś przez te lata pracy dla Rady? – Dawid przycisnął mocniej szyję wodnika do desek. Utopiec zaskamlał. – Mów, nie mam czasu ani nastroju na cholerne gry i zagadki. Wiesz, o co chodzi. Pośpiesz się. Miałeś coś przekazać. Co?
– Nie tobie… – Wodnik wyszczerzył ostre i cienkie ząbki. – Nie takim jak ty… Człowiekowi… Co będzie pachniał jak ta dziewuszka…
– Jaka dziewuszka? – zapytał ostro Krzysiek.
Wodnik rzucił na niego spojrzenie wybałuszonych galaretowatych oczu. Milczał.
– Człowiek złożył ci ofiarę. Dziecko. I w zamian za to kazał przekazać swojemu synowi lub wnukowi informacje, kiedy ten się tu pojawi – mówił Dawid cicho i spokojnie, jakby opowiadał o całkiem racjonalnym planie. Nie mogłam tego słuchać.
– Tak…
– Co miałeś powiedzieć?
Dłoń utopca, sina i wiotka jak garść wodorostów rzuconych na pomost, zadrżała spazmatycznie. Dawid wyraźnie sprawiał mu ból. Nie odczuwałam ani odrobiny współczucia.
– „To, czego szukacie, uda się wam znaleźć jedynie, gdy wrogowie połączą swoje siły… Gdy Iskra i człowiek z mojego rodu staną obok siebie i wspólnie przeleją krew obcego… Przejdźcie przez skalne wrota i szukajcie wśród grzybów, których zjeść się nie da. Tam ukryję skarb” – zaszeptał wodnik głosem brzmiącym jak fala rozbijająca się o brzeg. Jęknął. – To kazali mi powiedzieć. Mag rzucił zaklęcie. Nie wiem nic więcej. Puść mnie!
Zapadła cisza.
– Czy dziadek Jacka to się tymi grzybkami naćpał? – zapytałam z irytacją. – Przecież to nie ma najmniejszego sensu!
– A właśnie, gdzie jest Jacek? – Krzysiek rozejrzał się wokół gwałtownie. Dawid zaklął szpetnie. Zerwał się na równe nogi, uwalniając wodnika. Stwór błyskawicznie przeturlał się na brzeg pomostu i wślizgnął do stawu z cichym pluskiem. Zamrugałam. Gdyby nie kręgi rozchodzące się na tafli wody, byłabym w stanie uwierzyć, że to wszystko mi się przyśniło.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki To nie jest kraj dla słabych magów. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: