Marion, Ethan i Emma dopiero co odkryli spisek związany z niebezpiecznymi eksperymentami na ludziach, a już wplątali się w konflikt z samą Strefą B. Teraz nie mają wyjścia. Muszą ratować nie tylko siebie, ale i wszystkich, na których im zależy. Mając przeciwko sobie najbogatsze schrony świata, wkrótce zmierzą się z ekstremalnymi warunkami, nowymi wrogami i prześladującym ich piętnem. Może się wydawać, że nie mają szans. Żadne z nich nie wie jednak o potężnym ruchu oporu, który tylko czeka na odpowiedni moment, by w końcu zaatakować. Czy wspólnie uda im się przetrwać gniew Strefy B? I czy Rose znajdzie lek na dziesiątkującą bezstrefowych Czarną Falę?
Do lektury powieści Kingi Chojnackiej Strefy. Tom 2 zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki:
Rozdział 1
Jeszcze nigdy nie otaczała jej aż tak głęboka ciemność. W pomieszczeniu nie było niczego. Absolutnie niczego. Tylko czerń i chłodne powietrze wylatujące co jakiś czas z wentylatora. Marion Dallas próbowała się od niego odsuwać, ale nieustannie ją doganiało.
Siedziała w tym pokoju już dwie doby. Tak przynajmniej jej się wydawało, bo od przyjazdu do Strefy B nie miała kontaktu ze światem zewnętrznym. Rozpoznawała porę dnia podczas tej krótkiej chwili, kiedy prowadzono ją na przesłuchanie. Zerkała wtedy w okno i starała się określić położenie słońca. Próbowała się też szarpać, ale mundurowi trzymali ją tak mocno, że nie udawało jej się nawet poruszyć.
Każde przesłuchanie wyglądało tak samo. Strefowy, który uprowadził ją i Emmę z bazy Miasta, zadawał pytania i wściekał się, gdy Marion nie chciała odpowiadać. Najpierw wrzeszczał, potem próbował straszyć, a na końcu bił. Po całym ciele. Zaczynał od klatki piersiowej, w którą uderzał grubo splecionym sznurem, następnie przechodził do kostek i ud, a dopiero na końcu skupiał się na twarzy. Kończył po paru godzinach. Groził, że Marion nigdy więcej nie zobaczy światła, po czym ponownie zamykał ją w małej, ciemnej celi.
– Pod ścianę! – rozległ się donośny głos.
Marion wzdrygnęła się. Dopiero co udało jej się zasnąć, więc nagły dźwięk sprawił, że jej oddech niekontrolowanie przyspieszył. Zaczęła powoli się podnosić. Chciała oprzeć się na ramieniu, ale była zbyt słaba, więc upadła na podłogę, jeszcze zanim udało jej się usiąść.
– Powiedziałem – pod ścianę!
– Zaraz! – syknęła. Mrugając kilkukrotnie, zmusiła mięśnie do pracy. Była pewna, że słyszy przy tym chrzęst kości. Poczuła mrowienie w prawym boku, a gdy stanęła na nogach, zakręciło jej się w głowie. W ostatniej chwili przylgnęła do ściany.
Usłyszała chrzęst otwieranych drzwi. Wpadające przez nie światło całkowicie ją oślepiło. Zmrużyła oczy, gdy mundurowy zaczął klepać ją po plecach i udach, by sprawdzić, czy nie ma przy sobie niebezpiecznych przedmiotów.
– Niby co miałabym tutaj wnieść? – prychnęła, próbując patrzeć, jak ją przeszukuje.
– Ani słowa. – Mężczyzna szarpnął ją za ręce i zakuł w kajdanki. Gdyby nie wzięła róży, właśnie zwijałaby się z bólu, bo wygiął jej rękę tak mocno, że napięcie w barku nie pozwalało jej się wyprostować.
Marion wyobrażała sobie, jak musi czuć się Emma. Widziała ją po raz ostatni, gdy mundurowi wywlekali je z samochodu po dojeździe do Strefy B. Przez całą drogę Emma nie odezwała się słowem. Siedziała ze spuszczoną głową i płakała. Dygotała, a gdy van się zatrzymał, zaczęła błagać strefowych, by ją wypuścili. Najwyraźniej bała się bólu, jaki ją czekał. Zanim Marion zdążyła cokolwiek powiedzieć, mundurowi założyli dziewczynie worek na głowę i wyrzucili z samochodu. Od tamtego czasu nie widziała Emmy. Kilka razy próbowała zapytać strefowych o to, co się z nią dzieje, ale za każdym razem odpowiadali jej kolejnym ciosem.
– Siadaj! – Rozkaz mężczyzny wyrwał ją z natłoku myśli. Nawet nie zauważyła, kiedy przeprowadzono ją przez korytarz. Mundurowy kolejny raz szarpnął ją za nadgarstek, posadził na krześle i przywiązał do oparcia.
Kobieta wciąż mrużyła oczy. W celi nie było aż tak jasno jak na korytarzu, jednak ciemność, w której miastowa spędziła paręnaście poprzednich godzin, sprawiła, że każdy promień światła całkowicie ją oślepiał. Mrugnęła parę razy. Ktoś zamknął drzwi. Słyszała kroki, a po paru sekundach dostrzegła kontur stojącej przed nią postaci. Może i nie była w stanie dostrzec szczegółów, ale doskonale widziała te wielkie ramiona, zgrubienie na biodrze i łysą głowę. Przewróciła oczami z rezygnacją.
– Ile razy będę musiał cię tu oglądać? – zapytał mundurowy oschłym tonem. Jego głos wydawał się straszniejszy za każdym razem. W przeciwieństwie do poprzedniego przesłuchania mężczyzna nie próbował już udawać, że nie chce zadawać Marion bólu. Tym razem stał w kącie z rękoma założonymi na piersi i przyglądał jej się, szukając punktu, od którego powinien zacząć.
Marion nie odpowiedziała. Zamiast tego napięła mięśnie w oczekiwaniu na pierwszy cios.
– Naprawdę musimy zaczynać od początku? – Zbliżył się do niej. – Nie mamy zbyt dużo czasu. Rose ma już dosyć. – Obserwował, jak Marion wbija w niego wzrok. Dokładnie widział żyły, które napinały się na jej szyi. Wygiął usta w obrzydliwym uśmiechu. Tego poranka otrzymał wyniki badań krwi kobiety, dzięki czemu w końcu dowiedział się, dlaczego jego przesłuchania nie przynoszą efektów. – Ostatni raz zadam ci to pytanie, dobra? Co powiedziała ci Rose Pletner o swoich badaniach?
– Nic. – Marion skrzywiła się i automatycznie zamknęła oczy. Otworzyła je dopiero, gdy usłyszała oddalające się kroki.
– Wiem, że coś ci powiedziała. Wiem, że znalazłaś nasze dokumenty, więc wiesz, nad czym pracujemy. Skoro je znalazłaś, to przywiozłaś Rose do Miasta w jakimś konkretnym celu. W jakim? – Strefowy ani na moment nie przestał wpatrywać się w więźnia. Przeszywał ją wiercącym spojrzeniem i świadomie szukał każdej, nawet najmniejszej oznaki strachu.
– W żadnym, mówiłam. Nawet nie wiedziałam, że to Rose. Mundurowy podbiegł do krzesła, na którym siedziała Marion. Oparł się na podłokietnikach, tak że znalazł się niebezpiecznie blisko jej twarzy, i krzyknął:
– To skąd masz różę?! – Trzasnął pięścią w oparcie.
Marion zadrżała, ale to nie była reakcja, jakiej oczekiwał. Miała się bać. Miała zacząć płakać albo prosić, by zostawił ją już w spokoju, a zamiast tego próbowała się tylko odsuwać. Kiedy kończył mówić, wbijała w niego ten swój zimny wzrok, tak jakby to ona chciała się czegoś dowiedzieć. Prychnęła, co jeszcze bardziej go zdenerwowało. Zamachnął się i uderzył ją w twarz tak mocno, że aż zabolały go palce. Ale ona znowu nie zareagowała. Siedziała przez chwilę ze spuszczoną głową, po czym powoli ją uniosła i wypluła napływającą do ust krew.
Książkę Strefy. Tom 2 kupicie w popularnych księgarniach internetowych: