Izabelle Walter, świeżo upieczona wdowa, nigdy nie pracowała zawodowo. Wszystko więc wskazuje na to, że po śmierci męża opiekę nad nią roztoczy czworo ich wspólnych dzieci.
Rodzeństwo wpada na pomysł, który pozornie nie ma wad. Izabelle zamieszka u każdego z nich na dwa i pół miesiąca w roku, natomiast pozostałe dwa miesiące spędzi na zorganizowanych i sfinansowanych przez nich czworo wakacjach. Realizacja planu idzie gładko do momentu, w którym Izabelle po raz pierwszy w życiu znajduje w sobie siłę, by wyrazić własne zdanie.
,,Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie" - zdaje się mówić autorka poprzez karty opowieści. Jest zabawnie, odważnie i lirycznie, niczym w najlepszym spektaklu.
Anna H. Niemczynow po raz kolejny wyciąga dłoń do poszukujących swojej drogi kobiet. Szepcze im do ucha: ,,Odwagi, zrób pierwszy krok w stronę namiętności swego serca, a zabawa życia dopiero się zacznie".
– Każda z nas choć raz w życiu zastanawiała się, co by było, gdyby... Najnowsza książka Anny H. Niemczynow poza przyjemnością czytania daje nadzieję na to, że nigdy nie jest za późno na zmianę życia i czerpanie z niego pełnymi garściami. Inspirująca, budząca emocje lektura, która pokazuje siłę i odwagę dojrzałych kobiet – powiedziała Ewa Kustroń-Zaniewska, redaktor naczelna ,,Kobiety i Życia" i ,,Świata Kobiety". Do lektury książki Uśpione namiętności zaprasza Wydawnictwo LUNA. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Uśpione namiętności. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Prawdą jest, że mogę być szczęśliwa, jeśli tylko tego zechcę.
Życie daje mi mnóstwo powodów do radości. Codziennie się budzę, w związku z tym mogę podejść do okna i powitać słońce.
To piękne! Jestem zdumiona, że nie pomyślałam o tym pięknie wcześniej.
Dziękuję za ciszę, jaka wypełnia mój dom o poranku.
Dziękuję za wodę w kranie, za filiżankę herbaty, za to, że mam prąd i że zaraz przygotuję sobie swoje ulubione śniadanie.
Ktoś powie: przecież to naturalne. Pracujesz, to masz! Za co tu dziękować?
Otóż jest za co dziękować. Żyję w kraju, w którym panuje pokój. Składam dłonie do modlitwy i wyrażam głęboką wdzięczność za wszystkie cuda, jakie dostaję od życia w darze.
W czerwcu zawsze pojawiają się truskawki – dziękuję. I za czereśnie również będę dziękowała.
Jestem szczęśliwa z powodu wszystkiego, co mam. Zauważam moje wygodne i pełne dobrodziejstw życie. Naprawdę jestem szczęściarą!
Marianna w jednej chwili zlała się z kolorem obrusu, którym nakryty był wigilijny stół rodziny Walterów. Zmięła kartkę, z której tekst przeczytała przed paroma sekundami, i ruszyła w kierunku kominka, gdzie palił się ogień, aby ostatecznie się jej pozbyć.
– Ciociu, nie rób szopki, proszę cię – wyszeptała Zuza, podbiegając do niej.
– Wiedziałaś o tym? – spytała Marianna. Dziewczyna przytaknęła ruchem głowy.
– Dobrze się bawisz naszym kosztem? Dobrze? Kiedy to uknułyście, co? Ta stara…
– Pamiętaj, że mówisz o babci Belli. Poza tym są święta. Czas pojednania. Mówi ci to coś? Ty w ogóle miałaś powód, aby obrazić się na swoją teściową, czy zrobiłaś to ot tak, bo nie dała ci swoich pereł?
Marianna wzięła głęboki wdech, przy którym jej biust powędrował pod brodę. Zuza, korzystając z jej chwilowego milczenia, mówiła dalej:
– Nawet nie zaprosiliście babci. Prawdopodobnie siedzi teraz sama w domu.
– Zapomniałaś, jak nas potraktowała?
– Jak?
– No… – Marianna zająknęła się, spojrzawszy w stronę stołu, przy którym siedziała reszta rodziny pochłonięta lekturą swoich „prezentów”. Ewidentnie spodziewali się czegoś innego. Oczekiwali, że Bella pójdzie po rozum do głowy i podzieli się spadkiem. Tymczasem…
– No, to mamy nową tradycję – rzucił głośno Dominik, a potem roześmiał się, jakby na jego kartce matka napisała jakiś wesoły skecz.
Karol, Marcin, Edyta i Letycja spojrzeli na niego spod byka. Z tych spojrzeń można było wyczytać jedno: uznali go za wariata.
– „Dostałem życie, bo mam w nim do zrobienia coś wartościowego” – czytał Dominik, udając głos własnej matki. – „Jestem tu z ważnego powodu. Zasługuję na to, by żyć pięknie i szczęśliwie…”
– Zamilcz – powiedział Marcin, trzasnąwszy pięścią w stół.
Mało brakowało, a pod wpływem huku uszka wyskoczyłyby z barszczu.
Atmosfera zgęstniała. Momentalnie zniknęły udawane uprzejmości i wymuszona radość z wigilijnego spotkania. Letycja próbowała pogłaskać męża po plecach, lecz warknął, że ma tego nie robić, więc kobieta, niewiele myśląc, sięgnęła po sałatkę warzywną. Mlaskała i zachwalała danie Marianny, po czym spróbowała karpia w galarecie, zachwycając się wykwintnością jego podania.
– Możesz wreszcie przestać gadać, Leti? – syknął półgębkiem mąż w jej kierunku.
Siedzący przy stole udawali, że niczego nie usłyszeli.
– No cóż – westchnęła głośno Marianna, klapnąwszy z impetem na krzesło stojące u szczytu stołu. – Chyba nie zepsujemy sobie świąt z powodu Belli, prawda? – spytała z fałszem w głosie, ślizgając się wzrokiem po twarzach gości.
– Moim zdaniem nie ma czego psuć, bo to, co się tu dzieje, nie ma nic wspólnego ze świętami. U mojego kolegi, tego z naprzeciwka, Józka, to jakoś tak inaczej jest, skromnie, ale…
– Milcz, Karolu Juniorze! – wrzasnęła Marianna. Karol senior pobladł, posyłając chłopakowi reprymendę wzrokiem. Ten zignorował ojca, wyjął z kieszeni smartfona i zaczął grać w jakąś głupawą gierkę.
– Nic tu po nas – wyszeptała Zuza do ojca. – Wstawaj, wychodzimy.
– Ale że już? – Leti obruszyła się, przeżuwając sałatkę. – A próbowałaś klusek bawarskich Marcinka? Z pracy przyniósł. No weź, chuda jesteś, weź, weź… – Podsunęła miskę Zuzce, lecz ta grzecznie odmówiła.
Gdy wraz z ojcem znalazła się w korytarzu, wyznała mu, że pomysł z kopertami należał do niej i że to ona namówiła Bellę, aby napisała to wszystko.
– Byłam głupia. Myślałam, że świąteczna atmosfera coś zmieni, że może ciotka w jakiś cudowny sposób przyjmie słowa babci, że złapie za telefon, że zadzwoni do niej albo że każe nam wszystkim się ubrać i do niej pojechać.
Dominik słuchał w milczeniu, wkładając buty i płaszcz. Kiedy skończyła, powiedział:
– Tobie naprawdę zależy na pojednaniu rodziny.
– A tobie nie? – zdziwiła się.
Przytulił ją do siebie i poklepał delikatnie po plecach. Cóż miał powiedzieć? Że jego nadzieja umarła wieki temu, jeszcze za czasów, gdy Edward żył? Nie mógł i nie chciał odzierać córki ze złudzeń, gdyż jej promienność i optymizm wielokrotnie podnosiły jego wibracje. Oddałby wiele, by tak, jak to bywało kiedyś, w jego duszy panowała zwykła cisza. Oddałby wiele, by zintegrować się z samym sobą i uwierzyć, że to, co napisała mu w świątecznym liście matka, jest prawdą.
Dostałem życie, bo mam w nim do zrobienia coś wartościowego. Jestem tu z ważnego powodu. Zasługuję na to, by żyć pięknie i szczęśliwie…
Te słowa miały moc. Wstrząsnęły nim tak silnie, że nie wiedzieć czemu publicznie zaczął z nich żartować. Zabrakło mu odwagi, by wyrazić zachwyt. A teraz, gdy trzymał córkę w ramionach, zrobiło mu się wstyd przed samym sobą. Czasu, niestety, choć zbliżała się noc cudów, żadną siłą nie dało się cofnąć.
Książkę Uśpione namiętności kupicie w popularnych księgarniach internetowych: