Anglia, schyłek XIX wieku. Birdie, skromna dziewczyna o zagmatwanej przeszłości, zostaje przyjęta na służbę w wytwornej rezydencji Ivythorn House. Życie w domu państwa Edwards nie należy do najłatwiejszych, ale z upływem czasu Birdie wdraża się w rytm pracy i nawiązuje nowe przyjaźnie.
Pewnego dnia współlokatorka Birdie wyjawia, że jest w posiadaniu pamiętnika pisanego przez tajemniczą nieznajomą. Dziewczęta oddają się jego lekturze, a Birdie nabiera pewności, że zakamarki Ivythorn House skrywają mroczną tajemnicę sprzed wielu lat…
Co zostało utrwalone na kartach pamiętnika? Jak potoczą się dalsze losy Birdie? Kim jest Motyl Nocy?
Motyl Nocy B. M. W. Sobol to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, wciągająca podróż do wiktoriańskiej Anglii, do czasów, w których niełatwo było żyć wbrew konwenansom i oczekiwaniom społecznym. To opowieść o niezwykłej kobiecie, która miała odwagę kochać i walczyć o swoje szczęście. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach opublikowaliśmy premierowy fragment książki Motyl Nocy. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Miała tyle pytań, które chciała zadać Jane, jednak powstrzymała się i ograniczyła jedynie do słuchania. Przyswajała zwyczaje panujące w domu, imiona jego mieszkańców, małe dziwactwa państwa Edwardsów, na które powinna baczyć i prędko zapamiętać. Informacji było tak wiele, że z początku wszystko jej się mieszało, a po wspólnym posiłku, na który zebrała się cała służba, miała już zupełny mętlik w głowie.
Każdy chciał być najmądrzejszy i wszyscy mieli swoje racje. Jane przekrzykiwała każdego, kto akurat zabierał głos, a Elen McCan na próżno przywoływała wszystkich do porządku. Wprawdzie plebania nie była ostoją spokoju, lecz — nie licząc rodziny wielebnego — pracowały tam tylko ona i gosposia o niezwykle milczącym usposobieniu, co oznaczało, że było po prostu ciszej.
Jej matka mawiała, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. Do wszelkiego dobra człowiek nawyka ani się obejrzy, zaś nowym i nieodgadnionym rzeczom stawia zacięty opór. W takich chwilach jak ta Elbertę radował fakt, iż nie ma w życiu lekko; łatwiej jej było do wszystkiego przywyknąć.
Pokój, który miała dzielić z Jane, znajdował się na poddaszu prawego skrzydła, bezpośrednio nad innymi pokojami, kuchnią oraz pomieszczeniami gospodarczymi. Przestronny, choć skromnie umeblowany, w Birdie wzbudzał ambiwalentne uczucia. Obok znajdował się pokój Elen i jej pomocnicy, podkuchennej Maisie.
Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Jane nazwała tę pierwszą starą chrapaczką. Elberta uśmiechnęła się tylko na dźwięk tego epitetu, lecz go nie skomentowała. Milczenie wszak było i jest złotem.
Powiesiła swój znoszony płaszcz na haku przy drzwiach, po czym wyciągnęła kilka osobistych drobiazgów i umieściła je w szafie, którą miała dzielić z Jane. Jej towarzyszce niedoli niemal cały czas nie zamykała się buzia, ale Birdie odpowiadała tylko półsłówkami. Dawało to miraż płynnej rozmowy, więc Jane, nic nie robiąc sobie z jej chwilowego milczenia, kontynuowała swe opowieści.
Elberta jeszcze raz rozejrzała się po pokoju. Dwa łóżka zaścielone wełnianymi kocami i poduszkami, małe okno, umiejscowione zbyt wysoko, szafa, krzesło, toaleta i kominek, w którym już od dawna nie napalono — o wiele więcej, niż miała wcześniej. Wdzięczna losowi za poduszkę oraz resztę udogodnień, położyła się na łóżku i wtuliła twarz w posłanie, które było o wiele bardziej komfortowe niż poprzednie.
Nie żałowała z pozoru pochopnie powziętej decyzji. W pamięci cały czas miała rodziców i to, że nie będzie mogła ich już tak często widywać, za to będzie im się lepiej żyło. To było dla niej najważniejsze.
— Jest krzesło. Szkoda, że nie ma do niego stolika. — Słowa Birdie były szybsze od jej myśli. Dziewczyna, westchnąwszy przeciągle, usiadła na łóżku. Jane właśnie kończyła wieczorną toaletę. Była tak zamyślona, że nawet nie spostrzegła, kiedy koleżanka przebrała się w koszule nocną.
— A na cóż ci stół, listy będziesz pisać? Przecież nie mamy na to czasu — skwitowała lekceważąco Jane, osuszając twarz ręcznikiem.
Elberta nic jej nie odpowiedziała. Sięgnęła po swoją koszulę, przysłoniła się drzwiami szafy i szybko pozbyła się sfatygowanych ubrań. Strój do spania też nie prezentował się schludnie, ale lepsze to niż nic.
— Teraz ty. — Jane wskazała jej metalową misę i dzbanek z wodą, sama zaś położyła się na swoim posłaniu.
Birdie była zmęczona, czuła na sobie całą pracę i nerwy tego dnia, zjadające ją kawałek po kawałku. Nie miała już sił ani ochoty na toaletę, ale się do niej zmusiła; wszak powinna wyglądać nienagannie.
— Birdie, widzisz te dzwonki przy drzwiach? Twój jest lewy, mój jest prawy, zapamiętaj.
Elberta spojrzała w przeciwległy kąt pokoju. Jane siedziała oparta o ścianę. Birdie zdawało się, że trzyma coś w rękach, jakąś książkę lub modlitewnik, lecz mogła się mylić. Małe okno, umieszczone niemal przy suficie, nie dawało zbyt wiele światła i zacierało kontury przedmiotów.
— Dobrze — odparła. Czuła, że pomimo zmęczenia i późnej pory i tak nie zdoła zmrużyć oka. — Ale… jak w tych ciemnościach będziemy widzieć, który dzwonek akurat dzwoni? — drążyła temat.
— Nie martw się, to nie zdarza się zbyt często, na moje i twoje szczęście. Za to Josie… pani wzywa ją do siebie co noc. — Ostatnie zdanie wyszeptała, jak gdyby ktoś mógł ją usłyszeć.
Obie milczały dłuższą chwilę, aż zza ściany dało się słyszeć chrapanie kucharki.
Elberta zachichotała i zakryła usta kocem, by stłumić śmiech.
— A nie mówiłam! — zawtórowała jej Jane.
— Miałaś rację — wydusiła z siebie Birdie, gdy już opanowała spazmatyczny śmiech. — Co to za książka? — zapytała zaciekawiona. Liczyła na to, że państwo Edwardsowie pozwalają pracownikom korzystać ze swych zbiorów.
— A taka jedna — odparła obojętnie Jane, po czym schowała książeczkę pod poduszkę.
— O czym jest?
— O życiu — mruknęła wymijająco. — Jak myślisz, co teraz robi Frances?
— Nie znałam jej… — Elberta naciągnęła na siebie szczelniej koc. Dopiero teraz zauważyła, że jej stopy wystają poza wełniany pled.
— Śpisz teraz na jej łóżku, a ona… pewnie na pięknym szerokim łożu z baldachimem, w objęciach ukochanego. Wyobraź to sobie, leżą wtuleni w siebie, szepczą sobie do ucha słodkie wyznania i nic nie jest w stanie rozerwać więzów ich miłości. Jane westchnęła, rozmarzona wizją szczęśliwych kochanków.
— Taka miłość nie może się udać. Nie możesz mieć pewności, co dzieje się teraz z Frances. Może jest zwykłą pokojówką albo gosposią… — Birdie dosadnie wyraziła swoje zdanie na temat opowieści snutych przez koleżankę.
— Chyba nie życzysz jej źle, Birdie?
— Skądże… — Dziewczyna ziewnęła przeciągle.
— A ty, chcesz znaleźć sobie dobrego męża? Czy będziesz czekać, aż państwo wyrażą zgodę na ślub z kimś naszego stanu?
— Nie wiem — mruknęła Birdie z drugiego końca pokoju. — Chciałabym uczyć.
— Jak to: uczyć? — Łóżko Jane zaskrzypiało, gdy dziewczyna wsparła się na łokciu. — Tak jak guwerner Bena? Ten, co przychodzi dwa razy w tygodniu?
— Tak… — przytaknęła ledwo słyszalnie Elberta.
Co prawda myślała i marzyła o tym od dawna, lecz nigdy nie śmiała wyrazić głośno własnych pragnień. Teraz zlękła się, iż ktoś poznał jej zamysły, a te już nigdy się nie ziszczą.
Książkę Motyl Nocy kupicie w popularnych księgarniach internetowych: