Stół to rzecz tyleż o traumie rodzinnej, co o teatrze naszym powszednim, w którym każdy gest i każde słowo może być narzędziem raniącym bliskich sobie ludzi. Pisana z punktu widzenia dwojga młodych, którzy – wskutek tej traumy dziecięcej – siebie, rodziców ani świata nie rozumieją i nie potrafią się odnaleźć w relacjach – w domu, w pracy, w przyjaźniach. Czy jest dla nich wyjście z matni, sposób na odzyskanie harmonii? Czy prowadzi do tego i jest możliwe poznanie przeszłości?
Do lektury książki Marty Horbal zaprasza Wydawnictwo JanKa. Tymczasem już teraz zachęcamy do lektury premierowego fragmentu powieści:
Nie było już Zuzy, gdy wszedł. W korytarzu leżały rozwalone buty ojca. Pewnie wyjął je złośliwie i rozłożył wzdłuż krawędzi szafy w odpowiedzi na to, jak matka wypadła z kuchni z pretensjami, że przyszedł wcześniej, niż oczekiwała.
Zamknął się w pokoiku i opadł na łóżko. Przymknął oczy. Jeśli kręci mu się w głowie, to znaczy, że się nie oszczędzał. Ale to dobrze. Dawno nie palił. Po prawdzie, wcale za tym nie przepadał. Dziś jednak panował nastrój, któremu nie mógł inaczej zaradzić. A próbował - rano wstał wcześniej, dotkliwie pobudzony już o szóstej i od razu wyszedł na pobliskie pole. Przebiegł dziesięć kilometrów. Tego także dawno nie robił. Liczył, że po kilku miesiącach dycha da mu porządny wycisk. Wrócił zziajany, wziął zimny prysznic i zjadł solidne śniadanie. Chwilę się zdrzemnął, po czym znów obudził przepełniony niepokojem. Na szczęście lada moment miała pojawić się Zuza.
Jego wzrok padł na kolorową lampę. Jak oni z Zuzą nie znosili tego ohydztwa. To ona tak mówiła: „ohydztwo, trzeba to wywalić!”. Lampka jak lampka, może zanadto kolorowa. Zuza miała w zwyczaju podważać nawet całkiem błahe wybory rodziców. Choć, trzeba przyznać, mało kiedy wprost. Rodzice zapewne nie mieli pojęcia, jak nienawidziła tej durnej lampy.
Pulsowanie w skroniach przybrało na sile. Przywołał znów lampę w myśli. Pamiętał wyraźnie, jak Zuza wieczorami, tuż po zgaszeniu światła, wymyślała te wszystkie niestworzone historie. Jedna z nich kończyła się przylotem obcych, których statek miał imitować nieszczęsny tęczowy przedmiot.
- Żarówki gasną i wtedy jest moment, gdy ufoludki wychodzą ze swojego statku na zewnątrz - szeptała siostra konspiracyjnie. - Najpierw spuszczają się na niewidzialnych linkach i tacy maleńcy buszują po ludzkich włosach. Wybierają tylko te jasne, bo sami mają skórę w kolorze złota, i żadnych ubrań, znikają więc w takich czuprynach całkiem niepostrzeżenie...
Musiał mieć zaledwie kilka lat, bo w miarę rozwoju historii coraz głośniej piszczał pod kołdrą.
- To co z tym domem w końcu? - wydarła się nagle matka. Otworzył oczy. Cisza. Nikt nie odpowiedział.
- No więc? - znów krzyknęła.
- Mnie pytasz? Przecież ty wszystko wiesz najlepiej!
Włączył telewizor. Dochodziła siedemnasta. Może niepotrzebnie się tak śpieszył. Mógł zostać u Hyżego, przynajmniej miałby spokojne sumienie, że kumpel nie wyleci przez okno za jakimś jednorożcem albo niebieskim ptakiem.
W telewizji leciał Świat według Kiepskich. Podkręcił głośność. Śmiech z sitcomu zagłuszy pogawędkę rodziców. A on może tymczasem się zdrzemnie. Ferdynand Kiepski uniósł pucharek piwa i zaśmiał się, opluwając obficie rude wąsy. Kto miał takie wąsy? Dziadek. Pamiętał, ale jak przez mgłę. Któregoś razu był w Seniewie z Zuzą. Dziadek wyszedł z domu akurat w momencie, gdy on chciał wejść. Spojrzał z przestrachem w górę prosto na brodatą banię. Broda zwisała w kołtunie aż do piersi. Dziadek miał przenikliwie jasne oczy, jak ojciec, i różową skórę. Był wysoki jak oni wszyscy, ale i masywny. Zwalisty. Dyszał wtedy nad nim i wyglądał na zadowolonego, ogorzałe policzki uniosły się na widok wnuka, a oczy zwęziły w dziwnym uśmiechu.
- Chcesz loda, smyku? - zapytał, kładąc ciężką dłoń na jego głowie. Wszyscy to robili, on zaś reagował zawsze w ten sam sposób: robił krok w tył, pozwalając niechcianej dłoni zsunąć się mimochodem z włosów. Dziadek jednak nie cofnął dłoni, nawet po tym, gdy zrobił dodatkowy krok. Spróbował także kolejny - tym razem w bok. Ręka nadal leżała na jego głowie.
- To jak będzie, Wojtku, zjemy tego loda?
Książkę Stół kupić można w popularnych księgarniach internetowych: