Sopot to ja! Fragment książki „Gangsta Paradise. Reno"

Data: 2022-02-25 15:11:41 | Ten artykuł przeczytasz w 23 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Byłem złym człowiekiem.

Byłem mścicielem.

Byłem mordercą.

Byłem gangsterem.

A to był mój pieprzony raj!

Galina Jegorowna Aristowa umarła w wieku osiemnastu lat, kiedy mężczyzna bez serca zamordował na jej oczach rodziców. Mija parę lat. Maria Fratecka zostaje zatrudniona jako opiekunka małego Antoniego Goli, który ma zespół Aspergera. Jego ojciec, milioner i biznesmen Leon Gola, jest bezpardonowym graczem na wrocławskiej scenie biznesu. Właśnie zakupił najwyższy budynek w mieście. Nikt nie wie, że genialny przedsiębiorca to osławiony Reno – zarządzający podziemiem gangster, którego serce zostało zniszczone ponad pięć lat temu. Teraz liczą się dla niego tylko syn, biznes i półświatek. W jego bliskim otoczeniu pojawia się Maria, która ma świetny kontakt z Antonim – i szybko się okazuje, że potrafi ona okiełznać wszelkie demony mężczyzny. Lecz czy kobieta jest tą osobą, za którą się podaje? I czy Leon w imię prawdziwej siły miłości będzie potrafił wybaczyć, zapomnieć? Bo przecież jest pozbawionym uczuć gangsterem, który zawsze pamięta o wyrządzonych mu krzywdach.

Obrazek w treści Sopot to ja! Fragment książki „Gangsta Paradise. Reno" [jpg]

Reno to pierwszy tom pasjonującej nowej serii Gangsta Paradise autorstwa bestsellerowej pisarki, Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, łączący wątki romansowe, sensacyjne i erotyczne. Daj się porwać ciemnej stronie miasta! Do lektury zaprasza Wydawnictwo JakBook.

– Od lat czytam sporo na temat polskiej mafii. Dokształcałam się w kwestii mafii sołncewskiej, pisałam z Anną Szafrańską serię mafijną o organizacji „cynków” z Poznania, którzy w latach osiemdziesiątych i wczesnych dziewięćdziesiątych urzędowali w poznańskim hotelu „Polonez”, dowiedziałam się sporo o mafii kalabryjskiej, pruszkowskiej i mokotowskim gangu obcinaczy palców, zgłębiałam materiały o przerzucie kokainy i działalności gangu z Medelin. Ta ciągła praca, zbieranie materiałów, pogłębianie wiedzy to naprawdę świetna robota i jeszcze lepsza przygoda – mówiła Agnieszka Lingas-Łoniewska w naszym wywiadzie. W ubiegłym tygodniu mogliście przeczytać premierowy fragment książki Gangsta Paradise. Reno. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Rozdział 3

Lose Yourself Eminem

Odbyłem dzisiaj od cholery spotkań, a przecież zamierzałem wybrać się z małym na konie. Dobrze, że nic mu na ten temat nie powiedziałem, wspomniałem tylko Marii. Miałem wrażenie, że gdy rano poinformowałem ją, że jednak nie pojadę z synem, jak planowałem, spojrzała na mnie ze złością. Ale chyba mi się wydawało. A potem ruszyłem do firmy, gdzie miałem kilka spotkań, uczestniczyłem w nużących konferencjach i podpisałem setki dokumentów. Jeszcze później stałem w moim biurze w Sky Tower i zastanawiałem się, czy nie pojechać na górę do apartamentu i wezwać Ritę, ale koniec końców rozmyśliłem się. Za to udałem się do domu, mając nadzieję, że Antoś już wrócił z tego zoo, do którego zabrała go Maria. Jednakże syna jeszcze nie było. W międzyczasie dostałem info o szyfrowanym połączeniu telefonicznym i z kolejnej komórki odebrałem rozmowę. To ponownie był kuzyn mojego ojca, który blisko współpracował z Rosjanami. Przygruchał sobie nawet dupę stamtąd, jakąś Elenę, o której wiedziała także moja ciotka. Miałem to gdzieś, ich sprawa. Ważne, że układy ze Wschodem były na bardzo dobrej, przyjacielskiej stopie.

– Wuju? – spytałem uprzejmie, patrząc na podjazd widoczny z okien mojego gabinetu.

– Reno, mamy problem z Trójmiastem.

– Przecież podobno nie mamy – rzuciłem zniecierpliwionym tonem.

– Chyba będziesz musiał pojechać do Sopotu. Klub Animozja, który chciałeś zakupić wraz z polem golfowym, został wystawiony na przetarg, który jest oczywiście w rękach miasta.

– To mam tam pojechać i się z nimi strzelać? To już nie te czasy – warknąłem. Dojrzałem, że przez automatycznie otwieraną bramę wjeżdża pancerne BMW, którym Katan woził mojego syna i Marię.

– Nie tego miasta. – Wuj zaśmiał się cicho. – Urzędu miejskiego.

– Ech, urzędy. A mogło być tak prosto. – Kiedyś wszystko było prostsze. Lecz tym razem musisz jechać jako Leon Gola, a nie Reno.

– Leonem jestem codziennie w swojej korporacji. – Westchnąłem.

– I na całe szczęście dla Wrocławia. Ale do rzeczy. Niebawem jest bal charytatywny w hotelu Grand. Prześlę ci wszystko na naszą skrzynkę kontaktową. Będzie tam prezydent Sosnowski, od którego wszystko zależy. On to Sopot.

– Sądziłem, że Sopot to ja.

– Niebawem, synu, niebawem. – Wuj się zaśmiał.

– I mam tam pojechać i sypnąć kasą? – Obserwowałem, jak beemka parkuje przed wejściem do naszej rezydencji. Cieszyłem się, że synek zaraz będzie w domu. Wtedy otworzyły się drzwi i zobaczyłem Marię. Wyszła pierwsza i wyglądała na rozbawioną. Pierwszy raz zobaczyłem ją tak swobodną, bo przy mnie z reguły nieco się spinała. Jak większość ludzi. Poczułem dziwne ukłucie gdzieś w okolicach żołądka. Maria ubrana była w wąskie dżinsy oraz sięgającą ud bluzkę z szerokim dekoltem, odsłaniającym kawałek skóry. Na ramiona miała zarzucony jasny płaszcz. Wiatr rozwiał jej długie włosy, pasemko przylepiło się do ust. Dziewczyna odgarnęła je i widziałem, że mówi coś do mojego ochroniarza. Ten widok sprawił, że poczułem irytację, ale i cholerne podniecenie. Co jest, kurwa? Jarałem się skrawkiem dekoltu wychowawczyni mojego syna? Byłem nienormalny?

– Po prostu pokaż swój gest – rzucił wuj.

– Okej, przyślij mi wszystko na naszą skrzynkę kontaktową.

– I nie jedź sam, weź jakąś miłą niewiastę.

– Dobra. Muszę kończyć.

Rozłączyłem się bez zbędnych ceregieli, bo właśnie zaczynał trafiać mnie szlag. Widziałem, jak z auta wysiada Antoni, a z drugiej strony Katan, który wyraźnie dyskutował z Marią. Dostrzegłem, jakim spojrzeniem obrzucił tyłek dziewczyny, kiedy ta odwróciła się i pochyliła do mojego syna, by coś do niego powiedzieć. Widziałem także, że Maria i Katan wyglądają, jakby dobrze się bawili. Mój ponury i bezwzględny ochroniarz… uśmiechnął się. Co, do chuja? Wrzuciłem starą nokię bez dostępu do neta do szuflady i wyszedłem na zewnątrz. Byłem wkurwiony i sam w sumie nie miałem pojęcia na co czy na kogo. Znaczy na pewno na Katana – że sobie folgował i gapił się na tyłek Marii. Poczułem jakąś dziwną zaborczość, jakbym tylko ja… Nie, nie mogłem nawet o tym myśleć. W każdym razie każdy z moich pracowników powinien znać swoje miejsce i chyba czas im o tym przypomnieć!

Gdy warknąłem do Katana, ten czym prędzej zniknął mi z oczu. Tymczasem Maria popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, ale nie skomentowała niczego, na szczęście dla niej. Gdy Antoni poszedł do siebie, zaprosiłem dziewczynę do gabinetu. Z zadowoleniem dostrzegłem, że się zdenerwowała, ale trzymała fason i utrzymywała nerwy na wodzy, jakby nie chciała pokazać przede mną słabości. Ale ja wiedziałem swoje. Jednak kiedy na nią patrzyłem, gdy była tak blisko, gdy poczułem zapach jej perfum… zrobiło mi się dziwnie… tu i tam. Kompletnie tego nie pojmowałem. Przecież to już było za mną i nie miało prawa się powtórzyć! Może to feromony czy inny chuj?

A potem, gdy Maria wywaliła mi całą prawdę prosto w twarz, wszystkimi siłami, jakie w sobie odnalazłem, powstrzymałem się od… To, co chodziło mi po głowie, zaskoczyło mnie jak sam skurwysyn. Pragnąłem jej. Cholernie. To dziwne przejmujące uczucie, ten piekielny ból żołądka, jakby coś w nim wibrowało, te wyostrzone zmysły… Maria pracowała u mnie od kilku miesięcy, a ja coraz częściej łapałem się na tym, że po raz kolejny przydarza mi się pieprzone zawirowanie w miejscu, w którym podobno miałem serce. Podobno. Bo jakoś w ostatnim czasie zupełnie o tym zapomniałem. I dzisiaj, gdy wysiadła z samochodu i tak swobodnie, wesoło rozmawiała z moim człowiekiem… zrozumiałem… Że ona, Maria Fratecka, może uśmiechać się w ten delikatny, ale i trochę bezczelny sposób tylko do mnie. Do Reno!

A teraz ruszyłem szybkim krokiem za tą wkurzającą kobietą i w ostatniej chwili uratowałem ją przed zimną kąpielą w rozległym oczku wodnym.

– Nie jestem ojcem roku. Doskonale o tym wiem – warknąłem, trzymając dziewczynę za ramiona. Jej oczy błyszczały w świetle rozlicznych latarenek i ledowych świateł w moim ogrodzie.

– Ja… dzięki. Wpadłabym do wody.

– Powinienem cię tam wrzucić – odparłem, wciąż ją obejmując. Naprawdę z całych sił zwalczałem w sobie pragnienie przytulenia jej, przyciśnięcia do swojego ciała i pokazania, jak na mnie działa. Pierdolone hormony!

– Z nikim nie flirtowałam. – Ta rozmowa się nie klei – odparłem spokojnie, chociaż w środku cały buzowałem.

– Ale to już nie moja wina – burknęła, ale zaraz się zreflektowała i potrząsnęła głową. – Ja…

– Po prostu martwię się o syna – powiedziałem. Oczywiście było to prawdą, ale akurat nie teraz.

– Na pewno nie naraziłabym Antosia. Te oskarżenia są krzywdzące i głupie. To może ci się teraz sklei. Znaczy… panu, panie Gola.

Dlaczego miałem wrażenie, że słyszałem kpinę w jej głosie? Zmarszczyłem brwi, a ona już nie była zła, tylko… Jej oczy tak kurewsko pięknie błyszczały. Serio, Reno? Co to za jebany Coelho?

– Musisz uważać. Katan jest wolny, a ty…

– Każdy ma prawo żyć. Nigdy nie zapominam o swoich obowiązkach, ale mogę chyba rozmawiać ze współpracownikiem. – Maria zamrugała, a ja w końcu ją puściłem. Ciepło jej ramion pozostało na moich dłoniach i zapragnąłem pochwycić je i zatrzymać na zawsze.

– To nie podlega dyskusji.

– A wiesz, że po pracy mogę robić, co chcę? Jasne, skarbie. Tylko spróbuj.

– Ale nie jesteś i nie byłaś „po pracy” – mruknąłem. A to, co pomyślałem, to inna sprawa.

– Ta rozmowa naprawdę jest bez sensu. – Maria westchnęła i ruszyła w stronę domu.

– A czy ja już skończyłem?

– Sorry, panie Gola. Obiecałam Antosiowi, że przyjdę do niego i obejrzę jego rysunki. Wciąż jestem w pracy. – Odwróciła się i pobiegła do wejścia do rezydencji od strony ogrodu. Moi ochroniarze monitorowali teren, a ja zamiast wrócić do środka, poszedłem do małej altanki i usiadłem na ławce. Wyjąłem papierosy i zapaliłem. Generalnie nie paliłem nałogowo, ale zawsze miałem przy sobie fajki. W razie gdyby coś mnie zirytowało albo wzbudziło emocje. A teraz miałem pieprzone combo.

* W ciągu następnych dni nie spotykałam się z Leonem, co akurat postrzegałam jako błogosławieństwo. Dzisiaj nadeszła moja wolna sobota, gdyż weekendy co dwa tygodnie zawsze miałam tylko dla siebie. Koleżanka ze studiów robiła spóźnione urodziny w pubie na rynku. Alina Lato była moją rówieśniczką, zaprzyjaźniłyśmy się już na pierwszym roku i zbliżyłyśmy do siebie przez wszystkie lata studiów. Nie zamierzała pracować w szkole, już na ostatnim roku zatrudniła się na pół etatu w jakiejś korporacji, w weekendy też czasem kelnerowała. Ćwiczyła także pole dance, a ja przez ponad rok chodziłam z nią na te zajęcia, traktując je jako świetny trening i sposób na oczyszczenie głowy z wszelkich chorych myśli. Chwile spędzane z Aliną i resztą koleżanek odciągały mnie od ponurych momentów z mojej przeszłości i pokazywały, że można żyć całkiem normalnie, beztrosko, ciesząc się każdym dniem, czerpiąc z samych momentów, z tu i teraz. Dlatego z chęcią przyjęłam zaproszenie od Alinki. Bardzo mnie ono cieszyło, bo tak naprawdę już nie pamiętałam, kiedy ostatnio spotkałam się z rówieśniczkami i zapomniałam chociaż na moment o swoich licznych obowiązkach. Widziałam, jak rano Antoś wraz z ojcem wyjeżdżali na konie i to wprawiło mnie w pozytywny nastrój. Wiele razy w ciągu ostatnich dni wspominałam to, co zaszło pomiędzy mną a moim pracodawcą. Jednocześnie wciąż i wciąż wracałam pamięcią do momentu, kiedy uratował mnie przed rychłym upadkiem do zimnej wody. Jak mnie podtrzymywał, a jego dłonie niemal parzyły moją skórę. Pragnęłam wtulić się w niego i przejąć ciepło jego ciała, poczuć jego zapach. Być blisko, tak bardzo blisko, bez ograniczeń. Intensywność tego pragnienia przeraziła mnie. Nie mogłam mieć takich myśli! To absolutnie niedopuszczalne.

Tymczasem zbliżał się wieczór i wybierałam się na rynek na spotkanie z dziewczynami. Z tego, co wiedziałam, oprócz mnie miało być jeszcze sześć koleżanek, a Alina zarezerwowała lożę w klubie Prozac. Babska impreza. W sumie nawet mnie to cieszyło, bo była to jedna z moich nielicznych rozrywek w ostatnim czasie. Otrzymałam informację, że mój Uber już czeka i kiedy wychodziłam z domu, napotkałam stojącego przy samochodzie Katana. Kiwnął w moją stronę brodą i otworzył drzwi.

– Ale nie jadę z tobą. – Pokręciłam głową.

– Szef kazał cię przywieźć na Partynice. – Szef chyba zapomniał, że mam wolne – burknęłam i wyminęłam ochroniarza. Podeszłam do ogrodzenia i otworzyłam bramkę, czując na sobie wzrok Katana, a także reszty ochrony.

– Szef nie będzie zadowolony. – Dobiegł mnie cichy głos wciąż stojącego obok samochodu mężczyzny.

– Jego problem – mruknęłam do siebie, licząc, że nikt nie słyszał. Raczej nie, bo powiedziałam to naprawdę cicho. Jeszcze nie byłam aż tak beztroska, aby na głos mówić takie rzeczy o Leonie Goli.

Pokręciłam nieznacznie głową i wyszłam na zewnątrz. Byłam trochę wkurzona, trochę zaniepokojona, ale gdy dotarłam do klubu, wszystko minęło. Dziewczyny już na mnie czekały. Oprócz Aliny znałam jeszcze Gosię i Anię, z resztą się szybko zapoznałam. Na powitanie otrzymałyśmy prosecco i po opróżnieniu dwóch kieliszków zimnych bąbelków ruszyłyśmy na parkiet, gdzie szybko zapomniałam o wszelkich nieprzyjemnościach minionego tygodnia.

Bawiłam się wyśmienicie. Muzyka dudniła, wokół nas szalała feeria świateł, a z rur przy suficie wydobywał się dym. W pewnym momencie do naszej loży podeszła śliczna wysoka dziewczyna pracująca jako hostessa.

– Nasz klub podczas każdej sobotniej nocy wybiera jeden stolik, który dostaje od nas nagrodę. Jest nią zabawa w ekskluzywnej VIP-owskiej loży. Dzisiaj szczęście uśmiechnęło się do pań – powiedziała uprzejmie i wskazała podświetlony na różowo korytarz prowadzący do strefy VIP.

– Ale numer! – Alina klasnęła w dłonie.

– O kurczę, idziemy, chodźcie!

– Dziewczynyyy!

Ruszyłyśmy za hostessą, która poprowadziła nas obok szklanego baru, potem przez elegancki parkiet, na którym tańczyło kilka par, aż do jednej z odseparowanych lóż. Siedziało się tam na głębokich zamszowych kanapach, a na stolikach już czekały kubełki z mrożonym szampanem. Po drodze minęłyśmy też scenę, na której znajdowała się rura do pole dance.

– Życzymy dobrej zabawy. – Hostessa ukłoniła się i wyszła. Szalałyśmy, alkohol lał się strumieniami, a ja niebawem poczułam, że jestem już nieźle wstawiona.

Bawiłyśmy się w najlepsze, w pewnym momencie się zorientowałam, że obok mnie stoi jakiś wysoki i ciemnowłosy przystojny facet. Ukłonił się i pochylił ku nam.

– Mam prośbę, nasz szef chce panią poznać.

Dziewczyny popatrzyły na mnie zszokowane. Ale już po chwili uśmiechały się szeroko i zachęcały zupełnie jednoznacznie:

– Leć, mała!

– Co za szalona noc!

– Załatw nam darmowe drinki!

Śmiałam się z nimi, ale jednocześnie pokręciłam głową i przewróciłam oczami.

– Dlaczego? – spytałam wysokiego mężczyznę w czarnej koszuli. Kiedy się do mnie odwrócił, zauważyłam, że ma przydługie, gęste czarne włosy, piękne migdałowe oczy i małą bliznę na lewym policzku. Dodawała mu ona, wbrew pozorom, uroku.

– Jesteście naszymi gośćmi. Fajnie się bawicie, szef chce, abyście tu wróciły. I poprosił o krótką rozmowę z jedną z pań. Padło na panią.

– Może lepiej Alinka? To jej impreza? – Wskazałam na blondynkę. Facet zaprzeczył ruchem dłoni.

– Nie, zaprosił ciebie. – Jakoś bezpardonowo przeszedł na ty. Wzruszyłam ramionami i kiwnęłam głową.

Gdy mijaliśmy bar, barman powiedział do mężczyzny:

– Pako, są już te panie na występy.

– Okej, zaprowadźcie je do garderoby, zaraz wracam.

Znowu zostałam poprowadzona długim korytarzem, tym razem oświetlonym na fioletowo. Zaraz znalazłam się w kolejnym i wkrótce stanęliśmy przed ciemnymi masywnymi drzwiami. Stojący obok mnie facet zapukał, po chwili rozległ się brzęczyk zamka i otworzyły się one bezszelestnie. Mężczyzna zniknął, a wrota zamknęły się za mną automatycznie. Znalazłam się w pokoju, którego jedna ze ścian była wielkim weneckim lustrem, z widokiem na parkiet. Dostrzegłam moje dziewczyny bawiące się najlepsze na środku VIP-owskiej sali. Tyłem do mnie stał wysoki ciemnowłosy mężczyzna, w którym było coś… znajomego. – A więc to jest mój problem, Mario? – Leon odwrócił się i spojrzał na mnie beznamiętnym wzrokiem.

– O kurwa – szepnęłam i wypuściłam głośno powietrze.

* Stałem nieruchomo i patrzyłem na dziewczynę, która jednocześnie mnie irytowała, jak i rozbawiała. Do czego oczywiście w życiu bym się nie przyznał – a już zwłaszcza do tego ostatniego. Dzisiaj spędziłem czas z synem – najpierw na koniach, gdzie Antoni jeździł na swoim karym Protonie, a potem poszliśmy na obiad. Popołudnie upłynęło nam szybko i bardzo wesoło, a ja się zorientowałem, że chciałbym zabrać Marię na dobre jedzenie. Niedaleko stadniny na Partynicach była mała knajpa, w której podawali pyszne steki i właśnie tam chciałem z nią iść. Pragnąłem także porozmawiać o prośbie Antoniego, który dostał zaproszenie na urodziny kolegi, Pawła. Paweł był synem właściciela kilku salonów samochodowych we Wrocławiu i znałem z widzenia jego rodziców. Skoro mój chłopiec chciał tam iść, to nie zamierzałem stawać w opozycji, ale wolałem to omówić z jego opiekunką. Zresztą nie tylko dlatego chciałem się z nią spotkać. I wtedy przypomniało mi się, że miała dzisiaj wolne i z tego, co wiedziałem (a wiedziałem sporo), szła na spotkanie z koleżankami. Dlatego poleciłem Katanowi, aby przywiózł ją do mnie, ale oczywiście olała sprawę, czego w sumie się spodziewałem. A teraz chciało mi się śmiać, bo zaskoczenie, a jednocześnie przerażenie malujące się na jej twarzy były naprawdę zabawne. Poza tym wyglądała zajebiście pięknie i poczułem nieodpartą chęć złapania jej w pasie, przyciągnięcia do siebie i wsunięcia języka w jej usta. I oczywiście byłoby to jedynie preludium ostrej jazdy, którą pragnąłem jej zafundować. Koniecznie musiałem spotkać się z Ritą. Ale to później. W tej chwili miałem inny twardy orzech do zgryzienia. O tak, przymiotnik twardy znalazł się tutaj nieprzypadkowo. Tymczasem zmrużyłem oczy, objąłem się ramionami i powiedziałem:

– Cała rezydencja naszpikowana jest kamerami i mikrofonami. Akurat doskonale słyszałem, co tam wymamrotałaś pod nosem. Że to mój problem. Owszem, jesteś moim problemem. Jak wszystko w moim domu i poza nim. – Skąd… – jęknęła i bezwiednie oblizała usta. O tak, rób tak dalej, dziewczyno… Igrasz z ogniem i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.

– Pracujesz u mnie kilka miesięcy i jeszcze się nie nauczyłaś, że jeśli coś każę zrobić, to moi pracownicy muszą to wykonać.

– Dzisiaj miałam… – Zmarszczyła brwi i już nabrała więcej powietrza do płuc, aby zapewne przedstawić mi swoje racje, ale zrobiłem szybki krok do przodu, a potem jeszcze jeden i znalazłem się tuż obok niej.

– Katan będzie miał kłopoty.

– Jak to? – Otworzyła szeroko oczy. Były duże i błyszczące. Piękne.

– Nie wykonał mojego polecenia. Miał cię przywieźć.

Teraz jej oczy zamieniły się w szparki. A ja złapałem się na tym, że miałem nieźle nasrane we łbie, bo ogromną przyjemność sprawiało mi doprowadzanie jej do stanu, w którym traciła nad sobą kontrolę. Lubiłem, jak kobiety traciły kontrolę.

– Dobrze pan wiedział, że…

– Pan? – Pochyliłem głowę i uśmiechnąłem się lekko. Odsunąłem się i wpatrywałem w Marię z wyczekiwaniem.

– Dobrze. – Westchnęła. – Wiedziałeś, że mam wolne. A w ogóle… – Rozejrzała się wokół. – To też jest twój klub?

– Większość znaczących klubów w tym mieście należy do mnie. Drugą częścią zarządza mój kumpel Patryk Rotter. Może słyszałaś o klubie PantaRhei1 .

Mechanicznie pokiwała głową.

– Kto nie słyszał o chłopakach z PantaRhei? Chyba musiałby żyć w lesie. Prychnęła, wydymając wargi. Ech, jakże ona mnie czasami wkurwiała! Tak mocno, że miałem ochotę zmiażdżyć te jej pełne usta swoimi!

– Albo mam część udziałów. Prozac akurat w całości jest mój – dokończyłem myśl, wpatrując się w nią uporczywie.

– No dobrze… – Wypuściła powietrze i utkwiła we mnie wzrok. – Skąd wiedziałeś, że tu jestem?

– Serio? – Uniosłem brew. – Chyba o to nie musisz mnie pytać.

– Ta loża… To tak specjalnie, żeby mnie tutaj zwabić?

– Zaraz takie wielkie słowa. W końcu pracujesz dla mnie, chciałem, abyś wraz z koleżankami dobrze wspominała wieczór w naszym klubie.

– Jakoś dziwnie nie wierzę w twoje dobre towarzyskie intencje. – Uśmiechnęła się nieco złośliwie.

– Zupełnie jest to dla mnie niejasne. – Okrążyłem dębowe biurko i oparłem się o nie.

– Co takiego?

– Że pozwalam ci tak do mnie mówić. – Uniosłem brew i lekko się uśmiechnąłem.

Widziałem, że takie zachowanie zbija ją z tropu. Bo rzadko z kimkolwiek tak luzacko rozmawiałem, a tym bardziej żartowałem bądź się uśmiechałem.

– Powiedz, dlaczego chciałeś, abym przyjechała do ciebie? Wiedziałeś, że mam wolne. Spędzałeś czas z synem. Do czego byłam ci potrzebna?

Oczywiście nie mogłem wyznać prawdy. Nawet sobie nie chciałem tego uzmysłowić, bo każdorazowo, gdy zaczynałem o tym więcej rozmyślać, miałem ochotę krzyczeć i spierdalać.

– Miałem ochotę z tobą porozmawiać i zjeść dobre steki. Wiedziałem, że masz wolne, więc uznałem, że spotkamy się w sobotni wieczór i pogadamy. A przy okazji skosztujemy porządnego dania.

– O czym chciałeś pogadać? – Zmarszczyła brwi. Sondowała mnie. Poczułem się dziwnie, jakby poddawała mnie jakiejś analizie.

– Antoni dostał zaproszenie na imprezę do Pawła Skolimowskiego.

– To jego kolega, lubią się. W miarę.

– Wiem. Ale chciałem to z tobą uzgodnić, bo liczę się z twoim zdaniem. Nie wiedziałem, że imprezujesz. – Pierdolony kłamca ze mnie.

– Wspominałam o tym chyba dwa tygodnie temu.

Oczywiście, że o tym pamiętałem, ale… no właśnie. Liczyło się tylko to, czego ja chciałem. Zawsze tak było.

– Być może. W każdym razie… – Wskazałem na weneckie lustro, gdzie widać było, jak dobrze bawią się jej koleżanki. – Twoje znajome chyba są zadowolone. Maria spojrzała na nie i pokręciła głową, śmiejąc się pod nosem. Jej kumpele właśnie twerkowały, a ta cała Alina, która miała urodziny, piła szampana z butelki.

– No to jest akurat dobre w tym wszystkim.

– Możesz do nich wracać, Mario.

– Co do urodzin kolegi Antosia… Jeśli tylko mały chce tam iść, to uważam, że to dobry pomysł. Wiesz, że wszystko zależy od niego. – Spojrzała na mnie poważnie.

– Wiem. – Kiwnąłem głową.

– Lecę do dziewczyn. – Machnęła dłonią w stronę rozbawionych koleżanek.

– Bar macie otwarty. Nasi kierowcy rozwiozą was potem do domów. A ty pojedziesz ze mną.

– Wracam do swojego mieszkania, zabiorę z niego kilka rzeczy i przyjadę w niedzielę wieczorem.

– I tak cię zawiozę.

Odprowadziłem ją do drzwi i otworzyłem je. Mój człowiek, Pako, który pełnił funkcję menadżera klubu, czekał obok, aby zaprowadzić Marię na parkiet.

– Dobrej zabawy.

– Dziękuję, Leonie.

Wyszła, a ja podszedłem do lustra i patrzyłem, jak wraca do swojego towarzystwa, jak rozmawia z dziewczynami, a kelnerzy przynoszą im kolorowe drinki. Potem rozległ się rytmiczny kawałek i panie ruszyły na parkiet. Maria tańczyła, falowała w rytm muzyki, ale jej wzrok błądził po ścianie w poszukiwaniu zakamuflowanego lustra, które od tamtej strony nie było łatwe do uchwycenia. Ale ona… jakby je znalazła. Co więcej, patrzyła wprost na mnie. Prosto w moje oczy. I tańczyła. A ja patrzyłem… Na nią. I nie widziałem nikogo więcej.

Powieść Gangsta Paradise. Reno kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Gangsta Paradise. Reno
Agnieszka Lingas-Łoniewska5
Okładka książki - Gangsta Paradise. Reno

Byłem złym człowiekiem. Byłem mścicielem. Byłem mordercą. Byłem gangsterem. A to był mój pieprzony raj! Galina Jegorowna Aristowa umarła w wieku osiemnastu...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo