Śmierć ponad życie. Zemsta ponad prawo. „Gangsta Paradise. Reno" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej

Data: 2022-02-11 11:23:50 | Ten artykuł przeczytasz w 18 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Byłem złym człowiekiem.

Byłem mścicielem.

Byłem mordercą.

Byłem gangsterem.

A to był mój pieprzony raj!

Galina Jegorowna Aristowa umarła w wieku osiemnastu lat, kiedy mężczyzna bez serca zamordował na jej oczach rodziców. Mija parę lat. Maria Fratecka zostaje zatrudniona jako opiekunka małego Antoniego Goli, który ma zespół Aspergera. Jego ojciec, milioner i biznesmen Leon Gola, jest bezpardonowym graczem na wrocławskiej scenie biznesu. Właśnie zakupił najwyższy budynek w mieście. Nikt nie wie, że genialny przedsiębiorca to osławiony Reno – zarządzający podziemiem gangster, którego serce zostało zniszczone ponad pięć lat temu. Teraz liczą się dla niego tylko syn, biznes i półświatek. W jego bliskim otoczeniu pojawia się Maria, która ma świetny kontakt z Antonim – i szybko się okazuje, że potrafi ona okiełznać wszelkie demony mężczyzny. Lecz czy kobieta jest tą osobą, za którą się podaje? I czy Leon w imię prawdziwej siły miłości będzie potrafił wybaczyć, zapomnieć? Bo przecież jest pozbawionym uczuć gangsterem, który zawsze pamięta o wyrządzonych mu krzywdach.

Obrazek w treści Śmierć ponad życie. Zemsta ponad prawo. „Gangsta Paradise. Reno" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej [jpg]

Reno to pierwszy tom pasjonującej nowej serii Gangsta Paradise autorstwa bestsellerowej pisarki, Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, łączący wątki romansowe, sensacyjne i erotyczne. Daj się porwać ciemnej stronie miasta! Do lektury zaprasza Wydawnictwo JakBook. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki: 

Prolog

Glock ciążył mi w dłoni. Ale ta nawet przez sekundę nie zadrżała.

Celowałem w jej głowę. Patrzyła na mnie brązowymi oczami i widziałem w nich żal, złość, szok, ale i tęsknotę. Z ukrytą satysfakcją zauważyłem, że nie dostrzegam w jej spojrzeniu strachu. Rozczarowałaby mnie, gdyby się mnie bała. Zresztą… ona nigdy się nie bała.

A kiedy zaczęła mnie kochać… tym bardziej była pewna, że nic jej z mojej strony nie grozi.

Ale zapomniała o jednym.

Byłem złym człowiekiem.

Byłem mścicielem.

Byłem mordercą.

Byłem gangsterem.

A to był mój pieprzony raj!

*

Pięć lat temu

Widziałam wszystko ze znacznego oddalenia. Wuj kazał mi się ukryć w schronie umiejscowionym w ogrodzie, który był dobrze zakamuflowany, nikt o nim nie wiedział. Oprócz mnie, moich rodziców, no i wuja Wali. W ostatniej chwili udało mi się tutaj skryć, a teraz z rozpaczą i tłumionym krzykiem patrzyłam przez szparkę w pokrytym trawą i krzakami włazie na to, co działo się na tyłach mojego domu. Ojciec klęczał z rękami splecionymi na karku, z jego złamanego nosa kapała krew. Mama była tuż obok niego i widziałam przerażenie w jej oczach. Jednocześnie skanowała otoczenie i dostrzegłam ulgę na jej twarzy, kiedy zorientowała się, że nie ma mnie w pobliżu. Unikała spoglądania w kierunku schronu, jakby nie chciała ściągnąć w to miejsce niczyjej uwagi. Ale doskonale wiedziała, że tam jestem. I wówczas… już zrozumiałam, że to, co zaraz się wydarzy, całkowicie zniszczy mnie moje życie, moją niewinność oraz nadzieję na dobrą przyszłość.

Mężczyźni z bronią w dłoniach stali nieruchomo, mierząc do moich rodziców. I wtedy w drzwiach dostrzegłam jego. Był niczym anioł śmierci – ubrany na czarno, wysoki, twarz jakby wykuta z kamienia, bez najmniejszych przejawów człowieczeństwa. Jego niemalże czarne oczy wpatrywały się w moich rodziców z obojętnością tak okrutną, że wolałabym chyba zobaczyć w nich chociaż nienawiść. Złość to uczucie, a to oznacza, że człowiekiem targają jakieś emocje, które czasami można przekuć w coś dobrego. W tym mężczyźnie nie odnalazłam żadnych emocji, uczuć, nic. Był jak posąg odlany z obojętności. A także braku empatii i braku człowieczeństwa. Wtedy podniósł wzrok i miałam wrażenie, że patrzy wprost na mnie. Czułam parcie na pęcherz, ze strachu prawie popuściłam, ale wytrzymałam. Zacisnęłam dłoń na ustach, bo wiedziałam, co zaraz się stanie. Ciemnowłosy kiwnął głową do swoich ludzi i rozległy się dwa strzały. Upadłam, a klapa nade mną zamknęła się bezszelestnie.

Krzyczałam, ale z moich ust nie wydobywał się żaden dźwięk.

Umierałam.

Ginęłam.

Już mnie nie było.

Tak jak i moich rodziców i mojego beztroskiego życia.

Galina Jegorowna Aristowa właśnie umarła w wieku lat osiemnastu.

Rozdział 1

Gangsta’s Paradise Coolio

Skakała po mnie, ujeżdżając mojego kutasa, a ja wpatrywałem się w jej unoszące się i opadające cycki. Ale nadal niewiele czułem. Byłem twardy, dochodziłem, ale nic nie czułem. Złapałem ją za tyłek, ścisnąłem mocno, a ona wygięła się w tył i krzyknęła. Zaciskała się na mnie coraz mocniej, jej cipka trzymała mnie niczym imadło, przybliżając do rychłego finału. W końcu poczułem dreszcz przebiegający po kręgosłupie, ryknąłem i skończyłem. Ona uśmiechnęła się i w końcu zeszła, nie próbując żadnych przytulasów, bo znała mnie i wiedziała, że nie całowałem w usta, nie przytulałem się, tylko pieprzyłem i płaciłem. A czasami nawet i nie. Akurat Rita była luksusową kurwą, zbierała na elegancki salon fryzjerski, więc kiedy doprowadziła się do porządku, zapłaciłem jej pięć stów i poszedłem z nią do drzwi.

– To za tydzień, Reno? – spytała, patrząc na mnie z uśmiechem.

– Odezwę się. Nara, Rita.

– Pa! Uważaj na siebie.

– Zamierzam.

Kiedy zamknąłem za nią, udałem się do salonu na najwyższym piętrze Sky Tower, nalałem sobie whisky i podszedłem do okna, które zaczynało się przy podłodze, a kończyło u sufitu. Spojrzałem na rozświetlony Wrocław. Moje miasto. Należało do mnie. Kupiłem tu najwyższy budynek, w którym właśnie się znajdowałem. Byłem także właścicielem czterech galerii, kilku klubów na rynku, w tym najbardziej popularnego Prozac, i sieci modnych siłowni. Inwestowałem w hazard, a także w gonitwy konne. I wiele innych rzeczy. To był mój świat. Kasa i władza. Oraz on. Wszystko robiłem dla niego. Bo wiedziałem, że kiedyś trafi mnie dobrze wyważona i wycelowana kula, wcale nie jakaś zbłąkana. I wówczas on będzie musiał być zabezpieczony.

Dopiłem trunek, wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i zjechałem windą na dół. Tam wsiadłem w moją najnowszą M5-kę i wyjechałem z podziemnego parkingu. Podążyłem na południe, do rezydencji w Wysokiej pod Wrocławiem, gdzie mieszkałem od ośmiu lat.

Dotarłem tam w piętnaście minut. Wjechałem przez automatycznie otwieraną bramę i kiwnąłem głową do jednego z ochroniarzy, który siedział w domku strażniczym przy wjeździe. Cała rezydencja naszpikowana była kamerami i ochroną. Pilnowali tak naprawdę nie mnie, lecz Antoniego. Mojego ukochanego synka.

Gdy wszedłem do budynku, opiekunka domu, pięćdziesięciodziewięcioletnia Hala, uśmiechnęła się łagodnie i skinęła głową.

– Panie Leonie, kolacja czeka.

– Nie będę jadł. Czy mały już śpi? – spytałem, idąc na górę.

– Pani Maria go usypia.

– Co tak długo? – warknąłem, ale nie czekałem, aż ktokolwiek mi odpowie. Przeskakiwałem po dwa schody i zaraz znalazłem się w zacisznej i prywatnej części domu. Podszedłem pod drzwi pokoju syna. Słyszałem, jak ciepły żeński głos czyta mu ulubioną książkę o planetach. Coś zakłuło mnie w klatce piersiowej. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Antoni spojrzał na mnie z obojętnością, ale się przywitał.

– Tata. Cześć.

– A dlaczego jeszcze nie śpisz, kolego? – Podszedłem do łóżka, na którym wraz z moim synem leżała szczupła szatynka. Patrzyła na mnie teraz szeroko otwartymi oczami. Nie widziałem w nich strachu, tylko zaskoczenie. No tak, sądziła, że jeszcze pojadę do któregoś z moich klubów, ale uznałem, że to bez sensu. Wolałem wrócić do domu.

– Bo się obudziłem.

– Zły sen – szepnęła Maria, dając mi jakiś znak oczami.

– Poczytam mu. Proszę zaczekać na mnie w salonie – powiedziałem cicho, patrząc na kobietę. Właściwie dziewczynę. Miała dwadzieścia trzy lata, dziesięć mniej niż ja, kończyła oligofrenopedagogikę i została wybrana przez Antoniego. Już przez sam ten fakt darzyłem ją umiarkowanym zainteresowaniem i pewną dozą uprzejmości. Ale była moją pracownicą, stanowiła część personelu i nigdy nie dawałem jej powodów, aby mogła pomyśleć coś więcej tylko dlatego, że mój syn ją uwielbiał. Co siedziało w mojej głowie, to już była moja sprawa. A tkwiło tam całe bagno i demony, z którymi już się zaprzyjaźniłem, więc myśli o niewinnej dziewczynie były najmniejszym z moich problemów.

Poczytałem bajkę małemu, który w końcu znużony wtulił się we mnie i zasnął. Pocałowałem go w główkę, przykryłem kołdrą i wyszedłem, cicho zamykając drzwi. Kiedy wkroczyłem do salonu, Maria akurat stała przy biblioteczce i kartkowała jakąś książkę. Chciałem zapytać, co zwróciło jej uwagę, ale nie zamierzałem prowadzić pieprzonego small talku.

– Dlaczego się obudził? – Podszedłem do niskiego barku i nalałem sobie chivasa. – Rano znowu będzie miał problem ze wstaniem.

– Znowu miał ten sen – odparła cicho.

Pokręciłem głową.

– Wołał mamę i pana.

– Wiem, jakie ma sny – warknąłem. Dziewczyna drgnęła. Nie chciałem o tym rozmawiać. To było poza nami, minęło. Wszystko minęło, ona odeszła i nie wróci. A ja zostałem sam i próbowałem być ojcem. Dobrym ojcem. Z różnym skutkiem.

– Przepraszam. – Maria pochyliła głowę.

Westchnąłem. Przecież ona nie była niczemu winna.

– Ale jest ich coraz mniej… Odkąd zajęłaś się Antonim. To dobry znak powiedziałem już całkiem łagodnym tonem.

Uniosła głowę i spojrzała na mnie brązowymi oczami, w których dostrzegłem radość.

– On jest kochany. Bardzo lubię spędzać z nim czas.

– Dziękuję ci. Możesz już iść do siebie. Jutro pojedziemy na konie. Obiecałem małemu.

– Świetnie. Antoś uwielbia konie. – Maria się uśmiechnęła i znowu poczułem na sobie jej wzrok. Sam tego nie rozumiałem, ale było tak, jakby co najmniej mnie dotknęła. Jej ciepłe spojrzenie sprawiało, że przez ułamek sekundy czułem się normalnie – jak mężczyzna, który ma obok siebie kogoś, kto go…

– Dobranoc – odezwałem się suchym tonem. Odwróciłem się i podszedłem do barku. Nie patrzyłem na nią, ale wiedziałem, że jest urażona. Nie pierwszy raz zachowywałem się jak bogaty dupek. To było dobre, nie wiązało mnie emocjonalnie i stawiało mur. A ta dziewczyna… sprawiała wrażenie, jakby chciała się przez niego przebić. Lecz to było całkowicie nierealne. Pięć lat temu zbudowałem wokół siebie mur większy i mocniejszy niż ten u Chinoli i nie zamierzałem zza niego wychodzić. Do nikogo. Oprócz mojego syna, ale to była całkiem inna sprawa. Krew z krwi. Tylko to się liczyło i tylko w to wierzyłem.

A poza tym… nie miałem już serca, bo ono zostało zniszczone podczas tamtej cholernej jesiennej nocy.

*

Jak zawsze był odpychający i obcesowy, ale przez pół roku, bo tyle już pracowałam i mieszkałam w tym wielkim domu, zdołałam się przyzwyczaić do jego humorów. Sześć miesięcy temu miałam praktyczne zajęcia w jednej z prywatnych wrocławskich szkół i od razu trafiłam na małego Antoniego Golę. Miał niecałe siedem lat, trzymał się z daleka od innych dzieci, nie lubił obcych, nie lubił także być dotykany. Jednakże gdy podeszłam do niego, zerknął na mnie szybko, odwrócił wzrok i posunął się na ławeczce, na której siedział. Uznałam to za zaproszenie.

– Poczytamy razem? – spytałam z uśmiechem.

Kiwnął głową i podał mi książeczkę o planetach, którą trzymał.

Widziałam zdziwioną minę mojej opiekunki roku.

Uwielbiałam pracę z dziećmi, kończyłam studia na oligofrenopedagogice. Pragnęłam pracować właśnie z nimi, to było moim głównym celem. Jednym z głównych celów.

Od tego momentu minęło kilka dni, a gdy któregoś razu wychodziłam ze szkoły, zobaczyłam zaparkowane przed wejściem wielkie czarne auto. I faceta, który opierał się o nie i wpatrywał we mnie wzrokiem bez wyrazu. Miał chłodne niebieskie oczy, jakby pozbawione uczuć. Był ubrany w eleganckie materiałowe spodnie, jedwabną koszulę oraz kamizelkę. Podwinięte rękawy ukazywały śniade przedramiona naznaczone grubymi żyłami. Na lewym nadgarstku połyskiwał srebrny zegarek z czarnym cyferblatem, a na prawym wytatuowany był duży czarny krzyż z jakimś napisem, którego z tej odległości nie mogłam odczytać. Mężczyzna był wysoki i szczupły, ale nie chudy. Szerokie ramiona jednoznacznie wskazywały, że sport nie jest mu obcy.

Uniosłam głowę i spojrzałam jeszcze raz na jego twarz. Był przystojny, lecz w całej jego postawie dostrzegłam coś groźnego, odpychającego, jakby sama jego postura i mimika wysyłały wiadomość do potencjalnych rozmówców, że ten człowiek nie ma zamiaru marnować czasu na czcze dyskusje. Chciałam go wyminąć, ale zastąpił mi drogę.

– Maria Fratecka? – Głos miał oschły, niski, sprawiający, że zrobiło mi się chłodno.

– Tak? Słucham? – Zatrzymałam się, patrząc na niego z uprzejmym zainteresowaniem.

– Nazywam się Leon Gola. Jestem ojcem Antoniego.

– Bardzo mi miło. – Teraz zauważyłam podobieństwo. Antoś i jego tata mieli takie same oczy. Tylko spojrzenie chłopca było ciepłe, natomiast jego…

– Przejedziemy się? – spytał Gola bez uśmiechu. Wyrwał mnie tym z rozmyślań. Jego chłodne niebieskie oczy zdawały się mnie oceniać. Lub dotykać. Sama nie wiedziałam, czy mnie to zirytowało, czy może onieśmieliło.

– Niestety, spieszę się, muszę jechać… – zaczęłam, ale on otworzył drzwi od strony pasażera i znowu wgapiał się we mnie tak, że tym razem zrobiło mi się zimno.

– Zawiozę panią, gdzie tylko pani chce. Porozmawiamy w drodze.

Wzruszyłam lekko ramionami, ale usiadłam na wyprofilowanym skórzanym siedzeniu. W samochodzie poczułam coś korzennego i kiedy Leon zajął miejsce za kierownicą, zorientowałam się, że to on tak pachnie.

– To gdzie jedziemy? – Odpalił silnik i ściszył radio. Nawet na mnie nie patrzył.

– Na Muchobór.

– Okej.

Zorientowałam się, że czarny SUV, który dotychczas parkował nieopodal samochodu mężczyzny, ruszył za nami. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się nieco nerwowo. Gola chyba zauważył mój ruch, bo zerknął na mnie i uniósł brew.

– Moja ochrona – rzucił sucho, a ja wyprostowałam się na siedzeniu. Jak mogłam być tak nieuważna? Powinnam się pilnować. Przecież byłam jedynie studentką, która nie zwraca uwagi na takie rzeczy! Przynajmniej tak wszyscy powinni sądzić. A na pewno on. Leon „Reno” Gola. Cholerny Reno, który rządził światem, rozdawał karty i decydował o czyimś życiu lub śmierci. A teraz ja miałam zamiar zadecydować o jego losie. O czym on oczywiście jeszcze nie miał pojęcia. Bo gdyby tak było, już bym leżała na dnie kamieniołomów za Świebodzicami, gdzie jego zbiry lubiły upłynniać niewygodny balast.

– Mam dla pani propozycję. – Niski głos mojego towarzysza wyrwał mnie z rozmyślań, które stanowczo były teraz nie na miejscu.

– Mianowicie? Jechaliśmy z placu Jana Pawła w kierunku Grabiszyńskiej. Dochodziło popołudnie, Wrocław stał już w korkach. Gola prowadził pewnie i spokojnie, jakby chciał mieć więcej czasu, aby przeprowadzić ze mną tę rozmowę.

– Wie pani, z jakimi dolegliwościami zmaga się Antoni?

– Oczywiście.

U Antosia stwierdzono łagodną formę zespołu Aspergera. Był niesamowicie inteligentnym dzieckiem, ale miał problem w kontaktach z rówieśnikami, uwielbiał pracę w pojedynkę i rzadko kogokolwiek do siebie dopuszczał. Z małymi wyjątkami. Właśnie ja stanowiłam taki wyjątek.

– Zatem rozumie pani, że mój syn ma nieco utrudnione relacje z innymi. I nie wszystkim pozwala się do siebie zbliżyć.

– Wiem, czym charakteryzuje się dolegliwość Antosia – odparłam nieco niecierpliwie.

Zauważyłam, że Gola zerknął na mnie szybko, ale nijak nie skomentował moich słów. Pewnie nie był przyzwyczajony, że ktoś stawiał mu kontrę.

– Dlatego mam dla pani ofertę. Chciałbym zatrudnić panią jako osobistą opiekunkę Antoniego. Zamieszkałaby pani z nami, zajmowała się nim, ćwiczyła, a także pilnowała go w szkole. – Jego głos brzmiał spokojnie, ale dało się w nim słyszeć jakąś nutę pewności i zdecydowania, nieznoszącą jakiegokolwiek sprzeciwu.

Już byliśmy na Grabiszyńskiej. Czarna beemka sunęła lewym pasem, a ja zastanawiałam się nad tym, co właśnie usłyszałam.

– Może coś pani odpowie? – Jego niski chropawy głos wyrwał mnie z nagłego odrętwienia.

– Zaskoczył mnie pan – odparłam nerwowo. – Faktycznie, bardzo lubię Antosia, ale… Przecież on ma przy sobie nauczycielkę.

Dzieci ASPI miały swoich nauczycieli wspierających, którzy pomagali im adaptować się do warunków szkolnych i byli ich codziennymi towarzyszami podczas zajęć

– On także panią lubi. Nauczycielka to jedno, ale on potrzebuje takiej… przyjaciółki. I sądzę, że idealnie by się pani nadawała do tej roli. – Głos Leona Goli zabrzmiał trochę łagodniej. – Chcę mu zapewnić jak najlepsze warunki rozwoju. A to on panią wybrał. Powiedział mi, że panią lubi, to dla mnie wyznacznik wszystkiego. Gola skręcił ostro w prawo. – Proponuję pani pensję w wysokości dziesięciu tysięcy miesięcznie oraz kierowcę z samochodem do pełnej dyspozycji.

Miałam wrażenie, że znajduję się w jakieś alternatywnej rzeczywistości.

– Ale… – Chciałam coś powiedzieć, lecz mężczyzna skrzywił się i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.

– Dwanaście tysięcy. I pokrywam wszelkie koszty, nazwijmy je… reprezentacyjnymi.

– Nie chodzi o to. – Zdenerwowałam się. – Mam też swoje życie i…

Auto skręciło w zatoczkę, a Leon zwrócił się do mnie całym ciałem. Jego lazurowe oczy wpatrywały się we mnie z taką mocą, że miałam wrażenie, iż wypalą dziurę. Pewnie za dużo Supermena się naoglądałam, ale Antoś bardzo lubił jego przygody. Antoś…

– Zapłacę, ile będziesz chciała. – Bezpardonowo przeszedł na ty. Zdenerwowałam się.

– Pieniądze… to nie o nie chodzi. Zajęłabym się Antosiem nawet za jedną trzecią tej kwoty – warknęłam.

Coś błysnęło w jego oczach.

– A ja zapłaciłbym dwa razy tyle, Mario – odparł cicho. Jego niski, nieco zachrypnięty głos zawibrował w moim żołądku i osiadł gdzieś na samym jego dnie. Zagryzłam wargę i potrząsnęłam głową. Mężczyzna wciąż na mnie patrzył.

– Dobrze. Od kiedy mam zacząć? Uśmiechnął się lekko.

– Już zaczęłaś, Mario.

Mówił prawdę. Na drugi dzień do mojego małego mieszkania przyjechało czterech facetów i pomogło mi zebrać rzeczy. Oczywiście mieszkanie wciąż posiadałam, ale przeprowadziłam się do Wysokiej i tutaj spędzałam większość czasu. Antoś był szczęśliwy i coraz bardziej otwierał się i na ludzi, i na dzieci, a ja miałam z nim praktycznie bezkolizyjny kontakt. W przeciwieństwie do jego ojca. Z powrotem byliśmy Marią i panem Leonem, a nasze relacje ograniczały się do rozmów o postępach Antosia, a także o ewentualnych poleceniach czy życzeniach pana Goli. Nie chciałam niczego więcej. Na razie. Musiałam stać się mu niezbędna. Musiałam wniknąć do jego gangsterskiego raju i sprawić, że nie będzie już chciał być w nim sam. A kiedy uzna, że nie może tkwić w nim beze mnie, zrobię to, do czego przygotowywałam się od lat. Zamienię jego pieprzony raj w piekło!

Chcesz dowiedzieć się, co wydarzyło się dalej? Przeczytaj drugi rozdział książki lub kup powieść Gangsta Paradise. Reno w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Gangsta Paradise. Reno
Agnieszka Lingas-Łoniewska5
Okładka książki - Gangsta Paradise. Reno

Byłem złym człowiekiem. Byłem mścicielem. Byłem mordercą. Byłem gangsterem. A to był mój pieprzony raj! Galina Jegorowna Aristowa umarła w wieku osiemnastu...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo