Wyobraź sobie świat, gdzie bohaterowie nie piją wody. Gdzie częściej jest się właścicielem jednego ucha niż jednego domu. Kraj w wino i miód opływający, tłusty i bogaty. Piękny i jednocześnie niebezpieczny. Podzielony na wiele domen i udzielnych księstewek, z głębokimi lochami i wysokimi kurhanami. Rządzi tu królewska para - Siła i Spryt, a za nimi kroczą: Zasadzka, Zdrada, Walka i Zajazd. To nie fantastyka, choć może tak brzmi. To kresy XVII-wiecznej Polski. I wolnoć, Tomku, w swoim domku.
Powrót do barwnych czasów Rzeczypospolitej szlacheckiej, bez literackiej fikcji, a najprawdziwszym opisem najsłynniejszych postaci panów, wyznających ideę wolności i wyższości szlachty polskiej. W tej książce dostaniecie fakty potwierdzone w źródłach historycznych - pamiętnikach, zapisach sądowych, kronikach, listach itp.
Do lektury najnowszej książki Jacka Komudy Warchoły, złoczyńcy i pijanice zaprasza wydawnictwo Fabryka Słów. Ostatnio prezentowaliśmy pierwszy wyimek z książki, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania kolejnego fragmentu:
Dziersław z Rytwian herbu Jastrzębiec z woli stryjecznego dziada miał zostać statecznym kanonikiem, a może i biskupem. Opatrzność zrządziła inaczej – zasłynął jako awanturnik, ale zarazem wytrawny polityk, który osiągnął największą godność w Królestwie Polskim.
Zaczęło się jak zwykle od awantury. W 1428 roku Dziersław, syn Marcina z Rytwian i Doroty z Tarnowa, zapisał się na Akademię Krakowską, płacąc florena jako wpisowe. Jednak w tym samym roku zmarł jego ojciec, a opiekę nad Dziersławem i jego braćmi przejął ich stryjeczny dziad – arcybiskup gnieźnieński Wojciech Jastrzębiec, który oczywiście miał już zaplanowaną dla nich spokojną i dostatnią karierę duchowną.
Wyrobił nawet Dziersławowi godność kanonika w katedrze gnieźnieńskiej i załatwił dzierżawę dwóch wsi koło Nieszawy.
Młodzieniec zawiódł w pełni oczekiwania dziada. Niespodziewanie w 1431 roku porzucił ścieżkę duchownego, wstępując na krętą drogę rycerza rabusia. Trzy lata później zagarnął rodzinny skarb uskładany przez Jastrzębca i przechowywany w Orzelcu, warty, jak podaje jego biograf Wojciech Falkowski, bajeczną sumę około 40 tysięcy grzywien. A kiedy arcybiskup przybył do Rytwian, aby upomnieć wnuka, Dziersław odpowiedział mu z dział i hakownic. Zdobyte kosztowności przeznaczył na konkury, wymarzył sobie bowiem, że poślubi prawdziwą księżniczkę, i udał się z prośbą o rękę córki księcia mazowieckiego Bolesława – Ofki – do jej matki, wdowy. Wszystko to na nic – mazowieckie drewniane progi okazały się za wysokie dla Dersława, który przepuścił cały rodzinny skarb na wystawne uczty, turnieje, podróże do przyszłej teściowej, księżny Anny Fiodorówny, i stroje. Ostatek przepił i przehulał z kompanami, może wtedy, kiedy dowiedział się, że ukochaną wydano za księcia Michała Bolesława Zygmuntowicza.
Zrujnowany, wydziedziczony przez Jastrzębca, po śmierci arcybiskupa dokonał drugiego najazdu – na jego zamek w Borzysławicach, skąd wywiózł złoto, klejnoty i szaty. Pieniądze jednak szybko stracił, bo od tej pory stale pozywano go za długi, które tylko częściowo spłacała rodzina.
Po śmierci króla Władysława Jagiełły Dziersław zaangażował się w politykę, stając po stronie Spytka z Melsztyna, przywódcy konfederacji zawiązanej przeciwko kardynałowi Oleśnickiemu. Dziersław był największym przeciwnikiem duchownego, cieszył się jednak względami dworu królewskiego. Na sucho uszedł mu zatem kolejny zajazd, który przeprowadził w 1440 roku – z powodu pustej kabzy. Dziersław napadł bowiem na księstwo cieszyńskie i zajął Zator, nie pozwalając się stamtąd wyrzucić. Najazd ten pewnie uzgodniony był po cichu z Władysławem III, gdyż bohater oddał się wkrótce pod „opiekę” króla, który wypłacił mu w nagrodę tysiąc grzywien, a Zator wymienił na Barwałd. Od tej pory Dziersław stał się cichym wykonawcą woli dworu; nawet kiedy w 1439 roku dołączył do konfederacji Spytka z Melsztyna, nie spowodowało to utraty łaski królewskiej, zwłaszcza że nie wsparł kasztelana bieckiego na polu walki pod Grotnikami. Wkrótce został starostą chełmskim, a potem sandomierskim, co stanowiło tylko wstęp do kariery dworskiej.
Po śmierci króla Władysława pod Warną Dziersław opowiedział się znowu przeciwko polityce Oleśnickiego, popierając sprawę bezwarunkowego obrania na tron królewicza Kazimierza Jagiellończyka. Wyrobił sobie bardzo mocną pozycję na dworze, więc wysyłano go w poselstwach – w latach 1450–1452 do Rzymu, a potem, w lipcu 1452 roku, na Węgry i do Austrii w celu pozyskania dla króla ręki Elżbiety Rakuskiej. W 1453 roku otrzymał kasztelanię rozmierską, a w dalszych awansach nie przeszkodziło mu nawet to, że w 1454 roku jako jeden z dowódców doprowadził do haniebnej klęski rycerstwa polskiego pod Chojnicami. W 1455 roku został wojewodą sieradzkim, a od 1461 – wojewodą sandomierskim. Wciąż jednak budził się w nim dawny Dziersław – potrafił stawać się gwałtowny – w 1471 roku na posiedzeniu rady królewskiej zelżył biskupa krakowskiego Jana Lutka, iż ten wkrótce potem wyzionął ducha w napadzie apopleksji. Dwa lata później wpadł razem z bratem Janem na posiedzenie kapituły krakowskiej, lżąc i grożąc kanonikom, którzy toczyli zadawniony spór o dziesięciny z bernardynami z Opatowa, pozostającymi pod protekcją Dziersława. Jednocześnie stał się tak zamożnym panem, że pod koniec życia pożyczał pieniądze królowi. Ostatnim urzędem, który piastował, zarazem najwyższą godnością w królestwie, była otrzymana na rok przed śmiercią kasztelania krakowska. Zmarł w 1478 roku, nie pozostawiając potomstwa.
Książkę Warchoły, złoczyńcy i pijanice kupić można w popularnych księgarniach: