Elementarz dla zakochanych – jest drugą pozycją mojego tryptyku życiowych vademecum. Jest w niej mowa o tym, co jest ważne w narzeczeństwie i co w małżeństwie. Jako odbiorców książki, obok narzeczonych, widzę też małżonków pragnących budować stabilny związek dwojga kochających się ludzi, inwestować w rozwój rodziny. Życzę wszystkim JASNEJ DROGI!
Do lektury Elementarza dla zakochanych zaprasza wydawnictwo Rosikon Press. Ostatnio zachęcaliśmy do przeczytania pierwszego i drugiego fragmentu, tymczasem już teraz prezentujemy fragment pochodzący z trzeciego rozdziału książki:
Jak dokonać wyboru współmałżonka?
Choć – jak już wcześniej zaznaczyłem – posługiwanie się przykładami z własnego małżeńskiego podwórka może być niezręcznością, chyba jednak pewne wyjątki nikomu krzywdy nie zrobią...
Obrazek z życia
Wilek wygłosił kiedyś następującą deklarację: „Jeśli któreś z nas umrze, to ty się musisz od razu ożenić. Ale nie z…” i tu wymieniła kilka najseksowniejszych moich znajomych „lasek”! Hm… „któreś z NAS – to TY musisz”? No i w dodatku zaraz eliminuje te najatrakcyjniejsze?
Trochę mnie ta selekcja zmartwiła, ale potem zastanowiłem się: jakie panie najbardziej mnie pociągały i jeszcze pociągają? Czy moje kryteria selekcji względem płci pięknej zmieniły się w miarę lat, w miarę doświadczenia, w miarę dojrzałości? Nawiasem dodaję – może ktoś młodszy tego jeszcze sobie nie wyobraża – mając na karku trzy czwarte wieku, wobec pięknych pań wcale nie stałem się obojętny.
Pięknych pań? Może lepiej – interesujących pań? Bo faktem jest, że często widzę niewiastę zgrabną, atrakcyjnie ubraną, przyciągającą wzrok, jednak już po pierwszych sekundach obserwacji moje szare komórki lokują tę nimfę na półkach odległego archiwum. A które półki pozostaną mi bliskie? Jakich zachowań, wyglądów, cech będę szukał? Postanowiłem zrobić odnośną listę priorytetów. Myślę, że będzie ona dotyczyć i pań, i panów. Oto ona:
1. Pokora, skromność. Tak. Pierwsze na liście. Ale uwaga: słowo „pokora” może się kojarzyć z uległością, uniżonością, nieśmiałością, usuwaniem się w cień. Nic z tych rzeczy. Trzeba ją odczytać w kontekście zacytowanego już wcześniej powiedzenia: „życie uczy nas pokory”. Ma się więc kojarzyć z dojrzałością, ze zrozumieniem świata, z pozytywnym podejściem do bliźniego, otwartością na innych. W sumie – z dobrem. Ktoś pełen pokory, jeśli uzna to za właściwy i konieczny sposób komunikacji, będzie potrafił postawić na swoim z odpowiednią dozą adrenaliny. Zrobi to jednak nie w zwierzęcym odruchu kierowanym emocjami, lecz po rozważnej decyzji. Ta rozwaga będzie mu pomocna w słuchaniu innych, będzie miała na oku stosowność własnych wypowiedzi, ograniczy monologi z narzucaniem swojego „ja”. Nie pozwoli sobie na narcyzm, na pokusę samouwielbienia, na „parcie na szkło”. Powie „nie” patologii egocentryzmu. Pokora pomoże skupić się na rozwijaniu niezbędnych dla życia wartości. W sumie: pokora jest wyrazem mądrości. Notabene – jak już wiemy – nie należy mądrości utożsamiać z inteligencją. Ktoś „inteligentny”, z dyplomem Wyższej Akademii Nauk Skomplikowanych może w życiu okazać się zupełnym głupkiem. I odwrotnie: ktoś, z kim „nie pogada” o Schengen czy o Photoshopie, zda celująco egzaminy życiowe. Przykłady zbędne.
2. Przyzwyczajenia. Te miłe, atrakcyjne – i te złe, które nas od danej osoby oddalają. Wiele będzie zależało od tego, jak zostaliśmy wychowani, co wynieśliśmy z rodzinnego domu, ile lat żyliśmy w lepszym czy gorszym otoczeniu, środowisku. Do kategorii przyzwyczajeń zaliczymy higienę osobistą, sposób bycia, ewentualne uzależnienia (np. papierosy, alkohol, komórka), nasze spojrzenie na świat, na życie, na wartości. Nie bez powodu „przyzwyczajenia” podaję dopiero w drugim punkcie tej listy. Jeśli punkt pierwszy – pokora – jest w naszym zasięgu, jeśli jest wystarczająco solidna, kolejne punkty dają się z większym lub mniejszym wysiłkiem ulepszać. A pokora będzie w tej pracy najlepszym atutem, narzędziem, pomocą.
Może w dzieciństwie przeżyliśmy jakieś traumy, od których jeszcze nie zostaliśmy wyzwoleni? Trzeba będzie nad wyzwoleniem od nich popracować. Bo niestety zdarzają się duchowe poranienia, jeszcze z czasów wczesnej młodości czy dzieciństwa, które mogą latami odgrywać rolę niszczącą dla psychiki dziecka, a potem dla dorosłej osoby. Mogą być tragiczne w skutkach dla równowagi życiowej, dla jakości zakładanej rodzinnej wspólnoty. Ich źródła to na przykład alkoholizm czy niemoralność rodziców, ich otwarte kłótnie, zdrady, rozwody, brak miłości, poczucie odrzucenia u dziecka. Dla uleczenia tych ran warto zrobić ich „audyt”, warto rozmawiać o nich otwarcie. W razie potrzeby skorzystać z pomocy duchowego przewodnika lub psychologa.
Uwaga: wśród wymienianych i analizowanych w fachowej literaturze zranień ani razu nie napotkałem słowa „klaps”, który – jak wiadomo – od roku 2010 został w Polsce zaliczony do przestępstw. Otóż prawdziwe zranienia mogą wynikać raczej z braku jasno postawionych dziecku granic, z tzw. wychowania bezstresowego, które wpływa na jego nieznośne zachowania, rozwój egoizmu i w rezultacie pozbawi niezbędnej miłości bliskich. W konsekwencji zakorzeni w sercu poczucie samotności. To zaś z biegiem czasu może przerodzić się w ogólne zagubienie i uzależnienia. A dla rodziców może stać się zarzewiem niezgody, depresji, rozstania.
3. Rysy twarzy, sylwetka, ruch, barwa głosu. W sumie to, co składa się na typową „chemię”. Zwróćmy uwagę, że dla bystrych obserwatorów – a takimi chcielibyśmy być – punkty 1. i 2. są często widoczne na twarzy interesującej nas osoby. A więc w praktyce ten kolejny punkt jest wypadkową dwóch poprzednich. Bo „nie strój zdobi człowieka”. I obojętnie, jaki będzie kolor oczu, jaki nos czy kłafiura (źródłem tego zabawnego słowa jest fryzura po francusku), tego przesłania na twarzy nie uda się zmienić ani makijażem, ani strojem, ani pracowicie wystudiowaną miną. Umiejętność odczytania prawdy zapisanej w oczach i na twarzy to sztuka w życiu nader użyteczna. Ale z tym odczytem – gdy ktoś jest młody, zauroczony, zaślepiony – może być słabo. Zachęcam tu do otwarcia szeroko oczu. Chodzi o rozeznanie, gdzie jest prawda, autentyzm, a gdzie udawanie, aktorstwo. Nie muszę chyba dodawać, jaką pomocą w tej dziedzinie będzie ciągle punkt pierwszy tej listy!
Dalsze cechy wymieniam tu tylko dla porządku, rutynowo. A więc: uroda, wiek, nazwisko, pieniądze, sława, zainteresowania, wykształcenie, poczucie humoru, możliwe wspólne hobby… Bardzo często właśnie te pojęcia, już spoza listy priorytetów, mogły czy mogą być głównymi czynnikami wpływającymi na wybór partnera na całe życie.
Jeśli doczytałeś do tego momentu, pomyśl, proszę, o wymienionych wyżej priorytetach przed podjęciem życiowej decyzji. Jeśli decyzja jest już za Tobą, popracuj dodatkowo, aby wprowadzić ewentualne poprawki do postawy i zachowania zgodnie z omówionymi już punktami.
Drodzy Zakochani! Czy słyszeliście o RCS – Ruchu Czystych Serc? O Ruchu Wiernych Serc? Czy słyszeliście o Silver Ring Thing? W tym kontekście może warto się tymi ruchami zainteresować. Słyszeliście o aplikacji Vademecum Narzeczonych? Jest też portal pl.aleteia.org – ile tam dobrych odpowiedzi na istotne narzeczeńskie i małżeńskie pytania! Nie rozwijam dalej, bo to tematy na osobne książki. Zainteresowanym proponuję wspomniane hasła wpisać w Google.
Dokonując omawianego wyboru, nie należy pominąć różnic kulturowych, różnic środowiskowych. Małżeństwo już z samej zasady jest arcytrudnym przedsięwzięciem. Ale związki osób z całkiem innych środowisk, z innych kultur, innych religii, z różnych kontynentów – mogą się wiązać z dodatkowymi trudnościami. Bierzcie to pod uwagę.
Powracam do naszego morskiego rejsu. Wyobraźmy sobie, że na stanowisko kapitana zgłasza się sympatyczny młodzieniec zachwycony pięknem jachtu i proponowaną mu funkcją. Okazuje się jednak, że będzie to jego pierwsze spotkanie z morzem. Wychował się z dala od wiatru i fal. Dotąd nigdy nie pływał nawet jako junge, czyli zielony majtek. Nigdy nie doświadczył morskiej dyscypliny, nigdy nie słyszał o konieczności siusiania na zawietrznej, za fokiem, a nie pod wiatr. Nigdy nie współpracował z załogą (o dowodzeniu już nie mówimy). Jakie ma szanse na dobre prowadzenie rodzinnej barki w rejsie dookoła świata? Czy nawet najlepsza „nauka przedkapitańska” zrobi z niego odpowiedzialnego kapitana?
Stąd moje pytanie: czy najlepsza nauka przedmałżeńska zrobi z podobnego amatora odpowiedzialnego męża, ojca rodziny? Czy najlepsza nauka przedmałżeńska zrobi z naszej „damy z komórką” odpowiedzialną żonę i matkę?
Wśród wielu reakcji czytających mój Elementarz dla rodziców znajduję wypowiedź jednej (wyraźnie ze mnie niezadowolonej) matki: „Dziecko można wychowywać począwszy od siedmiu lat! Dopiero wtedy zaczyna coś rozumieć. Wszystko, co robimy wcześniej, jest stratą czasu!”.
Hmm… Według mnie siedmioletnie dziecko już ma – a w każdym razie powinno mieć – wszystkie istotne funkcje, fizyczne i psychiczne, odpowiednio uformowane. Wie, że rano trzeba na czas wstać z łóżka, umyć zęby, samemu się ubrać, przygotować, co trzeba, do szkoły. W wieku siedmiu-dziesięciu lat podstawowe wychowanie się kończy. Kontynuacja polegać będzie z jednej strony na utrwalaniu nauczonych już zachowań, rozwijaniu ich, szlifowaniu, a z drugiej – poprzez rozmowy i przykład – na pogłębianiu zaufania, przyjaźni, pielęgnowaniu wzajemnej miłości. Niektórzy mówią, że najistotniejsze, co możemy dla dziecka zrobić, mieści się w jego pierwszych trzech latach.
Nie będzie więc błędem, jeśli o przygotowanie naszego malucha do życia zaczniemy się troszczyć od kołyski. Stwierdzono naukowo, że już wtedy ma na niego wpływ otoczenie i rodzaj dźwięków: przyjazna muzyka czy wrzaski, rodzinne ciepło czy mróz domowego konfliktu, czułość matczynej opieki, obecność ojca czy przykra pustka. To wszystko kształtuje charakter oseska, potem przedszkolaka, ucznia, studenta, narzeczonego, narzeczonej.
Na pierwszej stronie EdR umieściłem wiodące hasło pióra francuskiego pisarza
Francois Mauriaca: „Dzieciństwo jest wszystkim dla życia, bo daje do niego klucze”. Ma rację! Myślę, że słusznie został noblistą!
Ale chwileczkę: czy mamy zrozumieć, że kandydatów do stanu małżeńskiego należy przygotowywać już od pierwszego roku życia? Nie, nie. Bez przesady. Można zacząć duuużo później. Powiedzmy: od drugiego.
Książkę Elementarz dla zakochanych kupić można w popularnych księgarniach: