Już niebawem święta Bożego Narodzenia. Wraz z sezonem świątecznym, Klub Gaja kolejny raz rozpoczyna kampanię społeczną „Jeszcze żywy KARP”. W akcję włączyła się noblistka, Olga Tokarczuk, która napisała dla Klubu Gaja specjalne opowiadanie. Treść utworu znajduje się poniżej.
Klub Gaja działa od lat 80. XX wieku. Wówczas jeszcze jako grupa nieformalna podejmował pierwsze działania mające na celu ochronę środowiska naturalnego – roślin i zwierząt. Od tego czasu Klub przerodził się w organizację pożytku publicznego, która przez cały rok aktywnie działa na rzecz ochrony natury.
Czytaj także: Fikcja straciła zaufanie czytelników. Przeczytaj wykład noblowski Olgi Tokarczuk!
Od lat Klub Gaja w okresie przedświątecznym organizuje kampanię społeczną „Jeszcze żywy KARP”, której celem jest zwrócenie uwagi na cierpienie karpi, które później trafiają na wigilijne stoły. W akcji chodzi o zmienienie podejścia do żywej ryby kupowanej w supermarketach – często przetrzymywanej w niehumanitarnych warunkach, przenoszenia ryb w plastikowych reklamówkach i własnoręczne, nierzadko nieumiejętne i przynoszące wiele cierpienia, zabijanie karpi w domach.
Od paru lat o akcji coraz głośniej jest w ogólnopolskich mediach, a w kampanię włączają się polskie aktorki i aktorzy, m.in. Magdalena Różczka, Magdalena Cielecka, Maja Ostaszewska, Robert Makłowicz czy Bartłomiej Topa. W 2011 roku do inicjatywy dołączyła się Olga Tokarczuk, która wsparła kampanię, tworząc oryginale opowiadania pt. Gość.
Wsparłam kampanię, bo jest to wyjątkowo barbarzyński zwyczaj, który przez cale życie psuł mi radość ze świąt i zamieniał przygotowania do Wigilii w horror
– czytamy wypowiedź Olgi Tokarczuk na stronie jeszczezywykarp.pl.
O czym jest opowiadanie Gość? Przeczytajcie je w całości poniżej:
Gdy dzieci wracają ze szkoły, w domu jest już Gość.
Pospiesznie zrzucają z ramion tornistry, nie będą im potrzebne przez kilka najbliższych dni – zaczęły się ferie świąteczne.
Ten rok był trudny: tata dzieci stracił pracę, mama musiała wziąć nadgodziny i teraz rzadko bywa w domu, no i zmarła babcia. Dlatego tak bardzo chcą spędzić te święta razem, żeby wszystkim było miło i bezpiecznie. Będzie więc tradycyjnie i niczego podczas tych świąt nie zabraknie. Mama mówi, że tradycja jest dobra i że można się w niej schronić, kiedy jest ciężko. Że jest jak gniazdo. Dlatego dzieci już kilka dni temu starannie ubrały choinkę. A teraz tato siedzi w kuchni przy stole i mieli mak na makowce. Na gazie pyka kiszona kapusta – będzie z niej pyszny świąteczny bigos. W domu unosi się już jedyny, niepowtarzalny zapach świąt Bożego Narodzenia.
No i jest jeszcze w łazience ten Gość.
Dzieci pochylają się nad wanną z fascynacją i ciekawością. Pływa w niej wielka ryba. Ma połyskliwą ciemną skórę w jaśniejsze cętki, duże płetwy i dwoje wypukłych oczu, którymi spod wody patrzy na ludzi. Właściwie nikt się nie zastanawia, co on tu robi w tej wannie, w mieście, w środku zimy; skąd się tu wziął. Bo też i żadna to tajemnica – mama przyniosła go w siatce ze sklepu i na wpół żywego od razu wpuściła do wanny. Zajmą się nim w Wigilię.
Tymczasem jednak dziwnie się śpi, kiedy w wannie jest Gość. Ten jego podwodny wzrok. Wszyscy myślą o nim. W nocy przewracają się z boku na bok.
Następnego dnia jest wiele pracy. Trzeba jeszcze przyrządzić ostatnie potrawy, zrobić ostatnie zakupy, zapakować prezenty (Ojej, zabrakło papieru do pakowania!). Zaaferowani wpadają teraz do łazienki tylko na chwilę i nawet nie patrzą na Gościa w wannie. A i on jest jakoś bardziej niemrawy, właściwie się nie rusza. Dolewają mu więc trochę świeżej wody i pędzą dalej.
W nocy ojciec natyka się w łazience na córkę, która siedzi przy wannie i patrzy na Gościa; palcem porusza delikatnie wodę wokół niego, jakby go głaskała. Ojciec bierze dziecko na ręce i kładzie do łóżka.
I oto już Wigilia rano. Najpierw drzwi do kuchni zamknięte i słychać szepty rodziców. Mama pójdzie z dziećmi na sanki. Długo ubierają się w przedpokoju, te wszystkie szaliki i czapki, i jeszcze sanki z piwnicy. Ich głosy cichną na dole.
Mężczyzna zostaje sam i dzielnie rusza do łazienki. Stara się w ogóle nie patrzeć, zamyka oczy – wszystkiemu winne będą ręce. Ale ręce są słabe i niezdarne. Karp walczy; kto by pomyślał, że zostało mu jeszcze tyle siły. Mężczyźnie udaje się wyjąć go z wody, ale on wyrywa się i spada na podłogę. Teraz leży tam i łypie okiem na człowieka. Tamten próbuje go na powrót włożyć do wanny i po kilku próbach wreszcie mu się to udaje. Mężczyzna oddycha z ulgą. Karp ledwie żyje.
Kiedy kobieta wraca z dziećmi jest wściekła na męża. Co z ciebie za mężczyzna! Teraz to on zamyka się z dziećmi w pokoju i głośno oglądają telewizję, a ona wchodzi do łazienki. Zza drzwi dochodzą dziwne gwałtowne odgłosy i przekleństwa; lepiej ich nie słyszeć. W końcu i ona wychodzi pokonana.
Sprawę załatwia Pan Zygmunt, sąsiad z dołu. Zjawia się z młotkiem w dłoni i z wielkim nożem.
A teraz wreszcie Święta. Palą się świece, choinka świeci kolorowo i ten jedyny w świecie zapach, który wypełnia cały dom.
Na stole jest dwanaście potraw, zgodnie z tradycją, wśród nich karp w galarecie. Jest też dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa, który nigdy nie przyjdzie. Nigdy nie przychodzi.
Siedzą ze spuszczonymi głowami, za chwilę zaczną dzielić się opłatkiem. Bóg się rodzi!
Przypomnijmy, że w październiku dowiedzieliśmy się o tym, że polska pisarka i eseistka, Olga Tokarczuk, otrzymała Literacką Nagrodę Nobla. Polska twórczyni kilkanaście dni temu wzięła udział w uroczystej gali w Sztokholmie, gdzie otrzymała Medal Noblowski z rąk Króla Szwecji. Wczoraj informowaliśmy zaś, że jedną z otrzymanych Replik Medalu pisarka zdecydowała się przekazać na aukcję charytatywną Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.