Irmina – od kilku lat w szczęśliwym, wydawałoby się, związku ze swoją szkolną miłością. Jednak określenie „szczęśliwy” z każdym kolejnym dniem zaczyna budzić jej wątpliwości. Zwłaszcza że ukochany coraz bardziej ulega wpływom swojej despotycznej i zaborczej matki. Sytuacji nie ratują jego powtarzające się co roku nadaremne oświadczyny. I choć wygląda na to, że Irmina już nie zmieni podejścia do instytucji małżeństwa, nigdy nie wiadomo, co przyniesie życie.
Do lektury powieści Jutro pokochamy Rzym – trzeciego tomu cyklu Pod wspólnym niebem – zaprasza Wydawnictwo Replika. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki:
Piątek, 19 kwietnia
1.12
Łukasz:
Siemka, Piękna 😊 obyś nie spała, bo mam plan…
Irmina:
Śpię! Chrapię jak miś w czasie snu zimowego.
Łukasz:
Mój Ty Misiu! To teraz podrapię Cię za uszkiem, tak jak lubisz… odsunę włosy i pocałuję w szyję…
Irmina:
Wrrrr!
Łukasz:
Aj, jak ja lubię takie drapieżne misie. Sprawiasz, że zaczynam wariować. Chcę zedrzeć z Ciebie tę fikuśną koszulkę, w której śpisz, a potem wejść w Ciebie i …
Irmina:
Naprawdę śpię 😉
Łukasz:
A ja czekam przed drzwiami, aż mi łaskawie otworzysz 😉
Zerwałam się z krzesła w jednej chwili. Co innego wymieniać z Łukaszem pikantne wiadomości, a co innego mieć go w środku nocy pod domem. Nasze pisanie było przyjemnym przerywnikiem w mojej pracy. Od kilku godzin próbowałam nadrobić zaległości. Pracowałam w domu po godzinach. Miałam sporo raportów ze szkoleń, które czekały na dokończenie i opracowanie wniosków. Poza tym materiały nowych kursów, które wprowadziłam do oferty i zamieściłam o nich informacje na swojej stronie internetowej i na które miałam sporo zgłoszeń, wciąż były niedopracowane. Aneta stale wierciła mi dziurę w brzuchu i przypominała, że należy je jak najszybciej zaktualizować, ale wiecznie coś stawało mi na drodze. Miałam cichą nadzieję, ze okres świąteczny będzie mi sprzyjał i w spokoju wszystko pouzupełniam, nadrobię i przystąpię po świętach do pracy z czystym kontem. Jeszcze nigdy nie miałam takiego nagromadzenia zaległości.
Uchyliłam drzwi na korytarz. W domu panowała niczym niezmącona cisza. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy szłam w kierunku wejścia. Liczyłam, że zachowuję się na tyle bezszelestnie, że nie obudzę dzieciaków, które – miałam taką nadzieję – smacznie spały w swoich pokojach. Nie wiedziały o istnieniu Łukasza i prawdę mówiąc, nie chciałam, by się dowiedziały.
Amelia przyjechała tego popołudnia. Do samego końca ważyły się losy przyjazdu Jorge, w końcu jednak okazało się, że musi zostać i Mela przyleciała sama. Dwa dni wcześniej również Alex przyjechał sam, choć miałam nadzieję, że będzie inaczej. Przed domem rzeczywiście stała taksówka ze znanym mi już logo. Jeszcze się zastanawiałam, czy powinnam otworzyć. Dotąd się nie zdarzyło, by Łukasz wpadał w środku nocy, nie chciałam by stało się to normą. Nabrałam powietrza i otworzyłam drzwi, od razu kładąc palec na ustach. Łukasz uśmiechnął się do mnie i bez ceregieli wpił się w moje wargi.
Nasza korespondencja rzeczywiście musiała go pobudzić, bo czułam jego niecierpliwość. Z ledwością doszliśmy do sypialni.
– Podobała ci się niespodzianka? – zapytał później. Na ustach miał triumfalny uśmiech, doskonale wiedział, że przeżyłam coś bardzo intensywnego.
– Nie – odparłam przekornie.
– Mam cię przekonać?
– Przez ciebie mam jeszcze więcej zaległości.
– Ale za to jesteś usatysfakcjonowana jak nigdy – powiedział z nieskrywaną dumą. – Chyba muszę częściej wpadać do ciebie w nocy. – Puścił do mnie oko.
– Chcesz mnie wykończyć.
– Wręcz przeciwnie, chcę jak najczęściej widzieć cię taką, jak dzisiaj.
Wstał i sięgnął po ubranie.
– Muszę już jechać, choć najchętniej zostałbym do rana. – Cmoknął mnie w policzek.
– Wolałabym nie, moje dzieciaki przyjechały i byłoby lepiej, gdyby… – nie dokończyłam. Odkąd dowiedziałam się, że jest żonaty, przeszła mi całkowicie ochota na epatowanie naszą znajomością. Nie byłam skora do mówienia komukolwiek, że w moim życiu pojawił się ktoś szczególny. Wyjątkiem była Kalina, ale bardzo dbałam o to, by ta informacja nie trafiła do większej ilości osób. Nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie zna Łukasza, bądź, co gorsza, jego żony.
Wolałam nie ryzykować.
– Rozumiem. – Przyciągnął mnie do siebie. – Odprowadzisz mnie?
Narzuciłam szlafrok i wyszłam razem z nim
– Już tęsknię – powiedział.
Pomachałam mu ręką i zamknęłam drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Alexa. Poczułam się jak złodziej złapany na gorącym uczynku. Bałam się pytań, dociekań, nie wiedziałam, jak się zachować.
Alex zlustrował mnie od stóp do głowy.
– Miałaś gościa?
Skinęłam głową.
– No proszę, nie ma nas w domu, nie mówisz nam o wszystkim, a tu okazuje się, że masz całkiem udane życie intymne – zaśmiał się. Był najwyraźniej rozbawiony całą sytuacją.
Nie było mi do śmiechu, czułam się skrępowana.
– Alex…
– Mamo, daj spokój, jesteś dorosła, nie zamierzam robić ci wyrzutów. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz? To coś poważnego?
– Nie wiem – skłamałam. To z pewnością nie miało szans, by stać się czymś poważnym.
– Rozumiem. Dobrze ci życzę.
Środa, 29 maja
19.02
Danka:
Dziouszki moje! Mam nadzieję, że nie uznacie mnie za wariatkę, ale kupiłam mieszkanie 😊 Właśnie wróciłam od notariusza. Umowa podpisana, kasa przelana, mieszkanie jest moje. W Milanówku!
Zosia:
Gratuluję decyzji 😊 Widzę, że jednak uległaś sugestiom Bartka? Zdecydowałaś się na to, o którym mówiłaś poprzednio?
Danka:
Tak, to samo. Stwierdziłam, że nie ma co marudzić. Odpowiada mi. Metraż, lokalizacja, wszystko. A Bartek ma rację, we wszystkim. Nawet w tym, że nie powinnam Stefanii odmawiać, tylko jak daje brać. I nie ukrywam, dużo lżej żyje mi się ze świadomością, że nie związałam się kredytowym węzłem z żadnym bankiem.
Zosia:
😊
Danka:
Niestety, ponieważ mieszkanie jest w stanie deweloperskim, a odbiory mają być dopiero w lipcu, wynajęłam sobie kawalerkę na kilka miesięcy…
Zosia:
Racja! Przecież Ty zaczynasz nową pracę za kilka dni. I nieodwołalnie przeprowadzasz się do stolicy.
Danka:
Jaka tam stolica! Zocha! Milanówek, takie snobistyczne miasteczko. Sami artyści, aktorzy, pisarze i tacy tam. Ale piękne, naprawdę piękne miejsce. Zielone. Dlatego je wybrałam.
Zosia:
Nie chcę byś się stała snobką… 😊
Danka:
W życiu! Ale, ale… Zośka, szykuj się na sylwestra u mnie. Trzeba oblać to moje nowe gniazdko i nowe życie zarazem 😊
Zosia:
Ajajaj! Z rozkoszą! Już się cieszę i nie mogę doczekać 😊
Danka:
A gdzie Imka? Znowu jej nie ma? Niech nie myśli, że o niej zapomniałam 😉 Wiesz… Martwię się… mam wrażenie, że na czacie już tylko my rozmawiamy…
Zosia:
Dzwoniłam do niej tysiąc razy. Imka, jeśli to czytasz, odezwij się!
Gabinet pani dziekan, Barbary, mówiłyśmy sobie przecież po imieniu, przypominał pole bitwy. Wszędzie leżały jakieś papiery i pootwierane segregatory.
Wiedziałam, że w związku z reorganizacją uczelni jest mnóstwo papierkowej roboty, ale dopiero teraz zobaczyłam skalę. Barbara siedziała na podłodze,
przeglądając jakieś kartki. Uniosła głowę, gdy weszłam i nie przerywając pracy, wskazała mi krzesło przy stojącym w rogu stoliku.
Jej zaproszenie na rozmowę przyjęłam z nieukrywanym zaskoczeniem. W ciągu tych lat, kiedy wykładałam, nie zdarzyło się to ani razu.
Barbara wstała, otworzyła drzwi i poprosiła sekretarkę o przygotowanie kawy. Dopiero wtedy usiadła naprzeciwko mnie.
– Dziękuję, że przyszłaś. Jak przygotowania do sesji? – zagaiła
Nie odpowiedziałam od razu, bo pytanie zabrzmiało tak, jakbym to ja miała zdawać egzaminy. Poza tym nie sądziłam, że Barbara mogłaby o czymś nie wiedzieć.
– Jestem przygotowana – odparłam w końcu, uśmiechając się lekko. To był tylko kurtuazyjny wstęp, rozmowa miała dotyczyć czegoś zgoła innego.
– To dobrze… – powiedziała Barbara i zamilkła, bo sekretarka właśnie postawiła przed nami filiżanki z kawą. – Co znaczy, że jesteś przygotowana? Masz gotowe testy? – zapytała, gdy kobieta zamknęła za sobą drzwi. W jednej chwili wróciłam do dzieciństwa i to mama pyta mnie przed snem, czy jestem przygotowana na kolejny dzień w szkole.
– Yyy… nie wiem, czy tego ode mnie oczekujesz, ale tak, mam przygotowane testy. Mogę wiedzieć, dlaczego o to pytasz? Nie chciałam, aby moje pytanie zabrzmiało nietaktownie. Nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że w tym wszystkim chodzi o coś zupełnie innego.
Barbara podeszła do biurka, przerzuciła kilka kartek i wróciła z jedną z nich.
– Muszę z tobą porozmawiać. O tym. Położyła kartkę na stole i podsunęła ją w moją stronę. Spojrzałam zdezorientowana, nie wiedząc, czy powinnam ją wziąć, czy zaczekać, aż Barbara zacznie mówić. Ta jednak milczała. Drżącą ręką się- gnęłam po kawałek papieru. Rzuciłam okiem na pierwszy akapit i nie byłam w stanie czytać dalej. Litery tańczyły mi przed oczami. Odłożyłam kartkę na stolik, jakby mnie parzyła.
– Co się dzieje, Irmino? Pytanie zawisło niczym mgła nad mokradłem. Wciąż je słyszałam i bałam się odpowiedzi. Opuściłam głowę.
– Co się dzieje? – powtórzyła. – Jak wytłumaczysz mi te oceny? Przecież nigdy, przenigdy nie miałaś tak niskich not! Twoje zajęcia zawsze cieszyły się dużym powodzeniem, studenci cię lubili, a teraz? Co chwila dochodzą do mnie krytyczne głosy dotyczące twoich zajęć i ciebie.
Barbara założyła okulary i zaczęła czytać.
– „Koszmar. Zajęcia nudne jak flaki z olejem. Pani doktor notorycznie nieprzygotowana. Nigdy nie przychodzi na czas. Wciąż zagląda do telefonu i przerywa zajęcia, by gdzieś zadzwonić albo odebrać. Prezentacje przeładowane informacjami żywcem ściągniętymi z Internetu. Nie tego się spodziewałem. Słyszałem o pani doktor bardzo dobre opinie, ale rzeczywistość okazała się katastrofalna. Zmarnowany czas”. Irmina… to tylko mały procent tego, co do mnie ostatnio trafia… Powiedz, co się dzieje? Znamy się od dawna. Masz jakieś problemy? Potrzebujesz pomocy? Przełknęłam ślinę.
– Skąd taka myśl?
– Nigdy nie miałaś tak złych ocen od studentów... Wiem, że rozstałaś się z partnerem i że twój tato jest chory. Ale to w żaden sposób nie tłumaczy twojego zachowania. Pomyślałam…
Pomyślała zapewne, że załamałam się po rozstaniu z Irkiem. Nie wiem, skąd ten pomysł. Nie załamałam się. Po prostu nam nie wyszło. Nasze rozstanie w żaden sposób nie wpłynęło na moje życie, zwłaszcza zawodowe. Nie wracałam myślami do tego, co było.
– Nie zawsze każdemu się dogodzi. Wiesz o tym najlepiej – powiedziałam i natychmiast pożałowałam swoich słów. Barbara od lat cieszyła się szacunkiem i potrafiła nauczać. I jak przychodziło do wyboru promotora, zawsze miała najwięcej chętnych.
Udała, że nie słyszy.
– Tych skarg i negatywnych opinii jest zbyt wiele, bym mogła przejść nad nimi do porządku dziennego i je zignorować. Proszę cię, byś egzaminy przeprowadziła śpiewająco i mam nadzieję, że nie pojawi się więcej skarg. W przeciwnym razie będę musiała zastanowić się nad innym rozwiązaniem. Jeśli jednak dojdziesz do wniosku, że chciałabyś o tym porozmawiać, zapraszam. Moje drzwi są dla ciebie zawsze otwarte.
Wyszłam bez słowa. W głowie huczały mi słowa przeczytane przez Barbarę i im dłużej o tym myślałam, tym bardziej się obawiałam, że od jakiegoś czasu w moim życiu nic nie układa się tak, jak powinno. Psuło się powoli, jak ciało walczące z nieuleczalną chorobą.
– Cześć mama! – Na ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz Alexa. Syn miał niesamowite wyczucie czasu. Sygnał nadejścia połączenia rozbrzmiał dokładnie w momencie, gdy wsiadłam za kierownicę i zapięłam pas. – Chciałem ci donieść, że jestem dyplomowanym fotografem.
– Zdałeś! – ucieszyłam się.
– Najwyższa nota, z wyróżnieniem!
– Jestem z ciebie taka dumna! Kiedy przyjeżdżasz? – Chwila ciszy po drugiej stronie. – Alex?
– Wybacz, ale mam okazję polecieć do Stanów. Zaproponowano mi staż w NatGeo.
– Do Stanów? – powtórzyłam głucho. Moje dzieci rozjeżdżały się po świecie i coraz gorzej to znosiłam. Ale wiedziałam, że ta propozycja to było coś. Pękałam z dumy.
– Mama, to naprawdę szansa dla mnie. Nie mogę jej odrzucić. Przepraszam, nie przyjadę do ciebie, za trzy dni wyjeżdżamy i mamy sporo rzeczy do załatwienia.
– Wyjeżdżamy?
– Greta jedzie ze mną.
Byli razem od niedawna, nie sądziłam, że to aż tak poważne. Przed Bożym Narodzeniem rozstał się z dziewczyną, z którą spędził cztery lata, dlatego obecność kolejnej w jego życiu nieco mnie zaskoczyła. W ogóle miałam wrażenie, że ostatnio coraz mniej wiem o swoich dzieciach. Amelia zapisała się na studia w Barcelonie i – mówiła o tym coraz dobitniej – nie zamierzała wracać. Dzwoniła systematycznie, opowiadając o wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami.
– Nie mam zamiaru przeżywać tego, co w Argentynie i potem po raz kolejny – powiedziała w czasie jednej z naszych rozmów. – Nie zamierzam martwić się o Jorge i go zostawiać. Chcę z nim być, mama. Dlatego oboje podjęliśmy decyzję, że zamieszkamy razem tutaj, nie w Polsce, nie w Niemczech. Nawet nie w Portugalii, blisko jego rodziców, a w Hiszpanii.
Pamiętam, że nie powiedziałam jej wtedy o swoich obawach, o tym, co czułam, bo dla mnie ta wiadomość była niczym wyrok. Po wyjeździe Alexa na studia do Berlina łudziłam się, że chociaż Amelię będę miała blisko. Cały czas miałam poczucie, że poświęcam im zbyt mało czasu, że ciągle tylko praca i praca, dorabianie się, zapewnianie im wysokiego standardu życia. Uważałam, że to było w porządku, jednak teraz, kiedy wyprowadzili się oboje, wiele bym dała, by znowu mogli być ze mną, żebym mogła z nimi rozmawiać i spędzać czas. Wiedziałam jednak, że powinnam ich wspierać bez względu na to, jak bardzo by mnie to bolało i rozrywało serce. A teraz Alex.
Słuchałam jego wesołego głosu, kiedy opowiadał o swoich planach i nadziejach związanych ze stażem. I cieszyłam się, że ma taką możliwość, że zarówno Martin, jak i ja stworzyliśmy mu warunki, by mógł realizować swoje pasje. Nie znaczyło to jednak, że gdzieś w głębi nie przeżywałam tego po swojemu.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Jutro pokochamy Rzym. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: