Tam go zjedzą. "Nie wiesz o mnie wszystkiego"

Data: 2021-09-07 09:10:39 | Ten artykuł przeczytasz w 16 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Magda próbuje się uwolnić z toksycznego związku ze starszym chłopakiem, bratem byłej przyjaciółki. Przez związek z Arturem Magda straciła przyjaciółkę, opuściła się w nauce, porzuciła ukochane kółko teatralne, zaczęła oszukiwać matkę. Starszy chłopak wykorzystuje ją, upokarza, odbiera wszystko, co było dla niej ważne.

Kiedy Magda postanawia zakończyć związek, Artur zaczyna ją śledzić, chodzi za nią, grozi jej. Dziewczyna jest coraz bardziej zastraszona i przerażona. Zupełnie nie wie, gdzie szukać pomocy. Adam mieszka w małej miejscowości, gdzie jest szykanowany i prześladowany za swoją odmienność (wszyscy podejrzewają, że jest gejem). W końcu chłopak zostaje bardzo dotkliwie pobity. Po tym wydarzeniu Adam przeprowadza się do ciotki do Warszawy, gdzie zaczyna naukę w klasie Magdy. Magda i Adam od razu znajdują nić porozumienia i bardzo dobrze czują się w swoim towarzystwie.

Obrazek w treści Tam go zjedzą. "Nie wiesz o mnie wszystkiego" [jpg]

Joanna Jagiełło, autorka, wielokrotnie nagradzana zarówno w Polsce jak i za granicą, w swojej najnowszej powieści po raz kolejny porusza mocne, trudne tematy i mówi o nich odważnie. Do lektury książki Nie wiesz o mnie wszystkiego zaprasza wydawnictwo Books4YA. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy oraz drugi fragment powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury kolejnej jego części: 

Dotarli już do Warszawy. Zapadał zmierzch. Ojciec Adama nagle zamarzył o tym, żeby gdzieś wyjechać. Najlepiej sam. Oderwać się od problemów, które ostatnio zdawały się go przerastać.

Zatrzymał samochód przed brzydkim blokiem. Tu mieszkała jego siostra. I całe szczęście, że ją miał, że zgodziła się pomóc, że przyjęła Adama do szkoły. A przecież nie byli sobie bliscy. Nigdy nie było między nimi prawdziwej więzi, szczególnie gdy przeniosła się do Warszawy. To zawsze było jej marzeniem, a on nie do końca to rozumiał. Co tak przyciągało ludzi do wielkiego miasta?

Hałas, smród, tłumy. On wolał być u siebie. Dom porządny, dla człowieka, jakaś przestrzeń. Budząc Adama, pomyślał, że i jemu może być trudno do tej ciasnoty się przyzwyczaić. Jeden plus, że siostra mieszkała na Mokotowie. Blok wisiał nad skarpą, pod którą rozciągał się park. To bardzo zielone miejsce jak na Warszawę i dość blisko centrum.

Adam ziewnął i wysiadł z samochodu. Zabrali część rzeczy i zadzwonili domofonem. Adam był tu kilka razy z wizytą, ale niezbyt dobrze to pamiętał. To było dawno, ciotka wolała przyjeżdżać do nich. Kiedy wszedł do środka, zrozumiał, dlaczego.

Mieszkanie było ciasne i po prostu brzydkie. Przedpokój wyłożono plastikową boazerią naśladującą drewno, ze słojami i sękami, ale w zimnym, jasnoszarym kolorze. Przy ścianach umieszczono małe komódki na drobiazgi, też plastikowe i tym razem w kolorze przybrudzonej bieli. Kuchnia, ciasna i bez okna, straszyła starymi szafkami z ciemną okleiną, blatem, z którego podczas długiego użytkowania poodpadały całe brzegi, i lodówką pokrytą chaosem magnesów. Na seledynowej ścianie wisiał kalendarz na trzy miesiące na raz, z plastikowym paskiem i czerwonym okienkiem, które można było przesuwać każdego dnia. Patrzyła z niego Matka Boska z Dzieciątkiem, a obok wypisany był tekst modlitwy, co akurat Adama zdziwiło. Ciotka była znacznie mniej religijna niż rodzice, może to prezent od nich? Najprędzej od ojca, taki kicz. Adam uważał, że ojciec nie ma gustu, w przeciwieństwie do matki.

Mieszkanie miało tylko dwa pokoje i Adam nie mógł zrozumieć, jak oni się tu wszyscy mieścili, zanim Rafał i Hubert, synowie ciotki i wujka, w końcu wyprowadzili się z domu. Przez chwilę zrobiło mu się głupio, że zwala się tak ciotce na głowę.

Może była zachwycona, że wreszcie ma więcej przestrzeni, a on to popsuł? Nie wyglądała na uradowaną tym, że będzie tu mieszkał.

Raczej z tym pogodzoną. Ale też nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział ciotkę rozpromienioną, czy chociaż wesołą.

Że nawet kiedy przyjeżdżała do nich i mama biegała wokół niej, przynosząc na taras coraz to nową kawkę i ciasteczka, nawet kiedy mogła po prostu odpocząć i popatrzeć na zieleń, miała skwaszoną minę. Może po prostu taka była.

Poczuł ukłucie rozczarowania, kiedy ciotka pokazała mu jego pokój.

– Posprzątałam i wyniosłam rzeczy chłopaków, a co do reszty, urządzisz sobie tutaj, jak chcesz. Tylko gwoździ w ścianę nie wbijaj! Bo dziury się robią. Jest jeden dodatkowy wkręt, jakbyś chciał powiesić sobie jakiś obrazek czy coś.

Adam kiwnął głową i pomyślał, że najchętniej wyrzuciłby ten obrazek, który już tu wisiał. Przedstawiał brzydki pejzaż, z pokurczoną brzozą i domem, w którym nikt chyba nie chciałby zamieszkać, zupełnie nie w jego stylu, ale bał się zaproponować, że go zdejmie.

Szczerze mówiąc, ciotka trochę go przerażała. Była nie tylko przy kości, ale wysoka i postawna: stojąc teraz w drzwiach, wypełniała sobą całą przestrzeń. Zostawiła go i poszła porozmawiać z ojcem. Z kuchni dobiegały ich przyciszone głosy. Adam pomyślał, że na pewno rozmawiają o nim, ale był zbyt zmęczony, żeby chciało mu się podsłuchać rozmowę.

Wyjrzał przez okno, wychodzące na ładny, mały budynek, jakby pałacyk. Nadal padało. Przez chwilę pomyślał, że chciałby, żeby już była wiosna. Bo kiedy patrzył na padający śnieg, to wszystko znowu mu się przypominało. A przecież kiedyś lubił śnieg. Zabawy śnieżkami, zjeżdżanie na sankach, radość patrzenia na płatki wirujące w powietrzu. Nawet to mu odebrali.

Rozejrzał się po pokoju, który miał się stać dla niego przystanią na jakiś czas. Jak długi? Przynajmniej do matury. Potem się zobaczy. Mógłby wyjechać na studia. Może nawet z Polski.

Do jakiegoś kraju, gdzie jest inaczej. Teraz trzeba było po prostu przetrwać, jakoś to wytrzymać.

Zaczął wyjmować swoje rzeczy z pudełek i toreb. Ojciec najpierw przyniósł z samochodu resztę bagaży, a potem przyszedł się pożegnać. Wyglądał na przygaszonego, ale zażartował, że to nie Ameryka, tylko Warszawa. Zaledwie półtorej godziny drogi. I dodał, że ma nadzieję, że Adam o nich nie zapomni.

– Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić do domu, to zawsze będzie twój dom – powiedział na odchodne.

Adam wiedział, że ojciec jest szczery. Pewnie naprawdę tak myślał, choć przecież musiał rozumieć, że to tak, jakby powiedzieć do uchodźcy, że zawsze może wrócić do kraju rodzinnego, bo to jego kraj. Jasne. Tylko że jak wróci, to go tam zabiją.

Niezręcznie uściskali się i ojciec już popędził do samochodu. 

Śnieg padał coraz mocniej, a on musiał jeszcze wrócić. I jutro wcześnie wstać do pracy. Podobnie jak Adam do szkoły. Znów poczuł ten dreszcz lęku. Jak tam będzie?

Nie powinien się teraz tym martwić. Musiał rozpakować i ułożyć rzeczy. Poszedł jeszcze do łazienki. Też była stara i zapyziała, aż prosiła się o remont. Może oni nie mieli na to pieniędzy?

W sumie nie wiedział, jaka jest ich sytuacja materialna. Ciotka była dyrektorką szkoły, więc raczej nie miała niskiej pensji?

A wujek jeździł tirami, to też pewnie nieźle zarabiał? Chyba powinno im wystarczyć na odświeżenie mieszkania? Ale może nie mieli takiej potrzeby.

Adam umył ręce i spojrzał w lustro. Jego twarz wyglądała na przerażoną. Powinien coś z nią zrobić, coś zrobić ze sobą, zanim jutro do nich pójdzie, do tych wszystkich nowych ludzi.

Westchnął, wrócił do pokoju i już na poważnie zabrał się za rozpakowywanie.

Po dwóch godzinach wszystko było gotowe. Adam wypełnił przestrzeń swoimi rzeczami: książkami, koszulami, dżinsami, papierami. Na łóżku położył ulubiony błękitny koc i trzy jasne poduszki. No i misia bez oka. Pokój, dwa razy mniejszy, stał się kompaktową wersją starego pokoju Adama. Jakby tamten ktoś ścisnął w garści. Najbardziej brakowało mu wielkiego dębowego biurka, ale nie mógł przecież go tutaj przywieźć. Nie było wystarczająco dużo miejsca. Poza tym…

To dziwne, ale rodzice mimo wszystko udawali, że to rozwiązanie tymczasowe. Mimo że wiedzieli, że przecież musi tu zostać co najmniej do matury, skoro już zmienia szkołę, zachowywali się tak, jakby jechał do ciotki na wakacje. Mama powiedziała Adamowi, że w jego pokoju nic nie będzie zmieniać. Tak jakby miał tam kiedyś wrócić. Jeśli nie teraz, to po studiach. 

I ciekawe, co miałby tam robić? Przecież powinni zdawać sobie sprawę, że młodzi ludzie, którzy wyjeżdżają z małych miejscowości, nigdy do nich nie wracają. Warszawa daje pracę i wolność, ale i anonimowość, której tam nie było. Adam miał nadzieję, że uda mu się tutaj zgubić, że ani tamci, ani im podobni nigdy go tu nie znajdą.

Z kuchni dochodziły odgłosy zmywania. Ciotka odkręcała wodę na chwilę, potem zakręcała. „Zmywa dokładnie tak samo jak matka” – przeszło Adamowi przez myśl. Namydlała kubki, szklanki i talerze i ustawiała je całe w pianie na blacie, potem spłukiwała po kilka naraz. Wsłuchiwał się w te odgłosy, czuł się wtedy bezpieczniej. Chociaż przecież nie chciał, żeby było tutaj tak jak w domu, pragnął zacząć nowe życie. Na chwilę zamknął oczy i znów pod powiekami pojawiła się twarz ojca.

Po tamtym pobiciu próbował wstać i wrócić do domu, ale nie miał nawet siły, żeby wyciągnąć telefon i zadzwonić po pomoc.

I chyba zemdlał. Wtedy sąsiad, który wyszedł na spacer z psem, zawiadomił ojca, że Adam leży nieprzytomny na chodniku, tuż przy budynku szkoły. I nie czekając na jego przyjście, wezwał karetkę pogotowia, bo chłopak był zalany krwią.

– Kto ci to zrobił? – zapytał go potem ojciec.

Nie mógł mu powiedzieć. Wciąż pamiętał. „A jak, kurwa, komuś powiesz, to dokończymy”.

– Nie znam ich – skłamał.

Ale ojciec Adama wiedział swoje. To nie był pierwszy raz. Zdawał sobie sprawę, że Adama nienawidzą. Tylko udawał, że nie wie, dlaczego. A może nie udawał? To była jedna z tych rzeczy, których Adam nie wiedział na pewno.

„On jest słabszy, delikatny – mówił matce. – Dlatego go dręczą. Zawsze znajdzie się taki… kozioł ofiarny”. Mocno zaciskał wtedy szczęki. „Biedny tata – myślał Adam – sam dobrze zbudowany, wysportowany, zawsze najsilniejszy w grupie, a los go pokarał takim…”. Naprawdę potrafił mu współczuć. Często podsłuchiwał ich rozmowy. Nigdy nawet nie zająknęli się, że wiedzą. Albo nie wiedzieli, albo udawali, nawet przed sobą. A przecież na ich domu ktoś napisał kiedyś sprejem: „Pedał”. W żaden sposób tego nie skomentowali.

– Musi zmienić szkołę – powiedział ojciec, kiedy Adam wyszedł ze szpitala.

– Zmienić szkołę? Ale na jaką? Przecież tu nie ma innego liceum. Chcesz, żeby poszedł do samochodówki? – zapytała matka, a ojciec się tylko roześmiał.

– Do samochodówki? Żartujesz? Przecież tam go zjedzą. 

„Tam go zjedzą”. Tak powiedział. Czy więc możliwe, żeby nie miał świadomości, co z Adamem jest nie tak, żeby nie rozumiał?

„Tam go zjedzą”. Akurat. Już przecież był zjedzony, nie można było go zjeść bardziej, a może nawet nie zjedzony, raczej pogryziony i wypluty.

– Tu jest tylko technikum.

– Jutro porozmawiam z Haliną. Ona mu załatwi miejsce w szkole.

– Myślisz, że będzie chciał u niej mieszkać?

– Myślę, że nie ma wyjścia.

– Ale porozmawiaj z nim. Żeby… Żeby to się nie powtórzyło.

Żeby od początku…

– Porozmawiam.

Adam stał wtedy w korytarzu i podsłuchiwał, jak mówili o nim i decydowali o jego przyszłości za jego plecami! Ale w pewnym sensie był im wdzięczny. I czekał na to, kiedy mu powiedzą.

Obudził się wtedy zbyt wcześnie. Wyszedł na balkon i popatrzył na ciemny las. Nawet w nocy ten widok go uspokajał. Las był jak płaszcz, pod którym można było się schować. Czasem myślał, że może mógłby się tam zgubić i nigdy nie znaleźć. Nie o to chodzi, że chciał się zabić. Nigdy nie miał takich myśli, za bardzo bał się bólu i wszystkiego, co gwałtowne i nieodwracalne. Wyobrażał sobie raczej, że chodzi po lesie, bez ustanku, ale i bez zmęczenia.

Że mógłby tak chodzić w nieskończoność, po prostu tam zniknąć i trwać w jakimś leśnym czasie równoległym. Stał tak i patrzył, aż zrobiło mu się zimno. Wskoczył pod kołdrę, ale już nie zasnął, leżał tylko i czekał, aż się rozwidni i będzie można zejść na śniadanie.

Od razu zrozumiał, że matka już zjadła. Na stole stała filiżanka z niedopitą kawą z mlekiem. Widział przez okno, że porządkuje jakieś rzeczy na tarasie. W taki ziąb? Zrozumiał, że to ojciec ma z nim gadać. Tak było w ich domu.

– Zjesz? – zapytał ojciec i nie czekając na jego odpowiedź, nałożył mu na talerz dwa jajka sadzone z ciemnymi żółtkami. 

Wiejskie jajka od Stasiaków. Adam nacisnął widelcem żółtko, które rozpłynęło się w słoneczny kleks. Odłożył widelec i spojrzał na ojca. Czekał.

Patrzył na niego i myślał, że chyba nie ma dwóch osób, które bardziej by się różniły. Ojciec: metr dziewięćdziesiąt i chyba ze sto kilo wagi, ale żaden brzuch, był po prostu postawny, duży, a pod T-shirtem rysowały się mięśnie. Kilka razy w tygodniu chodził na siłownię. Miał mocno zarysowaną szczękę, ostry zarost, który musiał codziennie golić, stalowoszare oczy. Łysiał, więc włosy obcinał bardzo krótko, właściwie to prawie na zero.

Adam też był wysoki, ale dwa razy szczuplejszy. Miał delikatne ramiona i lekko się garbił. Jego włosy delikatnie się kręciły. Były ciemne i długie za uszy, czasem niektóre kosmyki układały się nad czołem w loki. Miał duże piwne oczy, po matce, i długie rzęsy, jasne, pełne wargi i subtelną, prawie kobiecą twarz. Wyglądał jak męska wersja swojej matki, po ojcu odziedziczył chyba tylko nos, który w tej twarzy wydawał się trochę nazbyt drapieżny.

– Wyjedziesz do Warszawy. Halina załatwi ci miejsce w szkole, już do niej dzwoniłem – odezwał się nagle ojciec. Nie usiadł: stał i opierał się rękami o stół. Adam uważał, że w ten sposób pokazuje, że ma nad nim władzę. – Nic nie powiesz?

– Dziękuję.

– Myślałem, że… Szczerze mówiąc, myślałem, że będziesz protestował. To dobrze, że rozumiesz sytuację. Ja też mam… problemy – powiedział, a Adam zwrócił w jego stronę zaskoczoną twarz.

– Problemy? Przeze mnie?

– Nieważne. Adam, musisz… Musisz się zmienić.

„Przecież on wie – pomyślał chłopak. – Dlaczego nie potrafimy o tym mówić otwarcie?”.

– Zmienić? – zapytał ostrożnie.

– Chyba rozumiesz. Nie możesz chodzić tak ubrany, co to jest? – Pokazał na fioletową koszulę. – Nie możesz… Zapiszesz się na siłownię i zaczniesz ubierać jak wszyscy, kupisz sobie jakieś normalne ciuchy, ja ci dam pieniądze.

– Ale…

– Milcz! – Ojciec nagle się wściekł. – Nie rozumiesz, że takiego jak ty łatwo podejrzewać… że jest… No wiesz.

Czyli nie rozumiał? Kiedy Adam przypominał sobie tę rozmowę, jego myśli biegały jak szalone, od jednego słowa do drugiego, prześlizgiwały się po każdym zdaniu jak palce po różańcu.

Takiego jak ty łatwo podejrzewać.

„Nie, chyba jednak nie wiedział – ocenił Adam. – Myślał, że jestem po prostu jakiś taki dziewczęcy, i dlatego… Tylko dlaczego nie zapytał wprost?”. Synu, czy ty nie jesteś przypadkiem gejem? Synu, czy zauważyłeś, że bardziej podobają ci się chłopcy? „Nie zapytał, bo bał się, jak odpowiem” – uznał.

– I znajdziesz sobie dziewczynę – dokończył wtedy ojciec.

– Po prostu musisz stać się normalny.•

Ciotka weszła do jego pokoju bez pukania, co go zdenerwowało. W jego domu to byłoby nie do pomyślenia. Ledwo się powstrzymał, żeby tego nie skomentować.

– Ręcznik masz tu – powiedziała. – Idź się myć, nie siedź, jutro pójdziesz do nowej szkoły. Tylko nie przynieś mi wstydu.

Adam przełknął ślinę i skinął głową. Jasne.

– Ja się już kładę. Dobranoc.

Teraz zauważył, że ciotka przebrała się w piżamę. Szaro-czarną, kraciastą. Wyglądała na męską. „Ciekawe, czy jak śpi z wujkiem, to też w tej piżamie” – uśmiechnął się. Nie wyglądała w niej zbyt atrakcyjnie. Wujek miał przyjechać dopiero za jakiś czas, dużo pracował, jeździł tymi tirami po całej Europie.

„W sumie to ciotka jest jak żona marynarza” – pomyślał Adam, patrząc na jej oddalającą się, zwalistą sylwetkę.

Wszedł do łazienki i spojrzał w lustro.

Taki ładny chłopiec. Słyszał to całe życie. Taki ładny chłopiec. Te rzęsy! I włoski tak mu się kręcą! A te oczy, takie śliczne, jak u dziewczyny, jak u sarenki, jak u jelonka Bambi. 

Stąd się wzięła ta ksywa. Bambi. Boże, miał przerąbane. 

Znowu ogarnął go strach. Jego ciało się napięło, przez chwilę nie mógł oddychać. Jak to będzie? Musiało być inaczej, bo czegoś podobnego więcej by nie przeżył.

Na pralce leżały duże nożyczki. Przez chwilę się wahał, a potem ściął pierwszy kosmyk.

Książkę Nie wiesz o mnie wszystkiego kupić można poniżej:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Nie wiesz o mnie wszystkiego
Joanna Jagiełło0
Okładka książki - Nie wiesz o mnie wszystkiego

Mocna powieść obyczajowa o toksycznej relacji. Magda próbuje się uwolnić z toksycznego związku z starszym chłopakiem, bratem byłej przyjaciółki...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje