Błyskotliwa mieszanka powieści obyczajowej, psychologicznej i rozpalonego kalifornijskim słońcem thrillera.
Sam jest trzeźwa od roku, to znaczy odkąd ostatni raz rozmawiała ze swoją bliźniaczką Elli. W dzieciństwie były praktycznie nierozłączne, ale kiedy odkryło je Hollywood i stały się nastoletnimi gwiazdami telewizji, ich niezwykła więź pękła. Ostatecznie Elli wybrała spokojne życie żony prawnika, a Sam spróbowała kariery dorosłej aktorki – tylko po to, by popaść w uzależnienie od narkotyków i alkoholu.
Jednak pewnego dnia Elli nagle znika, zostawiając pod opieką Sam dopiero co adoptowaną córeczkę. Trop wiedzie do podejrzanej organizacji coachingowej, na której czele stoi tajemnicza dr Cindy… Żeby dowiedzieć się, co stało się z siostrą, Sam będzie musiała zagrać swoją ostatnią, być może najważniejszą rolę – przyjąć tożsamość zaginionej Elli. W ich poplątanym życiu robiła to już wiele razy i zwykle z katastrofalnym skutkiem. Ale tym razem stawka jest nieporównanie wyższa…
W swojej najnowszej powieści Janelle Brown, autorka doskonałej Oszustki, znów balansuje na granicy thrillera i pełnej suspensu powieści obyczajowej w stylu Wielkich kłamstewek. Tym razem na celownik bierze dziecięcy show-biznes, toksyczną kulturę wellness i siostrzaną więź, która może nadawać życiu sens albo je zniszczyć.
„Będę tobą" to sprawnie napisana powieść obyczajowa z elementami thrillera psychologicznego.
- recenzja książki „Będę tobą"
Do lektury powieści Będę tobą zaprasza Wydawnictwo Agora. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Będę Tobą. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
[Ojciec] od zawsze był raczej cynicznie nastawiony do życia, podczas gdy matką kierował ślepy optymizm. To, że nadal byli małżeństwem, zakrawało na cud. Najwyraźniej przeciwności rzeczywiście się przyciągają. Przez całe moje dzieciństwo rodzice się spierali, zwyciężała zazwyczaj matka. Kiedy miałam siedemnaście lat, ojciec chciał wysłać mnie na odwyk, ale ona upierała się, że „przechodzę tylko trudniejszy okres”. Choć byłam wtedy zachwycona, że ostatecznie postawiła na swoim, z perspektywy czasu widzę, że w tym starciu to ja okazałam się przegraną.
– Elli wysłała mi kilka dni temu wiadomość, z której wynika, że nic jej nie jest. Absolutnie nie potrzebuje, żebyśmy wtykali nos w jej życie emocjonalne. – Znów upiła łyk wina. – Zresztą twój ojciec dramatyzuje. Jak zawsze.
– Zachowała się dość samolubnie, nie uważacie? – spytałam. Matka posłała mi ostre spojrzenie w stylu „I kto to mówi?”. – To dla niej nietypowe. Prawda?
– Skąd miałabyś wiedzieć, Sam? Nie było cię z nami przez cały rok! A szczerze mówiąc, to jeszcze dłużej.
Zaczerwieniłam się na te słowa. Miała rację.
– Mogę przynajmniej przeczytać wiadomość, którą ci wysłała?
Matka wyciągnęła z kieszeni telefon. Na tapecie miała zdjęcie Charlotte, która mrużyła oczy w słońcu. Jakaś drobna, pierwotna część mnie poczuła się odrzucona: najwyraźniej mnie, jej córce, nie przysługiwało już miejsce na ekranie startowym. Byłam jednak, rzecz jasna, po trzydziestce. Już dawno wyrosłam z tego przywileju.
Spojrzałam matce przez ramię, gdy odszukała historię rozmów z Elli i podała mi telefon. Z ciekawości przejrzałam wcześniejsze wiadomości. „Będę za 10 minut”. Potem: „Wpadnę do sklepu, chcesz coś?”. „Charlotte ma katar, zostajemy w domu”. Oraz „Włącz GMA, leci ten kucharz, którego lubisz”. Zwykła, codzienna bliskość siostry i matki zaparła mi dech w piersi. Czy właśnie tego brakowało mi przez te wszystkie lata? Czy tego pragnęłam? A może czułabym się w podobnej sytuacji zbyt osaczona?
Matka musiała zauważyć moje zaciekawienie, bo wyrwała telefon i szybko przeszła do najświeższych wiadomości, zanim mi go oddała. Dialog zaczął się tydzień wcześniej, w zeszły czwartek, wiadomością „Dzięki za opiekę nad C, wrócę w niedzielę”. Przez kolejne siedemdziesiąt dwie godziny matka wysłała do Elli kilka wiadomości, na które tamta nie odpisała: „Mam nadzieję, że dobrze się bawisz na wyjeździe. Mogę dać jej M&M’s?”. I „Nie chcę ci przeszkadzać, ale jak długo C powinna drzemać za dnia?”. Oraz „Nie ma alergii na użądlenia pszczół, prawda?”.
A potem, w niedzielę – pięć dni temu – matka wysłała kolejną wiadomość: „O której ją dziś odbierzesz? Jeśli wyrobisz się przed szóstą, wyjdziemy z tatą na kolację”.
Przez dłuższy czas nie było odpowiedzi. Mogłam wyobrazić sobie, jak matce z godziny na godzinę rosło ciśnienie, kiedy patrzyła na milczący telefon. Moja siostra odpisała dopiero o siódmej wieczorem. „Dacie radę zająć się Charlotte jeszcze przez kilka dni? Nie jestem gotowa wrócić do domu”.
Matka odpisała natychmiast.
„Kilka, czyli ile? Wszystko z tobą OK?”
„Tak, wszystko dobrze. Znajduję odpowiedzi, o które mi chodziło”.
W tym momencie matka najwyraźniej straciła zainteresowanie tym, czy moja siostra odnajdzie siebie, czy nie. Wydawała się przede wszystkim zirytowana.
„Wiesz, że kocham Charlotte, ale tego już za wiele. Zwyrodnienie stawów daje mi w kość”.
Potem nastąpiła dwuminutowa przerwa. Wyobrażałam sobie siostrę, jak gapi się na puste pole tekstowe i rozważa, co odpowiedzieć. Oraz matkę, jak mruga z wściekłością i czeka na nieuniknione przeprosiny i zapewnienie, że Elli wróci najszybciej, jak się da. Przecież zwykle nie potrzebowała niczyjej pomocy.
Przeprosiny jednak nie nadeszły. Zamiast nich pojawiła się zdawkowa ostatnia wiadomość. Raczej polecenie niż wyznanie winy: „Poproś o pomoc Sam. Sam wszystko zrozumie. Będzie wiedziała, co robić”.
A potem: nic.
Spojrzałam na Charlotte, która dreptała z powrotem w naszą stronę. Dłonie miała czarne od ziemi, a z palców zwisały jej za duże pierścionki. Co konkretnie miałam „zrozumieć”? Dziecko? To, jak pomóc mamie się nim zająć? Czy sens tajemniczej wyprawy siostry w poszukiwaniu bliżej niesprecyzowanych odpowiedzi?
A może chodziło jej o to, że zrozumiem potrzebę wyrwania się z ram własnego życia?
Książkę Będę tobą kupicie w popularnych księgarniach internetowych: