Przypadek chodzi po ludziach, czyli kolejna komedia kryminalna z genialnym detektywem Jackiem Przypadkiem w roli głównej!
Do mieszkania Jacka wprowadza się piękna i niebywale inteligentna kobieta, której obecność zaburza powszechne przekonanie o niedostępności detektywa. To nie przeszkadza jednak Przypadkowi w prowadzeniu kolejnych śledztw. Chwyta mordercę, który w Orient Espresso pałeczkami do sushi zabił ważnego dyrektora, znajduje zbrodniarza naruszającego kodeks honorowy wielkiej korporacji tytoniowej, a w ostatniej ze spraw szuka złodzieja, który okradł... złodzieja.
Za każdym razem odnosi sukces, gdyż łączy w sobie przenikliwość Sherlocka Holmesa z łobuzerskim wdziękiem porucznika Borewicza i irytującym charakterem doktora House'a. Ta wybuchowa mieszanka powoduje, że może liczyć na sympatię wielu kobiet i szczerą nienawiść rosnącej rzeszy swoich wrogów, którzy za jego sprawą trafili za kratki.
Morderstwo w Orient Espresso to kolejna część z cyklu komedii kryminalnych, w których nic nie dzieje się przypadkiem, a wszystko dzieje się z Jackiem Przypadkiem! Do lektury nowej części przygód detektywa zapraszamy wraz z Wydawnictwem Lira, tymczasem już teraz przeczytać możecie premierowy fragment powieści:
Poczucie wyższości jest jedną z tych rzeczy, które fantastycznie rekompensują mężczyźnie fakt posiadania wzrostu przeciętnego dżokeja. Innym erzacem nieotrzymanych od Matki Natury centymetrów jest ogromnych rozmiarów samochód terenowy. Nieważne, że siedząc w nim, przypomina on Guliwera w Krainie Olbrzymów. Istotne jest to, że może zająć dwa pasy ruchu, przekonując wszystkich naokoło o własnej męskości. Jeśli dołoży do tego jeszcze blondynkę, która po założeniu szpilek przewyższa swojego partnera o dwie głowy, to niewysoki mężczyzna na bardzo wysokim stanowisku może się już czuć spełniony.
Żadnego z powyższych atrybutów nie brakowało wszystkim trzem panom, którzy spędzali obecnie czas w Orient Espresso, niewielkiej, gustownie urządzonej kafejce z sushi, schowanej przy Osobnej, jednej z bocznych uliczek warszawskiego Śródmieścia. Każdy
z nich siedział w tej chwili samotnie przy czteroosobowym stoliku, rozłożywszy swoje rzeczy tak, iż miało się wrażenie, że wszystkie miejsca są zajęte. Na stojących obok krzesłach leżały bowiem a to elegancka, bardzo droga skórzana teczka; a to płaszcz, wart tyle, ile kilkuletnie nie najgorsze auto; a to szalik, po sprzedaży którego niezamożna rodzina mogłaby jakoś przeżyć kolejny miesiąc.
Wszystko to były prezenty od kochających żon, narzeczonych lub partnerek. Oczywiście one same nie zaprzątały sobie swoich uroczych główek tak przyziemnymi czynnościami, jak zarabianie pieniędzy, które wystarczałyby na owe „drobiazgi”. Owszem, czasem gdzieś pracowały, żeby się nie zanudzić czekaniem na wiecznie zajętych obowiązkami mężczyzn. Ale ze swoich dochodów nie byłyby w stanie opłacić nawet karnetu w odpowiedniej klasy fitness clubie. Nie mówiąc już o niezbędnych współczesnej kobiecie zabiegach korygujących kaprysy Matki Natury, która również im poskąpiła tego i owego. Na szczęście wynagrodziła je hojnie, stawiając na ich życiowej drodze panów z klasą, którzy znakomicie rozumieli ich potrzeby. One zaś w zamian mogły dla nich wybierać te wszystkie gustowne prezenty, rozłożone teraz z nonszalancją na krzesłach.
Na samych stołach, w porównaniu z otoczeniem, panował właściwie surowy ascetyzm. Stały na nich mikroskopijne filiżanki do kawy, kilka podstawowych przypraw oraz po dwie pary pałeczek do sushi, każda osobno zapakowana. No i najwyższej klasy telefony komórkowe z ogromnych rozmiarów ekranami dotykowymi.
W tej chwili twarze mężczyzn były schowane za wielkimi płachtami gazet. Nie były to oczywiście żadne zwykłe dzienniki czy nie daj Boże, tabloidy. Była to odpowiednia prasa w odpowiednim języku, pozwalająca śledzić najnowsze trendy w ich branżach, co nakazywały im zajmowane stanowiska. Przekładając kolejne strony, byli przy tym przekonani, że profesjonalizm, z jakim tę czynność wykonują, wywołuje powszechnie duże wrażenie.
Niestety, żyli przecież w kraju zawistników, którzy nie potrafią docenić ich sukcesu. Dlatego też nikogo nie powinno zdziwić, że barman Karol Łatka, osiłek większy dwukrotnie od każdego z gości, kiedy zobaczył wracającą do baru swoją szefową, energiczną czterdziestolatkę Agatę Szycką, szepnął złośliwie:
— Czasem mam ochotę wbić w nich szpileczkę i posłuchać, jak z tych nadętych dupków uchodzi powietrze.
— Obawiam się, że nie znalazłbyś szpileczki, która byłaby w stanie przebić ich grubą skórę — zauważyła zgryźliwie właścicielka Orient Espresso.
— Wkurzają mnie te dupki.
— Ostatnio zrobiłeś się jakiś nerwowy. — Szycka spojrzała na niego zaniepokojona. — Nie myśl o nich i lepiej ciesz się, że nie musiałeś dla nich pracować. Ja dopiero rok po tym, jak przestałam być korpoludkiem, zaczęłam spać jak człowiek. A gdzie jest ten czwarty? — zapytała, rozglądając się po sali.
— Nie wiem. Ale chyba nie uciekł bez płacenia, bo wszystkie jego rzeczy są na stoliku. Chociaż nie widziałem go już z pół godziny. Albo i dłużej… Może coś mu zaszkodziło i jest w ubikacji?
— Sprawdzę to — zdecydowała pani Agata i chciała ruszyć w stronę toalety, ale barman przytrzymał ją za ramię.
— Przecież on tam może siedzieć ze spuszczonymi spodniami. — Spojrzał na nią z łagodnym wyrzutem.
— Ale w kabinie, a ja…
— I tak nie wypada, pani dyrektor. Pójdę sam sprawdzić.
Karol minął zaczytanych profesjonalistów, którzy nawet nie drgnęli, gdy koło nich przechodził. Dopiero kiedy kilkadziesiąt sekund później usłyszeli krzyk przerażenia dochodzący z toalety, opuścili na moment płachty czytanych gazet. Zaraz jednak pewnie
powróciliby do przerwanej lektury, gdyby nie to, że właścicielka Orient Espresso przebiegła obok nich jak błyskawica i dopadła drzwi toalety. One jednak, mimo energicznego szarpania za klamkę, nie miały zamiaru ustępować.
— Karol! Karol, otwórz mi! — krzyczała zdenerwowana. — Karol, co się tam stało?!
Odpowiedzią był jedynie przedziwny, potępieńczy jęk wydobywający się z toalety, choć brzmiący, jakby pochodził gdzieś z głębi piekieł.
Książkę Morderstwo w Orient Espresso kupić można poniżej: