Jest kryminał, jest morderstwo, jest trup, jest policjant, jest duch... Zaraz, zaraz, co?! Tak, jest duch. Bo to nie do końca zwyczajny kryminał. Za to znakomity. I do tego bardzo zabawny.
Marcela ma sporo kłopotów, jednak niespodziewane problemy w jednej chwili znikają, a młoda kobieta zaczyna uczestniczyć w śledztwie dotyczącym... jej własnej śmierci.
Książka Dlaczego mnie zabiłaś? to nie tylko kryminał, to także „opowieści niesamowite". Prawie wszystkie składające się na powieść historie wydarzyły się naprawdę, Andrzej Marek Grabowski zbierał je przez wiele lat, słuchając zwierzeń osób, które w tych wydarzeniach uczestniczyły.
Dowcipnie i inteligentnie. Miejscami śmiertelnie poważnie. Plangmanowski sznyt.
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szelest. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Dlaczego mnie zabiłaś? W naszym serwisie dostępna jest również recenzja powieści Andrzeja Marka Grabowskiego. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Nigdy wcześniej nie byłam w komisariacie. Zaskakuje mnie wystrój wnętrza, jasnozielone ściany, nowe meble, widno i całkiem miło, o ile takie miejsce w ogóle może być miłe. Już wiem, że mój policjant nazywa się Leszek Lipski, jest komisarzem i właśnie poszedł do swojego pokoju. Inny policjant, Grzegorz, przyniósł mu pendrive’a z zapisem obrazu kamer w parku. Jak rozumiem, Grzegorz jest kimś w rodzaju jego asystenta. Widziałam go w parku, kręcił się koło Lipskiego, coś zapisywał. Ma czarne włosy i krótko przycięty wąsik, który upodabnia go do bohatera telewizyjnego serialu „Zorro”.
– Zbierz wszystkich – mówi Lipski. – Za godzinę na górze. Tu masz jej dokumenty. Trzeba sprawdzić, z kim mieszkała, gdzie pracowała.
– Jasne – potakuje Zorro.
– Po zebraniu pojedziemy zawiadomić jej bliskich.
Grzegorz odchodzi szybkim krokiem.
Leszek nie wkłada od razu pendrive’a do komputera, najpierw próbuje zajrzeć do mojego smartfona. Widzę po jego minie, że jest zaskoczony, bo próba kończy się powodzeniem. Nigdy nie używałam hasła do blokowania telefonu. Może to głupie, ale przeważnie miałam zaufanie do ludzi i nie wierzyłam, że ktoś będzie chciał bez mojej wiedzy do niego zaglądać. Zresztą co miałbym ukrywać? Laptop to inna sprawa. W nim mam hasło, bo nie chciałam, żeby ktokolwiek, nawet Maciek, przeczytał moje nieskończone opowiadania albo miał dostęp do firmowych dokumentów.
Widzę, że Leszek przegląda listę połączeń, a potem czyta esemesy.
Dzisiaj rozmawiałam tylko z Joasią, wczoraj wieczorem też tylko z nią. Dzisiejsze połączenie zaczęło się o godzinie dwunastej trzydzieści pięć. Ostatnie esemesy są do mamy i znowu do Joasi. Do mamy: „Cześć, mamutku, miłego dnia” i emotikon uśmiechniętej buźki. Jednak to nie będzie dla niej miły dzień. A jak moją śmierć przeżyje Joasia? Będzie jej bardzo ciężko. Znamy się od szkoły średniej. Setki przegadanych nocy, wspólne wyjazdy, imprezy, koncerty, studia i nawet jeden wspólny chłopak, kiedy moja przyjaciółka jeszcze nie wiedziała, jakiej miłości naprawdę szuka. Biedna, jak ona teraz da sobie beze mnie radę?! Może wreszcie znajdzie fajną dziewczynę, z którą się na stałe zwiąże?
Ciekawe jak zareaguje Maciek? Na pewno przeżyje szok, ale czy uroni chociaż jedną łzę?
Nagle dociera do mnie straszna prawda.
Przecież on się ucieszy! Będzie mógł się w naszym mieszkaniu gzić z tą małolatą. Właściwie moja śmierć jest mu na rękę. Może nawet podejrzewałabym, że mnie zabił, gdyby nie to, że do przeprowadzenia takiej akcji potrzebna jest odwaga. Dobrze go znam! On i pistolet? Nigdy nie odważyłby się pójść do parku i strzelić mi w głowę. Bałby się, że go ktoś zobaczy, i do końca życia będzie gnił w więzieniu. A więzienia boi się jak diabeł święconej wody. Wiem, bo kiedyś opowiadał mi o koszmarze dzieciństwa – „wycieczce” do Wronek. Jego ojciec, prokurator Mącki, jechał służbowo do zakładu karnego i wziął go ze sobą. Od tamtej pory Maciuś nie chciał nawet oglądać filmów, których akcja dzieje się za murami więzienia.
Chociaż, z drugiej strony, jak mogę w jego przypadku być czegokolwiek pewna? Gdyby pół roku temu ktoś zapytał mnie, czy Maciek może mnie zdradzić, roześmiałabym się mu w twarz. Mój kochany Maciuś? Nigdy w życiu! A jednak to zrobił. Zresztą moje przekonania nie mają znaczenia, dla policji na pewno będzie jednym z pierwszych podejrzanych.
Leszek Lipski wystukuje numer telefonu. Zaglądam mu przez ramię. Dzwoni do Joasi. Ale moja przyjaciółka nie odbiera.
Komisarz wsuwa pendrive do gniazda w laptopie. Zaraz zacznie przeglądać obraz z kamer.
Od czasu zabójstwa to, co działo się dookoła, obchodziło mnie znacznie mniej niż zazwyczaj. Życie – a właściwie nieżycie – zaczęło toczyć się znacznie wolniej, jakby za półprzezroczystą szklaną ścianą. Jednak teraz aż cała drżę z emocji. Za chwilę ujrzę mordercę. Mojego mordercę! Jestem bardzo ciekawa, co to za sukinkot! Nie dopuszczam możliwości, żeby była to „ona”, Chociaż może to błąd. Przecież kobiety także zabijają.
Leszek się nie spieszy. Zrobił sobie kawę z mlekiem, dodał zaledwie pół łyżeczki cukru, pije identyczną kawę jak ja. Ten drobiazg sprawia, że czuję do niego jeszcze większą sympatię.
Nareszcie! Zaczyna przeglądać otrzymany materiał. Wiszę mu nad ramieniem, chyba znowu szóstym zmysłem wyczuwa moją obecność, bo od czasu do czasu zerka w bok, ale w miejscu, w którym się znajduję, nie zauważa niczego ciekawego, nawet muchy. Oglądamy w przyspieszonym tempie obraz z dwóch kamer przy bramach, przed południem w parku gości niewielu spacerowiczów, więc ruch jest nieduży. Tym bardziej, że to dzień powszedni, ludzie pracują, czas mają tylko emeryci, bezrobotni i matki z małymi dziećmi. Ojców zajmujących się dziećmi mimo kampanii na rzecz urlopów „tacierzyńskich” wciąż jest niewielu.
Przy każdej zarejestrowanej przez kamerę osobie, która zjawiła się w parku, procedura jest taka sama. Leszek zapisuje godzinę wejścia, a później sprawdza, czy na pewno delikwent wyszedł przed trzynastą. Jeśli nie, zatrzymuje obraz, kadruje stop-klatkę tak, by postać była dobrze widoczna, a potem drukuje jej portret oraz widok całej sylwetki. Wśród ludzi, którzy weszli do parku, ale przed godziną mojej śmierci nie opuścili go, są między innymi: dwie panie z laskami, starsza kobieta z wózkiem i starszy mężczyzna. Leszek przygląda mu się uważniej niż poprzednim osobom. „Podejrzany” ma około siedemdziesięciu lat, też podpiera się laseczką. Nie mam pojęcia, kto to może być, nigdy go nie widziałam. Nie wierzę, żeby to on był mordercą. Starszy pan idzie powoli, zadziera głowę, jakby patrzył na coś, co znajduje się na drzewie. Zapewne ujrzał ptaka albo wiewiórkę. O – wchodzę ja! Szybkim krokiem – zawsze tak chodziłam. Młoda, atrakcyjna dziewczyna, dobrze wyglądam w sukience, bo jestem szczupła i mam zgrabne nogi, idę, nie zdając sobie sprawy, co mnie za chwilę spotka. O czym wtedy myślałam? O Maćku, spotkaniu z Joasią, z adwokatem, czy może o Adamskim? Mój szef pół godziny przed lanczo¬wą przerwą dostał bardzo dziwny telefon. Odpowiadał monosylabami, najpierw zbladł, a po chwili dostał wypieków, jakby miał gorączkę. Na pewno nie była to miła rozmowa. Kiedy zobaczył, że na niego patrzę, zamknął się w swoim gabinecie.
O, mamo, to się wydarzyło zaledwie trzy godziny temu, a wydaje mi się, jakby od chwili, kiedy wchodziłam do parku, minęła wieczność.
Zniknęłam z pola widzenia kamery. Pojawiają się następne osoby. Najpierw młoda blondynka w jasnym prochowcu, ze smartfonem przy uchu, a zaraz za nią dziewczyna z różowym wózkiem, potem grupa przedszkolaków, ich opiekunki Leszek pominął, ale po chwili cofnął nagranie i portrety dwóch młodych kobiet także wydrukował. Następnie na „liście podejrzanych” umieścił jeszcze dwie emerytki, dwóch chłopaków, wyglądających jak wagarowicze oraz starszego, tęgiego mężczyznę w słonecznych okularach. Moim zdaniem w żadnym razie nie są to mordercy, jednak Leszek przybliża ich twarze i drukuje. Wydrukował też zdjęcie Joasi, która od samego wejścia nieco nerwowo się rozglądała, więc prezentuje się na filmie dość podejrzanie. Robi notatkę na jej temat. Niepotrzebnie, bo przecież Joasia wyszła z parku przed moją śmiercią. Zastanawiam się – chyba wyszła, bo przecież spieszyła się na spotkanie w ambasadzie, ale jednak na sto procent tego nie wiem. Jest! Moja przyjaciółka wychodzi przed trzynastą. Chociaż nie, staje tuż za bramą, jakby się zastanawiała, w którą stronę iść, i w tej chwili następuje zakłócenie obrazu. Kiedy widok z powrotem się stabilizuje, Joasi już nie ma w zasięgu kamery. Leszek cofa filmik i puszcza ponownie, ale zakłócenie znowu się pojawia. W tym samym miejscu, a zatem prawdopodobnie akurat w tamtej chwili na pracę kamery wpłynął jakiś bliżej nieokreślony impuls.
Mogę dokładnie policzyć, kiedy morderca mnie zabił.
Książkę Dlaczego mnie zabiłaś? kupicie w popularnych księgarniach internetowych: