Bogowie, miejcie nas w swej opiece. "Kryptonim Romeo"

Data: 2021-04-19 11:04:09 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Szpieg i dwie kobiety. Która okaże się miłością jego życia, a która śmiertelną pułapką?

Robert Kidd – pół Polak, pół Amerykanin – otrzymuje szokującą wiadomość. Jego żona, która rzekomo zginęła trzy lata wcześniej w wypadku, nagle pojawia się gdzieś na Półwyspie Arabskim.

Polskie służby wywiadowcze uruchamiają tajną operację, ale Kidd zaczyna działać na własną rękę. Niczym we współczesnej wersji mitu o Orfeuszu i Eurydyce rusza na poszukiwania żony. Jeśli uda mu się ją odnaleźć, będzie musiał wyplątać się z uczuciowego trójkąta… Niedawno bowiem Kidd związał się z Kaśką, żywiołową dziewczyną, która doskonale potrafi zadbać o swoje sprawy.

Obrazek w treści Bogowie, miejcie nas w swej opiece. "Kryptonim Romeo" [jpg]

Kryptonim Romeo to pełna akcji powieść szpiegowska, a zarazem wciągający thriller o zdradzie i namiętnościach. Sceneria zmienia się jak w kalejdoskopie – Warszawa, Cypr, USA, Egipt, Izrael, Arabia Saudyjska, Bahrajn, Sycylia. Tropy się mnożą… A przeciwnik cały czas działa i nadal nie wiadomo, gdzie się ukrywa ani skąd uderzy ponownie.

Do lektury najnowszej książki Wojciecha Nerkowskiego zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy i drugi rozdział książki, a dziś zachęcamy Was do lektury trzeciego rozdziału: 

Do stolicy dojechali przed szóstą rano. Było już jasno. Cieć musiał zostać uprzedzony, bo stał przy bramie, z której łuszczyła się ciemnozielona farba. Otworzył ją ręcznie i wjechali na parking przed dawnym budynkiem Instytutu Maszyn Matematycznych przy ulicy Krzywickiego na Ochocie. Kidd lekko się zdziwił, bo nie miał pojęcia, że Agencja Wywiadu ma tu jakiś lokal.

Było pochmurno, ale ciepło. Miasto powoli budziło się do życia, choć pozostawało jeszcze we władaniu ptaków. Kawki i wrony przechadzały się po chodniku lub wydziobywały resztki z kosza na śmieci. Mżył ledwo wyczuwalny deszczyk, ale Helena, która pierwsza wysiadła z samochodu, głośno zganiła męża za to, że nie zabrał ze sobą parasola.

— Chodźcie — powiedział Szef, zapalając od razu papierosa. — Szkoda czasu.

We czwórkę podeszli do drzwi wejściowych. Kidd otworzył je i przytrzymał, puszczając teściów przodem. Kątem oka zarejestrował, jak Młody ziewa za kierownicą skody. Szef łapczywie zaciągnął się papierosem, po czym zgasił go w stojącej przed drzwiami popielniczce

na długiej metalowej nóżce.

W recepcji przejął ich młody mężczyzna w mundurze funkcjonariusza ABW, który przedstawił się jako chorąży Staszczak. Obok niego stała młoda dziewczyna, chyba nie miała trzydziestu lat — krótko obcięta szatynka, chudziutka, nerwowa w ruchach, w szarym kostiumie i z zielonkawą apaszką ciasno zawiązaną wokół szyi.

— Martyna Dąbrowska — przedstawiła się. — Jestem psychologiem i będę się starała…

— Psychologiem? O Boże! — weszła jej w słowo Helena i zaczęła szlochać. — Co się stało? Dlaczego? Dlaczego!

Kidd zerknął na Szefa, zastanawiając się, czy to przypadkowa zbieżność nazwisk, czy ma przed sobą jego córkę. Pułkownik Dąbrowski, widząc spojrzenie Kidda, lekko pokręcił głową. Rozumieli się bez słów.

Psycholożka pospiesznie zapewniła Helenę, że jej obecność ma jedynie pomóc poradzić im sobie z silnymi emocjami. Ewentualnymi.

— Co za idiotyzm! — fuknęła teściowa. — Silne emocje to pani jak na razie wywołuje. I to negatywne.

Dziewczyna spąsowiała i zaproponowała im środki uspokajające; „wsparcie farmakologiczne”, jak to nazwała.

— Narkotyki? Nie, dziękuję… — powiedziała Helena zimnym tonem. — Nigdy nie szłam na skróty i teraz też nie pójdę. Jestem gotowa stanąć w prawdzie. Szybciej, idziemy!

Teściowa odzyskała panowanie nad sobą. Wyprostowana jak struna, otulona szalem, trzymała męża pod ramię, ale to raczej on potrzebował jej wsparcia niż ona jego.

Prowadzeni przez młodego funkcjonariusza ABW, przeszli w milczeniu przez cały budynek, mijając trzy klatki schodowe wyłożone brunatnym lastrykiem. Kiedy doszli do czwartej, skierowali się do windy. Wjechali na trzecie piętro, potem jeszcze odbili pół kondygnacji schodami w bok, jakby do jakiegoś sekretnego półpiętra. Chorąży Staszczak użył karty magnetycznej, żeby otworzyć zamek w drzwiach, do których przyczepiona była tabliczka z napisem „Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Biuro analiz”.

— Bogowie, miejcie nas w swej opiece — powiedziała głośno Helena, przekraczając próg.

Z pozbawionego okien przedsionka już zwyczajne drewniane drzwi prowadziły do niewielkiej sali konferencyjnej z widokiem na zieleń Filtrów. Sielski obrazek zaraz zniknął, bo w oknach opuszczono rolety. Nikt z zewnątrz nie mógł widzieć materiałów, które za chwilę będą pokazane rodzicom oraz mężowi Julii Kidd.

— Dzień dobry, zapraszam państwa — powiedział niski, szczupły brunet.

Przedstawił się jako podporucznik Karpiński z Agencji Wywiadu. Kidd nigdy wcześniej nie spotkał go osobiście, ale miał świadomość, że ktoś taki istnieje. Jego nazwisko przewijało się w „wykazach osób znających sprawę”, w teczkach z dokumentacją kilku operacji, w których Kidd brał udział.

Karpiński był czterdziestolatkiem o zaciętej twarzy, z cieniem zarostu na policzkach. Miał wąskie usta i przenikliwe spojrzenie. Czarny garnitur, biała koszula, szary krawat — wypisz, wymaluj agent wywiadu. Jego ruchy były energiczne, ale nie nerwowe. Ich staranne, precyzyjne wręcz wykończenie zdradzało adepta wschodnich sztuk walki.

— Zanim zaczniemy… — Głos Karpińskiego był dość wysoki, szczekliwy, jednakże nie odbierało mu to charyzmy. — Państwa Słuckich poproszę o zapoznanie się z zobowiązaniem do zachowania poufności, a następnie złożenie swoich czytelnych podpisów.

Nawet teściowa Kidda poczuła respekt wobec Karpińskiego. Wprawdzie mruczała pod nosem coś o lojalce i czasach słusznie minionych, ale podporządkowała się. Pociągnęła męża za rękaw, oboje usiedli przy stole konferencyjnym i podpisali przygotowane dokumenty.

W sali była jeszcze dwójka oficerów Agencji Wywiadu, mężczyzna i kobieta. Po lewej stronie Karpińskiego siedział Sebastian Strzelecki — dobiegający pięćdziesiątki, wysoki, o jasnobrązowych włosach i oczach zmęczonego spaniela, trochę rozmemłany, w koszuli ekskluzywnej, acz niedoprasowanej, bez krawata. To nazwisko Kidd również kojarzył, bo kiedyś współpracowali, choć tylko wirtualnie, bez kontaktu twarzą w twarz. Po prawej zaś stronie Karpińskiego siedziała szczupła czterdziestoparolatka w okularach o grubych czarnych oprawkach, specjalistka od Bliskiego Wschodu. Nazywała się Krystyna Makowska. Ją Kidd znał osobiście, jeszcze z czasów, kiedy odszedł z pionu operacyjnego i zaczął pisać analizy dla Agencji.

Krystynę na swój sposób lubił, a na pewno cenił jej ogromną wiedzę. Była znana z tego, że zawsze ubierała się na szaro albo czarno, ale za to nosiła ekscentryczną biżuterię. Teraz też na jej szyi dyndała jakaś instalacja artystyczna z blachy i bursztynu, odcinająca się od skromnej szarej tuniki. Na palcach kobieta miała kilka pierścieni, do tego na obu przegubach srebrne bransolety.

Nie było nikogo z MSZ, jednak Kidd złożył to na karb wczesnej pory. Obecni w salce konferencyjnej pracowali pewnie całą noc, żeby przygotować briefing. Na stole stał metalowy dzbanek-termos z kawą, a przed każdym z trójki pracowników Agencji Wywiadu — identyczna biała filiżanka bez żadnego logo.

— Drogi panie! — Helena bezceremonialnie przerwała Karpińskiemu, który zaczął od biurokratycznej przemowy. — My już wiemy, że są jakieś zdjęcia. Szybciej, na miłość boską! Do ad remu! Serca pan nie masz?

— Właśnie dlatego, że je mam, chcę państwa przygotować na to, co się wydarzy — odszczeknął bez namysłu Karpiński.

W salce zapadła grobowa cisza.

Książkę Kryptonim Romeo kupić można w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Kryptonim Romeo
Wojciech Nerkowski3
Okładka książki - Kryptonim Romeo

Szpieg i dwie kobiety. Która okaże się miłością jego życia, a która śmiertelną pułapką? Robert Kidd – pół Polak, pół...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo