Gdy Hitler wchodził na mównicę, Niemcy wiwatowali na jego cześć i wpadali w ekstazę. Niektórzy porównywali to zjawisko do stanu hipnozy i ekstremalnej euforii. Okazuje się, że przywódca Trzeciej Rzeszy był nie gorszym pisarzem niż mówcą. Od wielu lat poszukiwano jego dzienników, które miały ulec zniszczeniu lub zaginąć w dniach klęski Trzeciej Rzeszy wiosną 1945 roku - w mediach pokazywały się nawet fałszywki. Wreszcie dotarł do nich Christopher Macht, autor bestsellerowej serii Spowiedzi Hitlera.
W nieznanych dotąd zapiskach dyktator i jeden z największych zbrodniarzy wszech czasów odsłania prawdziwą twarz i zdradza tajemnice, o których wielu nie miało pojęcia. Przekonajmy się, co Hitler chciał ukryć przed światem!
Do lektury książki Adolf Hitler. Mój dziennik zaprasza Wydawnictwo Bellona. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment publikacji:
Jestem bogiem
1933 rok. Okres cudny. W mej pamięci zapisze się on szczególnie, niedawno bowiem zostałem kanclerzem Rzeszy. To nie był przypadek. To tylko kolejny dowód na to, że przeznaczenie i los czuwają nade mną i nad moimi planami politycznymi.
Czytaj również: Czy Hitler miał syna? Fragment książki Christophera Machta
Muszę przyznać się do pewnej smutnej rzeczy, która uparcie mąci moją radość. Co prawda, niektórzy na moim miejscu by się pewnie załamali, nie wytrzymaliby takiego napięcia psychicznego… Ja z tym żyję i mam się dobrze! W końcu jestem wyjątkowy. Nie tak łatwo obnażyć moje słabości! Chodzi mi o to, że wielokrotnie próbowano mnie zabić. Pewnie jeszcze ta sytuacja będzie równie często się powtarzać. Na szczęście zamachy na moje życie nie robią na mnie już większego wrażenia. Każdy kolejny – a mam ich za sobą już kilka – tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że przyszedłem na Ziemię z misją, którą mam wykonać z pomocą sił wyższych. Gdyby tak nie było, to nie udałoby mi się tak szybko zostać kanclerzem Trzeciej Rzeszy. A jednak zdołałem tego dokonać! To się dzieje!!
Kim chciałbym zostać?
Ostatnio zostałem zapytany o to, dlaczego nie zostałem architektem, skoro tak bardzo mnie interesuje właśnie architektura, a czytanie na jej temat daje mi tyle radości? Moja odpowiedź była dość krótka, a przy tym oczywista. Otóż zostałem architektem, tyle tylko, że architektem Trzeciej Rzeszy! Moją pasją od zawsze jest architektura, albumy o mostach chłonę jednym tchem!
Przy tym wszystkim w moim umyśle pojawiają się wspomnienia z lat szkolnych. To właśnie wtedy moja cenzurka szkolna była mocno rozchwiana. Były przedmioty, z których miałem oceny celujące i godne naśladowania, ale też i takie, gdzie oceny były jedynie zadowalające, a nawet niedostateczne. Z czego byłem najlepszy? Zdecydowanie z historii i geografii. Innym przedmiotom poświęcałem mniej uwagi.
Prawdę powiedziawszy, i tak to istny cud, że tak wiele radości sprawiało mi poznawanie historii. Bądźmy szczerzy. To, jak zwykle wyglądają lekcje jakiegokolwiek przedmiotu w szkole, woła o pomstę do nieba. A nauka historii to już w ogóle. Zmuszają tych biednych uczniów do wkuwania dat, zamiast uczyć ich wyciągać wnioski z wydarzeń, do których doszło w przeszłości. Po co wkuwać daty? Żeby recytować je na apelach szkolnych? Już w Mein Kampf przekonywałem, że nauka historii powinna polegać na poszukiwaniu przyczyn wydarzeń, które zdarzyły się w przeszłości, i analizowaniu ich skutków. Dopiero takie poznawanie historii ma sens. Wykuwać to może kowal żelazo, a nie daty. To jest bez sensu i powinno się to zmienić. Trzeba uczyć się tak, by to, co ważne, zapamiętać, a wszystkie inne rzeczy zapomnieć. I najlepiej wymazać je z pamięci. Poza tym uważam jeszcze, że ludzie nie powinni się uczyć historii. To historia powinna uczyć nas. I to zdanie zapamiętajmy po wsze czasy.
À propos historii, właśnie wertuję sobie Mein Kampf. I czytam, co kiedyś tam napisałem. Właśnie mam pod ręką krótki fragment dotyczący moich marzeń. Przepiszę go tutaj. Warto go przytoczyć, by pokazać, jakie miałem marzenia jako młody chłopak:
Sądzę, że moje ówczesne otoczenie uważało mnie zapewne za dziwaka. To, że oddawałem się przy tym z płomiennym zapałem mojej miłości do architektury, było naturalne. Wydawała mi się ona obok muzyki królową sztuk: moje zajmowanie się nią nie było w tej sytuacji „pracą”, lecz najwyższym szczęściem. Mogłem aż do późnej nocy czytać albo rysować, nigdy nie byłem zmęczony. Tak umacniała się moja wiara, że moje piękne marzenie o przyszłości stanie się rzeczywistością, nawet gdyby nastąpiło to po wielu latach. Byłem święcie przekonany, że wyrobię sobie kiedyś nazwisko jako architekt.
Już teraz czas pokazał, że nazwisko sobie wyrobiłem. Tyle tylko, że nie jako architekt, a ktoś znacznie ważniejszy. Zresztą mam w głowie jeszcze wiele planów. Ich realizacja sprawi z pewnością, że na długo zapiszę się na kartach historii.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Adolf Hitler. Mój dziennik. Publikację kupicie w popularnych księgarniach internetowych: