Saga Bez pożegnania – klasyczna polska saga rodzinna – powraca w nowym wydaniu.
Historia kołem się toczy, coś co miało się już nigdy nie wydarzyć, dzieje się ponownie... Wojna powoduje, że matka i córka muszą porzucić dotychczasowe życie. Z jedną walizką ruszają w nieznane i mogą liczyć jedynie na pomoc życzliwych obcych ludzi... Dziś to samo dzieje się za naszą wschodnią granicą, choć wydarzenia w pierwszym tomie sagi –opowiedziane przez świadka historii – miały miejsce ponad 80 lat temu. Losy bohaterek śledzimy od wywózki w 1941 roku na Syberię, przez ucieczkę z sowieckiej Rosji do Ugandy w Afryce, powrót do Polski w 1947 r. i podróże do Chin oraz do Paryża. W kolejnych tomach ich historia opowiedziana jest aż do dnia dzisiejszego.
Tom 1. Bez pożegnania otwiera historię Zofii i jej córki Kasi. Młoda matka wraz z małą córeczką zostają wywiezione z Baranowicz na Syberię. Czas próby udaje im się przetrwać dzięki niezwykłemu hartowi ducha matki, przychylnym ludziom, których spotykają na swej drodze, i dzięki sile matczynej miłości, która nawet w takich czasach jest w stanie zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa i szczęśliwe dzieciństwo.
– To historia, która chwyta za serce i – jak powiedział reżyser Nocy i dni Jerzy Antczak – gotowy scenariusz filmowy. Do lektury powieści Barbary Rybałtowskiej zaprasza Wydawnictwo Axis Mundi. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Bez pożegnania:
Obudziło mnie głośne walenie w drzwi i okna. Zerwałam się na równe nogi, narzuciłam szlafrok i podeszłam do drzwi.
– Kto tam?
– Otwierać drzwi!
– Matko Boska – pomyślałam, czego oni mogą tu szukać.
Wiedziałam dobrze, co może znaczyć taka wizyta na ranem, ale czepiałam się jeszcze nadziei.
Łomot powtórzył się. Weszło ich trzech, uzbrojonych po zęby, jak ci, którzy zabrali Piotra.
– Sobirajsa s wieszczami! – Padła złowieszcza komenda.
Wiedziałam aż nazbyt dobrze, co to znaczy.
Więc stało się. Czemu tego nie przeczułam? Byłam dziwnie spokojna. Jakby przydarzyło się to komu innemu, a nie mnie. I strach, i groza mają też swe granice, czyżbym zdołała je przekroczyć?
Systematycznie i bardzo przytomnie pakowałam do walizek i tobołków pościel, żywność, ubrania i wszystko, co mi wpadło w ręce. A oni stali z karabinami gotowymi do strzału. Trzech rosłych drabów na mnie jedną, która jestem drobna i chuda, mam sto pięćdziesiąt sześć centymetrów wzrostu, i na moje czteroipółletnie dziecko. Myślałam o tym wszystkim ze stoickim, zaciętym spokojem i aż chciało mi się roześmiać im w twarz. Ale czy było warto? Na co komu takie dramatyczne gesty? Chyba zwariowałam…
Podeszłam do łóżeczka małej. Spała na boku. Odkryłam ją i powiedziałam:
– Wstawaj Kasiu, jedziemy na białe niedźwiedzie. – Przykryła się rączkami i zacisnęła powieki.
– Ty! Swołocz! Nie strasz dzieciaka! – Szturchnął mnie jeden z nich.
– Ja „swołocz”? A ty kto, bandyto jeden?
Roześmieli się ordynarnie. Wtedy poznałam Tolkę. Był gwałcicielem i złodziejaszkiem wypuszczonym po wkroczeniu Sowietów i pracował przez jakiś czas z Piotrem w piekarni.
Miał z nim na pieńku, bo mój mąż nie cierpiał takich mętnych typów. Stał z czerwoną opaską na ramieniu i z karabinem. Patrzył na mnie ze złośliwą satysfakcją. Zrozumiałam wszystko. Podeszłam do niego i powiedziałam:
– To ty wydałeś Piotra.
I jak tylko mocno potrafiłam, plunęłam mu w twarz. Wytarł się rękawami i na odlew zdzielił mnie pięścią w pierś. Przewróciłam się. Wstałam jednak sama, mimo że jeden z enkawudzistów
chciał mi pomóc, i zaczęłam ubierać Kasię. Leciała mi przez ręce. Była bardzo śpiąca. Kiedy rozbudziła się i zobaczyła, co się dzieje, otworzyła szeroko oczy i patrzyła na mnie poważnie. Ani jedna łza nie stoczyła się po jej buzi, mimo że była przerażona. O moje kochane, godne, dzielne dziecko!
Nie wiem, ile to wszystko trwało, ale udało mi się spakować niemal cały mój dobytek. Nie miałam go wiele.
– Nu, wot i wsio – powiedział jeden z bandy i otworzył szeroko drzwi.
Powieść Bez pożegnania kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,