Grozi mi niebezpieczeństwo. Fragment książki „Żony Gniewu" Joanny Jodełki

Data: 2023-03-16 10:58:04 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 17 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Siostry Raj na tropie mordercy z krzyżackiego zamku. Zapraszamy do Gniewu!

Siostry Raj, Tycjana – konserwatorka zabytków, i Angelina – charakteryzatorka, znowu wplątują się w kryminalną intrygę. Tym razem pojawiają się w Gniewie i trafiają w sam środek planu zdjęciowego. Historyczna sceneria krzyżackiego zamku i niezwykła opowieść o wielkiej miłości Sobieskiego do Marysieńki stają się tłem wyrafinowanej zbrodni.

Film miał opowiadać o miłości jak z bajki – choć ta wydarzyła się naprawdę, jednak trup w sali tortur gniewskiego zamku, choć wygląda jak część scenografii, jest prawdziwy. Podejrzani są wszyscy: wojujące z sobą aktorki, ambitny reżyser, wszechmocny producent, a nawet garderobiana i konsultant historyczny. Siostry Raj muszą działać, bo kręci się tam zupełnie inny, morderczy scenariusz.

Obrazek w treści Grozi mi niebezpieczeństwo. Fragment książki „Żony Gniewu" Joanny Jodełki [jpg]

Do lektury powieści Żony Gniewu – trzeciego tomu cyklu Siostry Raj, którego autorką jest Joanna Jodełka – zaprasza Dom Wydawniczy Rebis.

Powieść Żony Gniewu bierze udział w plebiscycie „Najlepsza książka na wiosnę". Można na nią głosować na www.ksiazkanawiosne.pl

W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Żony Gniewu. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Rozdział 1

Pierwsza była żona

Bywa i tak, że nic nie zapowiada burzy. Szczególnie latem, kiedy to nagle ni z tego, ni z owego zagrzmi, choć aura wydaje się pogodna i słoneczna, a niebo błękitne i przejrzyste. Grom z jasnego nieba potrafi szczerze zdziwić i sprawić, że ludzie najpierw spoglądają po sobie, a potem szybko uciekają każdy w swoim kierunku, zdezorientowani nagłą zmianą warunków atmosferycznych. Wiadomo bowiem, co się wydarzy. Lukrowe obłoki rozwieją się na wszystkie strony, słońce się schowa, jakby go w ogóle nie było, a wiatr będzie mieszał z błotem wszystko, co zdoła unieść. A potem, jeśli burza nie przejdzie bokiem, to nadciągnie ociężały cumulonimbus, wysmaga wichrem, zleje deszczem albo nawet obije gradem zabłąkanego przechodnia. Lepiej więc zaszyć się gdzieś w bezpiecznym miejscu i przeczekać. A jak ktoś się nie zaszył…

Dla Tycjany Raj, trzydziestoparoletniej konserwator zabytków gromem z jasnego nieba był dzwonek do drzwi.

Akurat w wąskim gronie świętowała na tarasie wyjątkowo romantyczne zakończenie zagmatwanej historii, w której wszyscy obecni w ogrodzie brali udział. Historia miała wątek kryminalny, ale dodawał on tylko pikanterii odgrywanym na trawie teatralnym scenkom miłosnym. Nie zamierzała sobie przerywać, tym bardziej że coraz częściej wychwytywała ukradkowe spojrzenia Jaroty, byłego policjanta i detektywa, który szczęśliwie przyczynił się do rozwiązania sprawy. Nie był jej obojętny, nie ruszyła się więc z miejsca, gdy rozległ się gong. Drzwi otworzyła Angelina Raj, jej młodsza, przyrodnia siostra.

Gość, nawet niezapowiedziany, nie byłby kimś szczególnym w willi przy placu Spiskim. Ciotka Józefina, do której należał parter domu, była przekonana, że to do niej dzwonią, już od ponad miesiąca bowiem czekała na cykliniarza. Dość szybko jednak okazało się, że to nie cykliniarz, nie listonosz, nie rachmistrz, tylko ktoś, czyją obecność zapamiętuje się dość długo, a na pewno dłużej, niżby się chciało. Tycjana pamiętała dokładnie ten dzwonek, nie pamiętała jednak, dlaczego w końcu postanowiła podnieść się z krzesła i sprawdzić, kogo to przygnało na poznański Sołacz.

– Stało się coś? – krzyknęła z końca korytarza.

– Tak – ledwo dosłyszała odpowiedź siostry i nie była pewna, czy to do niej, czy to strzęp rozmowy.

Przyspieszyła kroku, ale to, co zobaczyła, kazało jej się zatrzymać w połowie drogi i zachować dystans. Angelina trzymała rękę na klamce; na jej widok odwróciła głowę i zasłoniła twarz włosami. W otwartych drzwiach stała kobieta, która dla odmiany przyglądała się jej z nachalną ciekawością, odgarniając niedbałym gestem falę rudych loków. Ubrana była w elegancki garnitur w kolorze kości słoniowej. Szerokie spodnie, przytrzymywane cieniutkim paseczkiem ze złotą klamerką, miały wyraźne kanty. Marynarkę trzymała przewieszoną przez ramię. Biała półprzezroczysta bluzka zapięta była tylko na dolne guziki. Z szyi spływał długi złoty łańcuch zawiązany w supeł na wysokości pępka. Kobieta opierała się o futrynę, jakby pozowała do zdjęć, z nogą wysuniętą do przodu i ręką na biodrze. Spod długich spodni wystawały tylko złote paski sandałów na szpilkach i czerwone paznokcie u stóp. Ten sam kolor lakieru miała na długich wypielęgnowanych paznokciach u rąk i ten sam odcień na intensywnie pomalowanych ustach. Mogła mieć około czterdziestu lat, choć jej wiek był wyjątkowo trudny do określenia.

– Nie przedstawisz mnie? – rzuciła głębokim teatralnym głosem.

Styl i poza pasowałyby do epoki złotych lat Hollywood, gdyby nie twarz. O samej twarzy Tycjana niewiele mogła powiedzieć, bo zdawało się jej, że widziała już ją wielokrotnie. Takie same wydęte usta, napięte policzki i wyrysowane brwi. Do tego wszystkiego nieprawdopodobnie długie rzęsy, jak na okładkach kolorowych gazet. Sama była przyzwyczajona do starych portretów, a nie do nowoczesnych ideałów urody. Od dłuższego czasu myślała, że nawet najbardziej służalczy i obyty w świecie królewski portrecista nie odważyłby się tak zmieniać rysów twarzy, by przedstawiana osoba była podobna dokładnie do nikogo.

– Tu ziemia! – Kobieta zamachała palcem wskazującym tuż przed nosem Angeliny. – Swoją drogą, popatrz pokazała złączone palce – znalazłam kolor najbardziej zbliżony do kultowego „vodka and caviar” – pochwaliła się, machając ręką i wszystkimi palcami naraz. – To skandal, że przestali go produkować. – Westchnęła. Ten nazywa się po prostu „chili w Chile”. Też ładnie, choć to już nie to. – Westchnęła tym razem przesadnie głośno, przypatrując się swojej dłoni. Angelina starała się na nią nie patrzeć, więc kobieta odwróciła głowę i zwróciła się bezpośrednio do Tycjany: – Wie pani, ja kocham słowa. Nigdy nie pomalowałabym paznokci lakierem, którego nazwa mi się nie podoba. A według pani jaki to kolor? – zapytała, wysuwając rozcapierzone palce w jej stronę.

– Karmin – odpowiedziała Tycjana.

Kobieta popatrzyła na nią, jakby nie do końca była zadowolona z tak krótkiej odpowiedzi. Wyraźnie czekała na więcej, ale Tycjana nie zamierzała nic już dodawać. I tak się postarała. Dla niej, konserwatora zabytków, kolory miały swoje nazwy, ale były to określenia techniczne odnoszące się do konkretnych barw i nie zastanawiała się, czy to są ładne słowa. Oczywiście były też nazwy odcieni związane z malarzami, którzy je stosowali, jak zieleń Veronesego, błękit Giotta, żółcień van Gogha, ale koloru „vodka and caviar” nie znała. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił, w końcu kobieta znów teatralnie westchnęła, sygnalizując wyraźne znudzenie.

– To Renata – burknęła po dłuższej chwili Angelina.

– Tylko tyle? – Nowo przybyła jęknęła, nadymając czerwone usta. – Ja już o pani co nieco wiem. Tatiana, tak?

– Tycjana – warknęła Angelina.

– Tatam! – wykrzyknęła triumfalnie Renata. – Czyli prawie pamiętałam. Ale jak tak popatrzeć, to prawie wcale nie jesteście podobne – stwierdziła, przyglądając się to jednej, to drugiej.

Rzeczywiście na pierwszy rzut oka różniły się bardzo, chociażby strojem, fryzurą i wiekem. Angelina nosiła przeważnie bajecznie kolorowe, zwiewne szmatki, Tycjana proste, sztywne lniane koszule, z reguły w naturalnych kolorach. Angelina miała teraz włosy długie, granatowe z różowymi postrzępionymi końcówkami. Tycjana zaś nigdy swoich nie ufarbowała i specjalnie nie układała. Przeważnie spinała je w kok, z którego uciekały pojedyncze, siwiejące przy skroniach kosmyki.

– Chociaż… – zastanawiała się Renata, przerzucając spojrzenie z jednej twarzy na drugą. Tycjany to nie zdziwiło. Angelina była wyraźnie młodsza, ale twarze miały podobne, wystarczyło się przypatrzyć. – Tak… Pokiwała głową. – Nosy macie podobne. Endżi, nie myślałaś, żeby go zoperować? Ta kulka na czubku ci nie przeszkadza? U ciebie to wyraźnie widać. – Angelinazmrużyła oczy, jakby miała przed sobą jadowitego gada. Ruda to zignorowała, zwróciła się w kierunku Tycjany i wyciągnąwszy rękę, prawie chwyciła siwy kosmyk włosów przy jej skroniach. Tycjana odskoczyła. – Jesteś taka… – chrząknęła głośno – …taka naturalna. Skoro jesteśmy na ty, to czy mogę zapytać… pach też nie golisz?

– Przesadziłaś! – krzyknęła Angelina, szarpiąc drzwi. Chciała je zatrzasnąć, wypychając kobietę z korytarza, ale nie zdążyła. Renata była szybsza. Pociągnęła za rączkę stojącej za drzwiami walizki i przepchnęła ją, skutecznie tarasując zamknięcie.

– Kim pani jest?! – zapytała zdenerwowana Tycjana, patrząc z przestrachem na srebrną walizkę z małymi kółeczkami, która utknęła na progu.

– Jak ją zniszczysz, to mi odkupisz! – wykrzyknęła intruzka, patrząc, jak Angelina próbuje wypchnąć walizkę, przyciskając ją drzwiami.

Zaczęła przeciągać walizkę do środka, upuszczając marynarkę na ziemię. Tycjana podniosła ją odruchowo, bo przepychając się w tę i we w tę zaraz by ją podeptały, i położyła na krześle obok.

– Uspokójcie się! – krzyknęła. Stara stolarka mogła nie wytrzymać naporu dwóch szarpiących się kobiet. Uspokójcie się! – powtórzyła, słysząc, jak ościeżnica trzeszczy. – Zniszczysz ciotce drzwi!

Zadziałało. Angelina dała za wygraną. Puściła i odsunęła się, głęboko oddychając. Renata skorzystała z sytuacji, wciągnęła swój bagaż, kucnęła i zaczęła wymownie wodzić paznokciem po rysie, która pojawiła się na srebrnej walizce.

– Nie można było mnie od razu zwyczajnie zaprosić? – zapytała z pretensją w głosie.

– Kim pani jest? – powtórzyła pytanie Tycjana.

– Renata Świerszcz oczywiście! Nie zna mnie pani? Tycjana pokręciła głową. – Naprawdę? – zdziwiła się, prezentując w uśmiechu dwa rzędy równiutkich zębów, bielszych od niejednej pasty. – Endżi o mnie nie mówiła? – dodała, próbując odgarnąć potargane włosy.

– Nie przypominam sobie – wybąkała Tycjana, patrząc na Angelinę, która zamilkła i wbiła wzrok w sufit, głęboko oddychając.

Nie miała sobie co przypominać. O istnieniu Angeliny, swojej przyrodniej siostry, dowiedziała się całkiem niedawno. I to na pogrzebie ich ojca. Oprócz tego, że jest charakteryzatorką i lubi zmieniać kolory włosów, wiedziała o niej niewiele. Tylko to, że jako nastolatka miała kłopoty z prawem i wyrok w zawieszeniu. Mieszkała z matką, ale ta gdzieś znikła. Kilka razy pytała o szczegóły, lecz Angelina zbywała ją, unikając odpowiedzi. Tycjana słyszała też, jak rozmawia przez telefon z kimś bliskim, ale to na pewno nie była ta kobieta, z którą szarpała się w drzwiach.

– Cóż… – Renata Świerszcz przerwała ciszę. – Można mnie zbanować na Facebooku, wyrzucić z obserwujących, zablokować w telefonie… – wyliczała, przewracając oczami.

– Czyli jednak zauważyłaś, że nie mam cię wśród znajomych? – przerwała jej Angelina.

– O mnie nie da się tak łatwo zapomnieć.

– Mnie się udało – warknęła Angelina przez zaciśnięte zęby.

– Lina, kim jest ta pani? – zapytała po raz kolejny Tycjana. Bez ustalenia, z kim ma do czynienia, nie miała pojęcia, jak się zachować.

– Tatiana, nie musisz mi „paniować”. Możesz mi mówić Renata – stwierdziła Renata, błysnąwszy paznokciami w kierunku Tycjany.

– Tycjana – poprawiła ją najuprzejmiej, jak potrafiła.

– Też ładnie. To naprawdę dziwne, że mnie nie poznajesz. Mniejsza z tym. W sumie to jesteśmy tak jakby nawet rodziną.

– Chyba sobie żartujesz – syknęła Angelina.

Tycjana o mało się nie udławiła własną śliną. Kolejna siostra? Ledwo się do tej przyzwyczaiła. Ale ta…

– Czy ja przesadzam? Ale skoro ty mnie nie chcesz przedstawić, to może ja cię przedstawię – stwierdziła Renata, pokazując paznokciem na Angelinę. – Ona jest drugą byłą żoną mojego pierwszego byłego męża – wyrecytowała z przesadną powagą, odgarniając falę rudych włosów z ramion. Tycjana próbowała powtórzyć w myślach to, co usłyszała, ale nie było to łatwe. – Proste, jak się chwilę pomyśli. – Renata się zaśmiała. – Ja jestem pierwszą byłą żoną…

– Przedstawiłaś się! Zadowolona?! – wrzasnęła Angelina. – Możesz już sobie pójść! – zażądała i w tym momencie zobaczyła leżącą na krześle marynarkę. Wzięła ją i już chciała wręczyć Renacie, ale zmieniła zdanie. Obejrzała ją uważnie.

– Oddaj! – syknęła Renata przez zaciśnięte zęby.

– A to ciekawe… – powiedziała Angelina, robiąc krok w tył i wyciągając ukrytą za kołnierzem metkę. Dobry wybór… Sporo kosztowała… Jaka szkoda – dodała, odrywając plik małych eleganckich karteczek. Zgniotła je w dłoni, rzuciła na podłogę i jeszcze przydeptała. Ostentacyjnie wręczyła marynarkę wściekłej Renacie.

– Mówiłam ci! Nie wyprosisz mnie tak łatwo. I radzę ci, nie rób tego. – Renata zmrużyła oczy tak mocno, że rzęsy oparły się jej na policzkach.

– Bo co?!

– Bo grozi mi niebezpieczeństwo – oświadczyła Renata, o dziwo tym razem płaczliwym głosem.

– Wzruszyłaś mnie – prychnęła Angelina. – Naprawdę głęboko.

– A jak ci powiem, że nie tylko mi… – Renata pociągnęła nosem, odgarniając z twarzy rudą falę.

– Co nie tylko ci?

– Nie tylko mi grozi niebezpieczeństwo… Coś się dzieje niedobrego, mało nie umarłam… – Westchnęła, jak zwykle, teatralnie.

– Świat jakoś pogodzi się z taką tragedią – burknęła Angelina.

– Nie żartuj sobie.

– Wcale nie żartuję.

– Nie musisz mi wierzyć… – Renata przewróciła oczami i zatrzymała wzrok na suficie. – Ale później to może być już bardzo za późno – dodała z filozoficznym zadęciem.

Angelina chciała coś odpowiedzieć, ale z tarasu właśnie przydreptała ciotka Józefina. Na krótkie dystanse, jak przejście przez korytarz, nie brała laski, trzymając się blisko ściany. Oczywiście z uporem twierdziła, że ani laska, ani ściana nie są jej potrzebne. Przy Angelinie czuła się młodziej. Świeżo poznana bratanica odmieniła jej garderobę i życie. Wyrzuciła sznury starych korali, a zaopatrzyła ją w mniejsze lub większe apaszki i szale i nie pozwalała się nudzić, ubarwiając życie ponadosiemdziesięcioletniej staruszki.

– A to jednak nie cykliniarz? – Ciotka westchnęła i na widok Renaty odruchowo poprawiła cieniutkie włosy i rogi zawiązanej na szyi chustki. Przyglądała się jej z wielkim zainteresowaniem i było już jasne, że rudej nie da się wyprosić niepostrzeżenie.

– Ale może ci zaraz wyfroterować podłogę, chcesz? zaproponowała zrezygnowanym tonem Angelina.

– A pani to właściwie kim jest z zawodu? – Józefina zapytała Renatę.

Zagadnięta wyprężyła się, nabrała powietrza w płuca i uniosła wysoko podbródek.

– Ja? Z zawodu? – powtórzyła pytanie, wbijając paznokcie w kolorze „chili in Chile” we własny dekolt. –

Ja z zawodu jestem znaną aktorką – oświadczyła, odgarniając włosy zamaszystym gestem.

Tycjana otworzyła usta ze zdziwienia. Angelina przełknęła ślinę.

– A to ciekawe – odparła wyraźnie zainteresowana Józefina. – Jest u nas właśnie znana aktorka teatralna.

– Teatr! Nie, to nie dla mnie – uznała Renata. – Ja jestem uczulona na kurz. Boże, czy nikt tu seriali nie ogląda? – zapytała już z wyraźną pretensją w głosie. „Akacjowy pensjonat”, to ja, Mirella. – Pokazała paznokciem na siebie. – „Wichry miłości, czyli Klementyna”… Rozłożyła ręce. – „Domek na rozdrożu”… pani mecenas Różalska – oświadczyła, dotykając skroni. – Wyliczać dalej?

– Ach, tak – przytaknęła Józefina, choć zapewne niczego sobie nie przypominała.

Jej mina rozbawiła Tycjanę.

– Widzisz, Endżi, nie poznają mnie! Musisz coś z tym zrobić! – Renata przeciągnęła palcem po czole.

– Sama to sobie zrobiłaś. A ja nic nie muszę!

Odgłosy dochodzące z korytarza przyciągnęły również Jarotę, który prawdopodobnie szedł do łazienki, ale przystanął i zaczął się przysłuchiwać oparty o ścianę. Sytuacja wyraźnie go rozbawiła i zamierzał słuchać dalej. Patrzył z ukosa i uśmiechał się, przekrzywiając kącik ust. Wyglądał zawadiacko. Był od Tycjany parę lat młodszy, a w czarnych wytartych dżinsach i podkoszulku z logo jakiegoś metalowego zespołu wyglądał jeszcze młodziej.

– Pan też aktor? – zapytała Renata zaciekawiona widokiem Jaroty, który przeczesał palcami kudłate czarne włosy.

– Jak trzeba… – odparł z rozbawieniem, przestępując z nogi na nogę.

– Ma pan warunki – oświadczyła Renata, mierząc go wzrokiem z góry na dół. – Oczywiście jak na polskie wymogi. Na Zachodzie to trzeba mieć kratkę na brzuchu, w Polsce brzuch w zupełności wystarczy.

Rzeczywiście czarna koszulka Jaroty była opięta w pasie, i to dosyć wyraźnie. Tycjanie wydawało się, że zaskoczony odruchowo wciągnął brzuch.

– Czarne wyszczupla – pocieszyła go Renata, machając pojednawczo ręką.

Angelina, która do tej pory przysłuchiwała się w lekkim otępieniu, nagle jakby oprzytomniała i wyrwała Renacie Świerszcz walizkę z ręki.

– Na górę! – wrzasnęła i ruszyła w kierunku schodów na piętro. Słychać było tylko kółka srebrnej walizeczki obijające się o kolejne stopnie. – Idziesz czy nie! – dobiegło z półpiętra.

– Stęskniła się za mną – stwierdziła zadowolona aktorka, zamaszystym gestem zarzucając marynarkę na ramię. Odwróciła się na pięcie i ruszyła, nie zamykając za sobą drzwi. – Kim jest ten kudłaty misiu? Twój nowy chłopak? Ja też mam jednego… Młody… Wysportowany…

Rekwizytor… Oczywiście to nic poważnego, bo to w końcu rekwizytor. Powiedziałabym, że to ze względu na jego rekwizyt. Musisz wiedzieć…

– Nie chcę tego wiedzieć! – usłyszeli, jeszcze nim drzwi na piętrze zatrzasnęły się z hukiem. I to takim, że Józefina podskoczyła z wrażenia.

– Co znowu? – zapytała oniemiała ciotka. – Kim ona właściwie jest?

– Nie wiem, jak ci to wyjaśnić – odparła Tycjana, próbując przypomnieć sobie, jak to szło… pierwsza była żona drugiego byłego męża… czy druga żona pierwszego… byłego męża.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Żony Gniewu. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Żony Gniewu
Joanna Jodełka1
Okładka książki - Żony Gniewu

Siostry Raj na tropie mordercy z krzyżackiego zamku. Zapraszamy do Gniewu! Siostry Raj, Tycjana - konserwatorka zabytków, i Angelina - charakteryzatorka...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje