Gotowi do akcji? Przygoda czeka! „Zuza Wróbel na tropie" Tomasza Duszyńskiego

Data: 2024-04-24 12:25:48 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Mam na imię Zuza, Zuza Wróbel i jestem detektywką. No dobrze, może formalnie jeszcze nią nie jestem, ale jestem pewna, że nią zostanę w najbliższej przyszłości. Któż inny nadawałby się do tej roli bardziej, niż ja?

Skąd u Zuzy taka pewność siebie? Otóż jest bratanicą Antoniego Wróbla, słynnego komisarza policji.

A ponieważ kłopoty zawsze ją szukają, w pierwszą aferę pakuje się niemal zaraz po przyjeździe do stolicy.

Kiedy w tajemniczych okolicznościach zostaje porwany nauczyciel matematyki, Zuza postanawia dowiedzieć się, kto za tym stoi. Do swojego planu włącza koleżankę Ankę Sikorę, gazeciarza Franka i jego kumpli, a także (niechętnie) gimnazjalistę Tadeusza z Domu pod Dębem. Trop prowadzi do matematyków pracujących nad złamaniem Enigmy - niemieckiej maszyny szyfrującej.

Kłopoty czekają Zuzę niemal na każdym warszawskim skrzyżowaniu. Do tego musi prowadzić sprawę w tajemnicy przed wujostwem. Rozwiązywanie kryminalno-szpiegowskiej afery to absolutnie nie to, czego oczekuje się od gimnazjalistki! Czy Zuzi i jej przyjaciołom uda się wywieźć w pole groźnych przeciwników?

Zuza Wróbel na tropie grafika promująca książkę

Wartka akcja, zaskakujące wydarzenia, Enigma, wybitni szyfranci, obcy wywiad, rywalizacja między młodymi detektywami, a do tego humor, przedwojenna stolica z jej gwarą, klimatem i mieszkańcami. Wszystko to razem tworzy znakomitą powieść detektywistyczną z Warszawą w tle. Do lektury książki Tomasza Duszyńskiego Detektywi z Domu pod Dębem zaprasza Wydawnictwo Dwukropek. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Detektywi z Domu pod Dębem:

PROLOG

Mam na imię Zuza, Zuza Wróbel, i jestem detektywką. No dobrze, może formalnie jeszcze nią nie jestem, ale jestem pewna, że zostanę śledczą w najbliższej przyszłości. Któż inny nadawałby się do tej roli bardziej niż ja?

Mama wciąż powtarza, że zawsze szukają mnie kłopoty, i chyba ma rację. W pierwszą aferę wpakowałam się niemal zaraz po przyjeździe w odwiedziny do mojego wujostwa w Warszawie. Ale o aferze za chwilę. Najpierw musicie poznać wujka i ciocię, u których aktualnie mieszkam.

Mój wujek, Antoni Wróbel, jest komisarzem stołecznej policji. Wszyscy go w Warszawie znają i bardzo cenią. O wujku często piszą w gazetach, dziennikarze zachwalają jego nieprzeciętny intelekt, umiejętność dedukcji i odwagę. Antoni Wróbel rozwiązał wiele kryminalnych spraw, o których głośno było w całym kraju. Złapał na gorącym uczynku niejednego złodzieja, zakuł w kajdanki setki złych ludzi: szpiegów, morderców i spiskowców. Nie ukrywam, że od najmłodszych lat zaczytywałam się w pismach detektywistycznych i wysłuchiwałam opowieści mojego taty o jego bracie, wujku Antonim.

Komisarz Wróbel wydał mi się w tych opowieściach połączeniem literackich bohaterów: Sherlocka Holmesa z Herkulesem Poirotem i Arsenem Lupinem. To taka wybuchowa mieszanka charyzmatycznego dżentelmena i nieprzeciętnie inteligentnego detektywa. Wyobrażacie go sobie? Bo ja wyobrażałam go sobie tak: wysoki, z ogorzałą od słońca i wiatru twarzą, szczupły i umięśniony niczym grecki zapaśnik; znający dziesiątki języków, zaczytujący się w najnowszych nowinkach kryminalistycznych i codziennie rano robiący tysiąc pompek na jednej ręce i drugie tyle brzuszków.

Możecie więc zrozumieć, że przeżyłam niemałe rozczarowanie, gdy na warszawskim dworcu zobaczyłam wujka po raz pierwszy. Antoni Wróbel jest wyższy ode mnie zaledwie o pół głowy (jestem wysoka, ale bez przesady), a na peron wbiegł zasapany bardziej niż wydająca ostatnie tchnienie lokomotywa. To okrągły mężczyzna z nieco topornie ociosaną twarzą, z krótkimi rączkami i nieco tylko dłuższymi od rąk nogami. Tak można sobie wyobrażać wielbiciela pączków i eklerek, a nie nieprzeciętnego detektywa! Wujek nie jest nawet podobny do mojego taty, mimo że są przecież braćmi. Może został adoptowany i o tym nie wie? Cały czas obiecuję sobie, że nie zdradzę mu swoich podejrzeń, żeby się nie zmartwił. Ostatnio jednak wujek działa mi na nerwy, i kto wie, czy czegoś nie wypaplam. Mama mówiła, że oprócz wpadania w kłopoty mam nieprzeciętnie niewyparzony język i zbyt często mówię to, co mam na myśli, zupełnie bez zastanowienia. Trochę w tym prawdy jest, nie przeczę.

Cóż, wujka na szczęście zdążyłam poznać już nieco bardziej i doszłam do wniosku, że liczy się to, co człowiek ma w środku, a nie na zewnątrz. Wszak niesamowity intelekt może się kryć także w ciele niskiego, nieco zaokrąglonego i pozbawionego choćby odrobiny kondycji delikwenta. Nikt nie może przecież wujkowi Wróblowi odmówić, że rozwiązał wiele nierozwiązywalnych spraw, mimo że w całym swoim życiu nie zrobił chyba nawet jednej pompki. Gdyby próbował, to pewnie do dzisiaj nie podniósłby się z podłogi.

Muszę wam powiedzieć, że wujek ma opinię nieugiętego i nieprzekupnego policjanta. Tak wszyscy o nim mówią i piszą. Czasem sobie myślę, że nikt tak naprawdę nie poznał jego słabego punktu. A sprawa jest prosta: cioci do przekupienia wujka Antoniego wystarczy pudełko czekoladek. Wujek za wedlowską bombonierkę jest w stanie wytrzymać nawet trzy godziny w operze bez marudzenia.

Tyle na razie o wujku. Przejdźmy do kochanej cioci, która z wujkiem tworzy niezwykłą parę. Helenka Winiarska jest wspaniała, kochana i do rany przyłóż. Wciąż nie wiem, jak to się stało, że zakochała się w wujku. Może ją Antoni zahipnotyzował, a może ciocia miała jakiś wypadek, straciła pamięć i wujek jej wmówił, że są parą? No dobrze. Nie jestem chyba sprawiedliwa. Prawdopodobnie ciocia Helenka zakochała się w intelekcie wujka i w jego oczach przypominających oczy załzawionego spaniela. Taki słodki załzawiony psiak niejednego wziął na litość. W każdym razie przyznaję, że oboje bardzo się kochają i wspierają na każdym kroku. Ciocia wspiera wujka w jego ciężkiej policyjnej pracy, wujek wspiera ciocię w jej aktorskich występach w teatrze i trzyma za nią kciuki, gdy ciocia myje naczynia, sprząta, pierze, gotuje, prasuje, wynosi śmieci, odkurza i ceruje podarte skarpetki nieprzeciętnego komisarza warszawskiej policji, który nigdy nie ma na to czasu, bo zawsze, ale to zawsze obmyśla, jak rozwiązać kolejną kryminalną sprawę.

No naprawdę, żebym ja komuś miała zacerować skarpetki, musiałabym mieć przystawiony do głowy rewolwer, a może nawet dwa. À propos przystawiania rewolwerów do głowy: przydarzyło mi się to w zeszły piątek. O tym jednak za chwilę. O czym to ja… A tak!

Do Warszawy przyjechałam, żeby ukończyć tu gimnazjum i wybrać kolejną szkołę, która zadecyduje o mojej przyszłości. Początkowo nie chciałam wyjeżdżać z niewielkiej rodzinnej miejscowości pod Łodzią. Mama przekonała mnie jednak, że życie w Warszawie da mi więcej możliwości niż nauka w małej miejskiej szkółce. Rodzicom trudno było się ze mną rozstawać, ale życzą mi jak najlepiej i chcą, żebym miała większą szansę rozwoju, więc w końcu się zgodziłam. „Zgodziłam” to za dużo powiedziane. Tak naprawdę to nie wiem, czy miałam coś w tej sprawie do powiedzenia.

Od tamtej pory mieszkam z ciocią i wujkiem. Oddali mi do dyspozycji mały, ładny pokoik, urządzony w sam raz dla mnie. Biały regał na książki, biała szafa i łóżko, do tego biurko z kryształową lampką. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że będę miała pokój tylko dla siebie. Mam czterech braci oraz dwie siostry i przed moim wyjazdem gnieździliśmy się w naszym małym domu jak kury na grzędzie. To żadna przyjemność – budzić się rano i mieć przed oczami brudne stopy młodszej siostry.

Naprawdę, jestem prawie pewna, że rodzice nie chcieli się mnie pozbyć z zatłoczonego mieszkania, ale dali mi szansę na zebranie nowych doświadczeń. Dzięki temu co tydzień chodzę z wujkiem i ciocią do kina (wujek strasznie się podczas tych seansów nudzi i na żywo komentuje grę aktorów, przewidując zakończenie każdej historii, jakby był jakimś scenarzystą filmowym), chodzę też do teatru, na spacery po Łazienkach i mam dostęp do niezliczonej ilości książek w pobliskich bibliotekach. Czytam strasznie dużo, zwłaszcza kryminałów i książek o nowoczesnych technikach kryminalistycznych, bo, jak już wiecie, chcę zostać detektywką, a przynajmniej policjantką, tak jak wujek.

Cóż. Nie wszystko jest jednak tak wspaniałe, jak się wydaje. Przyjazd do Warszawy okazałby się bardzo dobrą decyzją, gdyby nie to, że jakimś przedziwnym sposobem w stolicy wpadam w kłopoty częściej niż gdzie indziej…

Przejdźmy jednak do rzeczy. Niedawno zostałam wciągnięta w niebezpieczną aferę, która zahacza o międzynarodowy spisek. Pozostawiam relację z ostatnich wydarzeń, na wypadek gdyby sprawa, w którą zostałam wplątana, skończyła się nie po mojej myśli. Jeśli ktoś przeczyta te słowa, to znaczy, że zostałam zadźgana ostrym przedmiotem, zastrzelona lub porwana. To niezbyt miła perspektywa, ale prawdziwy detektyw musi się liczyć ze wszystkim, nawet z najgorszym. W tej chwili nie mogę nikogo prosić o pomoc. Sprawa skomplikowała się tak bardzo, że nie wiem, komu ufać.

Wróćmy jednak do początku. Wszystko zaczęło się w pochmurny piątek, 14 października 1932 roku, tutaj, w Warszawie.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Detektywi z Domu pod Dębem. Zuza Wróbel na tropie. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Detektywi z Domu pod Dębem. Zuza Wróbel na tropie
Tomasz Duszyński1
Okładka książki - Detektywi z Domu pod Dębem. Zuza Wróbel na tropie

,,Mam na imię Zuza, Zuza Wróbel i jestem detektywką. No dobrze, może formalnie jeszcze nią nie jestem, ale jestem pewna, że nią zostanę w najbliższej przyszłości...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Z pamiętnika jeża Emeryka
Marta Wiktoria Trojanowska ;
Z pamiętnika jeża Emeryka
Obca kobieta
Katarzyna Kielecka
Obca kobieta
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Oczy Mony
Thomas Schlesser
Oczy Mony
Rok szarańczy
Terry Hayes
Rok szarańczy
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Pokaż wszystkie recenzje