Byłem złym człowiekiem.
Byłem mścicielem.
Byłem mordercą.
Byłem gangsterem.
A to był mój pieprzony raj!
Galina Jegorowna Aristowa umarła w wieku osiemnastu lat, kiedy mężczyzna bez serca zamordował na jej oczach rodziców. Mija parę lat. Maria Fratecka zostaje zatrudniona jako opiekunka małego Antoniego Goli, który ma zespół Aspergera. Jego ojciec, milioner i biznesmen Leon Gola, jest bezpardonowym graczem na wrocławskiej scenie biznesu. Właśnie zakupił najwyższy budynek w mieście. Nikt nie wie, że genialny przedsiębiorca to osławiony Reno – zarządzający podziemiem gangster, którego serce zostało zniszczone ponad pięć lat temu. Teraz liczą się dla niego tylko syn, biznes i półświatek. W jego bliskim otoczeniu pojawia się Maria, która ma świetny kontakt z Antonim – i szybko się okazuje, że potrafi ona okiełznać wszelkie demony mężczyzny. Lecz czy kobieta jest tą osobą, za którą się podaje? I czy Leon w imię prawdziwej siły miłości będzie potrafił wybaczyć, zapomnieć? Bo przecież jest pozbawionym uczuć gangsterem, który zawsze pamięta o wyrządzonych mu krzywdach.
Reno to pierwszy tom pasjonującej nowej serii Gangsta Paradise autorstwa bestsellerowej pisarki, Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, łączący wątki romansowe, sensacyjne i erotyczne. Daj się porwać ciemnej stronie miasta! Do lektury zaprasza Wydawnictwo JakBook. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy rozdział książki, tymczasem już dziś na naszych łamach przeczytacie fragment pochodzący z rozdziału 2:
Rozdział 2
Still Dr Dre, Snoop Dogg
Siedziałem w swoim gabinecie w Skaju i czekałem, aż moja sekretarka skończy referować mi plan dnia. Kiedy to zrobiła, powiedziałem, że mam ważną rozmowę i nie chcę, aby mi przeszkadzano. Asystentka pokiwała głową i ulotniła się błyskawicznie. Wiedziałem, że nie dopuści do mojego gabinetu nikogo. Wyjąłem jedną z komórek na kartę, którą potem oczywiście miałem zamiar zniszczyć, i wybrałem numer partnera w interesach, który był jednocześnie moim wujem – kuzynem mojego nieżyjącego ojca.
– No co tam, Reno? Robimy komuś krzywdę? – Odebrał, wiedząc, że połączenie jest bezpieczne.
– Nie dzisiaj, wuju.
– Czyli dzwonisz kontrolnie.
– Wiesz, jak jest. Jak sprawy na północy? – Usiadłem w skórzanym klubowym fotelu i spojrzałem na panoramę miasta. Dzisiaj była piękna, prawie że letnia pogoda, mimo iż to dopiero początek marca. Patrzyłem na południową stronę Wrocławia. W oddali widać było szczyt Ślęży. Wspomnienie – bolesne, kłujące niczym szpila i rozdzierające mnie od środka – pojawiło się w mojej głowie. Wiosna, pachniał las, wszystko budziło się do życia – i ja także. Ona szła przede mną, trzymała mnie za rękę, śmiała się i sprawiała, że mój chory i ponury świat nabierał kolorów. Weszliśmy na Ślężę, a tuż obok starego kościoła przygarnąłem ją do siebie i pocałowałem. Potem staliśmy na szczycie tej tajemniczej góry, patrzyliśmy na budowany właśnie Sky Tower, a ja nie wiedziałem, że za dziesięć lat będę jego właścicielem. Że będę rządził tym miastem. I że zostanę sam. A jej już nie będzie. Jej uśmiechu, pięknych niebieskich oczu, jej spokoju i stonowania. Zostałem wraz z synem, który potrzebował wsparcia oraz pomocy, a przede wszystkim cierpliwości i zrozumienia. Niestety tego mi brakowało – wciąż i wciąż. Bo gdy odeszła, zaczęły mną rządzić szaleństwo i nienawiść.
– A całkiem dobrze. Klub hula, samochody się sprzedają, wszystko w pariadkie. Kiedy odwiedzisz Trójmiasto, Reno?
– Nie wiem, może za miesiąc. – Westchnąłem. Odwróciłem się od Ślęży, nie chciałem patrzeć na miejsce, które przypominało mi o czasie, kiedy wciąż wierzyłem, że mogę żyć normalnie i nie martwić się każdym nadchodzącym dniem. Wszystko okazało się utopią, a ja musiałem przyjąć to, co przygotował mi los.
– Słyszałem, że czaisz się na kluby w Sopocie.
– A kto takie rzeczy opowiada? – Westchnąłem i rozsiadłem się w fotelu.
Sfatygowana skóra lekko zaskrzypiała.
– Widzisz, wszyscy już o tym klepią na mieście. Pamiętaj, że tam Polako się panoszy. Uważaj, synu.
– Zawsze uważam. A on już raz uciekł z podwiniętym ogonem, kiedy w Poznaniu pogonił go syndykat Kreisa. To koleś z góry skazany na spierdalanie.
– Masz rację, Reno. – Wuj Włodzimierz się zaśmiał. – Ale w razie czego, jak będziesz potrzebował wsparcia, moi chłopcy są do twojej dyspozycji.
– Wiem i doceniam. Dzięki.
Rozłączyłem się, zamówiłem kawę, którą moja asystentka umiała wyśmienicie przyrządzać, i zająłem się pierdołami związanymi z podpisywaniem jakichś pierdolonych umów. Równocześnie z rozrzewnieniem wspominałem czasy, kiedy jeździłem betą po mieście z klamką za paskiem i wzbudzałem strach, gdzie tylko się nie pokazałem. Wtedy wszystko było prostsze i łatwiejsze. I wtedy wciąż żyła ona.
Moja piękna żona Benita.
*
Dzisiaj miałam zamiar pojechać z Antonim do zoo. Lubił tam przebywać, najbardziej fascynowało go Afrykarium. Często tam chodziliśmy, wówczas chłopiec się rozluźniał, rozmawiał ze mną, opowiadał o zwierzętach. Potem szliśmy na lody lub ciastka, w zależności od pogody. Teraz zbliżała się wiosna i Wrocław zaczynał kwitnąć. Lubiłam także spacerować po Pergoli koło Hali Stulecia. Kiedy odebrałam Antosia ze szkoły, napisałam do jego ojca SMS-a, że jedziemy na wycieczkę. Oczywiście otrzymałam suchą wiadomość o treści: Katan jedzie z wami.
Katan był ochroniarzem Antoniego, a zarazem i moim. Praktycznie nigdzie się bez niego nie ruszałam. Miał metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, był szczupły, żeby nie powiedzieć żylasty. Do tej pory ochroniarz zawsze kojarzył mi się z wielkim niedźwiedziowatym facetem, tymczasem Katan sprawiał wrażenie nawet niepozornego. Ale wiedziałam, że Leon Gola nie skierowałby nikogo takiego do ochrony syna. Poza tym nasz ochroniarz był cichy, dyskretny i milczący, chyba nigdy nie słyszałam jego głosu.
Teraz chodziliśmy po zoo. Antoś cicho opowiadał o mijanych zwierzętach, a ja zadawałam mu pytania, aby jeszcze bardziej pobudzić go do mówienia. Przy mnie zawsze się otwierał. Lubiłam przebywać z tym dzieckiem, rozmawiać, słuchać jego wypowiedzi – tak mądrych i bardzo dojrzałych jak na małego chłopca. Zauważyłam też, że czasami się zamykał, zwłaszcza w towarzystwie ojca, ale zapewne wynikało to z jednego powodu: Leon Gola spędzał mało czasu z własnym synem. Zapewnił mu tak wiele, ale umówmy się – zabawki, wycieczki, rozrywki, sprzęty i inne dobra materialne nie zastąpią zainteresowania rodzica. Zwłaszcza że został tylko ojciec.
Doszliśmy do kawiarni, w której sprzedawano pyszne lody. Popatrzyłam na malucha.
– Jakie dzisiaj jemy?
Zastanawiał się przez chwilę, aż wreszcie zdecydował:
– Czekolada i wanilia.
– Bardzo dobry wybór. – Pokiwałam głową.
– A ty jakie bierzesz?
– Truskawka i jagoda.
– Nie lubię. – Antoś skrzywił się, a ja uśmiechnęłam.
– To dobrze, nie będziesz mi podbierał.
Popatrzyłam na stojącego obok nas ochroniarza.
– A ty?
Blondyn spojrzał na mnie i pokręcił głową.
– Ale jakbyś się czasami odezwał, naprawdę świat by nie runął – mruknęłam.
Widziałam przebłysk humoru w oczach Katana i chyba nawet zadrżał mu kącik ust. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do lady, aby zamówić lody. Kiedy już dostaliśmy swoje przysmaki, usiedliśmy z Antonim na ławce i jedliśmy je szybko, aby się nie roztopiły. Katan stał obok z ramionami założonymi na piersi i obserwował otoczenie. Przyzwyczaiłam się do jego milczenia, ale przebywaliśmy ze sobą niemalże non stop, więc zależało mi na nawiązaniu z nim jakiegoś kontaktu. I naprawdę chciałam usłyszeć jego głos.
Spojrzałam na Antosia, który powoli raczył się lodami, i pochyliłam się w jego stronę.
– Co powiesz na to, że zaraz usłyszymy, jak Katan krzyczy?
Widziałam, że maluchowi zabłysły oczka, patrzył na mnie z zaciekawieniem.
– Dlaczego? – szepnął.
– Mam plan. – Pokazałam mu na migi, żeby był cicho i nas nie zdradził. Lekko kiwnął głową, ale w jego spojrzeniu dostrzegłam teraz tę psotną iskierkę, której często mi u niego brakowało. Cieszyłam się, że udało mi się ją wyzwolić, chociaż na moment.
Podeszłam do ochroniarza z lodem w ręku i zrobiłam ruch, jakbym się potknęła. Katan oczywiście zareagował instynktownie i schylił się, chcąc mnie złapać, a wtedy rozmazałam mu loda na nosie. Mężczyzna wyprostował się gwałtownie i obrzucił mnie nieco wkurzonym, ale trochę też rozbawionym spojrzeniem. A Antoś wybuchnął głośnym śmiechem. Ja i Katan spojrzeliśmy po sobie zdziwieni.
– Hi hi hi, ale wyglądasz! – Wskazywał na ochroniarza. Nigdy nie słyszałam, żeby tak głośno i beztrosko się śmiał. Podałam mężczyźnie chusteczki higieniczne, którymi oczyścił sobie twarz. A kiedy rzucałam resztki loda do pobliskiego śmietnika, Katan pochylił się ku mnie i powiedział niskim, przyjemnym głosem:
– Było warto.
Gdy wracaliśmy do domu, Antoś siedział z tyłu, a ja zajęłam miejsce obok ochroniarza.
– Widzisz, wcale nie bolało, kiedy się odezwałeś. Może jak będziesz więcej mówił, to i Antoś będzie bardziej skłonny do rozmowy?
– Przy tobie i tak dużo mówi – odpowiedział znów cicho, a jego głos naprawdę był bardzo miły dla ucha. Miał tak zwane radiowe brzmienie – to właśnie od razu przyszło mi na myśl. Przyjemnie by się go słuchało, gdyby prowadził na przykład nocny program muzyczny. Tak aksamitny głos trochę nie pasował do powierzchowności i profesji tego mężczyzny.
– A ty dlaczego nigdy z nami nie rozmawiasz?
Odniosłam wrażenie, że nieznacznie wzruszył ramionami.
– Nie za to mi płacą.
– Och, nie musisz być takim służbistą. – Przewróciłam oczami, czego oczywiście nie mógł widzieć, ale mój ton mówił sam za siebie.
– Jestem. W moim zawodzie muszę nim być.
– Czy ja wiem. Nigdy się nie śmiejesz? – Spojrzałam na niego z boku.
Jechał przez chwilę w milczeniu. W końcu, gdy już dotarliśmy na Powstańców Śląskich, kierując się w stronę Bielan, a potem Wysokiej, powiedział spokojnie:
– Już dawno się nie śmiałem. Śmiech oznacza emocje i uczucia. A ja ich nie posiadam.
– Każdy ma jakieś. Złe, dobre, ale ma.
Katan lekko pokręcił głową.
– Nie każdy.
– Ale pogadać ze mną możesz, skoro spędzamy ze sobą tyle czasu. Jak stare dobre małżeństwo.
– Nigdy się nie ożenię – powiedział beznamiętnie.
– O kurczę, tak się tylko mówi. Ty nie znasz się na żartach? – parsknęłam.
Zerknęłam na Antosia. Oglądał bajkę na ekranie zainstalowanym w zagłówku fotela kierowcy. Na uszach miał słuchawki. – Wiem, że nasza praca, twoja i moja, to naprawdę odpowiedzialne zadania, ale możemy chociaż pogawędzić jak ludzie z tej samej firmy.
– Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy. – Teraz ewidentnie wzruszył ramionami. Ucieszyłam się, bo to już oznaczało, że ma jakieś ludzkie odruchy, a nie jest tylko maszyną do wykonywania poleceń.
– Bo czasami… czuję się samotna w tym domu. Rozmawiam tylko z siedmiolatkiem, co oczywiście jest fajne, bo mały jest super, ale… Po prostu… tak jak teraz… jedziemy i gadamy. I nie umarliśmy od tego.
Wjechaliśmy właśnie na podjazd. Ochrona wpatrywała się w nasz samochód, a ja zastanawiałam się, czy mały w ogóle wie, co się dzieje wokół niego.– Nie umrzecie na mojej zmianie – rzucił Katan, gdy wysiadaliśmy przed frontowymi drzwiami.
Wybuchnęłam śmiechem i dojrzałam zaskoczenie w oczach mężczyzny, ponownie jednak pojawiła się w nich ta iskra humoru.
– Ojej, rozbawiłam dzisiaj kolejnego faceta. Brawo ja!
– Jesteś trochę irytująca. Wiesz o tym? – Katan zmarszczył brwi.
– A ja lubię Marię. – Antoś stanął koło mnie i złapał mnie za rękę.
– No widzisz. Antoś wie lepiej! – rzuciłam w stronę ochroniarza. A ten… przewrócił oczami. Naprawdę!
– Ale numer, jednak masz ludzkie odruchy! – Parsknęłam.
– A co myślałaś? Że jestem terminatorem?
– Nie wyglądasz jak Szwarcuś.
– Dowalasz mi?
– Oj, masz poczucie humoru!
Oboje zaśmialiśmy się głośno i to było całkiem fajne Staliśmy tak jeszcze przez chwilę i było zupełnie… normalnie, wesoło, lecz nagle otworzyły się drzwi i od razu jakby cyrkulacja powietrza się zmieniła, a temperatura obniżyła o kilka stopni. Zauważyłam, że Katan zesztywniał i odsunął się ode mnie na długość dwóch albo trzech ramion.
– Dzięki. Możesz iść do siebie. – Oschły ton Leona Goli był niczym sztylet wyższości przeszywający powietrze.
Weszłam do domu wraz z Antosiem, który spojrzał na mnie i spytał cicho:
– Mogę iść namalować tego tygrysa?
W zoo zafascynował się tygrysem, który spał na dużym wybiegu, a potem obudził się i ziewał potężnie. To bardzo zaintrygowało chłopca, który także od razu zaczął ziewać, jakby chciał zachęcić zwierzaka do tej dziwnej gry. Coś w tym chyba było, bo po chwili tygrys znowu się rozziewał. Następnie Antoś zrobił mi wykład na temat tego, że ziewanie jest zaraźliwe.
– Jasne. Później do ciebie zajrzę, wtedy pokażesz mi, co namalowałeś. Dobrze?
– Tak.Gdy poszedł na górę, ja zamierzałam pójść do kuchni i napić się popołudniowej kawy, ale nie było mi to dane. Mój pracodawca podszedł do korytarza prowadzącego do gabinetu i powiedział sucho:
– Zapraszam do mnie.
Ruszyłam za nim, nie mając pojęcia, o co może mu chodzić. W końcu to on dzisiaj miał zabrać małego na konie, ale rano oznajmił, że musi jechać do firmy i przekłada to na sobotę. Dobrze, że nie mówiłam o tym wcześniej Antosiowi, bo czułby się oszukany i zawiedziony. Już kilka razy Leon coś planował, a potem odwoływał, bo sprawy firmy bądź klubów okazywały się ważniejsze. Nigdy tego nie komentowałam, ale wkurzało mnie to niemożebnie. Dlatego gdy coś obiecywał, nie uprzedzałam o tym Antosia, aby nie sprawiać mu później przykrości i nie dostarczać powodów do rozczarowań.
Gdy weszłam do gabinetu Goli, który przypominał centrum dowodzenia NASA, mężczyzna zamknął za mną drzwi z cichym stuknięciem. Cały to pomieszczenie było wyciszone i zdałam sobie sprawę, że gdyby zechciał zrobić mi krzywdę, nikt by mnie nawet nie usłyszał. Nie sądziłam oczywiście, że miał tego typu zamiary, ale ta dziwna myśl przeleciała przez moją głowę, w której i tak czaiło się o wiele więcej mrocznych rozważań.
– Siadaj – mruknął i było już oczywiste, że jest wkurzony. W takim stanie rzadko go widywałam. Generalnie nie należał do tryskających radością osób i zawsze trzymał dystans. Dlatego nie okazywał zbytnio uczuć – ani tych dobrych, ani negatywnych. Po prostu traktował innych ludzi, służbę czy współpracowników z dużą dozą obojętności i rezerwy właśnie. A tymczasem widziałam, że teraz zaciska szczęki, jego oczy wpatrują się we mnie ze złością, a czoło marszczy się, jakby jego właściciel zbierał się do wykrzyczenia swoich racji.
Zajęłam miejsce w fotelu umiejscowionym przy niskiej ławie z czarnego szkła, a on stanął po drugiej stronie i patrzył na mnie z góry. Kolejna pieprzona psychologiczna zagrywka. Mimowolnie się zdenerwowałam, chociaż nie miałam sobie nic do zarzucenia.
– Stało się coś? – spytałam uprzejmie, a Leon drgnął, jakbym wyrwała go z jakiegoś nieokreślonego stuporu.
– Po co cię zatrudniłem? – rzucił niskim głosem, który drżał z wściekłości.
Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje.
– Jestem opiekunką i wychowawczynią pana syna – odparłam uprzejmie, chociaż sama z trudem ukrywałam zdenerwowanie. Zacisnęłam dłonie na kolanach i zauważyłam, że nie uszło to jego uwadze.
– Właśnie. I jemu masz poświęcać sto procent swojego czasu – warknął.
– I właśnie to robię. Nie rozumiem… – Uniosłam się, ale Gola zrobił krok w moją stronę, jakby chciał usadzić mnie w miejscu. I udało mu się, opadłam na fotel, ale zdenerwowanie powoli zaczynała wypierać złość.
– Nie płacę ci za flirtowanie z personelem! – wypalił, a ja zamrugałam, bo zupełnie nie rozumiałam, co właśnie do mnie powiedział.
– Słucham?
– Masz problem ze słuchem? Wdzięczysz się przy moim synu do ochrony. Jakie jest twoje zadanie? Rozproszyć Katana, żeby stracił czujność? Żeby ktoś mógł zrobić krzywdę Antoniemu? O to ci chodzi? – Przybliżył się, pochylił i teraz miałam jego piękną, choć wykrzywioną złością, ale i ostrzeżeniem twarz przed sobą. Gwałtownie wstałam i dotknęłam jego napiętego i twardego ciała. Górował nade mną, bo był o głowę wyższy, czułam zapach jego perfum, ale i żar bijący z jego skóry. Zaczęłam szybciej oddychać, bo w tej chwili byłam tak wściekła, że z trudem nad sobą panowałam. Źrenice mężczyzny się rozszerzyły, przez co oczy wyglądały, jakby były czarne.
– Z nikim nie flirtowałam! To się nazywa zwykła rozmowa. Ludzie tak robią, jak pracują razem i przebywają ze sobą całymi dniami. A dobro Antosia jest dla mnie priorytetem! Nie mam pojęcia, o co mnie oskarżasz, ale tym samym mnie obrażasz! Nie zamierzam tego dłużej znosić. Nie jesteś nieomylny, panie Gola! To nie ja obiecuję coś małemu, a potem nie dotrzymuję słowa. Widzisz u kogoś drzazgę w oku, a nie dostrzegasz belki w swoim. Powiem ci tylko tyle: walnij się w łeb!
Widziałam, że Gola ma zamiar zareagować, ale nie zamierzałam tego słuchać. Wybiegłam z gabinetu, przeleciałam jak burza przez korytarz, potem wpadłam do kuchni i z niej wprost do ogrodu.
Byłam wściekła i rozżalona. Przebiegłam przez sad jabłkowy i znalazłam się w małej drewnianej pergoli, z której rozpościerał się widok na spore oczko wodne.
Podeszłam do niego, kucnęłam i wpatrywałam się w oświetloną od spodu taflę wody. Powoli się uspokajałam. Dawno nikt tak nie wytrącił mnie z równowagi. Zapewne straciłam właśnie pracę. Poczułam żal i w sumie teraz byłam trochę zła na samą siebie, bo nie chciałam zostawiać Antosia. Nagle usłyszałam za plecami jakiś szelest. Poderwałam się zbyt gwałtownie i niechybnie wpadłabym do wody, gdyby silne dłonie nie złapały mnie i mocno nie przytrzymały. Uniosłam głowę i spojrzałam wprost w oczy Leona.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Gangsta Paradise. Reno. Powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych: