Podczas sesji treningowej Grace, pies poszukujący Rydera Creeda, zbacza z trasy i odgrzebuje płytki grób. Ciało ukryte w oddalonej od świata części Parku Narodowego Blackwater River na Florydzie miało nigdy nie zostać odnalezione. Dostęp do tego znajdującego się na uboczu terenu jest bardzo ograniczony. Najwyraźniej morderca liczył na to, że siły natury zajmą się jego ofiarą, pozwalając mu na zawsze zachować zbrodnię w tajemnicy.
Groby miały na wieki pozostać w ukryciu
Kiedy psy Creeda znajdują kolejne ludzkie szczątki, śledczy zdają sobie sprawę, że mają do czynienia z mordercą, który zna ten las jak własną kieszeń i od lat ukrywa w nim dowody swoich zbrodni.
On zabił już nie raz, nie ma nic do stracenia
Już wkrótce Ryder Creed i Maggie O'Dell, ich bliscy i współpracownicy dowiedzą się, jak daleko jest w stanie posunąć się morderca, żeby nikt nigdy nie odkrył jego zbrodni.
Alex Kava powraca z nową powieścią W mroku lasu, do lektury której zaprasza Wydawnictwo Harper Collins. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy rozdział powieści, tymczasem już teraz prezentujemy rozdział drugi:
ROZDZIAŁ DRUGI
Blackwater River State Forest
Poniedziałek, 15 czerwca
Ryder Creed nie mógł nadążyć za siostrą.
Patrzył, jak Brodie prześlizguje się między drzewami niczym niesiona wiatrem. Wysoka i wiotka, bardziej przypominała chudą nastolatkę niż dwudziestosiedmioletnią kobietę. Po szesnastu latach, podczas których była więziona, wciąż nadrabiała zaległości w sferze fizycznej i psychicznej. Pod wieloma względami nadal pozostawała jedenastoletnią dziewczynką, którą pamiętał Creed.
Ten ostatni obraz, gdy w deszczowy wieczór w podskokach kierowała się do toalety na parkingu, wyrył się w jego pamięci na zawsze. Przez długi czas napawał go smutkiem, potem rozpaczą. Przez całe lata nie miał pojęcia, czy siostra żyje. Okazało się, że została uwięziona w piekle na ziemi.
Odsunął od siebie to wspomnienie. Musi się skoncentrować na tu i teraz, na nowych wyzwaniach, które stały przed siostrą. Poza tym Brodie i Grace zostawiły go w tyle.
Biegł trochę na oślep, pnącza i ostrokrzew czepiały się nogawek jego spodni, bo nie było tam żadnej ścieżki, a jednak siostra niemal bez wahania mknęła przez las, jakby posuwała się niewidzialnym dla innych szlakiem.
– Hej, zaczekaj! – zawołał Creed.
Zatrzymała się i odwróciła się do niego, unosząc szczupłe ramiona, po czym je opuściła z przesadnym westchnieniem wyrażającym zniecierpliwienie.
– Jesteś strasznym guzdrałą – powiedziała.
Creed starł z twarzy uśmiech, zanim go dojrzała. To, co on zapomniał z czasu ich dzieciństwa, ona żywo pamiętała, jakby tamte wydarzenia miały miejsce ledwie tydzień wcześniej.
Guzdrała, powtórzył w duchu. Czy ktoś jeszcze tak mówi?
Zawsze była od niego szybsza, jakby niósł ją wiatr. Był od niej starszy o trzy lata i bez porównania silniejszy, ale ilekroć gdzieś biegli, zostawiała go w tyle. Tu, gdzie sosny rosły gęsto jedna obok drugiej, a gałęzie zwisały nisko, jego wzrost, a miał ponad metr osiemdziesiąt, oraz szerokie bary działały na jego niekorzyść. Musiał poruszać się wolniej i lawirować między drzewami, łamiąc gałązki, by zrobić sobie przejście. Zastanawiał się, skąd Brodie wie, dokąd biegnie – choć nie powinien się dziwić, skoro dużo czasu spędzała na penetrowaniu lasu.
Ich posesję, która liczyła sobie ponad dwadzieścia hektarów, od Lasu Stanowego Blackwater River dzieliła niewidoczna granica. Większość Lasu Stanowego była niezabudowana, podobnie jak ziemia Creedów. Zależnie od pory roku i intensywności deszczów, przecinały go strumyki i potoki, czasami ograniczając dostęp do niektórych fragmentów terenu. Innym znów razem wyschnięte koryta rzeki stanowiły dodatkową atrakcję. Ale przez tę zmienność łatwo było się tu zgubić.
Creed zawsze dbał o to, by na samotne wyprawy do lasu Brodie brała ze sobą psa i niewielki, ale starannie wyposażony plecak. Nawet teraz zauważył, że ma przypięty do paska sprej na niedźwiedzie.
W tym miejscu gęstwina rzedła i Creed zobaczył koniuszek ogona Grace. Suczka rasy jack russell terier zawróciła biegiem, by sprawdzić, co go zatrzymało. Spojrzała na niego, przekrzywiając głowę, a Creed nie mógł opędzić się od myśli, że suczka naśladuje mimikę zniecierpliwionej Brodie.
Poprawił plecak i przecisnął się przez wąskie przejście, a potem przyjrzał się korze drzewa, nim oparł o nie rękę, bo węże łatwo wtapiają się w otoczenie.
– Szłaś tędy wcześniej? – spytał, przechodząc nad leżącymi na ziemi gałęziami, które jakoś nie zatrzymały Brodie.
– Nie, głuptasie. Co by to była za przygoda iść dwa razy tą samą drogą?
– W takim razie jak możesz pamiętać, gdzie ukryłaś zapachowy cel dla Grace?
Tym celem był słój do zapraw z otworem zakrytym kawałkiem muślinu przytrzymywanego gumką recepturką. W słoju znajdowała się zakrwawiona skarpetka.
– Nie muszę pamiętać. Prawda, Grace? – powiedziała Brodie do małego psa. – Grace, szukaj! – Machnęła ręką, a suczka ruszyła przed siebie.
Zazwyczaj Creed nie pozwalał psom biegać po lesie bez smyczy, bo znajdowało się tam zbyt wiele nieprzewidzianych przeszkód, jednak Grace była wyjątkiem. Pilnowała Creeda tak samo jak on jej, tylko na niezbyt długie chwile spuszczała go z oczu. Za dużo razem przeszli. Niedawno tornado zmiotło ich z ziemi i zamkniętych w samochodzie porwało w chmury. Creed był pewien, że to będzie ich ostatnia szalona jazda.
Dla przewodnika psa najważniejsze jest bezpieczeństwo zwierzęcia. To jeden z powodów, dla których do kieszonki kamizelki psa, w którą ubierał go do pracy, chował urządzenie GPS. Chciał teraz zawołać do Grace, żeby zwolniła.
Ku jego zdumieniu Brodie zrobiła to pierwsza.
– Grace, zwolnij!
Suczka zatrzymała się przed nimi na polanie i obejrzała się na nich. Podrygiwała w miejscu, czekając. Podnosiła głowę i węszyła.
– Wyglądasz na rozkojarzonego – zauważyła Brodie, która oglądając się przez ramię, szła wciąż naprzód, ale wolniej, tak żeby Creed mógł nadążyć. – Myślisz o Maggie?
– Co? O kim? Nie.
Maggie O’Dell była agentką FBI, z którą pracował przy kilku sprawach w ostatnich dwóch latach. Prawdę mówiąc, to Maggie pomogła mu odnaleźć Brodie, ale ilekroć on i Maggie zbliżali się do siebie, Creed mógłby przysiąc, że za każdym razem czuje się jeszcze bardziej zdezorientowany.
– Nie czekasz, aż się znów zobaczycie? – chciała wiedzieć Brodie.
Maggie wybierała się do Pensacoli w związku z kolejnym śledztwem. Co jeszcze? Mieli zjeść razem kolację, ale Creed w rozmowie z nią znowu odniósł wrażenie, że Maggie bardzo zależy, by jak najszybciej wrócić do siebie, choć jeszcze tu nawet nie przyleciała. To przypominało jakiś taniec: krok do przodu, dwa kroki do tyłu.
– Oczywiście, że czekam na to spotkanie. Przyjaźnimy się z Maggie.
Tym razem Brodie przystanęła i spojrzała na niego, a on omal na nią nie wpadł.
– Tylko się przyjaźnicie? – spytała.
– Myślę, że czytasz za dużo romansideł.
– A ja myślę, że ty przeczytałeś ich za mało.
Nagle uniosła rękę, by go uciszyć. Przekrzywiła głowę i nasłuchiwała.
– Zdaje się, że zaraz to znajdzie – szepnęła, ponownie skupiając się na ich przygodzie z Grace.
Creed odetchnął z ulgą, kiedy Brodie zmieniła temat, i ruszył za nią. Trzymał się blisko zafascynowany siostrą, która dokładnie wiedziała, gdzie trzeba coś ominąć, przeskoczyć czy się pochylić. Była o wiele odważniejsza, niż przypuszczał, i z każdym dniem nabierała sił, a dla synów Hanny stała się superbohaterką, kiedy usunęła pająki z ich sypialni oraz węże z podwórza za domem, i dokonała tego gołymi rękami!
Zawsze wywoływało to jego uśmiech. Nigdy nie zapomni, jak Isaac i Thomas z otwartymi buziami i wytrzeszczonymi oczami patrzyli, jak Brodie zabija pająka.
Pora, żeby przestał się o nią tak zamartwiać.
Przez wiele tygodni Brodie zadręczała Creeda, żeby zabrał ją na sesję treningową, a teraz miał okazję przekonać się, jak wiele nauczyła się na podstawie samej obserwacji.
Przed ponad siedmiu laty Creed i jego partnerka biznesowa Hanna stworzyli ośrodek szkoleniowy dla psów. Przygarniali porzucone zwierzęta i zamieniali je w psy poszukujące. Creed cieszył się, że siostra zainteresowała się tą pracą. Gdy zamieszkała z nim pół roku temu, bała się psów. Kobieta, która ją więziła, niejaka Iris Malone, poszczuła ją psami, gdy Brodie podjęła próbę ucieczki. Blizna na kolanie pozostała okrutnym przypomnieniem.
Brodie zatrzymała się na środku polany. Creed zobaczył, jak Grace rzuciła się między drzewa, ale siostra stała w miejscu. Powoli się obracała, uważnie lustrując wzrokiem okolicę.
Creed podszedł do niej w milczeniu.
Usłyszał ciche bzyczenie i odruchowo poprawił czerwoną chustkę na szyi. Brodie miała identyczną chustkę. Były nasączone miksturą Hanny, organicznym środkiem przeciw komarom. Zwykle sprawiał się na medal. Używali go wszyscy jego treserzy, a także psy. Ale tym razem nie było to bzyczenie komarów.
– Chyba jednak nie znalazła – odezwała się Brodie, wskazując w lewo, gdzie zniknęła Grace. – Kiedy to chowałam, przyszłam z przeciwnej strony, ale jestem niemal pewna, że jest po drugiej stronie tego jaru. – Przepraszająco zerknęła na Creeda z dziecięcym wyrazem twarzy.
Był zły, że nadal czasami wygląda tak, jakby spodziewała się kary.
– Powinnam skręcić przed tym wielkim dębem – mówiła dalej. – Zapomniałam o jarze. Nie ma mowy, żebyśmy stąd przeszli na drugą stronę. – Jej twarz zdradzała panikę. – Myślisz, że Grace będzie próbowała przeskoczyć jar?
Zanim odpowiedział, Grace wybiegła spomiędzy drzew w tym miejscu, w którym zagłębiła się w leśną gęstwinę.
– Wszystko w porządku – powiedział, wskazując Brodie małego psa. Miał nadzieję, że to uspokoi siostrę, a potem przyjrzał się Grace, która patrzyła na niego z napięciem. Czyli sygnalizowała, że wykonała swoje zadanie. Spytał więc Brodie: – Czy mogłaś pomylić kierunki?
Spojrzała na suczkę i natychmiast zrozumiała, dlaczego brat o to pyta. Zamiast od razu odpowiedzieć, po raz kolejny zlustrowała teren, obracając się wokół własnej osi, potem jej wzrok znów spoczął na psie i wreszcie odparła:
– Chyba… zdaje mi się, że mogłam przyjść z drugiej strony.
Zniecierpliwiona Grace zaczęła przebierać przednimi łapami i zerkać za siebie, jakby wskazywała kierunek.
– Okej, dziewczyno – powiedział do niej Creed i zaczął rozpinać plecak, żeby wyjąć nagrodę, ale Grace znów skoczyła między drzewa.
Brodie bez wahania popędziła za suczką, a Creed poczuł na udzie wibrowanie i zatrzymał się, żeby wyjąć z kieszeni telefon.
Okej, może rzeczywiście czekał na spotkanie z Maggie. Często ze sobą rozmawiali przez telefon, lecz nie widzieli się od marca. Zanim wyciągnął komórkę, dobiegł go jakiś szelest, a potem głuchy odgłos.
– Brodie? – zawołał, a gdy nie odpowiedziała, wbiegł między drzewa, odsuwając z drogi gałęzie, i niewiele brakowało, by wpadł w pułapkę dzikiego wina. – Grace! Brodie!
Nie mogły być daleko. Przystanął gwałtownie i powiódł wzrokiem dokoła. Czy w pośpiechu wybrał nie ten kierunek?
Znów usłyszał szelest.
– Och nie…
To był głos Brodie. Pobiegł za daleko, więc cofnął się tam, skąd płynął jej głos.
– Nic ci nie jest? – wołał. – Z Grace wszystko w porządku?
Minął kolejne drzewa i w końcu je zobaczył. Brodie upadła, ręce i nogi miała zabłocone, a podekscytowana Grace popiskiwała. Przenosiła wzrok z Brodie na Creeda i z powrotem. Jej oczy poruszały się synchronicznie z przednimi łapami, które tańczyły w miejscu.
Kiedy Creed się do nich zbliżył, żołądek podszedł mu do gardła. To nie było błoto. Brodie była cała we krwi.
Książkę W mroku lasu kupić można w popularnych księgarniach: