Chłopiec z ulicy Wschodniej to najnowsza książka obyczajowa Anny Stryjewskiej. Przedstawia historię Gabriela, który powraca do wspomnień z dzieciństwa – pełnych przemocy i strachu. W minionym tygodniu prezentowaliśmy Wam drugi fragment książki, a dziś przedstawiamy Wam trzeci, ostatni fragment powieści.
Najpierw na podwórku pojawił się polonez. Bordowy, z czarnymi zderzakami, rdzą i licznymi wgnieceniami na karoserii.
– To się wyklepie i polakieruje! Kupiłem go prawie za bezcen! – rzucił ojciec podnieconym głosem, głaszcząc nowy nabytek po tylnej klapie. – W dodatku ma zainstalowany gaz. To była okazja!
– Pewnie! – przytaknął jego kumpel, nie wyjmując z ust papierosa. – Niezła fura, stary. Co teraz zamierzasz?
– Jak to co? Rozkręcam biznes!
– No, no! Jaki?
– Zgadnij. Co najlepiej się sprzedaje na Wschodniej oprócz wódy?
– Hm… Piwo?
– Brawo! – krzyknął ojciec. – Właśnie postanowiłem otworzyć bar! Niedaleko zwolnił się lokal. Trochę się włoży w remont, trochę w towar… Muszę załatwić koncesję. No wiesz, te wszystkie duperele. – Zaśmiał się.
– Wygrałeś w totolotka?! – zawołał tamten. – I nawet się nie pochwaliłeś?!
– Eee tam… No prawie. Stara dostała spadek po mamusi. Najpierw straszyła rozwodem, suka jedna, ale w końcu dała się namówić na sprzedaż. Lekko nie było, no cóż! Całą jesień i zimę ją przekonywałem. Akurat teraz na wiosnę trafił się jakiś facet z sąsiedztwa, który chce kupić wszystko za parę ładnych groszy. Stara się z nim długo targowała, ale już wzięła zadatek.
– To wszystko jasne! – Koleś się zaśmiał, odpalając następnego papierosa. – Heniek, musimy oblać ten interes! Jeśli chcesz, żeby ci szło, trza się wkupić!
– No pewnie! Porządek musi być! – przytaknął uradowany biznesmen i zostawiając swoje cudo pod ścianą, zniknął w czeluści bramy.
Był to jeden z niewielu dni, kiedy rozpasana wiosna królowała nawet na ich nędznym podwórku. Zieleniły się kępki traw, nabrzmiewały gałązki rachitycznych drzewek. Koty wylegiwały się w słońcu na dachach pokrytych papą. Murek Gabrysia błyszczał jak klejnot opasany aureolą promieni. Chłopak stał bezradnie, nie wiedząc, co zrobić z tym, co przed chwilą usłyszał. Nie podzielał zachwytu ojca, który pognał już gdzieś z kumplami, zostawiając cenny nabytek pod obdartą ścianą kamienicy. Nastolatek okrążył samochód kilka razy, dostrzegając w nim coraz więcej wad: dziury na wylot, odpryski, pękniętą szybę, zdarte do granic opony.
Ojciec i bar? A co na to matka? Jak mogła sprzedać dom? Co z jego marzeniami? Co z kotem, psem, rowerem? Czemu nigdy nikt nie liczy się z jego zdaniem? Przecież ojciec wszystko zaprzepaści! Dlaczego mama mu na to pozwala?
Postanowił z nią porozmawiać jeszcze dziś. Kiedy rodzicielka wróciła z pracy, ojca na szczęście nie było w domu.
– Widziałaś, co sobie kupił? Ciekawe, co ma zamiar zrobić z tą kupą złomu.
Ku zdumieniu syna usiadła na łóżku, długo przyglądając się obrazkowi na ścianie, który przedstawiał jedynie drzewo i wijącą się drogę.
– Czy ktoś wie, dokąd zmierza?
Nie zrozumiał. Usiadł obok i położył głowę na jej ramieniu.
– Tata zawsze o tym marzył. Chciał mieć samochód i własną firmę… Mam nadzieję, że wykorzysta szansę.
– A jeśli nie? Co z moimi marzeniami? – wyrwało mu się.
– Może to właśnie ta droga? Może dzięki niej spełnią się twoje marzenia?
– Ty w to naprawdę wierzysz?
– Wierzę – odparła cicho, ukrywając twarz w dłoniach. Załkała.
– Mamo! – krzyknął przerażony i wybiegł z mieszkania.
Pędził do pobliskiego parku, gdzie usiadł wzburzony na ławce. Próbował ogarnąć myśli. Miał nadzieję, że spotka tam panią Helenę i Danię. Tak bardzo chciał z kimś porozmawiać. Jak na złość nie dostrzegł sąsiadki. Tuż obok na trawniku ganiały się dwa kundle w towarzystwie kilkuletniej dziewczynki. Na sąsiedniej ławce młoda kobieta czytała książkę, czuwając nad sytuacją. Trzy wesołe staruszki o laskach, żywo dyskutując, wędrowały szeroką aleją. Mimo woli zatrzymał na nich wzrok. Nie uszły jego uwadze kolorowe chustki, modne toczki, kapelusze i eleganckie torebki. Kto powiedział, że starość musi być smutna i samotna?