Osiem godzin. Sześcioro przyjaciół. Jeden snajper.
To miała być zwyczajna podróż kamperem podczas wakacyjnej przerwy. Osiemnastoletnia Red i jej przyjaciele nie mają pojęcia, że brak zasięgu i samochód psujący się na kompletnym pustkowiu jest dopiero początkiem ich problemów. Gdy po chwili każde z kół pojazdu zostaje przestrzelone, a czający się w ukryciu snajper informuje ich, że mają osiem godzin, by wydać osobę z interesującą go tajemnicą, rozpoczyna się śmiertelna gra. Kto ma informacje, które mogą ocalić resztę i czy nastolatkowie będą w stanie poświęcić tę osobę dla dobra reszty? A może snajper blefuje i nikt nie wyjdzie z tego żywy?
Ocalało pięciu – najnowsza książka autorki bestselerowej trylogii Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki trzyma w napięciu od pierwszej strony. Pełna niespodzianek i zwrotów akcji, może zagwarantować tylko jedno: nie wszyscy przeżyją tę noc... Do przeczytania powieści zaprasza Books4YA. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Ocalało pięciu:
Rozdział 1
Była tu i nie było jej. Czerwień i czerń. W jednej chwili tam, w następnej już nie. Jej twarz w szybie. Znikała w świetle zbliżających się świateł i pojawiała się ponownie w mroku panującym na zewnątrz. Znów jej nie było. Okno zachowało jej twarz dla siebie. No i dobrze, niech ją sobie weźmie. Znowu wróciła. Widocznie okno też jej nie chciało.
Odbicie Red wwiercało w nią swój wzrok, lecz szkło i ciemność wypaczały rysy jej twarzy i rozmazywały szczegóły. Główne cechy były widoczne: zbyt blady kolor skóry i szeroko rozstawione granatowe oczy, które nie były tylko jej. „Ależ jesteście podobne” – słyszała kiedyś częściej, niżby ją to obchodziło. Teraz zupełnie przestała na to zwracać uwagę, nawet o tym nie myślała. Zatem oderwała wzrok od swojej twarzy, ich twarzy, ignorując je obie. Trudniej ignorować coś, kiedy starasz się to robić.
Red przesunęła wzrok i skupiła się zamiast tego na autach na pasie obok. Wyglądały nienaturalnie, kiedy patrzyła na nie z góry. Wydawały się za małe, mimo to Red wcale nie czuła się większa. Patrzyła, jak niebieski sedan szykuje się do wyprzedzania, i pomogła mu, popychając go wzrokiem do przodu. „Proszę bardzo, kolego. Dalej, przed maskę trzydziestometrowej metalowej puszki pędzącej autostradą”. To dziwne, jak się nad tym zastanowić, że jedzie się drogą szybkiego ruchu, kiedy w rzeczywistości nikt się nie rusza od wielu godzin.
– Red? – Głos z naprzeciwka przerwał jej ciąg myślowy o szybkich ruchach i bezruchach.
Maddy patrzyła na nią w przyciemnionym świetle. Jej skóra marszczyła się wokół oczu w kolorze piaszczystego brązu. Kopnęła Red lekko w łydkę.
– Zapomniałaś, że jesteśmy w środku gry?
– Nie – odparła Red, ale tak, zapomniała. W co grały?
– Dwadzieścia pytań – przypomniała Maddy, czytając Red w myślach.
Cóż, znały się całe życie. Red dostała jedynie siedem miesięcy przewagi, ale za dużo z tym nie zrobiła. Być może przez cały ten czas, czyli ponad siedemnaście lat, Maddy nauczyła się czytać jej w myślach. Red miała nadzieję, że jednak nie. Były tam rzeczy, których nikt nie mógł zobaczyć. Nikt. Nawet Maddy. Zwłaszcza Maddy.
– Taa, wiem – powiedziała Red, odbiegając wzrokiem w drugą stronę kampera, na drzwi i tapczan, obecnie sofę, na której będą dziś spały z Maddy.
Red nie mogła sobie przypomnieć, po której stronie lubiła spać Maddy. Sama nie potrafiła zasnąć po innej stronie niż lewa i kiedy usiłowała telepatycznie wyciągnąć te informację z głowy Maddy, kątem oka w nocnym mroku zauważyła zielony znak przelatujący nad przednią szybą.
– Tam było napisane Rockingham. Zjeżdżamy zaraz z autostrady? – spytała Red zbyt cicho, żeby ktokolwiek ją usłyszał z przodu kampera, gdzie jej pytanie miałoby więcej pożytku.
I tak pewnie się myliła, więc najlepiej się nie odzywać. Jechali tą trasą już od godziny. Międzystanowa I-73 stała się I-74, a potem krajową 220 bez głośniejszych fanfar.
– Red Kenny, skup się. – Maddy pstryknęła palcami z cieniem uśmiechu na twarzy.
Na twarzy Maddy nigdy nie pojawiały się zmarszczki nawet przy najszerszym uśmiechu. Miała skórę jak krem, miękką i jaśniejszą, niż powinna być. Przy niej piegi Red wydawały się jeszcze większe, niż były w rzeczywistości, szczególnie na zdjęciach, na których stały ramię w ramię. Dosłownie, ponieważ były niemal identycznego wzrostu co do najbardziej nastroszonego włosa, z tą różnicą, że Red była ciemną blondynką, a włosy Maddy skłaniały się bardziej ku jasnemu brązowi, dwa dzielące je odcienie. Red zawsze związywała włosy w kucyk i pozostawiała na czole luźną grzywkę, którą sama sobie obcinała nożycami kuchennymi. Maddy nosiła swoje rozpuszczone i schludnie uczesane, o miękkich końcówkach, o jakich Red mogła tylko pomarzyć.
– Ja zadaję pytania, a ty wymyślasz człowieka, miejsce lub rzecz – ponagliła ją Maddy.
Red pokiwała powoli głową. Cóż, nawet jeżeli Maddy też wolała spać po lewej stronie, przynajmniej nie spały na piętrowym łóżku.
– Już zadałam siedem pytań – powiedziała Maddy.
– Świetnie.
Red nie potrafiła przypomnieć sobie swojego człowieka, miejsca ani rzeczy. Ale serio, jechały już cały dzień, minęło już około dwunastu godzin od wyjazdu z domu, czy nie było już dość tych gier na drogę? Red nie mogła się doczekać, kiedy to się wreszcie skończy i będzie mogła położyć się spać, już wszystko jedno, czy po lewej, czy po prawej stronie. Niech to już się skończy. Mieli dojechać do Gulf Shores mniej więcej o tej porze następnego dnia i spotkać się z resztą paczki. Taki był plan.
Maddy odchrząknęła.
– Przypomnisz mi, co odpowiedziałam? – poprosiła Red.
Maddy wypuściła powietrze z dźwiękiem przypominającym westchnięcie graniczące ze śmiechem. Trudno stwierdzić.
– Człowiek, kobieta, postać niefikcyjna – odezwała się, wyliczając na palcach. – Ktoś, kogo znam, lecz nie Kim Kardashian ani ty.
Red spojrzała w górę, przeszukując puste zakamarki umysłu, żeby sobie przypomnieć.
– Nie, przykro mi – oznajmiła. – Uciekło mi.
– Okej, zaczniemy od nowa – stwierdziła Maddy.
Wtedy z małej łazienki wygramolił się Simon, ratując Red przed kolejną dawką zabawy Animatorzy i spółka. Drzwi łazienki go uderzyły, kiedy kamper przyspieszył.
– Simonie Yoo, czy ty tam byłeś przez ten cały czas? – spytała Maddy z obrzydzeniem. – Rozegrałyśmy dwie całe rundy.
Simon odgarnął czarne, luźno pofalowane włosy z twarzy i przytknął chwiejny palec do warg.
– Ćśś, dama nigdy o tym nie mówi.
– Zamknij chociaż drzwi. Jezu.
Zrobił to nogą, żeby chyba coś komuś pokazać, niemal tracąc równowagę, kiedy kamper przyspieszył, wyprzedzając. Czy zaraz nie mieli zjeżdżać z autostrady? Może Red powinna była coś powiedzieć, ale teraz patrzyła, jak Simon podchodzi chwiejnym krokiem i opiera się o maleńki blat kuchenny za nią. Jednym nieporadnym ruchem opadł na siedzenie obok niej, uderzając się kolanami o stół.
Red przyjrzała mu się: zbyt szerokie źrenice w ciemnych, okrągłych oczach, na przodzie jasnozielonkawej koszulki Eaglesów widniała zdradliwa mokra plama.
– Już się schlałeś – stwierdziła, będąc niemal pod wrażeniem. Myślałam, że wypiłeś tylko trzy piwa.
Simon zbliżył usta do jej ucha, a Red poczuła ostrą, metaliczną woń w jego oddechu. Dobrze ją znała, bo przypominała jej, kiedy ojciec ją okłamywał: „Nie, dzisiaj nie piłem, Red. Przysięgam”.
– Ćśś – powiedział Simon. – Oliver wziął tequilę.
– A ty się poczęstowałeś? – spytała Maddy, podsłuchując. Simon zacisnął dłonie w pięści i uniósł je z okrzykiem:
– Długi weekend, bejbe!
Red się roześmiała. Poza tym, gdyby jednak poprosiła, może Maddy nie miałaby nic przeciwko temu, żeby spać dziś po prawej stronie. Albo do końca tygodnia. Mogłaby po prostu zapytać.
– Oliver nie lubi, gdy ktoś dotyka jego rzeczy – powiedziała Maddy cicho, zerkając przez ramię na brata.
Siedział dwa metry za nią na przednim siedzeniu. Gmerał przy radiu i gawędził z Reyną za kierownicą. Arthur stał tuż za Oliverem i Reyną i uśmiechnął się linią zamkniętych ust do Red, kiedy podchwycił jej wzrok. A może uśmiechał się do Simona.
– Hej, to mój kamper i mam prawo do wszystkiego, co w nim jest czknął Simon.
– To kamper twojego wujka. – Maddy poczuła potrzebę sprostowania.
– A przypadkiem nie miała być dziś twoja zmiana za kółkiem? spytała go Red.
Plan był taki, że cała szóstka będzie prowadzić po równo. Red wzięła pierwszą dwugodzinną zmianę, żeby mieć to z głowy, i wywiozła ich z Filadelfii drogą międzystanową I-95, aż do postoju na kolację. Arthur siedział obok niej cały czas, spokojnie nawigując i zachowując się tak, jakby dokładnie wiedział, kiedy Red się skupiała, kiedy dekoncentrowała i kiedy wpadała w panikę na skutek rozmiaru kampera i tego, jak małe wydawało się wszystko z góry. Najwyraźniej otaczali ją jasnowidze. Red znała Arthura dopiero sześć czy siedem miesięcy i to było niesprawiedliwe.
– Reyna się ze mną zamieniła – odparł Simon. – Ze względu na te trzy piwa, które już wypiłem.
Uśmiechnął się łobuzersko. Simonowi zawsze wszystko uchodziło na sucho, bo był zbyt zabawny, zbyt szybki w ripostach. Nie można było się na niego gniewać. Tylko Maddy to potrafiła, jeżeli naprawdę się postarała.
– Hej, Reyna jest naprawdę fajna, nawiasem mówiąc – wyszeptał Simon do Maddy, tak jakby miała jakieś prawo do fajności dziewczyny swojego brata.
Maddy uśmiechnęła się i zaakceptowała stwierdzenie, zerkając na parę. Wyglądali jak z obrazka, nawet od tyłu.
Nastąpiła przerwa w rozmowie. Red postanowiła zadać swoje pytanie, zanim zapomni.
– Hej, Maddy, z tą sofą…
– Cholera! – Oliver wysyczał przekleństwo. – To nasz zjazd. Zjeżdżaj, Reyna. Już! JUŻ!
– Nie mogę – powiedziała Reyna nagle poirytowana, sprawdzając lusterka i włączając kierunkowskaz.
– Ustąpią ci miejsca. Jesteśmy więksi. Po prostu jedź – powiedział Oliver, sięgając ręką do przodu, jakby miał sam chwycić za kierownicę.
Dało się słyszeć zgrzyt, jednak nie kampera, tylko Reyny, kiedy przecięła olbrzymim pojazdem dwa pasy. Wściekły kierowca chevroleta zatrąbił głośno i pokazał przez szybę środkowy palec. Red udała, że go łapie i chowa do kieszeni na przodzie koszuli w niebiesko-żółtą kratę na pamiątkę.
– No jedź, jedź, jedź – warknął Oliver, a Reyna ponownie skręciła w prawo, wbijając się w zjazd w ostatniej chwili.
Kolejny klakson, tym razem z tesli, którą zostawili za sobą na autostradzie.
– Mogliśmy zjechać na następnym i coś wykombinować. Po to są mapy Google – stwierdziła Reyna, zwalniając i cedząc słowa dziwnym głosem przez zaciśnięte zęby.
Red nigdy wcześniej nie widziała Reyny złej ani poirytowanej. Na jej twarzy ciągle gościł uśmiech, który się poszerzał, kiedy patrzyła Oliverowi w oczy. Jakie to uczucie być zakochanym? Red nie potrafiła sobie tego wyobrazić, dlatego czasem ich obserwowała, ucząc się na ich przykładzie. Czy powinna była wcześniej coś powiedzieć o tym zjeździe. Prawie udało im się zakończyć dzień bez podniesionych głosów. To jej wina.
– Przepraszam – odezwał się Oliver.
Założył Reynie kosmyk czarnych, gęstych włosów za ucho i ścisnął ją za ramię, pozostawiając ślady palców.
– Chciałem tylko dojechać na kemping tak szybko, jak to możliwe. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.
Red odwróciła wzrok, pozostawiając ich samych sobie, a przynajmniej na tyle samych, na ile mogli być sami w dziewięcioipółmetrowym kamperze z czworgiem innych ludzi. Najwyraźniej te dodatkowe pół metra było tak ważne, że nie można było go zaokrąglić w dół.
Świat za oknami kampera był znowu ciemnością. Drzewa ciągnęły się wzdłuż szosy, ale Red ledwo je dostrzegała za odbiciem swojej twarzy w szybie. Swojej i tej drugiej ukrywającej się w niej. Od nich również musiała odwrócić wzrok, zanim za bardzo opanowałyby jej myśli. Nie tu, nie teraz.
Tir jadący przed nimi zwolnił, minąwszy znak ograniczenia prędkości do sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Światła stop zabarwiły drogę przed nimi na czerwono. Kolor, który podążał za Red krok w krok i nigdy nie zwiastował niczego dobrego. Droga ciągnęła się dalej, a oni wraz z nią.
Chwila. O co miała zapytać Maddy?
Książkę Ocalało pięciu kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,