Co zrobisz, gdy okaże się, że perfekcja to za mało. „Śliczni" Scotta Westerfelda

Data: 2022-10-03 13:01:25 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Druga część charyzmatycznej serii Scotta Westerfelda!

„Nowa" Tally Youngblood bardzo się zmieniła. Właśnie skończyła szesnaście lat, przeszła operację, stała się idealnie piękna i weszła w świat niekończącej się zabawy w Mieście Nowych Ślicznych. Kiedy jednak na balu kostiumowym niespodziewanie pojawia się tajemniczy nieznajomy przebrany za agenta Wyjątkowych Okoliczności, do dziewczyny   powracają strzępy wspomnień i uczuć. W jej głowie rodzi się mnóstwo pytań o sens nowego, cudownego życia, powrót do Nowego Dymu i chłopaka, którego w ogóle nie pamięta. Każdy wybór niesie nieodwracalne konsekwencje. Czy Tally uda się dotrzeć do prawdy o sobie i odzyskać miłość?

Obrazek w treści Co zrobisz, gdy okaże się, że perfekcja to za mało. „Śliczni" Scotta Westerfelda [jpg]

To opowieść nie tylko o nonkonformizmie, ale i odwadze, by stanąć przeciwko własnym lękom, to lektura, którzy przyda się nie tylko młodzieży. 

- recenzja książki „Brzydcy"

Do lektury książki Śliczni – drugiego tomu cyklu Brzydcy Scotta Westerfelda – zaprasza Wydawnictwo Nowa Baśń. Dziś na naszych łamach przeczytać możecie jej premierowy fragment:

ROZDZIAŁ 1

Kryminalistki

Wybór stroju zawsze stanowił najtrudniejszą część popołudnia.

Na zaproszeniach do rezydencji Valentino widniało zastrzeżenie „półoficjalne”. I właśnie słówko „pół” nastręczało najwięcej problemów. Podobnie jak wieczór bez imprezy, „pół” otwierało zbyt wiele możliwości. Już chłopcy mieli ciężko, to „pół” mogło bowiem oznaczać marynarkę i krawat (pewne typy kołnierzyków — bez krawata), biel i koszule (tylko w letnie popołudnia) albo też najróżniejsze odmiany surdutów, kamizelek, fraków, kiltów bądź nawet eleganckich swetrów. Jednak w przypadku dziewcząt definicja praktycznie nie miała granic, jak to często bywało z definicjami w Mieście Nowych Ślicznych.

Tally właściwie wolała oficjalne stroje wieczorowe bądź superwieczorowe. Ubrania były mniej wygodne, a imprezy nudne do czasu, aż wszyscy się upili, lecz przynajmniej wcześniej nie trzeba było łamać sobie głowy nad wyborem ciuchów.

— Półoficjalne, półoficjalne — wymamrotała, przebiegając wzrokiem otwartą przestronną szafę. Tworzące karuzelę wieszaki przeskakiwały, posłuszne chaotycznym kliknięciom ocznej myszki Tally. Na nich kołysały się ubrania. Tak, „pół” to niewątpliwie przegięte słowo.

— Czy to w ogóle słowo? — spytała głośno Tally. Pół? — W ustach czuła dziwny, suchy smak, prawdopodobnie pozostałość poprzedniego wieczoru.

— Tylko połówka — odparł pokój, uważając to zapewne za dowcipne.

— Jasne — mruknęła Tally.

Z powrotem padła na łóżko i leżała, wbijając wzrok w sufit. Miała wrażenie, że pokój lada chwila zacznie się obracać. To nieuczciwe tak się nakręcać z powodu połówki jednego słowa.

— Pozbądź się go — mruknęła.

Pokój źle zrozumiał i cofnął wieszak, zamykając szafę. Tally nie miała siły wyjaśniać, że tak naprawdę chodziło jej o kaca, który umościł się w jej głowie niczym tłusty kocur, ciężki, nadąsany i niemający ochoty ruszyć się z miejsca.

Poprzedniego wieczoru wraz z Perisem wybrali się na łyżwy w towarzystwie innych Krimów, na nowe lodowisko unoszące się nad stadionem Nefretete. Tafla lodu podtrzymywana przez sieć lotek była cienka i przejrzysta. Tę przejrzystość utrzymywało całe stado małych automatów, zamboni, śmigających pomiędzy łyżwiarzami niczym nerwowe pająki nartniki. Fajerwerki rozbłyskające w dole nad stadionem sprawiały, że tafla lśniła niczym obłąkańczy witraż, co parę sekund zmieniający kolory.

Wszyscy musieli założyć kamizelki bungee na wypadek, gdyby ktoś przebił się przez lód. Oczywiście nic takiego się nie stało, lecz sama świadomość, że w każdej chwili mogą runąć w dół z głośnym trzaskiem sprawiła, że Tally wypiła tego wieczoru mnóstwo szampana.

 Zane, nieoficjalny przywódca Krimów, znudził się i wylał na lód całą zawartość butelki. Oznajmił, że alkohol ma niższą temperaturę zamarzania niż woda, więc może posłać kogoś w dół między fajerwerki. Lecz nie wylał dosyć, by ocalić głowę Tally przed poranną męką.

Pokój wydał z siebie dźwięk oznaczający, że dzwoni jeden z Krimów.

— Hej.

— Hej, Tally.

— Shay-la! — Tally z trudem dźwignęła się i oparła na łokciu. — Potrzebuję pomocy.

— Chodzi o imprezę? Wiem.

— Co to za pomysł z tym półoficjalnym strojem? Shay roześmiała się.

— Tally-wa, nie jesteś na czasie. Nie odebrałaś pinga?

— Jakiego pinga?

— Wysłali go kilka godzin temu.

Tally zerknęła na obrączkę interfejsową, wciąż leżącą na stoliku przy łóżku. Zawsze zdejmowała ją na noc nawyk z czasów, gdy była brzydka i nieustannie wykradała się z domu. Obrączka tkwiła tam, pulsując łagodnie, przygaszona.

— Ach tak. Dopiero co się obudziłam.

— Zapomnij o półoficjałce, zmienili koncepcję. Musimy wymyślić kostiumy.

Tally zerknęła na zegarek — dochodziła piąta po południu.

— W trzy godziny?

— Tak, wiem, sama też jestem w lesie. Straszny wstyd. Mogę wpaść?

— Proszę.

— Za pięć minut?

— Jasne, przynieś śniadanie. Pa.

Tally pozwoliła głowie opaść na poduszkę. Łóżko wirowało niczym lotodeska. Dzień dopiero się zaczynał, a już dobiegał końca.

Wsunęła na palec obrączkę interfejsową i wysłuchała ze złością pinga informującego, że nikt nie zostanie wpuszczony za próg, jeśli nie będzie miał na sobie naprawdę pysznego kostiumu. Trzy godziny na to, by wymyślić coś porządnego, a pozostali mieli spore wyprzedzenie.

Czasami odnosiła wrażenie, że bycie prawdziwą kryminalistką było znacznie, znacznie prostsze.

***

Shay zjawiła się wraz ze śniadaniem — zamówiła omlety z homarem, tosty, placuszki ziemniaczane, ciasteczka kukurydziane, winogrona, czekoladowe babeczki i krwawe Mary, więcej jedzenia, niż mogło skasować całe opakowanie znikacza kalorii. Przeciążona taca chybotała lekko w powietrzu, jej lotki drżały niczym maluchy po raz pierwszy wchodzące do szkoły.

— Um, Shay, wybieramy się jako para kul czy co?

Shay zachichotała.

— Nie, ale brzmiałaś kiepsko, a dziś musisz być w pysznym nastroju. Wszyscy Krimowie przyjdą, by przegłosować twoje przyjęcie.

— Super, pysznie — Tally westchnęła i zdjęła z tacy krwawą Mary. Pociągnęła łyk i zmarszczyła brwi. — Nie dość słona.

— Nie ma sprawy — Shay zdrapała łyżeczką z omletu warstewkę kawioru i wmieszała do drinka.

— Błe, śmierdzi rybą.

— Kawior pasuje do wszystkiego.

Shay nabrała porządną łyżeczkę i wsunęła do ust. Zamknęła oczy, przeżuwając rybie jajeczka. Przekręciła obrączkę, by włączyć muzykę.

Tally przełknęła i wypiła jeszcze trochę krwawej Mary. Przynajmniej pokój przestał wreszcie wirować. Czekoladowe babeczki zapachniały zachęcająco. Następnie przeszła do placuszków, potem wzięła się za omlet myśląc, że może nawet skosztuje kawioru. To właśnie podczas śniadań Tally czuła, że musi nadrobić czas stracony w głuszy. Dzięki porządnemu śniadaniowemu obżarstwu czuła, że panuje nad sytuacją — jakby burza miejskich smaków mogła zatrzeć w pamięci miesiące gulaszu i SpagBoli.

Muzyka była nowa, sprawiła, że szybciej zabiło jej serce.

— Dzięki, Shay-la, ratujesz mi życie.

— Nie ma sprawy, Tally-wa.

— Gdzie się wczoraj podziewałaś?

Shay uśmiechnęła się, jakby coś spsociła.

— No co, nowy chłopak?

Przyjaciółka pokręciła głową, zatrzepotała rzęsami. — Chyba się znów nie opnęłaś? — spytała Tally. Shay zachichotała. — Opnęłaś się! Nie powinnaś tego robić częściej niż raz w tygodniu. Jesteś okropnie nie na czasie.

— W porządku, Tally-wa, tylko miejscowo.

— Gdzie?

Twarz Shay wyglądała tak samo jak przedtem. Czyżby operacja kryła się pod piżamą?

— Przyjrzyj się — Shay znów zatrzepotała długimi rzęsami.

Tally pochyliła się naprzód, patrząc wprost w wielkie, doskonałe, miedzianobrązowe oczy, pokryte drobinami lśniącego pyłu. Serce zabiło jej jeszcze szybciej. Choć już od miesiąca mieszkała w Mieście Nowych Ślicznych, wciąż zachwycały ją oczy innych. Były takie wielkie i przyjazne, jaśniejące zainteresowaniem. Barwne tęczówki Shay zdawały się szeptać: słucham cię, fascynujesz mnie. Z całego świata wybrały właśnie Tally, która samotnie pławiła się w blasku uwagi przyjaciółki.

W przypadku Shay czuła się jeszcze dziwniej, bo znała ją z czasów brzydkich, sprzed operacji.

— Bliżej.

Tally odetchnęła, próbując się uspokoić. Pokój znów wirował, lecz tym razem przyjemnie. Posłuszne jej gestowi szyby rozjaśniły się i w blasku słońca dostrzegła nowe dodatki.

— Ooo, dośliczniają.

Wokół tęczówek Shay jaśniało dwanaście maleńkich rubinów, wyraźniejszych niż pozostałe wszczepione klejnociki. Ciemna czerwień odcinała się od szmaragdowych źrenic.

— Pyszne, co?

— Tak, ale chwileczkę. Czy dolne różnią się od reszty? — Tally wytężyła wzrok. Pojedyncze klejnoty w obu oczach zdawały się migotać niczym maleńkie białe płomyki w miedzianej głębinie.

— Jest piąta! — zawołała Shay. — Chwytasz?

Tally potrzebowała sekundy, by przypomnieć sobie, jak odczytuje się godziny z wielkiego zegara na wieży w centrum miasta.

— No tak, ale przecież pokazują siódmą. Czy dolna prawa to nie piąta?

Przyjaciółka prychnęła.

— Biegną w przeciwnym ruchu, z prawej w lewą, głuptasie. Inaczej byłoby strasznie nudno.

W głębi gardła Tally wezbrał śmiech.

— Zaczekaj, dobrze zrozumiałam? Masz w oczach klejnoty? Które wskazują czas? Tyle, że w drugą stronę? Czy to nie o jedną rzecz za wiele, Shay?

Natychmiast pożałowała swoich słów. Twarz Shay pociemniała, przybierając tragiczny wyraz. Promienna radość sprzed zaledwie minuty zniknęła bez śladu. Przyjaciółka wyglądała jakby miała się rozpłakać, tyle że bez opuchniętych oczu i czerwonego nosa. Nowe opki zawsze stanowiły drażliwy temat, prawie jak nowe fryzury.

— Nie podobają ci się — rzuciła oskarżycielsko Shay.

— Oczywiście, że mi się podobają. Jak mówiłam, totalnie dośliczniające.

— Poważnie?

— Jasne. I dobrze, że poruszają się w drugą stronę.

Uśmiech Shay powrócił i Tally odetchnęła z ulgą. Wciąż nie mogła uwierzyć w to co zrobiła. Tylko zupełnie nowi śliczni popełniali podobne błędy, a ona przeszła operację ponad miesiąc temu. Czemu wciąż mówiła przegięte rzeczy? Gdyby dziś wieczór rzuciła podobny tekst, któryś z Krimów mógłby zagłosować przeciw niej. Jedno weto wystarczyło, by nie kandydat nie został dopuszczony.

A wtedy zostałaby sama, zupełnie jakby znów uciekła.

— Może przebierzemy się dziś za wieże zegarowe, by uczcić moje nowe oczy? — zaproponowała Shay.

Tally roześmiała się, wiedząc, że ten kiepski dowcip oznacza, iż przyjaciółka jej wybaczyła. W końcu wiele razem przeszły.

— Rozmawiałaś z Perisem i Faustem?

Shay pokiwała głową.

— Powiedzieli, że wszyscy mamy się przebrać za kryminalistów. Mają już pomysł, ale nie chcieli nic zdradzić.

— Co za przegięcie; jakby sami byli tacy źli. W swoich brzydkich czasach co najwyżej wymykali się z sypialni i parę razy zakradali za rzekę. Nie dotarli nawet do Dymu.

W tym momencie piosenka dobiegła końca i ostatnie słowa Tally rozległy się głośno w nagłej ciszy. Zastanawiała się, co jeszcze powiedzieć, lecz rozmowa po prostu wygasła niczym fajerwerki na ciemnym niebie. Tally miała wrażenie, iż upłynęły wieki, nim muzyka zabrzmiała ponownie.

Dopiero wówczas odetchnęła z ulgą.

— Kostiumy Krimów to będzie łatwizna, Shay-la. W końcu jesteśmy dwiema największymi kryminalistkami w mieście.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Śliczni. Powieść Scotta Westerfelda kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Śliczni
Scott Westerfeld3
Okładka książki - Śliczni

Druga część charyzmatycznej serii Scotta Westerfelda! "Nowa" Tally Youngblood bardzo się zmieniła. Właśnie skończyła szesnaście lat, przeszła operację...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje