Nadchodzi Nowy Świat! Dla jednych będzie rajem, dla innych – piekłem. Na całą wieczność…
Zamknięta w sobie studentka, szaman romskiego pochodzenia, zdolna gimnastyczka, pozbawiony powołania katolicki ksiądz i kobieta bez wspomnień – to od nich, rozdartych między krwawym bożkiem a beznamiętnym aniołem, będzie zależała przyszłość Wieloświata. Każdy zaś wybór okupiony będzie ofiarą i próbą silnej woli.
Era rozwiniętych technologii i prób ratowania środowiska naturalnego wkroczyła w nową fazę. Uciekające ze swojej części Zaświatów demony robią wszystko, aby wytrącony z równowagi Wieloświat zawalił się, ustępując miejsca zjednoczonemu, Nowemu Światu. To, co dla jednych zdaje się nęcącą wizją, według innych ma okazać się koszmarem. Anioły szukają pomocy wśród ludzi, w których przebudziły się szamańskie moce. Jednak uratowanie starego porządku nigdy nie było tak trudne jak teraz…
Słowiańskie wierzenia i mity mistrzowsko połączone z miejską fantastyką i wątkami science fiction! Wieloświat – kolejną powieść Anny Sokalskiej z cyklu Opowieści z Wieloświata – można czytać niezależnie od trylogii Wiedźma, Żertwa oraz Kuglarz.
Słowiańszczyzna zyskuje coraz większą popularność, bo z jednej strony jest nam najbliższa, jednocześnie pozostawiając bardzo wiele do odkrycia i własnej interpretacji, a z drugiej strony jest też bardzo uniwersalna – korzenie słowiańskich wierzeń sięgają mitologii protoindoeuropejskich.
- wywiad z Anną Sokalską.
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Wieloświat. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii.
Nie przeciągając swych mistycznych wstępów, siwowłosy lider przyszłych wybrańców chwycił za kolorowy flamaster o grubym śladzie i zmącił lśniącą, białą taflę tablicy znakiem przypominającym zdeformowaną, rozciętą cyfrę 8 lub — innymi słowy — rozerwane dwa ogniwa łańcucha.
Celtycka runa? Święty znak? Litera z hebrajskiej kabały? Zośka naszkicowała kopię symbolu w podręcznym notesiku. Odwzorowany cienkim rysikiem ołówka nie wyglądał już tak tajemniczo. W każdym razie identyfikacja wizualna, logo marki, sigil — zwał jak zwał wzmacniały budowanie tożsamości grupy i jej członków. Wskazywały też na stopień zaawansowania grupy — ta z pewnością wyszła już z przysłowiowego garażu.
— To najprostszy schemat Wieloświata. — Siwowłosy wyjaśniał surowo znaczenie swojego natchnionego bazgroła. — Obszar w centrum to wymiar żywych śmiertelników. Obszary między błonami, otaczające ów Żywoświat, to Międzyświat, zwany inaczej Przejściem, a u jeszcze innych Czyśćcem, a nawet drabiną. Obszar dookoła to Zaświaty. Błony oddzielające wymiary ze swej natury są niedomknięte, pozwalając na swobodne przepływanie w stosownych miejscach.
W tym momencie przekreślił znak w poprzek, tylko centrum oszczędzając przed rozpołowieniem wyznaczoną granicą.
— Pewne wydarzenia wymogły jednak korektę tej natury. Zaświaty zostały rozdzielone na dwie części. Jedną nazywacie Zaświatem Anielskim, rajem, wyrajem ptasim, miejscem dostąpienia nirwany, Walhallą. Drugą określacie jako piekło, podziemie, Zaświat Demoniczny, wyraj wężowy. Nazwy są nieistotne. Kiedyś stanowiły jedność, ale musiały zostać podzielone. Toteż błony oddzielające Zaświaty, Międzyświat i Żywoświat zasklepiły się, a przechodzenie między wymiarami stało się utrudnione i poddane kontroli. Wędrówka do Żywoświata z Zaświatów i odwrotnie może zachodzić tylko poprzez Międzyświat, który stanowi strefę buforową, wyrównuje ciśnienia między wymiarami i kontroluje przepływ odmiennych cząstek i ładunków energii metafizyki. Jest też dodatkową granicą, na wypadek prób przedzierania się demonów z ich wymiaru do pozostałych.
Pierwsze kilka osób wstało i opuściło salę. Zośka wzięła głębszy oddech i przygotowała się na potok największych absurdów w przebraniach logiki i pseudonauki. Jeździła po wielu miastach, uczestniczyła w spotkaniach podobnych do tych już niejeden raz i tyleż sprawiało jej to frajdę, co przyprawiało o znudzenie; nie wierzyła w żadną z wciskanych ludziom bajek, ale fascynowało ją, jak różne wersje tych samych opowieści i jak podobne wersje różnych mitów wzajemnie się przenikają, splatają i wymieniają. Lubiła je porównywać, wyłapywać nieścisłości, ale przede wszystkim — rozgryzać postaci samozwańczych zbawicieli i proroków. Wszystko po to, aby zrozumieć i opisać bolączki współczesnych ludzi. Czego w dobie postępującej technicyzacji i cyfryzacji, gdy zaciera się granica między organiczną naturą a ewoluującą, modułową technologią, między niestałością życia a trwałą dominacją niezawodnej techniki, kruchością żywej tkanki w obliczu zimnej stali i dążeń zwolenników technologii, aby przenosić świadomość do informatycznych sieci — czego w tym nieprzyjaznym dla duszy środowisku pragnie ludzki umysł?
Zbierała materiał od dobrych kilkunastu miesięcy, zarys książki miała napisany i oczami wyobraźni widziała już nagrodę za swój przełomowy reportaż. A teraz, siedząc na końcu sali, dokładnie naprzeciwko tajemniczego wykładowcy, miała wreszcie szansę wysłuchać tego, o czym mimo tajemniczości grupy szeptało się coraz częściej i czego ślady zdawały się promieniować z centrum miasta, powoli rozlewając się na cały region i — na co wszystko wskazywało — także dalej, choć fizyczna działalność małej sekty nie sięgała poza granice jednej, jedynej aglomeracji. Tym dziwniejsze było, że informacyjny szum o pękającym Wieloświecie zagęszczał się i wzbierał jak fala, jak wirus umysłu, multiplikując się w internetowych szeptach, które odbijały się echem pośród najciemniejszych zakamarków sieci. Źródło zaś biło nieopodal mitycznej Ślęży.
— Na początku było Słowo — ciągnął siwy młodzieniec, niezrażony odpływem pierwszych słuchaczy, rozpoczynając swoją przeplatankę wątków i osnów powyciąganych z religii, kultów i praktyk niemal całego świata i wszystkich czasów.
Zośka zamknęła notatnik i zaczęła po prostu słuchać. Najwyżej jeszcze tu wróci — za absurdalnie wysoką cenę kupując od konika informację o kolejnym spotkaniu i stosowną wejściówkę — i wtedy zanotuje wszystko to, co teraz umknie jej pamięci.
Alicja już z daleka rozpoznała swojego brata, ale musiała powściągnąć kotłujące się w niej emocje. Nie widziała go kilka długich lat, choć dla niego mogła to być tylko chwila. A może cała wieczność? Tego oczywiście nie mogła być pewna, ale dzielące ich kilkadziesiąt kroków jednocześnie umykało jej szaleńczo spod stóp i rozciągało się jak guma w zaburzonej czasoprzestrzeni.
Wreszcie stanęła naprzeciwko niego. Nie zdjęła okularów, głowę miała opuszczoną i z trudem wywracała oczy ku górze, by go dostrzec. Konrad siedział w kucki na grobie, wpatrzony w młodszą siostrę jak sroka w gnat, a jednak zbyt sparaliżowany strachem, by wykonać najmniejszy ruch. Ubrany był w swoją starą bluzę, jeansy i adidasy, które jak żelazem miała wypalone w pamięci.
Alicja podciągnęła wyżej fałdy cienkiego szalika, niby to chroniąc się przed wilgotnym chłodem początku listopada.
— Cześć, Konrad — wymamrotała.
— Alicja! Bałem się, że nie przyjdziesz! — odpowiedział cicho, ale w jego słowach słychać było krzyk.
— Jestem tu co roku — powiedziała bez pretensji, schylając się, by strzepnąć ręką liście z wąskiego nagrobka. Były na nim wypisane imiona kilku osób, ale deszcz wypłukał całą farbę i z trudem dałoby się je odczytać. — Nie było cię w poprzednich latach.
— Dopiero teraz dali przepustki nowym — wyjaśnił pospiesznie, ledwie poruszając ciałem i ustami. — Wcześniej puszczali tylko starych, którzy nawet nie mieli na kogo czekać. Co najwyżej na dalekich krewnych. Tacy nie ulegają pokusom.
— Rozumiem — ucięła nerwowo, rozglądając się przy tym na boki i z przesadną powolnością wyciągając z plecaka szmatkę do przetarcia kamiennej płyty. Przeciągała czynności, by kupić sobie czas. — Co się z tobą działo? Wiesz, po…
Książkę Wieloświat kupicie w popularnych księgarniach internetowych: