Cierpienie jest częścią dorastania. Fragment książki „Nieznana" A. November

Data: 2022-04-06 11:23:44 | Ten artykuł przeczytasz w 18 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Abigail ma za sobą trudne dzieciństwo. Tylko dzięki własnej determinacji płynnie przechodzi przez proces edukacji i dostaje się na upragnione studia kryminologiczne w Chicago. Kiedy wszystko zdaje się układać szczęśliwie a obrona pracy dyplomowej zbliża się wielkimi krokami, dziewczyna zostaje porwana. Jej życie zmienia się w koszmar.

Niespodziewanie na drodze Abigail, pojawia się zespół komandosów, którego kapitan traci dla niej głowę. Żeby ją chronić, razem ze swoją ekipą wplątuje się w intrygę grupy przestępczej o niekonwencjonalnych preferencjach seksualnych, działających pod przykrywką kultu religijnego.

Jak potoczą się losy nieznanej nikomu dziewczyny, której wszyscy pragną?

Obrazek w treści Cierpienie jest częścią dorastania. Fragment książki „Nieznana" A. November [jpg]

„Nieznana" to thriller, w którym mocno widoczne są także elementy prozy romansowo-erotycznej.  

- recenzja książki „Nieznana"

Do lektury powieści A. November Nieznana zaprasza Wydawnictwo Dlaczemu. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

3

Cierpienie jest częścią dorastania. Dzięki niemu się uczymy Dan Brown

ABIGAIL

– Co masz na myśli, mówiąc mi w tym momencie, że dużo zapłacą? – Szarpałam się i podnosiłam głos coraz wyżej. – Powiedz mi, proszę.

Kobieta spojrzała na mnie i chwilę się zastanawiała.

– Będziesz sprzedana, jeśli klient zapłaci odpowiednie pieniądze, zabiorą cię stąd, a jeśli nie zapłaci…. – urwała, zaglądając mi w oczy. – Ale nie martw się, zapłaci. – Znowu wystawiła te brzydkie kły w szerokim uśmiechu.

Nie wierzyłam w to, co się działo. Uruchomiłam moją obolałą głowę. Porwano mnie, chcieli mnie sprzedać… Chryste, wpadłam w wielkie gówno. Padłam ofiarą handlu ludźmi. Jak to się stało, że mnie to spotkało? Wyłapali mnie, ot tak, na ulicy?

Myśl Abi, myśl.

W głowie pojawiła mi się scena z rozbitym telefonem. Ta blondynka nawet nie zareagowała. Czyli coś tu było na rzeczy.

– Możesz mi powiedzieć, kto ma za mnie zapłacić? Kim są ci ludzie? – Błagałam ją wzrokiem, aby mi odpowiedziała.

Kobieta odetchnęła ciężko i zauważyłam jej wahanie.

– Słuchaj, dziewczyno, zapłaci handlarz.

– Jak to handlarz? A wy kim jesteście? – Byłam zdezorientowana.

– My nie jesteśmy handlarzami. Jasne.

– My jesteśmy tylko złodziejami. Jak cholera! Pieprzeni porywacze.

– Jeśli jesteście… tylko złodziejami, to kto jest handlarzem?

– Ja. – Odpowiedź padła zza moich pleców.

Odwróciłam głowę w kierunku, skąd doszedł mnie głos. Szpakowaty mężczyzna w ciemnym garniturze schodził właśnie z ostatnich kilku stopni. Podszedł jak cwaniak, kołysząc się na boki, z ręką w kieszeni spodni. Był wysoki i szczupły, miał lekki wąs i krzaczaste brwi, nie dostrzegłam koloru oczu. Wyglądał dobrze po pięćdziesiątce. Biła od niego nieprzyjemna energia, czułam to w kościach, że nie był dobrym człowiekiem.

Zresztą, jakby mógł nim być?

Zbliżał się, nie spuszczając ze mnie wzroku, taksując mnie od góry do dołu i z powrotem. Miałam już podwójną gęsią skórkę, gość był tak nieprzyjemny.

– Beatrice – zwrócił się do kobiety – Umyj ją, śmierdzi! – Spojrzał na mnie i kącik ust z jednej strony uniósł mu się do góry, tworząc przy tym lekki, pogardliwy uśmiech na twarzy. Mówiąc to po angielsku, chciał mnie zawstydzić i poniżyć. Niedoczekanie, fiucie.

– Tak jest, panie Laurent. – Kobieta skinęła głową.

Beatrice, więc tak miała na imię stara, która w tym momencie mocnej ścisnęła moje ramię. Zaciągnęli mnie wraz ze starym do pierwszych drzwi po naszej lewej stronie.

Stary, bo teraz go widziałam już dokładnie, był raczej dość stary. Łysiejąca głowa, poorana zmarszczkami twarz i szare, przekrwione oczy. Niechlujny wygląd, pasowałby na bezdomnego… i cholernie śmierdział!

To on walił na cały hol, a nie ja. W głowie przeleciał mi obraz Jacka. Ten sam typ obleśnego drania.

Podeszliśmy do drzwi i stary je otworzył, wchodząc przede mną. Nie, chyba nie zamierza tu ze mną być?! Wyszarpałam się z jego uścisku, ale Beatrice przepchnęła mnie przez drzwi. Byliśmy w łazience.

Prysznic bez kotary, umywalka, nad nią lustro i kibel bez sedesu. Nie narzekałam, pragnęłam tylko ciepłej wody na moim zmarzniętym ciele, ale bez obecności tego starucha w pomieszczeniu.

Podszedł do mnie i odwrócił mnie tyłem do siebie. Już chciałam się mu wyrwać, ale poczułam, jak chwycił więzy na dłoniach i je rozciął.

– Rozbieraj się! – Beatrice popchnęła mnie na środek i nakazała ręką pośpiech.

– Nie rozbiorę się przy nim. Nie ma, kurwa, mowy! – Nerwowo przesunęłam się do tyłu.

Kobieta spojrzała na starego i szybko coś do niego powiedziała, na co on zaczął rechotać jak stary traktor, pokazując przy tym brak swojego uzębienia. Po chwili odpowiedział jej i razem śmiali się w głos. Coś ohydnego!

– Mój mąż, Paul, mówi, że chciałby popatrzeć na twoją cipkę, zanim ją zabiorą.

Oniemiałam. Dwie stare świnie, zboczone staruchy. Postanowiłam jednak otrząsnąć się i zebrałam się na odpowiedź tylko po to, żeby ją wkurzyć.

– Jak chce popatrzeć, to ty musisz wyjść! – Zaryzykowałam, ale widząc, że starej uśmiech zastygł na twarzy, poklepałam się mentalnie po ramieniu. Mam cię, starucho.

Beatrice szybko podeszła i złapała mnie za włosy, przyciągając moją twarz do swojej. Złapałam jej nadgarstki, odciągając od siebie, ale stary doskoczył do nas i popchnął mnie na ścianę. Kobieta, przewiercając mnie na wylot swoim bazyliszkowym wzrokiem, warknęła:

– Myślisz, że jesteś taka mądra, dziewucho? Ale ja ci coś powiem, nie igraj ze mną i moim Paulem, jeszcze za ciebie nie zapłacono. – Odepchnęła mnie gwałtownie. – A teraz szmaty w dół i myj się. My sobie popatrzymy. – Cofnęła się i oboje oparli się o ścianę naprzeciw prysznica.

Jasna cholera. Nie miałam wyboru i postanowiłam schować na razie moją dumę.

Musiałam wejść pod prysznic i się rozgrzać, to pragnienie było silniejsze od mojego wstydu. W końcu to stary pryk, nie mógł mnie chyba zgwałcić, prawda? Przynajmniej miałam taką nadzieję. Podjęłam decyzję i odwróciłam się tyłem do nich, szybko zrzucając z siebie mokre ciuchy. W dłoni ściskałam cały czas kartę SIM, nie mogłam się z nią zdradzić.

I co teraz?

Ukradkiem wsunęłam kartę w zdjęty stanik. Jeśli przeszukają mi ubrania, to leżę. Muszę jednak zaryzykować.

Było mi już cieplej. Weszłam pod prysznic, odkręciłam gorącą wodę, a gdy strumień spadł na podłogę, sprawdziłam dłonią temperaturę i przymknęłam oczy z ulgą. Tak! Cieplutka, w sam raz i nie musiałam regulować. Nie było żadnych przyborów toaletowych, ale miałam to w dupie. I miałam też tam dwoje staruchów stojących pod ścianą, nawet nie spojrzałam w ich stronę.

Było mi tak ciepło. Przypomniała mi się ostatnia kąpiel w moim mieszkanku, przed fatalnym wyjściem z domu po zakupy. Boże, czemu poszłam do tego cholernego sklepu! Przez tego pięknego dupka w Starbucks straciłam zdolność logicznego myślenia. Gdybym poszła bezpośrednio po wyjściu z kawiarni…

– Och, mój Boże kochany – szepnęłam do siebie, zalewając się łzami. Jak mam się stąd wydostać?

Zakręciłam wodę i zaczęłam rozglądać się za czymś, czym mogłabym się wytrzeć. Nie było niestety czym. Odwróciłam się do staruchów, zakrywając rękami piersi i moją płeć, a gdy Beatrice znowu się triumfalnie uśmiechnęła, spojrzałam na starego i cóż zobaczyłam? Kutasa trzymającego ręcznik.

Wspaniale, jednak nie zrezygnował. Nie tak to miało być i żeby znowu nie zmarznąć, ruszyłam w ich stronę. Podeszłam na odległość wyciągnięcia ręki, nie odsłoniłam tego, na zobaczeniu czego staremu zależało najbardziej. Odsunęłam rękę od mojej piersi i wyszarpałam mu ręcznik. Szybko się odwracając, owinęłam się nim szczelnie. Ręcznik był miękki i nawet dość spory, jednak dotarło do mnie, że moje ciuchy były niestety mokre. Nie miałam wyboru, musiałam je założyć. Po paru chwilach byłam gotowa. Upewniłam się, że karta była bezpieczna w staniku, i ruszyłam w stronę staruchów. Nie wiedziałam, co mnie czekało, ale nie mogłam się załamać.

Wyszliśmy z łazienki i Beatrice skinęła głową, abym ruszyła za nią. Podeszła do kolejnych drzwi i otworzyła je kluczem, puszczając mnie przodem.

– To twoje miejsce na czas, aż pan Laurent cię zabierze oznajmiła, stojąc w drzwiach.

Pokój był mały, biały, bez okna, tylko prycza z pustym materacem i… wiaderko. Super, było po prostu wspaniale. To była cela. Usłyszałam za sobą zamykanie drzwi na zamek, ale nie miałam siły się odwrócić, dopadła mnie rozpacz. Jak w tak krótkim czasie mogło mi się coś takiego przytrafić?

Wracałam myślami do całego zdarzenia i blondyna z telefonem zajmowała moje myśli. Czy mnie wcześniej obserwowała? Dlaczego w ogóle mnie wybrali? A może mnie z kimś pomylili… możliwości było wiele, miałam tylko nadzieję, że dowiem się, o co w tym wszystkim chodziło.

Byłam bardzo głodna, słowo „bardzo” nawet nie oddawało tego, w jakim stanie był mój żołądek. Nie jadłam nic od co najmniej doby. Oni chyba nie chcieli sprzedać zagłodzonego trupa? Czas leciał, minuty, godziny… aż w końcu ktoś otworzył drzwi. Staruch i… taca z jedzeniem. Przyniósł mi jakąś papkowatą zupę w metalowej misce, przypominającą taką dla psa, oraz dwie kromki chleba. Nie wiedziałam, czy zabrali to jakiemuś burkowi i było mi to obojętne, chciałam już to zjeść. Stary zostawił naczynie na podłodze i wyszedł. Rzuciłam się na jedzenie i pochłonęłam wszystko w pięć minut.

Odstawiłam na podłogę przy drzwiach miskę i położyłam się na pryczy. Chciałam przeanalizować wszystko jeszcze raz, być może coś pominęłam. Doszłam do wniosku, że przed wrzuceniem do auta miałam jeszcze ze sobą mój tobół. Możliwe, że go nadal mieli.

O telefonie mogłam zapomnieć, pewnie go wyrzucili. Nie było mnie już długo i do tej pory Doris już wszczęła poszukiwania. Byłam tego pewna, lecz nic mi to nie dawało. Ona nawet nie pomyśli, że mogło mnie już nie być w kraju.

Ogarnęło mnie znowu przygnębienie i łzy zaczęły mi płynąć po policzkach. Poczułam się bardzo zmęczona i zakręciło mi się w głowie. Zapadłam w sen.

Obudziło mnie uderzenie w twarz i zerwałam się do pozycji siedzącej, łapiąc za policzek. Nade mną pochylał się Laurent i wlepiał we mnie swoje szare, wypłowiałe oczy.

To chuj!

– Pobudka, koniec spania. Czas na przejażdżkę – warknął.

Ściągnął mnie z pryczy za ramię i zbliżył twarz do mojego ucha.

– Tylko bez popisów i brawury, konsekwencje mogą być nieoczekiwane… nie polecam.

Przeszedł mnie dreszcz, a Laurent bez dalszego komentarza zaczął wyprowadzać mnie z celi. Przeszliśmy tę samą drogę, którą mnie tu wprowadzono. Na zewnątrz było ciepło i jasno. Rosa pokrywała okoliczną trawę, więc zdecydowanie był to wczesny ranek. Mężczyzna poprowadził mnie do furgonetki z kierowcą w środku, przed którą przystanęliśmy tylko po to, aby mógł mi założyć na głowę czarny worek. Przypomniało mi się o mojej torbie i zanim wpakował mnie do samochodu, zapytałam odważnie:

– Czy wiesz może, czy mogłabym odzyskać swoją torbę? Jestem pewna, że mnie razem z nią… porwano – dokończyłam już ciszej.

– Nic nie wiem, ptaszynko, o twojej torbie i szczerze… gówno mnie to obchodzi, ale… – I tu znowu poczułam go blisko mojego policzka – jednak może postaram się popytać tu i ówdzie. – Ścisnął dłonią mój pośladek.

Wciągnęłam głęboko powietrze, a on tylko się zaśmiał na moją reakcję.

– A teraz do środka i nie ściągaj worka. – Wepchnął mnie do auta. Zaraz po tym usłyszałam, jak mówił coś do kierowcy po francusku.

Czekaliśmy chwilę, facet pogwizdywał, a ja miałam w piersi kamień, bo temu człowiekowi było tak wesoło, a ja jechałam Bóg jeden wiedział gdzie i Bóg jeden wiedział, co będą ze mną robić. W głębi duszy już wiedziałam, że było to związane z niewolnictwem seksualnym. Zaczęłam cichutko płakać, bo przecież ja nigdy tak naprawdę nie byłam jeszcze z mężczyzną w sytuacji intymnej. Przyczynił się do tego między innymi Jack, a później nie spotkałam nikogo, z kim mogłabym to zrobić. Liczyła się dla mnie tylko nauka.

Otrzeźwiło mnie uderzenie czymś ciężkim o uda. Wyciągnęłam szybko ręce i pod palcami poczułam znajomy materiał. Mój tobół! Był ze mną. Przycisnęłam go do piersi, ale zaraz Laurent złapał mnie za nadgarstki i zaczął je krępować.

– Dla twojego bezpieczeństwa, ptaszyno… a za torbę nie musisz teraz dziękować, mamy czas – powiedział, po czym brutalnie złapał mnie za krocze i ścisnął. Podskoczyłam na siedzeniu, bo to zabolało. Przytrzymał mnie w miejscu, dodając:

– Myślę, że masz kilka propozycji do zaoferowania w podzięce.

Puścił mnie i zatrzasnął drzwi. Samochód powoli ruszył, a ja zastanawiałam się, co mi jeszcze los przygotował. Pomimo związanych rąk i zasłoniętej twarzy starałam się przeszukać moją torbę, by odnaleźć portfel i telefon. Miałam śmieszną nadzieję, że telefon tam będzie. Niestety. Portfel był… ale bez dokumentów.

Oczywiście.

Zacisnęłam oczy, powstrzymując łzy, lecz te były nieubłagane i lały się strumieniem.

Jechaliśmy kilka godzin, a przez ten czas siedziałam osłupiała i niezdolna do myślenia. Wyłączyłam się całkowicie, bo byłam załamana tym, co mi się przydarzyło, i coraz bardziej to do mnie docierało. Pojazd zaczął zwalniać i wszedł w ostry zakręt, a ja poczułam, że właśnie zjechaliśmy z drogi asfaltowej. Jechaliśmy przez około pięć minut jakimś chyba żwirowym traktem, po czym samochód lekko zakręcił i stanął.

Drzwi się otworzyły, poczułam powiew powietrza. Ścisnęłam mocniej mój tobół. Wyciągnięto mnie na zewnątrz i silne ręce złapały mnie od tyłu za ramiona, pchając do przodu. Nikt nie ściągnął mi worka.

– Idziemy, ptaszyno, czeka nas dużo pracy – krzyknął Laurent gdzieś z przodu.

Szliśmy tak kawałek, po czym usłyszałam męski, twardy głos tuż przy moim uchu:

– Schyl głowę i się zniż.

Zrobiłam to, przechodząc chyba pod czymś, i byliśmy już wewnątrz jakichś pomieszczeń. Stukot naszych kroków odbijał się echem. Miałam nadzieję, że to nie kolejna piwnica.

Następnie głos znowu się odezwał:

– Schody w dół.

Przystanęłam na chwilę, bo jak, na Boga, miałam zejść na dół z worem na głowie?

Ręce „głosu”, który mnie prowadził przed sobą, były silne i utrzymywały mnie w pionie. Schody były krótkie więc zatrzymaliśmy się gwałtownie. Usłyszałam znajomy już dźwięk otwieranych drzwi i wepchnięto mnie do środka kolejnego pomieszczenia. Głos się odezwał:

– Stań w miejscu i się odwróć.

Zrobiłam to.

Zdjęto mi worek z głowy i moim oczom ukazał się potężny, łysy mężczyzna, z brodą i jakimiś dziwnymi tatuażami na powiekach. Ponadto ubrany był w skórzane spodnie z kurtką, a na nogach miał buty na motor. Szarpnął mnie do siebie, łapiąc więzy, które przeciął wprawnym ruchem.

– Jest tak – oznajmił, stając w rozkroku z rękami na biodrach. Ty jesteś posłuszna, nie wrzeszczysz, wzywając pomocy, współpracujesz i nie kombinujesz, bo … i tak nie uciekniesz. Stąd jest tylko jedno wyjście, a jest nim wyjazd z twoim właścicielem.

Że co? Jak to?

– Przecież już ktoś mnie kupił – wysapałam.

– Tak, mój szef, ale on jest tylko pośrednikiem i znajduje bogatych klientów o, jakby to ująć, specyficznym guście.

Chryste!

– To ja tu nie zostaję?

– Tylko na okres szkolenia.

– Jakiego szkolenia? – Złapałam się nerwowo za gardło.

– Przydatności do konsumpcji. – Zaśmiał się. – Przejdziesz trening, jeśli będziesz posłuszną uczennicą, to będziesz miała spokój, jeśli nie… sama rozumiesz. Masz czas do licytacji.

Byłam w totalnym szoku.

– Ale jak to do licytacji, kiedy?

– Nie mam czasu na pogawędki, dowiesz się wszystkiego w odpowiednim momencie. A teraz, tak jak mówiłem, szkolenie. Zaczynasz wieczorem, im szybciej, tym lepiej.

Z tymi informacjami zostałam zostawiona w małym pokoju bez okien, na dnie piwnicy, pod kontrolą szalonych ludzi i w przerażającym domu na obcej ziemi.

Nadszedł wieczór i przyszedł po mnie „głos” wraz z młodym chłopakiem, może w moim wieku, blondynem o piwnych, migdałowych oczach. Ubrany w dres, był dość dobrze zbudowany, ale nie za wysoki. Głos kazał mi iść za chłopakiem, a sam ruszył za mną.

Przeszliśmy korytarzem do małej salki znajdującej się na tym samym poziomie w piwnicy, co moja cela. Chłopak wskazał ręką, abym stanęła na środku pomieszczenia, i podszedł do komody stojącej w rogu. Głos nie wszedł za nami, tylko zamknął drzwi na klucz. Coś poruszyło się za mną i się wzdrygnęłam. Może jednak mi się wydawało?

Chłopak wyjął jakiś przedmiot z szuflady i powolnym krokiem ruszył w moją stronę. Przedmiotem w jego ręku okazała się… szpicruta? Zatrzymał się naprzeciw mnie. Nawet nie wiedziałam, że znałam nazwę tej rzeczy.

– Rozbierz się do bielizny – powiedział pewnie.

Wytrzeszczyłam na niego oczy.

Otworzyłam usta, aby się sprzeciwić, kiedy on w tym czasie wystawił szpicrutę przed mój nos. Zbliżył ją do mojej twarzy i delikatnie zaczął mnie nią dotykać po brodzie i policzkach. Zadrżałam na ten dotyk, ale nie z przyjemności, a ze strachu. Bałam się, że mnie uderzy.

– Nie, nie rozbiorę się – szepnęłam. Chłopak uśmiechnął się pod nosem.

– Sprzeciw nie jest dobrą postawą – kontynuował, przeciągając szpicrutą z podbródka na moją klatkę piersiową i brzuch.

– Więc jak? Powtórzę raz jeszcze, rozbierz się do bielizny.

Nic z tego, nie miałam zamiaru tego zrobić i oznajmiłam mu dobitnie:

– Pierdol się!

W zasadzie od razu pożałowałam tych słów.

W oczach chłopaka rosła irytacja. Zaczął się nachylać do mnie, ale nagle jego ciało się spięło i mężczyzna spojrzał w przestrzeń za mną. Ruch za moimi plecami nie był jednak w mojej wyobraźni.

Zza moich pleców wyłonił się Laurent. Stanął obok chłopaka i patrząc na mnie, zwrócił się do niego:

– Dominiku, sam zajmę się szkoleniem – powiedział, po czym wyciągnął do niego otwartą dłoń, aby ten oddał mu przedmiot.

Dominik zacisnął szczękę, ale zaraz spoważniał, starając się ukryć to, iż nie był zadowolony z nakazu Laurenta. Przekazał jednak szpicrutę.

– A teraz zostaw nas samych.

Chłopak spojrzał na mnie, spuszczając głowę, i wycofał się do wyjścia. Usłyszałam znowu zgrzyt przekręcanego zamka i zostałam sama z mężczyzną.

– Ptaszyno… – Cmoknął językiem. – Nie jesteś zbyt mądra. Podniósł szpicrutę i z całej siły uderzył mnie nią w pośladki.

Ból, którego się tak bałam, przeszył mnie całą. Niemy krzyk rozdarł moje gardło i odwróciłam się do niego z niedowierzaniem i łzami w oczach.

– A teraz się rozbierz…

Książkę Nieznana kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Nieznana
A. November5
Okładka książki - Nieznana

Abigail ma za sobą trudne dzieciństwo. Tylko dzięki własnej determinacji płynnie przechodzi przez proces edukacji i dostaje się na upragnione studia kryminologiczne...

dodaj do biblioteczki
Autor
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje