Warszawa, lata 20.
Świat skurczył się do enklaw stłoczonych w zasięgu życiodajnego światła. Zwykła, dobrze znana ciemność stała się Ciemnością - nieznaną siłą spychającą ludzi w otchłań obłędu i sprowadzającą nieuchronną śmierć na każdego, kto wyjdzie poza obszar światła. Tuż obok śmiercionośnego niebezpieczeństwa nadal tętni życie. Niezmiennie pieniądze przechodzą z rąk do rąk, w knajpach strumieniami leje się zakazany koniak a w luksusowych burdelach czekają zupełnie inne przyjemności.
W tym świecie żyje Jerzy, weteran trzech wojen, alkoholik z zamiłowania i prywatny detektyw z konieczności. Poszukiwania zaginionej dziedziczki znakomitego rodu od początku wydawały się śliską sprawą. I najchętniej odmówiłby przyjęcia tego zlecenia, gdyby nie absurdalne wręcz wynagrodzenie. Strzeżcie się Greków, nawet gdy przynoszą dary . Jerzy powinien był o tym pamiętać.
Do przeczytania powieści Szepty ciemności zaprasza Fabryka Słów. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Szepty ciemności:
Sklep Moszego był niemal pusty. Ostatni klient kupował ser. Młoda, szczupła sprzedawczyni zawijała żółtą, apetyczną bryłę w gazetę.
Gdyby nie duży, garbaty nos, Sara byłaby uosobieniem wschodniego piękna, ale mimo tej wady na ilość zalotników nie mogła narzekać. Jedyna córka majętnego ojca, do tego ładna i pracowita, czegóż więcej trzeba? Dziewczyna jednak sumiennie odrzucała zaloty wszystkich, nawet bardzo udanych kawalerów. Jerzy od pewnego czasu obawiał się, że romantyczny podlotek skrycie się w nim podkochuje, ku wielkiemu niezadowoleniu swego ojca.
– Saro, dziecko drogie, zawołasz ojca? – zapytał.
Zapakowany ser wypadł z dłoni i potoczył się po sklepowej podłodze. Dziewczę spłoniło się na twarzy i ruszyło w pogoń za zbiegiem, Jerzy jednak był szybszy. Chwycił zgubę i podał Sarze. Ta zaczerwieniła się jeszcze bardziej, choć wydawało to się niemożliwe.
– Przepraszam, panie kapitanie, już biegnę po tatusia.
– Mój ser! Sara! O czym ty myślisz, dziewucho! – krzyknęła klientka, starsza matrona, którą Jerzy kojarzył głównie z wiecznie skwaszonej miny.
– Przepraszam, pani Adelajdo, proszę o wybaczenie. Już podaję. – Dziewczyna wyraźnie chciałaby się znaleźć wszędzie, tylko nie w tym miejscu.
– Skaranie boskie z tobą, ja w twoim wieku nie myślałam o niebieskich migdałach. Młodzi nie cenią teraz tego co mają. Zupełnie nie cenią – Kobieta skierowała wzrok na Jerzego. – Myślą, że tylko oni mają ciężkie życie.
– Co takiego mają młodzi cenić w dzisiejszych czasach, szanowna pani? Śmierć trzech czwartych populacji Europy? Codzienny strach przed Ciemnością? Mrok, który zabija umysł i pozostawia pustą, morderczą skorupę? – Jerzy mocno się zirytował. Resztki kaca i nieprzyjemne spotkanie znalazły upust w nagłym wybuchu gniewu. – Jaką przyszłość możemy im zaoferować? Oświetlone brudne getta? Obozy-farmy pełne przymusowych robotników? Faktycznie, powinni na kolanach dziękować za te dary.
– Pan jesteś zupełny cham! I do tego pijany! – Matrona pełna świętego oburzenia wymaszerowała ze sklepu.
– Dziękuję, panie kapitanie – Sara ukradkiem otarła łzę. – Ale nie trzeba było. Pani Adelajda to dobra kobieta, tylko miała straszne przejścia.
– Saro, dziecko, wszyscy mamy ciężko. To nie jest wytłumaczenie.
– Pan nie rozumie. Pół roku temu jej jedyny syn miał wypadek. Wracał nad ranem z nocnej zmiany i go napadli. Gdyby tylko go pobili i okradli, nie byłoby takiej tragedii. Ale oni wrzucili go nieprzytomnego do studzienki. W Ciemność. – Dziewczyna wyraźnie drżała. – Wyszedł już Upadły, ale jakimś cudem dotarł do domu. Przed końcowym Upadkiem zdążył jeszcze rozbić wszystkie żarówki. Potem zabił żonę, trójkę dzieci i ojca. Z rzezi ocalała tylko ona. W ostatniej chwili zdołała się ukryć.
– Przeżyła w Ciemności?
– Prawie dwie godziny, panie kapitanie. Znaleźli ją rano, schowaną w szafie. Na wpół oszalałą. Syn, jak to zwykle bywa, najpierw zabił żywych, a potem zniszczył wszystko co mógł, a na koniec roztrzaskał głowę o ścianę.
Jerzy się skrzywił. Mimo wszystkich, bardzo restrykcyjnych, środków ostrożności, nadal zdarzały się takie tragedie. Krytyczny moment, gdy Ciemność pochłania umysł ofiary, a ta jeszcze rozpaczliwie się broni, był tym, w którym moc światła nie działała w pełni. Czasem to było kilka sekund, a czasem długie minuty wystarczające na zniszczenie źródeł światła. Jeśli Upadły nie zdołał schronić się przed blaskiem, wpadał w stan katatonii i w końcu umierał z głodu i pragnienia. Jeśli jednak zdążył, wtedy zaczynała się rzeź.
– Złapali chociaż tych rzezimieszków?
– Tak. Dopiero wtedy. Mimo że od miesięcy zgłaszaliśmy ich grabieże.
Nowe czasy rozzuchwaliły licznych przestępców. Wprawdzie kara za wpędzenie kogoś w Ciemność była tylko jedna, kula w łeb, to nie odstraszało rzezimieszków. Gazety codziennie
grzmiały o nowych ofiarach napadów, włamań i gwałtów. Policji było za mało, ludzie zdesperowani i pozbawieni nadziei, a potencjalne ofiary stłoczone w przepełnionych ponad miarę dzielnicach. Nic dziwnego że zarówno prawdziwie drapieżniki, jak i zwykli padlinożercy, mieli tu raj.
– Jak pan kapitan powiedział, każdy ma ciężko. Proszę chwilę zaczekać, zawołam tatę.
– Saro, zaczekaj. Wybacz staremu żołnierzowi, zawsze coś palnę, zanim pomyślę. – Wysupłał z kieszeni kilka złotych. – Czy przekazałbyś pani Adelajdzie którąś z waszych wspaniałych bombonierek? Z gorącymi przeprosinami za moje paskudne maniery? Byłbym ci bardzo zobowiązany.
– Pan kapitan to zawsze taki czaruś. Aż dziw że jeszcze kawaler. – Dziewczę się uśmiechnęło, na twarzy znów pojawił się uroczy rumieniec. – Wybiorę jakąś dobrą, na pewno będzie jej miło.
Mosze był niski, szczupły, wręcz żylasty, za to obdarzony brodą, która powinna należeć do człowieka znacznie większej postury. Sięgała mu niemal do pasa. Był z niej bardzo dumny i starannie ją pielęgnował. Uwielbiał też przeczesywać długie, posiwiałe pasma podczas zażartych negocjacji z klientami.
– Jerzy, wreszcie jesteś. Już myślałem, że będę musiał towar oddać innemu klientowi. No chodź, co tak stoisz?
Niepozorne zaplecze sklepu skrywało w rzeczywistości ogromny magazyn, wypełniony najróżniejszymi dobrami, w zdecydowanej większości niezbyt legalnymi. Wprawdzie większość zasobów była reglamentowana, jednak tacy ludzie, jak Mosze mieli swoje sposoby na obejście państwowych restrykcji.
Doskonały amerykański tytoń leżał obok indyjskiej herbaty. Brazylijska kawa przy belgijskiej czekoladzie. Szwajcarskie zegarki na skrzyniach z niemieckimi karabinami Gewehr 98. Mosze miał niemal wszystko, o czym można było pomarzyć.
– Zobacz, mam całą skrzynkę. – Żyd z trudem przytargał ładunek na wielkie, misternie rzeźbione, dębowe biurko znajdujące się w centrum pomieszczenia. – Nie masz pojęcia, jak ciężko było ją zdobyć. Rezerwy wojska francuskiego, jeszcze sprzed tysiąc dziewięćset piętnastego.
Jerzy otworzył ciężkie wieko skrzyni zaopatrzeniowej i na widok ułożonych na sianie dwunastu butelek szybciej zabiło mu serce. Drżącą ręką sięgnął ku jednej z nich. Faktycznie, etykieta wskazywała na francuską produkcję, destylowaną ledwie na rok przed zakazem wytwarzania we Francji. Spodziewał się transportu z Czech, a tu taka niespodzianka.
– Ile za to chcesz? – wychrypiał przez ściśnięte z emocji gardło.
– Jerzy, przyjacielu. Pamiętasz, jak pomogłeś Sarze, gdy Ciemność już w niej była? Po śmierci mojej Irci nie dałbym rady, gdyby nasze dziecko spotkało to samo.
– Nie przesadzaj, zapłaciłeś mi za to. – Światło tańczące na szkle strasznie go rozpraszało.
– Zapłaciłem też swoim i twoim pobratymcom. Pieniądze wzięli i nic nie zrobili. Za duże ryzyko, mówili. Tylko ty potraktowałeś to poważnie. My, Żydzi, mamy dobrą pamięć.
Za butelki wezmę tylko piętnaście procent więcej niż wynoszą moje koszty. Zapłacisz mi pięćset siedemdziesiąt pięć złotych.
Jerzy zaniemówił. Dwanaście flaszek francuskiego absyntu było warte mały majątek. Odkąd podczas Wielkiej Wojny większość krajów zakazała tego trunku, został on również usunięty z zasobów francuskiego wojska. Absynt oskarżano o wywoływanie szaleństwa, rozwój chorób psychicznych i skłanianie do wszelkich deprawacji i wynaturzeń. Przez kilka lat nie stanowiło to większego problemu. Większość produkcji przeniosła się do Czech, choć jakość nie była już ta sama. Liczba amatorów “zielonej wróżki” systematycznie malała, pojawiły się inne, bezpieczniejsze ziołowe alkohole. Gorzki piołun powoli odchodził w zapomnienie. Dopiero wybuch Ciemnej Wojny i objawienie się Innych zmieniło tę sytuację. Pojawili się zdesperowani klienci, utworzył się nowy rynek zbytu. W niemal każdym kraju otworzyły się zamknięte wcześniej destylarnie, jednak z braku dobrych komponentów trunek nie mógł się równać przedwojennej klasie.
– Mosze, głupio by mi było tak cię ograbić. Przecież to jest warte ze trzy razy tyle.
– Obecnie nawet cztery – Żyd nerwowo przeczesywał brodę. Widać było że dusza handlowca cierpi męki bliskie piekielnym. Jednak nic nie było w stanie zmienić jego postanowienia. – Bierz, jak dają. Dla ciebie to jak medykament, przecież wiem.
– Nie wiem, jak ci dziękować. – Jerzy wyciągnął kopertę z zaliczką od Maciejewskiej. Zaczął przeliczać banknoty, jednak po chwili zmienił zdanie. – Tu jest sześćset. Za resztę zabierz proszę córkę do restauracji. Wam też się przyda chwila dla siebie. Niech to będzie mój prezent dla starego przyjaciela.
– Zawsze musisz mieć ostatnie słowo – roześmiał się Mosze, po czym sumiennie przeliczył pieniądze. Dwukrotnie. – Bywaj w spokoju i uważaj na siebie.
Jerzy ruszył do mieszkania mocno tuląc w ramionach drewnianą skrzynkę.
Powieść Szepty ciemności kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,