Współcześni Irańczycy uznają ją za pierwszą i – jak dotąd – jedyną kobietę-admirała w dziejach irańskiej floty. Upamiętnia się ją podczas oficjalnych uroczystości wojskowych, uczy w szkole. Kim naprawdę była Artemizja – królowa Halikarnasu? Jej historię przybliża czytelnikom Iwona Kienzler w książce Kobiety wojowniczki, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Bellona. Przeczytajcie:
Żyjący w II wieku n.e. rzymski retor, adwokat, a jednocześnie pisarz Poliajnos w swoim dziele Podstępy wojenne, napisanym z okazji wojny z Partami dla rzymskiego cesarza Marka Aureliusza, obok największych wojowników starożytności opisał także szereg walecznych kobiet, nieustępujących odwagą, wyszkoleniem, a w przypadku żeńskich dowódców – także znajomością strategii ich męskim odpowiednikom. Swój przegląd rozpoczął od mitycznej założycielki Babilonu, Semiramidy, utożsamianej przez współczesnych badaczy z babilońską królową imieniem Sammu-ramat, kobiety równie mądrej, co dzielnej i walecznej. Według niego władczyni ta przed śmiercią kazała wyryć na swoim nagrobku sentencję następującej treści: „Natura uczyniła mnie kobietą, ja sama zaś, dzięki moim czynom, okazałam się nie gorsza od któregokolwiek z dzielnych mężczyzn”. Jak się okazuje, pod tym twierdzeniem mogłaby się podpisać niejedna antyczna dama, zadziwiająca swoim męstwem ówczesny świat. Wystarczy wspomnieć choćby żyjącą w VI wieku p.n.e. Telesyllę, stroniącą zazwyczaj od bitewnego chaosu liryczną poetkę z Argos, która po przegranej bitwie Argiwów ze Spartanami, kiedy Kleomenes najechał praktycznie bezbronne miasto, uzbroiła, a potem wprowadziła na mury nie tylko kobiety, ale także dzieci i starców, skutecznie stawiając opór silnej spartańskiej armii. Według podań spartański wódz, widząc, z jaką determinacją ta waleczna kobieta broni swojego miasta, wydał rozkaz odwrotu, uznawszy, że walka ze słabszym przeciwnikiem jest niegodna prawdziwych wojowników, za jakich uważał siebie i swoich podkomendnych.
Inną starożytną damą, słynącą z waleczności i ze sprawności godnej najlepiej wyszkolonych wojów, była przyrodnia siostra Aleksandra Wielkiego, Kynane, córka Filipa Macedońskiego i królowej Eurydyki. Od wczesnych lat wychowywana na wojowniczkę, macedońska księżniczka ćwiczyła się w jeździe konnej, walce wręcz, a nawet w sztuce dowodzenia; co więcej, miała okazję wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. W batalii z Ilirami powaliła dowodzącą ich siłami królową celnym ciosem w krtań, a potem zabiła jeszcze wielu innych nieprzyjaciół, którzy w panice uciekali z pola bitwy.
W starożytności wielką sławą, równą sławie egipskiej królowej Kleopatry czy Heleny Trojańskiej, cieszyła się niewątpliwie żyjąca na przełomie VI i V wieku p.n.e. królowa Artemizja, panująca w Karii, państwie leżącym na południowo-zachodnich wybrzeżach dzisiejszej Turcji, nad Morzem Egejskim, na północ od Rodos. Stolicą kraju była Mylasa, choć monarchini rezydowała w Halikarnasie (dziś: Bodrum). Pełny tytuł władczyni brzmiał: królowa Halikarnasu, Kos, Nisyros i Kalymnos. Państwo, którym przyszło jej władać, w 545 roku p.n.e. zostało podbite przez Persów, ale zachowało pewną niezależność. Wielkie imperium perskie obejmowało wówczas tereny dzisiejszego Iranu, na wschodzie ziemie dzisiejszego Afganistanu i Pakistanu, na południu − terytoria współczesnego Iraku, Syrii i części Półwyspu Arabskiego, natomiast na północy – obszar znajdujący się na terenie obecnego Turkmenistanu. Zachodnie granice Persji biegły wzdłuż zachodnich wybrzeży dzisiejszej Turcji oraz Egiptu, Etiopii i części Libii. W szczytowym okresie rozwoju imperium podbiło również Trację i Macedonię, a w granicach tego potężnego państwa mieszkało aż kilkadziesiąt różnych narodowości.
Sprawne państwo
Był to więc rozległy pod względem terytorialnym, zróżnicowany etnicznie organizm państwowy, wymagający prężnego zarządzania i dobrze funkcjonującej administracji. Tę skomplikowaną kwestię udało się już rozwiązać twórcy potęgi Persji, Dariuszowi I Wielkiemu, który z podbitych ziem zbudował spójny i doskonale zarządzany kompleks administracyjny i polityczny, a stworzony przez niego system był tak efektywny, że w przyszłości przejął go nawet Aleksander Wielki i jego następcy. Sam Dariusz nosił tytuł szachinszacha, czyli króla królów, ale na podbitych terenach używał obowiązujących tam tytułów, dlatego Egiptem władał jako faraon, a Babilonem – jako król. Wprowadził skomplikowany ceremoniał dworski, za którego pomocą nie tylko podkreślał swój autorytet władcy, ale także, odgradzając się w ten sposób od osób postronnych, zapewniał sobie bezpieczeństwo. Poza tym zreformował podatki i administrację oraz zrewolucjonizował obieg informacji, rzecz niezwykle istotną dla sprawnego funkcjonowania państwa zajmującego tak wielki obszar. A w owych zupełnie niewyobrażalnych dla współczesnej młodzieży czasach, kiedy nikt nawet nie śnił o internecie, światłowodach, telefonii komórkowej czy choćby zwykłym telegrafie, jedynym sposobem na dostarczenie najważniejszych wieści było wysłanie kurierów. Wtedy to Dariusz wpadł na genialny pomysł, który niebywale usprawnił ich pracę: kazał zbudować tzw. Drogę Królewską. Był to patrolowany przez perskie oddziały wojskowe trakt długości ponad 2500 km, z dwoma pasami ruchu i ponad 100 stacjami, na których znużeni podróżni, a przede wszystkim kurierzy, mogli zjeść posiłek, odpocząć i zmienić konie. Pilnujące traktu wojsko zapewniało im bezpieczeństwo, poza tym nie wszyscy mogli korzystać z Drogi Królewskiej – każdy, kto chciał podróżować traktem, musiał uzyskać specjalne zezwolenie i był zobowiązany do przestrzegania określonego z góry planu podróży.
Kurierzy czuli się więc na szlaku stosunkowo bezpiecznie, a najsprawniejsi z nich potrafili przemierzyć go w ciągu zaledwie siedmiu dni.
Z czasem opracowano dodatkowy, jeszcze szybszy i efektywniejszy sposób przekazywania wieści za pomocą sygnałów ogniowych przesyłanych pomiędzy strażnicami usytuowanymi wzdłuż Drogi Królewskiej. Dzięki temu, gdy w 499 roku p.n.e. wybuchło powstanie Greków jońskich, Dariusz w przebiegu wydarzeń był zorientowany lepiej niż mieszkańcy greckich miast na wybrzeżu Morza Egejskiego.
Podbitymi ludami zarządzali nominowani przez króla namiestnicy, zwani satrapami, dysponujący szeroką władzą i często prowadzący własną, niezależną od Persji politykę. W efekcie, kiedy w państwie dochodziło do osłabienia władzy centralnej, satrapie wybijały się nawet na niepodległość.
Artemizja a Artemida
Artemizja, w przekazach historycznych zwana często królową Halikarnasu, choć stolicę Karii przeniesiono do tego miasta dopiero sto lat później, wywodziła się z możnego i wpływowego rodu. Jej ojciec, Lygdamis, był satrapą Karii, państwa zamieszkanego w przeważającej większości przez ludność grecką. O matce wiemy tylko, że pochodziła z Krety. Nie wiadomo także, jaki jest źródłosłów imienia nadanego bohaterce naszej opowieści; niektórzy badacze wywodzą je od Artemidy, córki Zeusa i Latony, bliźniaczej siostry Apolla. W Grecji kontynentalnej była ona czczona jako bogini dziewiczej przyrody, lasów i zwierząt, a wyobrażano ją sobie jako łowczynię, w krótkiej szacie, nieco niedbale narzuconej na piękne, umięśnione ciało, z łukiem w dłoniach i kołczanem pełnym strzał na plecach. Łuk, podobnie jak kołczan, miały być darem od jej przyrodniego brata, boga Hefajstosa. Artemida, podobnie jak inna bogini z greckiego panteonu bóstw, Atena, gardziła mężczyznami i nigdy nie wstąpiła w związek małżeński. Co więcej, nie pozwalała im nawet na siebie patrzeć, o czym boleśnie przekonał się Akteon, podglądający ją, kiedy wraz z zawsze towarzyszącymi jej nimfami kąpała się w jakimś leśnym strumieniu. Oburzona bogini zmieniła przystojnego młodzieńca w jelenia, którego rozszarpały jego własne psy. Podobnie zresztą jak mężczyznami, dziewicza bogini gardziła towarzystwem innych bogów i bogiń, dlatego na Olimpie zjawiała się nader rzadko, przedkładając upieczone na ognisku mięso upolowanych przez siebie zwierząt i źródlaną wodę nad wszelkie nektary i ambrozje. Pomimo że była dziewicą, czczono ją jako opiekunkę położnic, a to dlatego że Latona powiła ją jako pierwszą z bliźniąt, po czym sama Artemida jako noworodek (!), jakkolwiek niedorzecznie to brzmi, pomagała swojej matce wydać na świat Apolla. Córka Latony miała też inne, mroczne oblicze, bowiem oddawano jej cześć również jako bogini śmierci, a w starożytnej Sparcie co roku odbywał się okrutny rytuał, w trakcie którego młodych chłopców chłostano tak dotkliwie, że ich krew tryskała na ołtarz Artemidy. Plutarch twierdzi, że wielu efebów umierało podczas tej okrutnej ceremonii, którą obserwowała publiczność zasiadająca w kamiennym teatrze.
W Azji Mniejszej, czyli tam, gdzie rozciągała się władza naszej bohaterki, kult Artemidy odgrywał o wiele ważniejszą rolę niż w Grecji; zresztą sama bogini miała tam zupełnie inne oblicze i w niczym nie przypominała pięknej łowczyni. Na tych terenach nie uważano jej wcale za opiekunkę dziewiczej przyrody, a pod imieniem córki Latony i siostry Apolla skrywała się frygijska bogini płodności Kybele, czczona tu od niepamiętnych czasów. Owa metamorfoza nastąpiła około X wieku p.n.e., kiedy greckie plemię Jonów przybyło do Azji Mniejszej i przejęło zastane tam kulty i wierzenia, nieco tylko je modyfikując na swoją modłę. To właśnie oni utożsamili prastare sanktuarium Kybele z miejscem, w którym, jak wierzyli, Artemida udzieliła schronienia wojowniczym Amazonkom, jednocześnie zmieniając jego nazwę na Efez, na cześć Efesos, królowej owych wojowniczek, która jako pierwsza miała tam ustanowić kult bogini. We wnętrzu efeskiej świątyni, uważanej przez starożytnych za jeden z cudów świata, krył się posąg Artemidy w niczym nieprzypominający klasycznych rzeźb, znanych nam z różnych muzealnych kolekcji. Bogini przedstawiona jest tam w sposób przywodzący na myśl wizerunki bliskowschodnich bogiń jako kobieca postać z szeroko rozłożonymi rękami i torsem pokrytym wieloma piersiami. To dlatego Grecy nazywali ją polymastos, czyli „wielopierśna”.
Pod pewnymi względami Artemizja przypominała Artemidę, i tak jak ona biegała z łukiem po lasach; podobnie też w dzieciństwie musiała się uczyć zarówno sztuk walki, jak i poznać tajniki żeglowania, bez których znajomości nie mogłaby przecież dowodzić okrętem. A Karia dysponowała własną flotą, której posiadanie nie tylko gwarantowało jej bezpieczeństwo, ale także umożliwiało prowadzenie wymiany handlowej z innymi miastami. W przeciwieństwie jednak do niezamężnej siostry Apolla Artemizja wyszła za mąż, choć jej małżonek najwidoczniej nie dorównywał jej pod żadnym względem, skoro jego imię nie zostało w ogóle zapamiętane przez historię. Wiemy natomiast, że doczekała się syna Psindelisa, a po śmierci męża objęła władzę w Karii, rezydując w Halikarnasie.
Perskie podboje
Persja, która zamierzała podporządkować sobie całą Grecję, nie ustawała w podbojach, co było o tyle łatwe, że ówczesna Hellada nie stanowiła jednolitego organizmu państwowego, politycznego czy militarnego. Była luźnym zlepkiem samodzielnych polis, czyli miast-państw, z których każde wcześniej czy później usiłowało narzucić pozostałym swoją hegemonię. Sytuacja zmieniała się w chwilach zagrożenia, kiedy zachodziła konieczność przeciwstawienia się wrogowi. Wtedy greckie polis zawierały doraźne sojusze, by wspólnie stawić czoło niebezpieczeństwu. Wszystkich Greków, obok języka, łączyły wspólna religia i kultura oraz pogarda dla innych, mniej zaawansowanych cywilizacyjnie ludów, które nazywali po prostu barbarzyńcami.
Persowie, dążąc do podporządkowania sobie całej Hellady, toczyli z jej mieszkańcami trwającą niemal sto lat wojnę. Bez większych problemów opanowywali kolejne państewka, leżące na wybrzeżach dzisiejszej Turcji, a z czasem zawładnęli także częścią polis leżących na kontynencie europejskim. Największy i zarazem najskuteczniejszy opór stawiały im najpotężniejsze z nich: Ateny, które stały na czele Związku Helleńskiego, przymierza 31 greckich polis, zawiązanego w obliczu zagrożenia perską inwazją, oraz Sparta. Ponieważ jednak związek nie dysponował odpowiednią siłą militarną, by stawić czoło potężnemu imperium szachinszacha i uwolnić pozostałe miasta spod panowania Persji, zarówno Ateny, jak i Sparta wspierały materialnie Greków mieszkających na terenach znajdujących się w rękach Persów, zachęcając ich do organizacji powstań. I choć zrywy te, od początku skazane na niepowodzenie, kończyły się z reguły perskimi akcjami odwetowymi przeciwko Ateńczykom i Spartanom, to Grecy okazali się jednak niedocenionym przeciwnikiem. Czas pokazał, że byli w stanie oprzeć się potężnej armii imperium, a dowiedli tego jednoznacznie, gdy w bitwie pod Maratonem w 490 roku p.n.e. pokonali wojska Dariusza i skutecznie zapobiegli inwazji Persów na kontynent, powstrzymując ich marsz na kolejne dziesięć lat.
Artemizja - dowódczyni spod Salaminy
W 480 roku p.n.e. syn i jednocześnie następca Dariusza, Kserkses I, ponownie zorganizował najazd na Grecję. Zmobilizował naprawdę potężną armię, w której skład wchodziły zarówno siły lądowe, jak i morskie. Dziś uważa się, że król powiódł na tę wojnę co najmniej pół miliona żołnierzy, choć grecki historyk Herodot wspominał o pięciu milionach. Potężne imperium dysponowało wprawdzie świetnie wyszkoloną, uzbrojoną po zęby i bardzo liczną armią lądową, ale nie posiadało własnej floty, dlatego podległe im państwa, leżące na wybrzeżach trzech mórz: Śródziemnego, Egejskiego i Czarnego, dostarczyły na wojenne theatrum w ramach kontyngentu 1200 odpowiednio wyposażonych i obsadzonych załogami okrętów. W skład perskiej armady weszło: 300 okrętów fenickich, 200 egipskich, 150 okrętów cypryjskich, po 100 cylicyjskich, hellespontyjskich i jońskich. I choć Artemizja dostarczyła wtedy flotyllę złożoną jedynie z pięciu okrętów, to właśnie ona i jej jednostki trwale zapisały się na kartach historii.
Otóż tak się złożyło, że okrętami osobiście dowodziła sama władczyni. Z własnej i nieprzymuszonej woli opuściła swój pałac, w którym pozostawiła małoletniego syna, narażając się nie tylko na niewygody, ale także na poważne niebezpieczeństwo. O ile bowiem król Kserkses nie tylko docenił jej poświęcenie, nie widząc nic złego w powierzeniu dowództwa przedstawicielce płci pięknej, a nawet słuchał jej rad, o tyle walczący po drugiej stronie Grecy udział kobiety w walce przeciwko nim potraktowali jako zniewagę. Oburzeni wyznaczyli za dostarczenie królowej, żywej lub martwej, prawdziwą fortunę: nagrodę w wysokości 10 tysięcy drachm. Ponieważ współczesnym czytelnikom niewiele to mówi, dla porządku dodajmy, że przeciętna dniówka ówczesnego greckiego robotnika wynosiła zaledwie jedną drachmę! Zatem ten, komu udałoby się schwytać lub zabić Artemizję, zyskałby wielki majątek, pozwalający mu na wygodne życie w dobrobycie do końca jego dni. A gdyby zacisnął trochę pasa, mogłoby go też wystarczyć dla jego dzieci. Pokusa była więc ogromna, ale nikomu nie udało się pojmać ani zabić bohaterki naszej opowieści.
Dowodzenie flotą przez kobietę oraz fakt dobrowolnej rezygnacji Artemizji z wygód pałacowego życia budziły szacunek i podziw starożytnych długo po jej śmierci. Sam Herodot na kartach Dziejów wymienia tylko kilku dowódców perskiej flotylli, pisząc jednocześnie: O innych dowódcach pułków nie wspominam, bo nie jest to konieczne, tylko o Artemisji, którą przede wszystkim podziwiam, że jako niewiasta wzięła udział w wyprawie przeciw Helladzie; ona, co po śmierci swego męża sama rządziła i choć miała młodego syna, szła na wojnę z wrodzonej odwagi i dzielności, nie będąc do tego wcale zmuszona. (…) Stała na czele mężów z Halikarnasu, Kos, Nisyros i z Kalydny, wystawiwszy pięć okrętów. Z całej floty były jej okręty po sydońskich najsłynniejsze, a ze wszystkich sprzymierzeńców ona udzielała królowi najlepszych rad.
Historykom nie udało się ustalić, czy była to pierwsza kampania wojenna Artemizji, czy też władczyni miała już za sobą podobne doświadczenia, aczkolwiek większość badaczy uważa, że pomimo zależności od potężnej Persji skutecznie rozszerzała granice swojego państewka, podbijając greckie wyspy; ponoć nawet parała się korsarstwem, ale nie ma na to dowodów. Zapewne nie był to jej debiut jako dowódczyni, skoro udzielała Kserksesowi rad, i to wyjątkowo trafnych. Niestety, perski władca, choć szanował Artemizję, a nawet chwalił ją za roztropność, nie posłuchał jej wskazówek, kierując się zaleceniami innych doradców, i zamiast, jak radziła władczyni, uderzyć armią lądową na półwysep Peloponez, wdał się w walki na morzu. Skończyło się to klęską Persji w bitwie pod Salaminą, rozegraną 28 września 480 roku p.n.e.
Kobieta, która stała się mężem
Podczas tej bitwy Artemizja zastosowała dość oryginalny manewr, który spotkał się z uznaniem samego Kserksesa. Płynąc na jednym ze swoich okrętów, uciekającym przed ścigającą go jednostką wroga, władczyni kazała załodze usunąć z okrętu perskie znaki, a sternikowi poleciła staranować płynący przed nią sojuszniczy okręt. „Kiedy nań wpadła i zatopiła, dzięki szczęśliwym okolicznościom podwójną sama odniosła korzyść. Bo dowódca trójrzędowca attyckiego, widząc ją uderzającą na okręt barbarzyński, sądził, że okręt Artemisji albo jest helleński, albo przechodzi od barbarzyńców do Hellenów i im pomaga; dlatego zawrócił i skierował się przeciw innym okrętom” – pisał Herodot. Staranowana na rozkaz Artemizji jednostka należała do sojuszniczych Kalyndyjczyków i była dowodzona przez ich króla, Damasitymosa. Zdaniem Herodota to dziwne zachowanie dowodzącej okrętem kobiety zostało przez nią zaplanowane już wcześniej i miało być aktem zemsty na królu Kalyndii za zatarg, do którego, zdaniem historyka, doszło, kiedy oboje przebywali pod Hellespontem.
Na wieść o jej postępowaniu Kserkses, nie kryjąc podziwu dla fortelu władczyni, miał powiedzieć, że w jego armii kobiety stały się mężami, a mężczyźni kobietami. Chcąc dowieść, jak bardzo ceni Artemizję, w nagrodę przesłał jej grecki rynsztunek wojenny, a nieudolnego, jego zdaniem, dowódcę całej floty „uhonorował” przesłaną mu w darze… niewieścią suknią i kądzielą.
Dalsze losy Artemizji
Dalsze losy Artemizji nie są do końca znane. Jeżeli wierzyć Herodotowi, niedługo po bitwie wyjechała do Efezu, gdzie na polecenie Kserksesa miała spotkać się z jego synami. Tam, zgodnie z tradycją irańską, władczyni została kochanką szachinszacha, a król pokochał ją tak bardzo, że oddalił swoją małżonkę, Esterę, kobietę żydowskiego pochodzenia. O Esterze wspomina także Biblia, ale jej historia jest tam opisana zupełnie inaczej i brakuje w tym opisie jakiejkolwiek wzmianki o Artemizji. Inna wersja głosi, że bohaterka naszej opowieści zapałała płomiennym uczuciem do niejakiego Dardanusa z Abydos, a ponieważ on okazał się odporny na jej wdzięki, zrozpaczona władczyni popełniła samobójstwo, rzucając się ze skały w morskie odmęty.
Pamięć o Artemizji kultywują spadkobiercy Persów, współcześni Irańczycy, słusznie uznający starożytną władczynię za pierwszą i, jak dotąd, jedyną kobietę admirała w dziejach irańskiej floty. Ostatni szach Iranu, Mohammad Reza Pahlawi, zlecił w 1967 roku odkupienie od Wielkiej Brytanii niszczyciela. Okręt poddano gruntownej renowacji, a potem nadano mu imię „Artemiz”, upamiętniając w ten sposób tę niezwykłą kobietę, docenioną i podziwianą przez cały starożytny świat.
Tekst ten pochodzi z książki Iwony Kienzler Kobiety wojowniczki, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Bellona. Publikację kupicie w popularnych księgarniach internetowych: