Kim był Albrecht Hohenzollern? "Dziedzictwo krwi. Potomkowie władców Polski na tronach Europy"

Data: 2021-07-30 10:27:05 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Wielu władców europejskich miało polskie korzenie, a krew Jagiellonów po dziś dzień płynie w żyłach wielu dynastii.

Czy odziedziczone geny oraz wychowanie miały wpływ na postrzeganie przez nich świata, ich postawy i decyzje? Czy pamiętali o związkach z Polską, krajem ich przodków?

Bohaterami książki są wybrani władcy europejscy, którzy odegrali znaczącą rolę w historii Europy lub zapisali się jako twórcy dynastii. Nie zabraknie też osób, których nawet nie podejrzewa się o pokrewieństwo z władcami naszego kraju, jak chociażby Maria Medycejska, jedna z najsłynniejszych królowych Francji

Autorka w pełen pasji sposób prowadzi czytelników ścieżkami, które zahaczają o alkowy, kuchnie i tajemne sekretarzyki. Odkrywa zamknięte pokoje i wydobywa na jaw skrzętnie skrywane tajemnice. To wspaniała lekcja historii.

Obrazek w treści Kim był Albrecht Hohenzollern? "Dziedzictwo krwi. Potomkowie władców Polski na tronach Europy" [jpg]

Do lektury najnowszej książki Iwony Kienzler Dziedzictwo krwi. Potomkowie władców Polski na tronach Europy zaprasza Wydawnictwo Bellona. Ostatnio prezentowaliśmy fragment pierwszego rozdziału Knut Wielki – wnuk Mieszka I władcą Anglii, Danii i Norwegii, a także część rozdziału poświęconego Marii Medycejskiej, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania kolejnej części pochodzącej z rozdziału Jagiellon po kądzieli twórcą potęgi Prus – dzieje Albrechta Hohenzollerna:

Renesansowy władca „zakopciałego” państwa

Kiedy 9 maja 1525 roku Albrecht Hohenzollern po trzyletniej nieobecności związanej ze zmaganiami wojennymi wracał do Królewca, witało go bicie dzwonów i wystrzały z dwustu dział. W tym dniu rozpoczął się nowy rozdział w jego życiu, na mocy traktatu krakowskiego obejmował we władanie państwo o powierzchni około trzydziestu dwóch tysięcy kilometrów kwadratowych.

W traktacie nie określono dokładnej granicy oddzielającej państwo lenne Prusy Książęce od państwa zwierzchniego – Polski, wymieniono tylko zamki i miasta, które miały leżeć w obrębie Prus. Oznaczało to utrzymanie poprzednich granic, które za rządów Albrechta jako księcia w Prusach uległy minimalnym zmianom. Kiedy jako świecki władca triumfalnie wkraczał do Królewca, jego państwo zamieszkiwało około stu osiemdziesięciu tysięcy ludności rozproszonej w trzech okręgach: Sambii, Natangii i Górnych Prusach. Wprawdzie ów podział został dokonany jeszcze w czasach zakonnych, ale w praktyce zaczął obowiązywać w pełni właśnie od 1525 roku.

Jak na gorliwego, niedawno nawróconego konwertytę przystało, książę Albrecht przystąpił do luteranizacji całego kraju. Wkrótce po przyjeździe na jego rozkaz na drzwiach wszystkich kościołów w księstwie przybito mandat wprowadzający zgodnie z ówczesną zasadą cuius regio, eius religio (łac. czyja władza, tego religia) luteranizm jako wyznanie obowiązujące w całym księstwie. Dzięki temu Prusy Książęce stały się pierwszym państwem luterańskim na świecie. Działania Albrechta nie ograniczyły się jednak do spraw religijnych, władca odnosił również spore sukcesy na polu nauki i kultury, choć trzeba przyznać, że w obu tych dziedzinach musiał wykazać się niemałą determinacją. Wcześniej na obszarze tym administrowali Krzyżacy, pozostawiając po sobie skromne dziedzictwo kulturalne. W Prusach brakowało także środowiska intelektualnego, nie było uczonych, poetów i ludzi sztuki, co nie uszło uwadze ambitnego księcia, potomka Jagiellonów i wychowanka renesansowego biskupa intelektualisty. Wprawdzie Erazm z Rotterdamu powiedział, że „Tam, gdzie panuje nauka luterańska, tam jest upadek wszelkich nauk”, ale Albrecht dowiódł, że twierdzenie „księcia humanistów” jest dla protestantów bardzo krzywdzące. Podjął działania zmierzające do sprowadzenia do Królewca uczonych, autorytetów z różnych dziedzin nauki oraz sztuki. Okazało się to nie lada wyzwaniem, gdyż Prusy oraz ich stolica nie były atrakcyjnym miejscem. Zdaniem wielu Europejczyków leżały gdzieś na końcu świata, a jeden z zachodnioeuropejskich podróżników, któremu udało się odwiedzić państwo rządzone przez Hohenzollerna, w tym także Królewiec, określił miasto i cały kraj mianem „zakopciałych”... Nie wiadomo, czy Albrecht wiedział o tej niepochlebnej opinii, ale udało się mu ściągnąć na swój dwór całkiem spore grono uczonych i humanistów. Byli wśród nich tak wybitni ludzie, jak Crotus Rubeanus, współautor słynnych Listów ciemnych mężów, Jan Poliander czy Paweł Speratus.

Chcąc zachęcić ich do pozostania w Prusach, powierzał im często wysokie urzędy dworskie i kościelne. Z rozkazu księcia pruskie drukarnie pracowały pełną parą, drukując księgi, i to nie tylko po łacinie, ale także we wszystkich językach, którymi władała ludność zamieszkująca ten obszar: niemieckim, polskim, litewskim, jak również w języku staroruskim, używanym nadal przez ludność autochtoniczną sprzed podboju krzyżackiego.

O dziwo, za panowania Albrechta najwięcej książek ukazywało się w języku polskim, a wydawano je w takiej liczbie, że Królewiec stał się drugim po Krakowie ośrodkiem, w którym drukowano najwięcej polskich książek. Na terenie Prus działał z powodzeniem Krzysztof Kaldenbach, twórca należący do Królewieckiego Kręgu Poetyckiego, tworzący w języku Sarmatów, określanym przez niego mianem „miodowego”.

Ponieważ Hohenzollern zdawał sobie sprawę, że młode państwo musi wykształcić własną kadrę uczonych i intelektualistów, podjął decyzję o utworzeniu w Królewcu uniwersytetu. Akademia Królewiecka, zwana też od imienia jej fundatora Albertyną, rozpoczęła działalność 20 sierpnia 1544 roku i na pierwszy rok studiów przyjęła trzystu studentów zwanych wówczas scholarami. Nie wszyscy byli poddanymi Albrechta, do królewieckiej akademii ściągali po wiedzę także mieszkańcy Prus Królewskich, Korony, Litwy, Śląska, Miśni czy Meklemburgii, a na listach studentów nie brakuje swojsko brzmiących nazwisk: Chodkiewicz, Mniszech, Zbąski, Czarnkowski, Sapieha, Firlej, Kwilecki, Kochanowski czy Niemojewski. Obywatele Rzeczpospolitej zasilili również kadrę pedagogiczną, a zarówno wśród nauczycieli, jak i wśród uczniów nie brakowało katolików. Ekumeniczny charakter uczelni docenił nawet nasz najwybitniejszy pisarz społeczno-polityczny doby renesansu, Andrzej Frycz Modrzewski, który w liście do księcia Albrechta stwierdził: „Wydaje mi się, żeś zbudował tam w Królewcu, Panie, port i przytułek, w którym w tych niepewnych i burzliwych czasach znajdują schronienie prace nad zagadnieniami religii i innych szlachetnych nauk”.

Wprawdzie starania Hohenzollerna o uznanie królewieckiej uczelni przez papieża i cesarza spełzły na niczym, na co wpływ miało niewątpliwie luterańskie wyznanie jej założyciela, ale 28 marca 1560 roku król Zygmunt II August nadał akademii przywilej, w którym czytamy: „My [...] zatwierdzamy Uniwersytet w Królewcu, pochwalamy wszystkie jego przywileje, prawa, statuty, fundacje, uposażenia, honory i swobody [...]. Oprócz tego przydzielamy mu prawa nadawania wszelkich stopni naukowych na wszystkich fakultetach, takim zaś, którzy tej akademii stopnie uzyskają, nadajemy wszystkie przywileje, które przysługują osobom promowanym w innych uniwersytetach [...] Zarazem dodajemy im wszystkie przywileje, które w szczególności udzielone zostały w naszym Królestwie Akademii Krakowskiej”.

Ponieważ uczelnia nie zdążyła się dorobić księgozbioru z prawdziwego zdarzenia, odpowiadającego jej potrzebom, Albrecht udostępnił studentom i kadrze swoje zbiory, pieczołowicie gromadzone od 1529 roku i zawierające księgi w trzech „uczonych językach”, za jakie uznawano łacinę, grekę i hebrajski, gdyż jednym z ideałów pedagogiki renesansowej było wykształcenie „człowieka trójjęzycznego”(homotrilinguis). Trzeba przyznać, że z punktu widzenia współczesnej nauki nie wszystkie pozycje z księgozbioru Hohenzollerna miały wartość poznawczą, bo najwięcej dotyczyło tematyki religijnej i były to głównie pisma teologów protestanckich, a piśmiennictwo prawnicze czy medyczne prezentowało się znacznie skromniej. W książęcym księgozbiorze zabrakło jednak dzieł z dziedzin określanych wówczas mianem „sztuk wyzwolonych” (łac. artes liberales), czyli książek dotyczących gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, muzyki i astronomii. Albrecht był też posiadaczem dzieła Mikołaja Kopernika O obrotach sfer niebieskich i uważał jego autora za „dobrego i sumiennego uczonego”. Książę był typowym molem książkowym i z czasem namiętność do lektury wywołała u niego wadę wzroku, co nie oznaczało jednak rezygnacji z tej pasji. Kiedy popsuł mu się wzrok, sprowadził z Gdańska okulary, które zakładał do czytania, chociaż zdaniem mu współczesnych nie bardzo pasowały do marsowego oblicza władcy. Albrecht sam też często chwytał za pióro, aczkolwiek za literata raczej nie można go uznać, gdyż pisał dzieła o tematyce wojskowej, sporo miejsca poświęcając strategii na polu walki. Współcześnie uważa się go za jednego z najwybitniejszych pisarzy wojskowych doby renesansu w Europie. Jest autorem dzieła napisanego w 1555 roku w języku niemieckim pod tytułem Kriegsordnung (Porządek wojny), sześć lat później z inicjatywy króla Zygmunta Augusta przetłumaczonego na język polski przez Macieja Strubicza.

Trzeba jednak przyznać, że lepszy był z niego teoretyk niż praktyk wojskowości, zresztą w działaniach wojennych uczestniczył tylko trzykrotnie: w 1509 roku towarzyszył Maksymilianowi I w wyprawie na Półwysep Apeniński, w latach 1519–1521 prowadził zakończoną klęską wojnę z Polską, a w 1525 roku wziął udział w pacyfikacji powstania chłopskiego w Sambii. Mimo to rwał się do walki, oferując Polsce pomoc oraz wsparcie Prus w ewentualnej wojnie z Turcją, był nawet przewidziany na jednego z dowódców armii. Pech chciał, że przyszło mu dowodzić tylko w bezkrwawych zmaganiach lokalnych w 1563 roku, kiedy już jako siedemdziesięciotrzylatek dosiadł konia, by poprowadzić pospolite ruszenie z Prus Książęcych przeciwko księciu Erykowi Brunszwickiemu. Nie dane mu było jednak stoczyć żadnej potyczki ani przeprowadzić imponujących manewrów wojskowych, ponieważ obie strony konfliktu ograniczyły się do utrzymywania pozycji na brzegach Wisły na północ od Kwidzyna i zbierania orzechów rosnących na okolicznych drzewach. Niemłody już władca przypłacił swój udział w „wojnie orzechowej” – pod taką nazwą owa bezkrwawa kampania przeszła do historii – ciężką chorobą, która wywołała u niego częściowy, pogłębiający się z biegiem lat paraliż.

Książę Albrecht zapisał się w historii również jako protektor luteranizmu w Rzeczpospolitej, gdyż ufundował liczne stypendia dla polskiej młodzieży protestanckiej na Uniwersytecie Królewieckim. Wspomagał także katolików, w tym Jana Kochanowskiego, któremu także zapewnił hojne stypendium, wynoszące pięćdziesiąt srebrnych marek. W 1551 roku dzięki wsparciu księcia Stanisław Murzynowski dokonał pierwszego przekładu Nowego Testamentu na język polski.

Jak na renesansowego władcę przystało, Albrecht dbał też o swoją rezydencję w Królewcu, przekształcając ją w siedzibę godną europejskiego księcia. A miał tu wiele do zrobienia, bo zamczysko, zamieszkane niegdyś przez rycerzy zakonnych, było wyjątkowo ponure. Albrecht przede wszystkim zadbał o wystrój komnat i korytarzy, zapełniając je gobelinami i obrazami. Wśród obrazów przeważały portrety europejskich władców na czele z Jagiellonami, z którymi dzięki matce był spokrewniony. Na organizowanych w zamkowych wnętrzach uroczystościach oraz renesansowych imprezach gościom czas umilał chór szkoły przy kościele Świętego Jana w Toruniu, kierowany przez Urbana Störmera, oraz kapela zamkowa. Książę chętnie gościł też ludzi pióra, na przykład Jan Kochanowski przebywał na dworze Albrechta w 1551,1552 i 1555 roku. Przypuszczalnie podczas ostatniego pobytu poety w Królewcu powstała jedna z najbardziej znanych jego pieśni Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary. Innym wybitnym, choć mniej znanym polskim poetą renesansowym korzystającym z gościny Hohenzollerna był Andrzej Trzeciecki Młodszy.

Albrecht Hohenzollern, Jagiellon po kądzieli, panował w Prusach dość długo, bo czterdzieści trzy lata, i było to udane panowanie. Dzięki długoletniemu pokojowi w drugiej połowie XVI stulecia kraj zaczął się bogacić i rósł w siłę, a książę, jak na potencjalnego założyciela dynastii przystało, zadbał też o sukcesję, płodząc następcę tronu.

Książkę Dziedzictwo krwi. Potomkowie władców Polski na tronach Europy kupić można w popularnych księgarniach:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Dziedzictwo krwi. Potomkowie władców Polski na tronach Europy
Iwona Kienzler 0
Okładka książki - Dziedzictwo krwi. Potomkowie władców Polski na tronach Europy

Wielu władców europejskich miało polskie korzenie, a krew Jagiellonów po dziś dzień płynie w żyłach wielu dynastii. Czy odziedziczone geny...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Jak ograłem PRL. Na rowerze
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na rowerze
Dziewczynka ze srebrnym zębem
Andrzej Marek Grabowski
Dziewczynka ze srebrnym zębem
Mój brat Feliks
Regina Golińska-Barancewicz
Mój brat Feliks
Pies
Anna Wasiak
Pies
OdNowa
Anna Kasiuk ;
OdNowa
Cienie. Po prostu magia
Katarzyna Rygiel
Cienie. Po prostu magia
Opowieści o porach roku
Karine Tercier
Opowieści o porach roku
Dori
Andrzej Kwiecień ;
Dori
Suplementy siostry Flory
Stanisław Syc
Suplementy siostry Flory
Pokaż wszystkie recenzje