Opowieść o walce i woli przetrwania – mimo wszystko.
Ile nieszczęść może spaść na głowę zwyczajnej, dziewiętnastoletniej dziewczyny?
Wcześniej Łucja miała wszystko. Szczęśliwe życie, pełną rodzinę i wsparcie przyjaciół. Sielanka skończyła się w momencie, gdy lekarz postawił jej diagnozę: „choroba nowotworowa”. Od tej pory wszystko dookoła dziewczyny zaczęło się sypać jak domek z kart.
Łucja walczy o powrót do normalności, ale nieszczęścia nie odstępują jej na krok. Jej mama trafia do szpitala psychiatrycznego, a ona musi przejąć jej rolę w domu. Każdy dzień zamienia się w walkę o przetrwanie. Łucja przyjmuje kolejne ciosy od losu, zmaga się z wyrzutami sumienia i dręczącymi ją pytaniami, lecz wkrótce zaczyna tracić nadzieję, że jej życie się ułoży.
Nie wie jeszcze, że mimo młodego wieku, drzemie w niej ogromna siła, by stawić czoło przeciwnościom losu. Tylko… czy będzie potrafiła z niej skorzystać?
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2024-02-22
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 424
Język oryginału: polski
To, co spotyka nas w życiu, niejednokrotnie definiuje nasz charakter. Doświadczenia życiowe potrafią zmienić nas bezpowrotnie. W jednym przypadku jest to zmiana na lepsze, w innym na gorsze. Zawsze jednak zostawia po sobie ślad...
"Żyj, Łucjo" to piękna, bardzo emocjonalna opowieść o walce o samego siebie. Główna bohaterka, Łucja, to mała, 8-letnia dziewczynka, przed którą stają pierwsze życiowe wyzwania. Wraz z jej dorastaniem, pojawiają się kolejne problemy, z którymi musi sobie poradzić. Tematy te, kształtują kobietę, oddając piętno na następne lata życia. Jakie trudności spotkają Łucję?
Martyna Kielańska stworzyła historię na wzór pamiętnika. Opowiada w niej w bardzo kreatywny, ale i emocjonalny sposób o życiu głównej bohaterki. Kreując styl pisania na zasadzie pamiętnika, daje czytelnikowi zaproszenie do przeżywania każdej opisywanej chwili wraz z bohaterką. Autorka nie wstrzymuje się od tematów ciężkich, poruszając w książce m.in. wątek choroby czy śmierci. Opowiada o tym w sposób bardzo emocjonalny, ale i delikatny.
Historia opowiedziana w książce pt. "Żyj, Łucjo" to bardzo realistyczna opowieść, przedstawiająca wszelkie aspekty życia. Pokazuje zarówno kolorowe momenty, jak i te gorsze chwile. Za pomocą głównej bohaterki, przedstawia także ogromną siłę i motywację, drzemiącą w każdym z nas. Pokazuje, że nie należy się poddawać i iść dalej po swoje. W końcu jutro zależy tylko i wyłącznie od nas. Pozycja ta, mimo że tyczy się życiowych dramatów, jest pozycją, po którą warto sięgnąć. Poruszane w niej przeróżne tematy pozwalają na utożsamienie się z nimi, zrozumienie niektórych rzeczy. Osobiście, powieść oceniam naprawdę dobrze. Zachęcam do sięgnięcia po nią i poznania historii Łucji.
Przeczytane:2024-03-23, Ocena: 5, Przeczytałam,
Ja naprawdę rzadko się wzruszam przy czytaniu, a płaczę jeszcze rzadziej. Widziałam już kilka opinii na instagramie zanim książka do mnie przyszła. Moją zasadą jest by nie czytać nigdy wcześniej tego, co sama mam przeczytać, ale zmusiły mnie słowa wielu osób, które na wstępie zaznaczały, że przy niej płakały. Wtedy właśnie postanowiłam, że odczekam tydzień z jej przeczytaniem i rozpocznę lekturę z jak najlepszym nastawieniem. Wykrzeszę z siebie cały świat pozytywów i radości, by zwyczajnie przeczytać tą książkę. I wiecie co? Przegrałam. Strona po stronie od pozytywów życia młodej bohaterki czułam w nastawieniu postaci, że niedługo coś się wydarzy. Niby opisywała szczęście, ale pozytywnych uczuć tam nie widziałam. Gdzieś był ten cień, który z każdą stroną zaczął się powiększać. I potem nagle bach. Diagnoza, która odmieniła życie młodej postaci. Do tego zanim pogrążyliśmy się w niej w całości, nadeszły kolejne nieszczęścia. I ponowne bum. Straciła swoją miłość życia, powierniczkę i najlepszą przyjaciółkę w bestialski i samolubny sposób. Kłoda za kłodą, nóż za nożem i jedno wielkie pasmo nieszczęść. W tle postać miała wsparcie, ale nie było zbyt mocno podkreślone i niewiele wnosiło do jej życia, moim zdaniem. Tyle nieszczęść spadło na dziecko, które tylko chciało mieć całą rodzinę. Cóż z tego, że dorosło? Czy faktycznie będąc starszymi nie mamy już prawa kochać swoich rodziców? Co waszym zdaniem dalej się stało? Czy pojawiło się jakieś światełko w tunelu?
Wracając do początku mojej recenzji. Przyznaję, nie dałam rady tak zwyczajnie jej przeczytać. A wiecie co mnie najbardziej uruchamiało? Sposób w jaki została wydrukowana. Na linijce powstawały pojedyncze słowa. Emocje rzucane niczym przerwy, bo nie dało się powiedzieć niczego oprócz pojedynczych wyrazów. Przeskakiwaliśmy wpierw latami, później dniami, następnie porą dnia. Im więcej tragedii, tym czas płynął wolniej. Ogromna ilość słów i dialogów, które niewiele zajmowały na stronie objętości, ale ich gęstość przypominała ruch cząsteczek w atmosferze. Opowieść o walce ze światem i samym sobą. O obserwacji bliskich osób jak gasną każdego kolejnego dnia. O przeczuciu, które było silniejsze niż wycie syreny i rodzinie, która by żyć dla innych, jeśli nie zawsze dała radę się podnieść, to przynajmniej robiła co mogła by się czołgać. Byle tylko na przód, by móc zastąpić tych, którym zabrakło już sił.
Ostrzeżenie!!!
Książka nie jest dobra dla osób o słabej sile psychicznej. To, że jest piękna, to jedno. Ale to, że potrafi wywołać stany depresyjne, to drugie. Wręcz zabraniam czytać książkę ludziom, którzy doświadczają ataków paniki, bo ona je tylko otworzy, a nawet pobudzi. Ale to tylko moje zdanie:-)
Za książkę dziękuję Klubowi Recenzenta z serwisu nakanapie.pl