Życie z drugiej ręki

Ocena: 3.87 (15 głosów)

Do tej pory Anita nie zastanawiała się, czy jest naprawdę szczęśliwa. Żyje z dnia na dzień, wychowując dwie córki i borykając się z coraz bardziej odległym jej mężem. Ma jednak dosyć rutyny i monotonii. Marzy o znalezieniu pracy i uwolnieniu się od toksycznej przeszłości. I właśnie wtedy poznaje Joannę, która wpada na pomysł wspólnego biznesu. Czy życie Anity jest aż tak beznadziejne, jak jej się wydaje? Jak długą drogę musi przejść i jak wiele rodzinnych tajemnic poznać, by wreszcie zrozumieć, co tak naprawdę ma w jej życiu największe znaczenie? Życie z drugiej ręki to poruszający debiut przedstawiający rodzinną historię rozgrywającą się w scenerii prowincjonalnego miasteczka, opowieść o kobiecie zagubionej, która usilnie szuka swego miejsca w życiu.

Informacje dodatkowe o Życie z drugiej ręki:

Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2015-09-07
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 978-83-64312-59-5
Liczba stron: 192

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Życie z drugiej ręki

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Życie z drugiej ręki - opinie o książce

Moją uwagę przyciągnęła okładka. Później opinie pisarek, których powieści czytam i przypadają mi do gustu. Tak więc nie mogło być inaczej, ta książka również spełniła moje oczekiwania. I mimo, że autorka stwierdza, że wszystko to jej wyobraźnia i nie ma się co doszukiwać rzeczywistości, to ja chyba właśnie za tą rzeczywistość przyznaję maksymalną liczbę punktów. Ta książka jest o nas, kobietach, o naszych codziennych sprawach i problemach, z którymi trzeba się zmagać, o kompromisach, zaufaniu. Gorąco polecam
Link do opinii
Avatar użytkownika - izabela81
izabela81
Przeczytane:2016-07-26, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki - 2016,
Autorka stworzyła portret przeciętnej współczesnej kobiety, która musi zmagać się z niełatwą codziennością. Pojawiają się jej marzenia, pragnienia, wspomnienia. Zabrakło mi tu więcej emocjonalnej i psychologicznej strony głównej bohaterki. Ciężko jest zżyć się z Anitą, bowiem niejednokrotnie irytowało mnie jej zachowanie, obwinianie wszystkich dookoła za swój los i niepowodzenia. A wszystko przecież zależy w dużej mierze od nas samych. To my kierujemy swoim życiem. Póki jest jeszcze nadzieja trzeba walczyć o swoje, o związek, małżeństwo, miłość, chociaż wiadomo że nie zawsze jest to takie proste. Anita - główna bohaterka chciała zadowolić wszystkich, a to przecież niemożliwe. Powinniśmy doceniać samych siebie i nie szukać potwierdzenia własnej wartości u innych osób. Wcale nie musimy być idealnymi matkami, córkami, synowymi czy żonami. Nasze słabości, lęki, zwykła codzienność, warto je docenić i zaakceptować, bo są częścią nas samych. Często wydaje się nam, że nasze życie jest beznadziejne. Ale czy, aby na pewno takie jest? Na przykładzie Anity doskonale widać, że nie zawsze tak jest i tylko od nas zależy czy zrozumiemy, co tak naprawdę w życiu ma największe znaczenie. "Jak ciężko jest porzucić poczucie obowiązku, które sami sobie narzuciliśmy, jak trudno jest odrzucić myśl, że powinniśmy, że musimy, że mamy być idealni. Jak się z tego wyplątać, jak znaleźć światełko w tunelu, drogę do wyjścia ewakuacyjnego?" Spodziewałam się też rozmów pomiędzy Anitą a jej mężem. Nawet kilka kłótni wprowadziłoby do książki lekkiego smaczku, jakiejś iskry, akcji. Zastanawiało mnie bezosobowe traktowanie męża przez Anitę, która nazywa go "Ten Mąż". Czy jest on dla niej nieważny i dlatego anonimowy? Dopiero pod koniec książki poznałam jego imię, bez wyjaśnienia dlaczego nazywany był "Tym Mężem". Ale myślę że zrozumiałam dlaczego był Tym Mężem, a nie Sebastianem. W kolejnych książkach chciałabym ujrzeć troszkę więcej optymizmu, bo przecież życie nie składa się tylko z samych tragedii i smutnych chwil. Największym plusem książki jest to, w jaki sposób autorka oddała atmosferę małego prowincjonalnego miasteczka i środowiska, w jakim przyszło żyć jej bohaterce. Uświadamia nam również to, jaką wartością jest rodzina. Powieść nostalgiczna, która skłania do refleksji i każda z nas może odnaleźć w niej cząstkę siebie. Okładka mocno przykuwająca uwagę.
Link do opinii
Avatar użytkownika - magdalenardo
magdalenardo
Przeczytane:2016-06-28, Ocena: 2, Przeczytałam, 52 książki 2016,
Debiut literacki nagrodzonej za najlepszy blog roku 2014 Anny Grzyb wywołał w sieci wiele emocji. Czytałam na temat jej książki wiele nieprzychylnych komentarzy, czytelniczki miały też żal do znanych autorek, które rekomendowały treść na okładce książki. Trudno było mi w to wszystko uwierzyć, no bo jak to? Życiowa książka (coś co lubię), skierowana do kobiet w przedziale 25 - 40 lat (pasuje) o codzienności, dzieciach i kłopotach małżeńskich. Wszystko to, co w książkach lubię, więc co mogło pójść nie tak? Przecież sama chętnie czytałam teksty autorki na blogu "Pisaninka". Musiałam przekonać się sama... ... i strasznie żałuję! "Życie z drugiej ręki" było dla mnie niezwykle trudną lekturą, choć to może akurat złe określenie, bo treść była prosta i nijaka. Kompletnie nic nie wniosła w moje życie... no może trochę więcej snu, bo choć to niewielka objętościowo książka, to prawie za każdym razem gdy zaczynałam czytać zasypiałam. Od momentu gdy przeczytałam wreszcie ostatnią stronę (a było to kilka dni temu) zastanawiam się po co ona właściwie powstała. Lubię gdy książka, nawet o sprawach codziennych, zmusza do refleksji nad własnym życiem, pokazuje świat z nieco innej perspektywy, daje kopa do działania czy zwyczajnie stanowi nadzieję na lepsze jutro. Tutaj nie ma nic. Bohaterka jest marudna, nieprzyjemna, apatyczna, ciągle narzeka, a przy tym czuje się nierozumiana i niedoceniana. Nie widzi swoich ewidentnych wad. Jest toksyczna, męcząca i ciągle niezadowolona. Gdy opowiadała o powodach swoich frustracji nie mogłam się z nią zgodzić, ja wszystko widziałam zupełnie inaczej. Ten Mąż wykazywał się wielkim zrozumieniem i... miłością, skoro wytrzymał z taką zołzą! Autorka na końcu książki pisze, że wszystkie zdarzenia są fikcją i czytelnicy nie powinni upatrywać się w niej podobieństwa do jej prywatnego życia. Hmmm... trudno się tego trzymać, gdy podobieństwo (nawet dla osób, które ledwo "znają" ją z lektury bloga) jest bardzo prawdopodobne. Poza tym pierwszoosobowa narracja sugeruje, że autorka dokładnie wie o czym pisze i dokładnie wczuwa się w losy bohaterki. Swego czasu Anna Grzyb pisała wiele o żalu, który żywi do wydawców, autorów i czytelników swojego bloga. Pisała o tym, że czuje się wykorzystana i oszukana. Anita, bohaterka książki (swoją drogą Ania - Anita, obie mają trójkę dzieci) też jest tą dobrą, życzliwą, zawsze pomocną, a ludzie cięgle wystawiają ją do wiatru, zawodzą i zostawiają na lodzie. Ten Mąż nie rozumie, nie przytula, nie adoruje, ale jak wraca do domu to Anita odlicza dni kiedy wreszcie odjedzie z powrotem, by mieć święty spokój. Ten Mąż nigdy nie pomaga w domu, no chyba, że da mu się wytyczne i dokładnie powie co ma zrobić (serio? taki mąż to skarb!), no tak, ale przecież wszystko robi źle i ma to stale wytykane (wcale się nie dziwię, że sam nie podejmuje inicjatywy, skoro wie, że obojętnie jakby się nie starał to i tak będzie źle, jednak wie, że to nie w porządku, więc jak musi to robi). Mnie się tu coś nie zgadza, a Wam? Postać Anity przypomina mi przypadek osoby z chorobą dwubiegunową. Raz euforia, chęci do działania, świat w kolorach, a po chwili narzekanie, lamentowanie i zniekształcony obraz rzeczywistości (która zadowoliłaby nie jedną osobę). Gdyby tylko Anita zdawała sobie z tego sprawę i autorka "pociągnęłaby" wątek choroby to książka miałaby zupełnie inny wymiar, a tak jest płaska, nudna i strasznie irytująca :( Zdecydowanie nie polecam! Nie róbcie tego co ja i nie upierajcie się przy tym, że musicie przekonać się sami i wyrobić sobie własną opinię o książce. Totalna strata czasu!
Link do opinii
Avatar użytkownika - jantarek
jantarek
Przeczytane:2016-04-09, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam,
Nie jest to książka, która zmieniła całe moje życie. Ani nie dała spać, jeść i zarobkować. Co nie znaczy, że to czysta grafomania :P Co to, to nie! Lekko, łatwo, ale i refleksyjnie. Idealna na relaksujący odpoczynek przy herbatce, albo kawie. W kolejce, w poczekalni, w międzyczasie. Wciąga, wprowadza w świat bohaterów. Swojsko, zwyczajnie, banalnie momentami. I chyba w tym tkwi siła książki. Nie ma tu kontrowersji, dramatów moralnych, ale prawdziwe życie. Do bólu. Zakupy na obiad, problemy małomiasteczkowych plotkar, wzloty, upadki, wizyty w sklepie "z drugiej ręki". Ja tak żyję, tak ma autorka, a pewnie i wiele czytelniczek. I w tym prostym, zwykłym świecie da się jednak odnaleźć pasję, samozaparcie, dążenie do wyznaczonego celu. Skoro ona może, to może każdy! Książka przepełniona wiarą w lepsze jutro. I nadzieją. W sumie...nawet dosłownie...
Link do opinii
Avatar użytkownika - limonka81
limonka81
Przeczytane:2015-12-01, Ocena: 4, Przeczytałem, Mam,
Anita to matka dziewięcioletniej córki. Jest żoną, która zajmuje się wychowywaniem dziecka i prowadzeniem domu. Ten Mąż często wyjeżdża i rzadko bywa w domu. Ze względu na swoją pracę pojawia się w domu w weekendy, a cały ciężar codziennych obowiązków i załatwiania spraw spada na Anitę. 30-latka ma dosyć takiego zatracenia się w tej szarej, codziennej rzeczywistości. Monotonia, która wdarła się do życia bohaterki, sprawia, że czuje się ona zmęczona, rozgoryczona i rozżalona. "Życie z drugiej ręki" to taka zwyczajna historia o zwykłej kobiecie, z którą śmiało można utożsamić się. Ja również lubię czytać książki, które są moją pasją i lubię zakupy w sklepach z ubrankami dla dzieci :). Zabrakło mi w tym opowiadaniu konkretnej akcji. Za mało działo się. Decyzja o otwarciu sklepu z używaną odzieżą to trochę za mało, mimo że prowadzi ten krok do jakichś pozytywnych zmian w codzienności bohaterki. Powtarzające się często myśli Anity, która opowiada nam o swojej codzienności, planach, marzeniach, urywkach z przeszłości, aktualnych ploteczkach o ludziach mieszkających w małym miasteczku, nieco nużyły mnie. Wytworzyła się zbyt chaotyczna fabuła. Debiutująca autorka książki "Życie z drugiej ręki" potencjał do pisania ma i trzymam w kciuki za mocne rozwinięcie skrzydeł w kolejnych historiach, które będą budziły emocje i które będą mieć konkretny, rozbudowany temat, oraz wciągającą akcję. Strona tytułowa książki jest śliczna. Sam tytuł również trafia prosto w serce :).
Link do opinii
Avatar użytkownika - ejotek
ejotek
Przeczytane:2015-11-29, Ocena: 2, Przeczytałam, 52 książki 2015, Mam,
Książka Anny Grzyb jest napisana prostym, choć może nazbyt potocznym językiem. Autorka jest osobą oczytaną o czym świadczą liczne odniesienia do książek ogólnie lub do konkretnych autorów (Christie, Carroll). Bardzo dobrze opisała małomiasteczkowy klimat, gdzie każdy każdego zna, wszyscy wszystko wiedzą o sąsiadach a chwilami to można powiedzieć, że wiedzą więcej o nas niż my sami. Historia Anity jest zwyczajna, ot taki los może spotkać Ciebie czy mnie... Najpierw jest wielka miłość, zafascynowanie, chęć wspólnego pokonywania licznych życiowych przeszkód, ale później małżeństwo przeżywa kryzys, bo nie ma czasu, bo nie ma sensu, bo nie ma siły... Każdy robi to co musi, by mieć z czego żyć i ludzie zapominają o tym co było, co ich łączyło... Czy to małżeństwo ma jeszcze szansę na wzlot? Czy Anita zdobędzie się na wysiłek i przestanie być tak bardzo marudna, bezbarwna, czy przestanie wciąż narzekać i zrobi coś, by poczuć się spełnioną? Czy weźmie się w garść i podejmie strategiczne decyzje? Bardzo denerwowała mnie taka koncepcja bohaterki. Sama jestem kobietą, która ma na głowie wiele obowiązków i nie mogłam zrozumieć jak ona może nie wyrabiać się z własnymi?? Co takiego robi, że czas ucieka jej bezpowrotnie? Anita jest bardzo niekonkretną postacią, niby chce rozwijać swoją znajomość z Asią, chce by były przyjaciółkami, ale nie chce się jej zwierzyć z problemów, bo boi się wyśmiania, oceniania i odrzucenia. Nawet jeśli zaczyna dostrzegać coś pozytywnego w swoim nieszczęśliwym życiu to za chwilę możemy oczekiwać na przytłoczenie tego negatywami - ot ciągła pesymistka. W wielu przypadkach Anita sama nie wie czego chce, miota się i nie potrafi skupić na jednej rzeczy czy jednej opowiadanej historii. Takie właśnie mam odczucie w stosunku do autorki, że nie do końca wiedziała co chciała napisać, ponieważ powieść jest tak naprawdę o niczym. Z wyjątkiem kilku konkretów jak założenie biznesu, śmierć dziecka Moniki, tajemnica zniknięcia matki Anity oraz utracona miłość Joanny to kolejne akapity książki traktują naprzemiennie o tym samym: histeria Misi, problemy z dziećmi i mężem, który rani i poniża. Dorzucę jeszcze irytujące nazywanie go Ten Mąż... Bardzo mi się to nie podobało. Postacie niestety nie są dopracowane i poruszają się wciąż wokół tych samych tematów. Nie odczułam żadnej więzi emocjonalnej z bohaterami, ponieważ zbyt mało o nich wiem. Dialogi są powierzchowne i banalne a opisywane sytuacje płytkie. Książce brakuje iskry, akcji, czegoś co wciągnęłoby czytelnika i sprawiło, że czytałby z zapartym tchem aż do ostatniej strony. Niektóre akapity są jakby z zupełnie innej powieści, bowiem nie pasują do tego, co wcześniej czy później napisała autorka, są odrębne, nie powiązane, jakby dopisywane później. Pojawiają się zdania, które coś zwiastują, coś zapowiadają, jednak później wyczekujący rozwinięcia wątku czytelnik czuje rozczarowanie, ponieważ autorka nie wróciła do tego więcej (na przykład temat fundacji czy weekendu w Krakowie). Podobnie jest ze sprzecznościami, kiedy najpierw czytam o tym, że bohaterki ostatnio się zbliżyły a już w następnym zdaniu, że jedna się od drugiej odsuwa... Tak jak wspomniałam na wstępie - czytałam wiele debiutów - mam zatem porównanie, jak może wyglądać twórczość debiutanta. Każdy kiedyś zaczynał, każdy szkoli warsztat, pisze coraz lepiej. Życzę autorce rozwoju i by kolejne książki były bardziej dopracowane. Ten debiut niestety nie zapadnie mi w pamięci jako godny polecenia. Choć z tylnej okładki powieści zerkają na mnie słowa polecenia znanych autorek, to ja czuję się... oszukana. I nie dlatego, że powieść jest o życiu i bez upiększeń (bo te argumenty pojawią się najczęściej), ale dlatego, że zwyczajnie książka jest głównie dołująca, z negatywnie do wszystkiego nastawioną bohaterką i brakiem jakiejkolwiek akcji... Czytane powieści powinny coś wnosić w nasze życie, powinny coś uświadamiać, podnosić na duchu a ja czułam się przyciśnięta do podłogi gruzami walącej się ściany i walcząca o oddech, który zabierały mi nawet teksty wierszy i piosenek, które zostały wplecione w powieść, jakby autorka nie do końca była pewna czy chce zadebiutować prozą czy poezją... całość recenzji: http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2015/11/anna-grzyb-zycie-z-drugiej-reki.html
Link do opinii
Avatar użytkownika - Czyta_bo_lubi
Czyta_bo_lubi
Przeczytane:2015-09-27, Ocena: 5, Przeczytałem,
Napisano już wiele o typie bohatera w tej książce, o charakterze świata przedstawionego - że jeden zwyczajniejszy od drugiego itd., itp. Szukałam więc trochę innego punktu zaczepienia. Pomyślałam o konstrukcji. Do rzeczy. Założona w utworze forma pozwala autorce konstruować akcję bez zbytniego przywiązania do utartych sposobów budowania struktury fabularnej i jednocześnie uniknąć zarzutów o niespójność, które mogłyby się pojawić przy próbach odtworzenia tradycyjnego schematu. "Życiu z drugiej ręki" nie da się tego zarzucić, tu jest inaczej. Wydaje mi się, że autorka świetnie schemat zna, tylko trochę sobie z niego kpi. Podobnie jak z wyzyskiwanej w tej literaturze konstrukcji bohatera i jego story. I w tym momencie oddalam się od konstrukcji fabuły i podążam w stronę bohatera, ale inaczej się nie da, przepraszam za nieporządek :) Do konstrukcji całości jeszcze wrócę. Bo tu nic nie jest niezwykłe, nic nie jest cukierkowe, tajemnicze i miłe. Ten świat to prowincja odczarowana. Odczarowana bez cienia satysfakcji. Za to z gorzką konstatacją na temat różnic między tak zwaną literaturą oraz tak zwanym (a jakże!) życiem. Życiem z drugiej ręki, dodajmy, i nie ma w tym określeniu cienia kokieterii, co bardzo dobrze widać już mniej więcej w połowie lektury. Podczas czytania bowiem towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że Anna Grzyb całkiem świadomie i celowo robi sobie z czytelnika jaja. "Aha!" - zdaje się krzyczeć do mnie między wierszami - "Myślisz, że teraz się ze mną bidulką utożsamisz! Nic z tego! Zobacz, jaka bywam beznadziejna, jak czasami sama sobie szkodzę, jak nie umiem zdecydować, czego chcę, jak...". Nie wiem, czy to przypadek, czy celowy zabieg, ale na tego typu autorefleksje bohaterki natrafia się za każdym razem, gdy już, już zaczyna jej człowiek współczuć, gdy ma ochotę ją przytulić i pogłaskać po głowie, pocieszyć, a może nawet utożsamić się z nią. Nic z tego. Mamy bowiem kłopot tego rodzaju, że bohaterka - oprócz zdolności trafnej i bolesnej oceny otoczenia (sąsiadów, znajomych, rodziny i męża) - potrafi równie celnie i bez znieczulenia potraktować samą siebie. Taki na przykład fragment - początek do współczucia, do pogłaskania, do łez prawie: Siedzenie w domu, w czterech ścianach, niemalże samotnie, bo tylko z małym dzieckiem, potęgowało poczucie beznadziei, nijakości, smutku. Czym jednak mogłabym się zająć w kraju o wysokiej stopie bezrobocia, zwłaszcza że nigdy nie pracowałam na umowę, a najczęściej na czarno zbierałam warzywa i owoce sezonowe? Czasem bywałam kelnerką lub miewałam tak zwane praktyki, dorabiałam jako pomoc księgowej. Ale już po chwili: Wykształcenie miałam, a jakże (powoli zwraca się ironicznie ku sobie ;), jak każdy, a nawet lepsze od wielu. Szkoda jednak o tym gadać, szkoły skończyłam tak dawno, że nawet dobrze nie pamiętałam, czego się w nich uczyłam. Stwierdzenie nie do pomyślenia w sielankowych opowieściach o singielkach, które niemal zawsze w trudnych sytuacjach nagle odnajdują w sobie ukryte umiejętności, zdolności, pozwalające im odbić się od dna i zaaranżować życie od nowa, od zera. I co mogłabym robić? Do czego się nadawałam? Do narzekania na pewno. Siedziałam zatem beztrosko na brązowej kanapie i dumałam o swym przyszłym wymarzonym zajęciu... Chapeau bas, Ania, chapeau bas za dystans i szczerość. I dalej: Nie byłam stworzona do siedzenia na tyłku, tyle bym chciała, tyle mogła, a tymczasem moim ulubionym miejscem została kanapa. Z tej perspektywy plany wyglądały tak różowo... Oto mamy otwarte przyznanie się do tego, że bohaterka wcale nie jest uwięziona na kanapie (w domu, w kuchni, przy dzieciach), ale że właśnie ta zasiedlana z konieczności kanapa to jest dla niej miejsce zwyczajnie życiowo wygodne, a ulubione, ponieważ pozwala siedzieć beztrosko, bezpiecznie snuć różowe plany i rozgrzeszać się z "nicnierobienia" w celu ich realizacji poprzez wymyślanie coraz to nowych, oczywiście tak zwanych obiektywnych, trudności. Niby nic takiego odkrywczego, to prawda. Łatwo taką diagnozę postawić - owszem. Ale wobec innych. Patrząc z boku, z wyższościowej perspektywy "tej, która daje radę", której się to i owo udało, która podołała (albo której się tylko tak wydaje). Trudne - i pewnie dlatego praktycznie niespotykane - jest postawienie takiej diagnozy samej sobie, wyjście z roli ciemiężonej przez typ macho i społeczeństwo "matkipolki", stanięcie obok i spojrzenie na siebie samą z zewnętrznej perspektywy. A jeszcze w "powieści obyczajowej dla kobiet"!!! Ha, ha, ha! Kolejny raz chapeau bas. Jest pod prąd, bez czarowania, do bólu. Cięty język autorki (ups! bohaterki/narratorki, sorry) nie oszczędza nikogo: ani jej samej, ani jej otoczenia, ani utrwalonych w tego typu literaturze schematów. I to by właśnie była ta kpina, powiedziałabym nawet - lekki sarkazm. Nie wierzycie? To zobaczcie: Zauważyłam pewną prawidłowość w czytanych przeze mnie powieściach obyczajowych: ich bohaterką zawsze była kobieta, na dodatek samotna, z wyboru albo dlatego, że porzucił ją mąż, który miał być przy niej, dopóki śmierć ich nie rozłączy, a tymczasem złączył się z inną panią, a może raczej lafiryndą. Bohaterka historii zazwyczaj kupowała dom na jakimś zad... to znaczy na wsi i go remontowała. Czasem rzucała też pracę. Ciekawe, jakim cudem rzucała pracę i miała pieniądze na kupno domu oraz na jego remont - ciśnie się na usta, ale autorka/narratorka/bohaterka wydaje się przełykać te słowa, nie wypowiada ich. I wtedy poznawała Pana Idealnego, z którym żyła długo i szczęśliwie. Amen. Bo podkreślone przejęzyczenie wyjaśnień już chyba nie wymaga. Jaki jest stosunek narratorki/bohaterki/autorki(?) do zad... to znaczy prowincji, każdy widzi. A najlepiej ona sama. Bo tam mieszka, w bynajmniej nie romantycznych okolicznościach, a już na pewno nie z Panem Idealnym. Jej królewicz na białym koniu nazywa się zwyczajnie: mąż. Ten Mąż. O tym, że sama siebie nie uważa ona wcale za lepszą, już było. Słowem - sprawiedliwość i obiektywizm to jest to, na czym opiera się odczarowanie małomiasteczkowego świata i zaludniających go nie bardzo literackich, raczej życiowych, bohaterów. Druga rzecz. Bohaterka-narratorka (łamane przez: autorka?) doskonale wie, co chce czytać, kiedy bierze do ręki kolejną wywalczoną w publicznej bibliotece powieść, na którą zwyczajnie nie ma pieniędzy. Świetnie zdaje sobie sprawę, że nierealne (a udające, że jest wręcz odwrotnie) książkowe światy to jedynie fantasmagorie, że prowincja wcale tak nie wygląda, że ludzie wcale nie są tu mili, a osoby, które od biedy można by uznać za przyjaciół, bywają czasami głupie i naiwne, zaś my sami wcale im pod tym względem nie ustępujemy. Ale właśnie dlatego po taką lekturę sięga. Upaja się nią w krótkich chwilach odpoczynku, bo jaka to frajda trzymać w rękach książkę, o której wiadomo, że będzie się ją świetnie czytało [...] mając świadomość, że po lekturze odzyska się humor i dobra energia powróci do człowieka ze zdwojoną siłą. I nic a nic nie przeszkadza jej w tym wspomniana już wyżej ironiczna konstatacja na temat dominującego w takiej literaturze typu bohaterki (a wie, o czym pisze, wszak przeczytała takich książek setki). I co? - chciałoby się powiedzieć. - I co z tego? Niby nic. Zastanawia mnie tylko jedna sprawa: w jakim stopniu intencją Anny Grzyb było stworzenie obyczajowej powieści dla kobiet, a w jakim obwieszczenie światu swojego własnego "wnerwu", który - nie ma siły - musiał się narodzić w mieszkance prawdziwej, nie książkowej, prowincji po przeczytaniu i zrecenzowaniu tak wielu tak podobnych do siebie książek... Dodatkowym impulsem do impulsywnej [sic!] niekiedy bezpośredniości wypowiedzi wydaje się być sprytnie umieszczony w "Prologu" fakt: otóż bohaterka, która na kartach całej książki z prędkością karabinu maszynowego wyrzuca z siebie potok wspomnień (tak, właśnie wspomnień) i refleksji (w tym autorefleksji, o czym wyżej), jest w stu procentach usprawiedliwiona. Niech no ktoś spróbuje zarzucić nadmierną egzaltację kobiecie, która właśnie wyszła od lekarza specjalisty i której całe dotychczasowe życie przeleciało przed oczami w zwolnionym tempie. Tak, dokładnie tak, nie "przesłyszeliście" się - przeleciało w zwolnionym tempie. To istotne, bo zwykle w chwili nagłej śmierci (albo gdy tylko się nam wydaje, że zaraz umrzemy) "film" z życia przed oczami przelatuje, ale w tempie przyspieszonym, i to znacznie, na tym polega fenomen tego zjawiska. A u bohaterki "Życia..." jest odwrotnie. Dlaczego? Być może chodzi o to, by stworzyć pretekst do napisania dalszych trzynastu rozdziałów i rozbudzić ciekawość czytelnika - ona w tej chwili nie umiera, czytelnik nawet nie wie, jaka tak naprawdę jest diagnoza, wiadomo tylko tyle, że nie jest dobra. Przynajmniej z jej punktu widzenia. Robi się groźnie, chce się czytać dalej. I o to chodzi. A wspomniana na początku konstrukcja? Cóż... Wspomnienia, zwłaszcza te przeplatane refleksjami, dygresjami, mają to do siebie, że nie obowiązuje w nich żadna konstrukcja, nie dotyczą ich schematy fabularne i inne, typowe dla powieści, ograniczenia. Zwłaszcza gdy pojawiają się one w głowie bohatera w momencie dramatycznym, by nie rzec: ostatecznym - nie wiemy wszak w "Prologu", co przyniesie "Epilog" :) Potok myśli nie musi - a nawet nie powinien - być za bardzo uporządkowany. Pierwszoosobowy narrator (czyli bohater) ma prawo do dygresji, do osobistych komentarzy, do wtrąceń spoza głównego nurtu zdarzeń, wreszcie do układania ich tak, by ilustrowały ciąg jego myśli, a niekoniecznie odzwierciedlały rzeczywisty schemat fabuły. Powiedziałabym nawet, że napisanie regularnej powieści w klamrze obecnego w książce "Prologu" i "Epilogu" (to tytuły rozdziałów) wyglądałoby sztucznie, a z początku i zakończenia czyniło jedynie mało udatny pretekst do wylania swych żali i pretensji wobec złego świata (oraz siebie). Tak więc - świadomie czy nie, nieważne - stworzyła Anna Grzyb opowieść przełamującą utrwalone schematy - zarówno w warstwie konstrukcyjnej, jak i pod względem zawartości. A poza tym ten wszechobecny "wnerw"... To książka, przy której nie raz i nie dwa wybuchniecie śmiechem. Komizm może przybierać bardzo różne oblicza :) Coś mi mówi, że czytając, śmiałam się w tych samych miejscach, w których podczas pisania uśmiechała się z satysfakcją autorka. Tak właśnie odbieram tę książkę.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Madzinek
Madzinek
Przeczytane:2015-09-22, Ocena: 6, Przeczytałam,
Lekka, miła i przyjemna w odbiorze lektura. Przeczytałam ją jednym tchem. Wiele kobiet znajdzie tu na pewno sporo podobieństw odnośnie sytuacji ze swojego życia.Sporo w niej aktualnych problemów, które dotykają każdej z nas Łatwo się zidentyfikować z bohaterką. Książka porusza wiele codziennych spraw i tematów. Idealna na wieczór.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Iwona067
Iwona067
Przeczytane:2015-09-16, Ocena: 6, Przeczytałam,
Anita jest żoną męża na odległość i matką dwóch córek. Pozornie szczęśliwa, choć cienie z dzieciństwa ciągle ciążą na jej sumieniu a mąż nie spełnia oczekiwań, bo wiecznie nieobecny, a gdy już przyjedzie jedynym jego przyjacielem jest pilot od telewizora. ,,A kiedyś było tak pięknie (...) Nie mogłam bez niego oddychać a on nie potrafił zasnąć, gdy nie było mnie w pobliżu." Pospolita historia, jakich wiele. Najpierw marzymy o księciu z bajki, wyobrażamy sobie jak cudowny będzie to związek, jesteśmy przekonane, że nas nigdy nie dotkną problemy szarej codzienności. I tak jest na początku: różowe okulary i sielanka. I wydaje nam się, że mamy receptę na udany związek, że przecież nie możemy być tacy, jak tysiące par: znudzeni sobą i dniem codziennym. A kiedy już, nasze małżeństwo, z jakichś powodów stanie się rutyną, nie potrafimy sobie pomóc, odświeżyć, pokolorować na nowo nasze współistnienie. A przecież, jak zapewnia Anna Grzyb ,,nie musimy się godzić na życie znoszone, używane, niechciane, z drugiej ręki". I właśnie dlatego, że ta historia jednej z wielu żony, matki, kobiety marzącej o pracy i wyrwaniu się z beznadziei dnia codziennego, jest zwykła i taka życiowa czyta się ją tak lekko i przyjemnie, mając jednocześnie świadomość, że nie można nic nie robić. Kiedy zaczęłam lekturę książki ,,Życie z drugiej ręki" w pierwszym momencie pomyślałam, ot, banalna historia, jakich wiele w życiu i literaturze. Denerwowała mnie bohaterka, wiecznie niezadowolona, przestająca dbać o siebie i zrzucająca całą winę za szarość związku na Tego Męża. Czasem miałam ochotę nią potrząsnąć Anita wreszcie postanawia zmienić swoje życie. Wraz z przyjaciółką otwiera sklep z używaną odzieżą (hm, czy to zbieg okoliczności to skojarzenie ze znoszonym życiem?), zaczyna o siebie dbać, mimo natłoku obowiązków a problemy związane z organizacją dnia, wydające się początkowo olbrzymimi, jakoś się rozwiązują. Dziewczynki zyskują ,,przyszywanych" dziadków, Anita, dzięki kontaktom z ludźmi zaczyna oddychać głębiej, tylko Ten Mąż... Dlaczego pretensje i nagromadzone żale nie pozwalają na rozmowę? O ileż byłoby prościej. Ale może wtedy nie byłoby tej książki? Książki, która uświadamia, że należy rozmawiać, że trzeba dbać o siebie, swoje pasje i pielęgnować uczucia, że nie można się zatracić w codzienności a nieposprzątane mieszkanie to przecież nie tragedia. Anna Grzyb jest doskonałą obserwatorką codzienności. Jej bohaterowie są wyraziści ale jednocześnie tacy zwykli, popełniający błędy, szukający szczęścia i ciepła drugiej osoby. Zaskakuje przeobrażenie Tego Męża, takie niebanalne i symboliczne, w Sebastiana, po prostu. Polecam lekturę, która każe się zatrzymać i spojrzeć na swoje życie inaczej, bo jest jedno i szkoda marnować go na gdybaniu i rozpamiętywaniu, i że nigdy nie należy zdejmować różowych okularów, bo tylko optymistom świeci słońce. Miałam takie wrażenie, że książka to jeden wielki monolog i chociaż na początku, trochę mnie to drażniło, zrozumiałam, ze ma to swój cel i zastanawiam się czy to nie będzie znakiem rozpoznawczym autorki. Dlatego z niecierpliwością czekam na dalsze powieści tej debiutującej pisarki. I jeszcze jedno spostrzeżenie. Po raz pierwszy czytam książkę autorki, którą trochę znam, wirtualnie wprawdzie, ale jednak. Wiem, co nieco o jej życiu, pasji i charakterze. I, mimo zapewnienia, że historia ta jest wytworem wyobraźni, czytało mi się ją jakoś swojsko i znajomo, jakbym przechadzała się po życiu autorki. I to chyba ciut przeszkadza, gdy w trakcie lektury non stop ma się przed oczami Pisaninkę. I jeszcze....Nie byłabym sobą, gdybym nie wytknęła jedynej, moim zdaniem, wady tej książki - zdecydowanie za szybko przewróciłam ostatnią kartkę.
Link do opinii
Avatar użytkownika - KaMax
KaMax
Przeczytane:2015-09-14, Ocena: 2, Przeczytałam,
Niekoniecznie. Opis książki, nawiasem puszczony przez wydawnictwo, na poziomie gimbazy. Ksiązka miła, ale tylko dla tych, którzy nie zwracają uwagi na styl. Dla niewymagających.
Link do opinii
Avatar użytkownika - AnnaKasiuk
AnnaKasiuk
Przeczytane:2015-08-08, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Na pewnym etapie życie każda z nas marzy o szczęśliwej rodzinie, kochającym mężu, ślicznych i koniecznie grzecznych dzieciach, które będą dawały radość i napawały dumą swoimi osiągnięciami. Każda z nas marzy również o spokojny i w miarę dostatnim życiu, pełnej lodówce, bezpieczeństwie we własnym bodaj małym mieszkaniu. Każda z nas marzy... Nie zawsze jednak marzenia, nawet te wydawać by się mogło tak niezbędne do normalnego życia spełniają się. Czasem trzeba przejść długą drogę, którą wystawi na próbę zarówno wielką miłość do tego jedynego mężczyzny, jak i cierpliwość do naszych, jakże kochanych, ale nieznośnych i uciążliwych dzieci. Czasem nie udaje nam się przejść tej próby bez szwanku. Miłość blednie a życie widziane dotąd przez różowe okulary młodości nabiera szarych barw. Tak właśnie dzieje się w przypadku Anity, głównej bohaterki powieści Życie z drugiej ręki, autorstwa debiutującej w nowej roli Anny Grzyb. Anita, młoda mężatka i matka w dosyć brutalny sposób zostaje zmuszona do skonfrontowania szarej rzeczywistości z wciąż przepełniającymi jej głowę marzeniami. Postawiona przed koniecznością opieki nad dziećmi i domem dzielnie stawia czoło niedostatkom, samotności i wciąż piętrzącym się w jej sercu wątpliwościom. Nie mogąc liczyć na wsparcie ze strony pracującego na drugim końcu kraju męża, pogrąża się w marazmie małomiasteczkowego życia, gdzie głównymi atrakcjami wydają się być świeże nowinki zasłyszane pod sklepem, czy też małostkowość zblazowanych podstarzałych sąsiadek, których życie przypomina niekończące się pasmo beznadziei. Anita jednak ma w sobie więcej siły i woli walki o lepsze jutro dla siebie i swoich dzieci niż niejedna kobieta, której przyszło borykać się prozaicznością codzienności. Za wszelką cenę pragnie dać swoim dzieciom wszystko, czego nie dane jej było doświadczyć w dzieciństwie. Jej orężem jest uparte dążenie do celu, zagrzewające ją do tego słowa przyjaciół i pragnienie spojrzenia w oczy zmorom jej przeszłości. Czy uda jej się osiągnąć wymarzony spokój i zbudować dzieciom prawdziwy dom? Tego nie powiem, jednak pamiętajmy, że po każdej burzy przychodzi spokój. Anna Grzyb w swojej debiutanckiej powieści przedstawiła świat, którego częścią jesteśmy, w sposób absolutnie pozbawiony złudzeń. Jej powieść odziera z obłudy, wskazuje rzeczy, które skrzętnie pomijamy pragnąc zachować tym samym pozory normalnego, niczym nieróżniącego się od innych życia. Wyraźnie pokazuje błędy, wady i niedoskonałości naszej egzystencji w sposób ironiczny a momentami nawet prześmiewczy. Która bowiem matka przyzna, że wychowanie dzieci sprawia jej problem, bądź najzwyczajniej w świecie potrafi przerosnąć? Grzyb bezceremonialnie otwiera drzwi do naszych domów i mieszkań a czyni to z wyjątkową precyzją i prostotą ukazując prawdziwe oblicze życia bez zasłon, ogródek. Bezwzględnie. Książka, którą dane mi było przeczytać, napisana jest językiem prostym, nieskomplikowanym, czym autorka podkreśla szeroki zasięg odbiorców, do których kieruje swój przekaz. A czego on dotyczy? Ja swoje wnioski wyciągnęłam. Z pewnością powieść Anny Grzyb stanie na mojej półce wśród innych wartościowych pozycji, do których wracam. Gorąco polecam lekturę tej powieści ze względu na świeży i niebanalny sposób, w jaki przedstawiono w niej rzeczy oczywiste i przyziemne.
Link do opinii
Avatar użytkownika - ksiazkanonstop
ksiazkanonstop
Przeczytane:2015-09-16, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Egzemplarze recenzenckie,

Na samym początku chcę podziękować raz jeszcze Annie Grzyb oraz wydawnictwu Szara Godzina, iż zechcieli obdarować mnie egzemplarzem książki "Życie z drugiej ręki". Jestem prze szczęśliwa, że zaufaliście mi. 

Anita jest niczym nie wyróżniającą się kobietą. Matka, żona całkowicie oddana dzieciom, dbająca o dom. Tylko ile tak można? No właśnie. W końcu nadchodzi czas na zmiany.

A przecież miało nie być zmian. Przecież życie z Tym Mężczyzną miało być piękne, jasne, barwne, pozbawione jakichkolwiek większych konfliktów. Poznali się w autobusie. Banalnie, prawda? Na początku niezobowiązująca rozmowa a później to już samo poszło i nim się spostrzegli, byli po ślubie. Wtedy miłość kwitła. Tak miało być już zawsze. Niestety tak łatwo to nie ma. Uczucie między Anitą a Tym Mężem ulotniło się ustępując miejsca przyzwyczajeniu, kłótniom o wszystko i o nic, żalem. Teraz kobieta została sama z dziećmi, ponieważ Ten Mąż pracował na drugim końcu Polski. 

Wszystko zaczyna się zmieniać, prostować za sprawą Joanny, przyjaciółki Anity. Poznały się w bibliotece. Obie uwielbiają czytać, ale wydaje się, że Anita bardziej, bo to ona uciekała w świat fikcji literackiej spędzając czas w domu. Teraz nasza główna bohaterka w końcu ma przyjaciółkę, bratnią duszę. . Wcześniej jakoś jej ta przyjaźń nie wychodziła. Kobiety wspierają się wzajemnie, są dla siebie niebywałą podporą. Kiedy Aśka proponuje Anicie rozkręcenie wspólnego biznesu... główna bohaterka nabiera nadziei, że w końcu nadszedł Ten Czas. Niesamowita jest ta ich więź. Jesteśmy świadkami jak Joanna wyprowadza Anitę z marazmu miasteczka, gdzie jedyną nowością są plotki zasłyszane w sklepie.

Anita z zamkniętej w czterech ścianach z dziećmi przeistacza się w pewną siebie kobietę, która zaczyna wierzyć, że nic nie jest stracone. Marzenia nie muszą pozostać tylko marzeniami, a miłość można wskrzesić...

To jedynie zarys fabuły debiutanckiej powieści Anny Grzyb. "Życie z drugiej ręki" to dogłębnie prawdziwa historia pozbawiona ulepszaczy i upiększeń. To opowieść o kobietach, o nas. Wiele z czytelniczek na pewno znajdzie w Anicie wiele cech, które same posiadają. Z jakiegoś tam już doświadczenia wiem, że lubimy słodkie opowieści typu "Ona widzi jego i już wie, że to ten i w ogóle cały świat wychodzi im na przeciw". Warto jednak sięgnąć po "Życie z drugiej ręki" może dla odmiany a może po to, aby uświadomić sobie, że nie ważne w jakim położeniu teraz jesteśmy, ponieważ wystarczy zawalczyć, by zmienić życie na lepsze. 

Link do opinii
Avatar użytkownika - monweg
monweg
Przeczytane:2016-02-20, Ocena: 1, Przeczytałam, Wypożyczona,
Avatar użytkownika - Bas1992
Bas1992
Przeczytane:2015-11-14, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - amis
amis
Przeczytane:2015-10-02, Ocena: 1, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - justa21
justa21
Przeczytane:2015-09-26, Ocena: 5, Przeczytałam,
Inne książki autora
Cena Namiętności
Anna Grzyb0
Okładka ksiązki - Cena Namiętności

Beletrystyka...

Okno na świat
Anna Grzyb0
Okładka ksiązki - Okno na świat

"Okno na świat" to współczesna opowieść o życiu Dagmary i Kamili. Odrzucając toksyczną przeszłość uciekają z małego miasteczka do Gdańska, żeby...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Z pamiętnika jeża Emeryka
Marta Wiktoria Trojanowska ;
Z pamiętnika jeża Emeryka
Obca kobieta
Katarzyna Kielecka
Obca kobieta
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Oczy Mony
Thomas Schlesser
Oczy Mony
Rok szarańczy
Terry Hayes
Rok szarańczy
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy