Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2016-09-15
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 276
Tytuł oryginału: Zatrzymać dzień
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: -
"Godzinami, bezsilnie, w nadziei wzrokiem przyciągasz niebo zza okna, litościwie prosząc o Cud. Obiecujesz Bogu co w zamian jesteś w stanie poświęcić".
Ta książka, a raczej by być bardziej precyzyjnym, ta prawdziwa historia przeniesiona na karty książki, przywraca wiarę w ludzi. Pozwala także docenić siłę portali społecznościowych, które odpowiednio wykorzystane, mogą swoją działalnością przyczynić się do wielu dobrych rzeczy.
Wiola i Grześ doczekali się ukochanego dziecka – synka Kubusia. Gdy autorka spostrzegła na lewym oku chłopca małą plamkę, postanowiła udać się do lekarza. Diagnoza okazała się wyrokiem – siatkówczak, czyli rak oka. Rodzice musieli więc podjąć trudną decyzję o usunięciu lewego oka swojego synka. Niestety, złośliwy nowotwór znowu zaatakował, tym razem drugie oko. NFZ odmówił zrefundowania terapii leczenia za granicą, a polscy lekarze zaproponowali jedynie usunięcie chorego oka. Wiola postanowiła więc walczyć o to, aby jej syn mógł widzieć świat.
Historia walki Wioli o uleczenie drugiego oka swojego syna to historia prawdziwa, a do tego ze szczęśliwym zakończeniem. Książka składa się z dwóch części, mających dwóch narratorów – mamę Kubusia oraz Ireneusza Słupskiego, który w dużej mierze pomógł Wioli i jej mężowi. To niesamowite, że to właśnie internet przyczynił się do tego, iż Kubuś dzisiaj ma jedno sprawne oko oraz, że ma szansę widzieć cały, kolorowy świat. Pośrednio internet, a bezpośrednio oczywiście ludzie – tysiące osób na facebooku, którzy w ciągu, uwaga, trzech dni, zebrali całą kwotę potrzebną na leczenie Kuby za granicą. Cuda się zdarzają, czego dowodem jest właśnie ta historia i każdy z nas może być jej częścią.
"Zatrzymać dzień. Prawdziwa historia chłopca z Rzeszowa" to w dużej mierze ukłon Wioli w stronę każdego, kto pomógł jej synowi. Podziękowanie, jakie przybrało formę ukazania opisów wydarzeń, których autorka była uczestnikiem oraz przede wszystkim, cytowania licznych komentarzy z facebooka wraz z postami, jakie Wiola zamieszczała podczas leczenia Kuby. Wzruszyła mnie także załączona na końcu długa lista imion i nazwisk wszystkich internautów, którzy przyczynili się do wygrania walki o zdrowie Kubusia. Szokującym natomiast okazała się dla mnie praktyka działania fundacji w Polsce, które nie chciały podjąć się zbiórki pieniędzy na chłopca, gdyż jak argumentują, do drugiego roku życia występuje zbyt duża umieralność wśród dzieci.
Wioletta Szczepańska przede wszystkim dziękuje, ale także poprzez swoją historię stara się przekazać innym ludziom, że zawsze trzeba walczyć i nigdy się nie poddawać. Ta historia oprócz tego, że wzrusza i dodaje optymizmu, zawiera wskazówki, w jaki sposób zacząć nierówną walkę z chorobą, oraz gdzie szukać pomocy. Interesującą jest także część Ireneusza Słupskiego, w której autor nawiązuje do tematu odpowiedniej diety utrzymującej organizm w dobrej kondycji. Postawione przez autora pytania zmotywowały mnie do głębszego zrozumienia tego tematu.
Książki tej nie wydało żadne wydawnictwo, gdyż jak napisała autorka "słowa matki były zbyt mocne". Publikacja ta więc nie posiada profesjonalnej korekty ani redakcji, co daje się zauważyć. Pomimo tego, wielki ładunek emocjonalny jaki ze sobą niesie, niweluje wszelkie niedoskonałości wydawnicze. Fajnym pomysłem było wplatanie w treść poszczególnych rozdziałów naszkicowanych zdjęć Wioli, jej męża i Kubusia w trakcie ich walki o zdrowe oko.
Wiola nie tylko uratowała wzrok swojego syna. Dzięki jej determinacji i pomocy tylu tysięcy ludzi, sprawa Kubusia trafiła do Sejmu, dzięki czemu zmieniono przepisy dotyczące refundacji leku gałki ocznej z nowotworem. Mamy więc oto prawdziwy happy end, tak potrzebny w naszym życiu. A prawdziwego dolara, jakiego znalazłam w książce na pewno odpowiednio wykorzystam.
Przeczytane:2017-09-11, Przeczytałam, 2017 - 100 książek ,
Dawno nie czytałam tak emocjonującej książki. Opowiada o losach małego chłopca Kuby, u którego zdiagnozowaniu siatkówczaka. Opowiada też o całej jego rodzinie i przyjaciołach, o ich heroicznej walce i o armii wspaniałych ludzi którzy pomagali Kubusiowi. Chłopiec jest jednym z pierwszych maluchów, które wyjechały na leczenie do Nowego Jorku. Jego rodzice natomiast są niejako pionierami zbiórek internetowych. Książka mówi też o tym, że nigdy ale to nigdy nie wolno się poddawać. Że nie jest się samemu ze swoimi problemami. Wokoło jest mnóstwo wspaniałych ludzi. Że ci ludzie chcą pomóc, tylko nie wiedza jak Cie znaleźć.
Płakałam, jak bóbr razem z rodzicami Kuby, tak ze smutku jak i ze wzruszenia (to drugie częściej). Cieszyłam się z nimi z efektów leczenie, bo ta historia ma hapiend. Gorąco zachęcam do przeczytania tej książki. Po części ze względu na przepływające tam pozytywne emocje: miłość rodziców, ich ogromne samozaparcie i wdzięczność a także, gotowość do pomocy i entuzjazm darczyńców, przyjaciół i krewnych. Po części też dlatego, że istnieje niepisana umowa pomiędzy czytelnikami, że każdy (kto uzna za stosowne) wpłaca na rzecz wybranej fundacji lub dzieciaczka równowartośc jednego dolara amerykańskiego, znajdującego sie wewnątrz książki ;-)
Warto pomagać, jedno Dobre Serce i dwoje jego Przyjaciół może zmienić świat.
Tak tak, wiem że nikt nie chciał wydać i nie ma korekty, oczywiście zdarzały sie błędy. Ale bez dramatów, historia tak wciąga, że wcale się tego nie zauważa. :-D