Na podstawie książki Wynajmij sobie chłopaka Netflix nakręcił film o tym samym tytule. Dostępny na platformie od 12 kwietnia.
Brooks Rattigan nie robił tego dla pieniędzy. W każdym razie nie na początku.
Kiedy Brooks proponuje, że zabierze na bal absolwentów kuzynkę Brudette'a, którą chłopak wystawił do wiatru, kierują nim jak najszlachetniejsze pobudki. Dostaje jednak trzysta dolarów napiwku, a wśród najbogatszych mieszkańców trzech stanów niesie się wieść o jego nienagannych manierach. Brooks wykorzystuje więc okazję, żeby sobie dorobić - oferuje usługi niezwykle zamożnym, nadopiekuńczym rodzicom, pragnącym, by ich córki mogły przeżyć niepowtarzalne chwile podczas szkolnych imprez, w które obfituje kalendarz ostatniego roku liceum.
Poza tym Brooksowi kasa jest potrzebna, żeby mógł się dostać na wymarzony uniwersytet. To dla chłopaka jedyna szansa, żeby wyrwać się z robotniczego miasteczka i osiągnąć sukces. Co z tego, że po drodze trzeba się uciec do paru oszustw i kilka razy pójść na skróty? Nikomu przecież nie dzieje się krzywda.
Brooks nie przewidział jednak, że na swej drodze napotka nieprzewidywalną Celię Lieberman... I pociągającą Shelby Pace.
Wydawnictwo: Ya!
Data wydania: 2019-05-15
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 15-18 lat
ISBN:
Liczba stron: 360
Nie wiem skąd u mnie wzięło się takie myślenie, że książka na podstawie której nakręcono serial bądź film na Netflixie musi być dobra. Stąd też w ciemno wzięłam „Wynajmij sobie chłopaka” autorstwa Steve’a Bloom’a. Film miałam już od dawna w planach, ale teraz zastanawiam się, czy jest sens katować się jeszcze bardziej. Bo książka to jakiś mało śmieszny żart.
Brooks Rattigan nie robił tego dla pieniędzy. W każdym razie nie na początku. Kiedy Brooks proponuje, że zabierze na bal absolwentów kuzynkę Brudette’a, którą chłopak wystawił do wiatru, kierują nim jak najszlachetniejsze pobudki. Dostaje jednak trzysta dolarów napiwku, a wśród najbogatszych mieszkańców trzech stanów niesie się wieść o jego nienagannych manierach. Brooks wykorzystuje więc okazję, żeby sobie dorobić – oferuje usługi niezwykle zamożnym, nadopiekuńczym rodzicom, pragnącym, by ich córki mogły przeżyć niepowtarzalne chwile podczas szkolnych imprez, w które obfituje kalendarz ostatniego roku liceum. Poza tym Brooksowi kasa jest potrzebna, żeby mógł się dostać na wymarzony uniwersytet. To dla chłopaka jedyna szansa, żeby wyrwać się z robotniczego miasteczka i osiągnąć sukces. Co z tego, że po drodze trzeba się uciec do paru oszustw i kilka razy pójść na skróty? Nikomu przecież nie dzieje się krzywda. Brooks nie przewidział jednak, że na swej drodze napotka nieprzewidywalną Celię Lieberman... I pociągającą Shelby Pace.
Po zakończonej lekturze w mojej głowie było tylko jedno pytanie: kto u licha wydał decyzję by wydać tą książkę? I jeszcze przetłumaczyć ją na tak wiele języków?!
Cała książka jest po prostu tragiczna. Zaczynając od nijakiej fabuły, beznadziejnie wykreowanych bohaterów, a kończąc na fatalnym stylu pisania autora.
Jednym słowem: dramat. Ktoś to w ogóle czytał przed wydaniem?
Główny bohater, Brooks to chyba jedna z najgorszych literackich postaci z jakimi kiedykolwiek miałam do czynienia. Niezwykle płytki, zadufany w sobie. Nie wspominając już o tym, jak wiele jest w nim sprzeczności. Chłopak ten, to klasyczny przeciętniak. Nie uczy się wybitnie, nie ma żadnych zainteresowań, ale uparł się, że pójdzie do jednej z najlepszych uczelni. Po co? Żeby zaistnieć, móc pochwalić się papierkiem, a w przyszłości zarabiać kupę szmalu. Ale to nie wszystko. W pewnych fragmentach autor próbuje wmówić czytelnikowi, że Rattigan tak naprawdę to dżentelmen. Ale kilka stron później nasz amant nie widzi problemu by zaliczyć jakąś pustą laskę. Co więcej, w „chwili śmierci” myśli o tym, że nie zdążył się z nią przespać. No tak. Cóż za głębia. Cóż za szarmanckość.
Co jeszcze denerwowało mnie w tym bohaterze? Z pewnością brak szacunku do jego ojca.
Sam wątek przeszłości jego rodzica został beznadziejnie poprowadzony, gdyż do samego końca nie wiemy, skąd takie, a nie inne zachowanie. Steve Bloom jednak sugeruje, że jego historia ma drugie dno. Jakie? To wie zapewne tylko sam autor.
Był jeden moment, gdy autentycznie chciałam wyrzucić książkę przez okno. Brooks ma chore myślenie dotyczące przyjaźni. Stawianie życia przyjaciela na szali, za cenę dostania się na uczelnię? Poważnie? W ogóle ten typ cały czas twierdzi, że jemu się wszystko należy i mimo, że cały czas popełnia ogromne błędy to i tak dostrzega w sobie tylko i wyłącznie ofiarę.
Denerwujące również było ciągłe wstawianie wyjaśnień jakiś banalnych słów. Gdyby to były jeszcze jakieś trudne pojęcia, to pewnie by mi to nie przeszkadzało, ale to wyglądało tak: „Dziś muszę zrobić coś, co mnie absolutnie mierzi. „Mierzić” czasownik, „wzbudzać obrzydzenie, odpychać” czy „Można by sądzić, że zapewni to człowiekowi krztynę poczucia bezpieczeństwa. „Krztyna” rzeczownik, „odrobina, śladowa ilość”.
Nie wiem jak w ostatecznym wydaniu, ale w moim egzemplarzu przedpremierowym literówka goniła literówkę. Aż oczy bolały.
„Wynajmij sobie chłopaka” to książka pozbawiona jakichkolwiek wartości, mówiąca o tym, że jak nie masz pieniędzy, ani papierka z jakiejś wybitnej uczelni, to jesteś nikim. Totalnym zerem.
Czytało mi się ją wybitnie ciężko i czuję, że zmarnowałam swój czas na jej lekturę.
Moja ocena: 2/10
Zapraszam na nalogowyksiazkoholik.pl
Czemu jeszcze nikt nie wpadł na taki pomysł? A jeśli wpadł, to czemu ja nic o tym nie wiem? Dziewczyny ile razy musiałyście iść na jakieś rodzinne przyjęcie lub uroczystą ceremonię, a nie miałyście z kim. Ja przyznaję, że zawsze miałam problem ze znalezieniem osoby towarzyszącej i w sumie wciąż mam. A w alternatywnej książkowej rzeczywistości mogłam ją sobie po prostu wynająć i spędzić wieczór z idealnym partnerem, a nie z Jackiem Daniel`sem.
Brooks Rattigan marzy o dostaniu się na Uniwersytet Columbia. Tak naprawdę stało się to jego wielką obsesją, której podporządkowuje całe swoje życie. Ostatnią klasę spędza na nauce, doskonaleniu swoich umiejętności i nadziei, że jednak stanie się cud, a on zostanie przyjęty na tę prestiżową uczelnię. Brooks marzy jedynie, żeby w końcu wyrwać się z Jersey i od swojego przytłoczonego życiem ojca. Problem stanowią jednak pieniądze, które trzeba zapłacić za naukę na Uniwersytecie. Przypadek sprawia, że Brooks idzie na bal z kuzynką największego twardziela w szkole. Spostrzega w tym szansę na zarobek. Wkrótce bogaci i nadopiekuńczy rodzice wykupują jego usługi, by ich córki mogły mieć wymarzonego partnera. Brooks nie widzi w tym nic złego, dopóki nie spotyka Celii Liberman i coraz bardziej wikła się w sieć kłamstw.
Biedni, głupi dziani rodzice. Myślą, że jeśli wydadzą wszystko dość pieniędzy, dadzą swoim dzieciakom wszystko. Pewne rzeczy są jednak niedostępne nawet dla nich, nadzianych bez umiaru. Są osoby, których nie da się naprawić, tak jak naprawia się krzywy zgryz.
Książka Wynajmnij sobie chłopaka ma w sobie coś takiego, że naprawdę człowiek pochłania ją w zastraszającym tempie. Nie powiem, że jest to powieść górnych lotów, bo niestety klasyfikuje się jedynie jako książka z gatunku młodzieżowego – ale całkiem dobra książka. Wszyscy już wiedzą, że Netflix na jej podstawie nakręcił film i choć go nie oglądałam, to po zwiastunie wiem, że ekranizacja znów rozmija się z treścią. Co więcej – mam przeczucie, że film wypadnie gorzej od powieści. Wynajmij sobie chłopaka tak naprawdę jest trochę przewidywalna i powiela pewne schematy, ale to w końcu typowa książka dla młodzieży – tylko trochę starszej, bo temat seksu pojawia się w niej często, choć w zawoalowany sposób.
Brooks Rattigan z jednej strony jest typowym nastolatkiem, w którym buzują hormony i ślini się na widok najmniejszego skrawka dziewczęcego ciała. Jednocześnie jest nastoletnim bohaterem, który wyróżnia się od konkurencji. Jest specyficzny – ma obsesję na punkcie Columbii, a co za tym idzie czyta nawet poradniki, które pomogą mu dostać się na studia. Praktycznie nie ma życia towarzyskiego, bo jedynego kumpla olewa, gdy tylko nadarza się okazja i musi się uczyć. Doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich braków wiedzy, ale jednocześnie nie ma pojęcia, że tak naprawdę jest dupkiem. Potrafi narazić najlepszego przyjaciela, by podnieść sobie wynik na studia. W dodatku jest powierzchowny i ocenia dziewczyny po wyglądzie, choć od czasu do czasu budzi się w nim gentleman. W dodatku bez żadnych skrupułów wykorzystuje bogatych, by samemu jak najwięcej zarobić.
W sumie o Brooksie Rattiganie można by pisać w nieskończoność, bo stanowi naprawdę doskonały obiekt analizy. Jest typowym nastolatkiem, który myśli jednym i nie dostrzega nic złego w swoim zachowaniu, ale jednocześnie naprawdę zaimponował mi swoim zdecydowaniem i poświęceniem nauce. Dodatkowo przez narrację tylko z jego perspektywy wiemy, że jako typowy nastolatek ma poważny konflikt ze swoim ojcem, którego postrzega w bardzo złym świetle. Przez to, że narratorem jest Brooks mamy jedynie jego perspektywę na inne postaci i do końca nie wiadomo, czy Brooksowi można ufać.
Ostatecznie zabrakło mi również rozwiązania niektórych kwestii – jak choćby wątku z matką Brooksa. Ponadto Wynajmij sobie chłopaka skupia się głównie na Brooksie i jego niekiedy pokręconym myśleniu, co mi osobiście odpowiadało, ale jeśli liczycie na bardziej rozbudowany wątek romantyczny, to się przeliczycie. Tutaj miłość wali z zaskoczenia na koniec, a w trakcie lektury możemy liczyć co najwyżej na przyjacielskie przepychanki i seksowne, ale równie fałszywe kusicielki, które mamią młodych chłopców swoim wyglądem. Jako powieść młodzieżowa Wynajmij sobie chłopaka sprawdza się w swojej roli i co najważniejsze ostatecznie wytyka wszystkie nastoletnie błędy Brooksa – z czego współcześni nastolatkowie mogą czerpać jakąś naukę.
Dziewczyno! Jeśli więc nie masz chłopaka, to sobie go wynajmij – lub taniej Ci wyjdzie, jeśli kupisz sobie jakiegoś książkowego nicponia w księgarni.
Głównym bohaterem powieści jest Brooks. Chłopak, któremu z całego serca zależy na studiowaniu na uniwersytecie Columbia, jednak ciągle brakuje mu punktów do uzyskania wymaganej ich liczby. Jednak nie poddaje się on i uparcie dąży do spełnienia swojego marzenia. Pojawia się jednak drugi problem: pieniądze. Nauka wiele kosztuje, a chłopak pracuje tylko w zapuszczonej restauracji. Niespodziewanie proponuje, że zabierze na bal kuzynkę znajomego, którą wystawił chłopak. W nagrodę otrzymuje aż trzysta dolarów napiwku, co skłania go do dalszej pracy w tej, nazwijmy to, dziedzinie.
Z początku miałam pewne wątpliwości co do tego, czy polubię tego bohatera. Naprawdę, bałam się, że okaże się okropnie upierdliwy i irytujący, a ja nie będę w stanie przez niego przebrnąć przez tę powieść. Nic bardziej mylnego! O dziwo, Brooks zyskał moją sympatię i muszę nawet przyznać, że w pewnej sprawie przypomina on trochę mnie.
Oczywiście, w książce przewija się mnóstwo bohaterów, którzy bardzo różnią się od siebie. Jednak pewna dziewczyna zwróciła moją szczególną uwagę. Mówię tu o Celii Lieberman, która choć wydaje się dość wredna, nieprzyjemna i rozpieszczona, to tak naprawdę jest naprawdę świetną dziewczyną. Potrafi być zabawna, wrażliwa i po prostu miła. Właśnie dzięki tym cechom ją tak polubiłam.
Mimo tego, że jest to historia okropnie schematyczna, to czyta się ją bardzo dobrze. Tak naprawdę wystarczyłyby spokojnie dwa wieczory, żeby pochłonąć całą tę książkę. Jest to taki typ młodzieżówek, który może nie zaskakuje za bardzo, ale który czyta się przyjemnie, szybko, a sama historia na swój sposób jest bardzo wciągająca.
Steve Bloom stworzył powieść, która przy tej swojej schematyczności, niesie pewne wartości. Ja odnalazłam tutaj przesłanie dotyczące spełniania swoich marzeń, mimo sprzeciwu ze strony rodziców i mimo wielu kłód, jakie rzucają się nam pod nogi. Myślę, że historia Brooksa oraz jego upór będą dla mnie genialnym wzorem do naśladowania. Przecież tyle, ile ten chłopak stracił nerwów i pieniędzy na to wszystko, to jest coś szalonego. Wszystko tylko po to, żeby pójść na wymarzoną uczelnię.
Myślę, że Wynajmij sobie chłopaka przypadnie do gustu miłośnikom właśnie takich lekkich młodzieżówek z wątkiem romansu oraz samym czytelnikom romansów. Przede mną teraz do obejrzenia film, który powstał właśnie na podstawie tej historii, a o którym być może opowiem Wam, jak go skończę.
Książkę traktowałam z przymrużeniem oka. Wypożyczyłam ją z biblioteki by przeczytać pomiędzy lekturami szkolnymi. Nie zrobiła na mnie zbyt dobrego wrażenia, jeżyk użyty w powieści jest wulgarny, a wartości (jeżeli można nazwać je wartościami) pokazane w książce są bardzo płytkie i nie ukazują nastolatków zbyt dobrej strony.
"Wynajmij sobie chłopaka" to z jednej strony lekka, przesycona świetnym humorem młodzieżówka, z drugiej jednak historia porusza niezwykle istotny temat, jakim jest nierówność szans na starcie. Brooks to chłopak niesłychanie dojrzały jak na swój wiek, przyczyną zapewne jest brak matki oraz ojciec, który choć mieszka pod wspólnym dachem, nie posiada cech wzorowego, zainteresowanego rodzica. Nastolatek nie chce skończyć podobnie jak opiekun, dlatego całą nadzieję pokłada w nauce i nadciągających egzaminach. Marzy o wyrwaniu się z domu, przekraczaniu granic, dokonaniu czegoś ważniejszego. Dobre wyniki i dostanie się na porządną uczelnię stają się priorytetem, doskonale wie, że taka inwestycja to najlepsze, co może sobie zafundować. Szybko jednak doświadcza niesprawiedliwości losu, jaka może całkowicie przekreślić jego plany. Same wyniki to przecież za mało, by studiować w porządnym miejscu.
"Czuję się jak bohater bajki o Kopciuszku. Tyle że nie jestem księciem, ale biedną dziewczyną."
Wkrótce Brooks postanawia bezinteresownie pomóc pewnej dziewczynie, co zapoczątkuje całą lawinę szalonych wydarzeń, które na dodatek pomogą mu zarobić trochę pieniędzy. Zagubiony i potrzebujący wsparcia chłopak coraz bardziej brnie w swoje kłamstwa, nie dostrzegając, że wkrótce może stracić to, co ma w jego życiu najważniejszą wartość. Tylko czy można go winić, że pragnął wbrew skromnemu pochodzeniu, osiągnąć lepsze wykształcenie, które dla bogatych jest przecież na wyciągnięcie ręki? Czy to naprawdę grzech, chcieć więcej?
"Jak to się dzieje, że jedni mają aż tyle, a inni tak niewiele? To wszystko kwestia pieniędzy. Moje miejsce na Columbii przypadnie jakiemuś dzianemu gnojkowi, którego rodziców będzie stać na czesne. Tyle w temacie jednakowego startu, tak zwanego wyrównywania szans, idei sprawiedliwości. Wygrani biorą wszystko."
Książka napisana jest wyjątkowo przyjemnym i lekkim piórem, dlatego czyta się ją szybko i beztrosko. Całość dopieszczają zabawne, przemawiające i niesłychanie emocjonujące dialogi, dzięki którym nie sposób nie utożsamić się z nakreślonymi postaciami. Naszkicowane postacie są autentyczne i wyraziste, każda z nich wnosi coś istotnego do tej interesującej fabuły. Bezsprzecznie można podzielić ich na dwie grupy, do pierwszej należą bogaci i popularni, którzy dostają wszystko, czego pragną, do drugiej osoby wyróżniające się z tłumu, obdarzone empatią i szacunkiem do innych, pragnące od życia czegoś więcej, niż wyłącznie dobra materialne. Zderzenie dwóch światów bywa brutalne, na szczęście może przyczynić się do rachunku sumienia i zrozumienia, co tak naprawdę jest ważne.
"Główny problem: chciałem Więcej. Czy to naprawdę takie straszne? Nie godzić się grać kartami, które dał nam los, nie godzić się na Mniej?"
"Wynajmij sobie chłopaka" jest słodko-gorzką opowieścią o prawdzie, akceptacji samego siebie i docenianiu tego, co stanowi fundament naszego życia. Zabawna, lecz zarazem niesłychanie refleksyjna, opisująca perypetie nastolatków, ale trafiająca również do serca dorosłych, ukazująca nieuczciwość losu, a jednak napełniająca serce nadzieją. To doskonałe połączenie przyjemnej, relaksującej, lekkiej lektury z refleksyjną historią, nakazującą nam chwilowe zatrzymanie i zanalizowanie własnej postawy czy systemu wartości. Naprawdę świetnie się bawiłam z nakreślonymi bohaterami i z przyjemnością obejrzę ekranizację. Polecam gorąco!
Przeczytane:2020-06-29, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2020, 2020, E-booki, Dla młodzieży,
Brooks Rattigan znalazł sposób jak może zarobić na studia. Na początku nie robił tego dla pieniędzy. Kiedy proponuje że weźmie na bal absolwentów muzykę Brudette'a kierują nim szlachetne pobudki. Jednak w końcu wykorzystuje okazję żeby sobie dorobić. Oferuje swoje usługi podczas szkolnych imprez. To dla chłopaka jedyna szansa żeby wyrwać się ze swojego miasteczka. Jednakże Brooks nie przewidział na swojej drodze nieprzewidywalnej Celii Liberman i Shelby Pace.
"Wynajmij sobie chłopaka" Steve Bloom należy do literatury młodzieżowej.
Co mogę powiedzieć o głównym bohaterze? Cóż mam mieszane uczucia. Początkowo strasznie mnie wkurzał ale pod koniec książki się ogarnął, więc nie jest tak źle. Jednak nie mogę to oceniać zbyt surowo. Każdy z nas ma jakieś wady. A Brooks nie jest złym człowiekiem.
Jeśli zaś miałabym coś powiedzieć o Celii albo Shelby to zdecydowanie jedną działała mi na nerwy. A drugą polubiłam od samego początku.
Powieść porusza takie tematy jak rodzina, studia, marzenia, miłość, przyjaźń, zagubienie, ...
Powieść przedstawia historię chłopaka który zrobi wszystko żeby dostać się ja wymarzony uniwersytet. Pokazuje że warto gonić za marzeniami.
Pokazuje również zawiść nastolatków i ich wrogość wobec niektórych osób które na to nie zasługują. Po prostu zepsucie.
W każdym razie powieść tak samo jak i film mi się podobała i polecam.