Taniec marionetek

Ocena: 4.5 (4 głosów)

To nie jest kolejna książka o ratowaniu świata!

W tej rozgrywce stawka nie jest większa niż życie, a ludzkości nie grozi zagłada, lecz w najgorszym wypadku znaczne podwyższenie stóp procentowych.

Witaj w świecie, w którym demony są analfabetami, nekromanci nigdy nie trzeźwieją, a bohaterowie są zawsze gotowi ryzykować życiem. Cudzym.

Czarna Kompania, Podpalacze Mostów, Łowcy Kości i Siódmy Regiment z Erei to elita wśród najemnych kompanii.
 

Informacje dodatkowe o Taniec marionetek:

Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 2018-03-30
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN: ISBN 978-83-7995-158
Liczba stron: 392

więcej

Kup książkę Taniec marionetek

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Taniec marionetek - opinie o książce

Avatar użytkownika - slpablos
slpablos
Przeczytane:2018-05-15, Ocena: 6, Przeczytałem, 26 książek 2018, Mam,

Genius Creations ma świetny wybór arcyciekawych książek, ale to prawdziwa perła. Nie ma przesady w twierdzeniu Arkadego Saulskiego, że to "najlepsza powieść fantasy od wielu lat". Spotkanie z Siódmym Regimentem z Erei przypomniało mi czasy literackich podróży z Czarną Kompanią, ale nie tylko...


Nie tylko, bo "Taniec Marionetek" jawi mi się niczym nieślubne literackie dziecko Glena Cooka i Terry'ego Pratchetta. Nieznany mi dotychczas Autor opowiada żywiołową historię erejskiego Siódmego Regimentu okupującego z ramienia Króla zapadłą prowincję, kojarzącą się ze znaną nam Irlandią. Banda najemników uformowana w ściśle wojskowe szeregi trzyma pod butem krnąbrnych miejscowych - z lepszym lub gorszym skutkiem. Z reguły gorszym. Dla miejscowych oczywiście.
Antybohaterowie niczym z kart cyklu Cooka pojawiają się ubrani opisani przez Norgaarda, oficera tej armii wyrzutków z wężowymi tatuażami. Opis ten porywa od pierwszych stron, bo ma ten sznyt właściwy mistrzowi ciętego humoru, Pratchettowi. Autor wypowiadając się ustami Isa nieustannie mruga do czytelnika z szelmowskim uśmiechem, wiedząc że odczyta skojarzenia i odniesienia. Jest ich naprawdę sporo, żeby wspomnieć tylko pewnego starego barmana, ulubieńca irlandzkich braci. Nie znaczy to, że dominują - nawet bez popkulturowych inspiracji fabuła aż iskrzy od ciekawych postaci, z którymi szybko się zżywamy. Szelmy, awanturnicy, kreatywny i utalentowany złodziej, szalony naukowiec... wróć, alchemik. Regiment, będąc na służbie korony, nie zaprzepaści przecież okazji do zarobku na boku. Oczywiście w ramach rozsądku - bardzo szeroko pojętego. Szalbierze nie mają tu fantazji Mistrza Haxerlina, ale też działać muszą ostrożnie i w cieniu. W miarę możliwości, a jeśli coś wypłynie... no cóż, ktoś zapewne zginie i raczej nie będzie to osobnik z czarnym tatuażem na prawym przedramieniu.
Skoszarowani w centrum wrzącej prowincji pacyfikuja miejskie uliczki, prawie nie opuszczając granic stolicy Ceallarh - nie dostajemy tu więc od razu epickiej podróży przez kontynenty do źródeł historii jednostki, jak u Cooka. Historia Siódmego Regimentu jest niedługa, zabawna (Baron!) i raczej nie będzie kanwą epopei, co nie znaczy, że kończąc lekturę rozstajemy się z ekhm... bohaterami. Całe szczęście szykuje się kolejny tom, na co miałem nadzieję gdzieś od połowy, zdjęty nagłym złym przeczuciem, że to wszystko. Paradoksalnie więc zakończenie powieści mnie nie zasmuciło, ba nawet nie miałem niedosytu, bo Niziński prowadzi narrację tak, że można by powieść czytać bez końca. Mam nadzieję na wiele kolejnych części.
Jeśli nie epicka podróż, to co? Ano spisek. Pod butem Erejczyków pączkuje kwiat buntu, a pani kapitan bardzo chce dotrzeć do struktur nim dowodzących. Ślady wiążą się z prastarymi wierzeniami i przedziwnymi bóstwami...
Tytułowy taniec - kto jest tu marionetką? Każdy po trochu, bo i wojskowi zależni od rozkazów płynących z góry, odzwierciedlających wolę sił wyższych, i kolejne postaci pojawiające się na caellarhskiej szachownicy, reprezentujące skryte w cieniu postaci większych graczy. Jakby tego było mało, każdy gra tu dla siebie, nie ma mowy o jasnych i prostych do wytyczenia podziałach, strefach wpływu czy stałych grupach interesu. A kto rozgrywa rozgrywających?
W pewnym momencie miałem lekki dysonans - bo jak tu pasjonować się losami okupantów i ich beztroską brutalnością, przecież patrząc na historię Polski powinienem lokować sympatię po stronie bunotwników. Wątek ten został umiejętnie wyjaśniony w miarę rozwoju fabuły, gdy Autor ukazał implikacje społeczno - gospodarcze świata przedstawionego.
Łyżką dziegciu w beczce (przedniego) miodu było dla mnie traktowanie zwierząt - pojawiło się parę scen, które mnie wzburzyły i wywołały niesmak. Nie zaburzyło to jednak do końca odbioru powieści - z nadzieją, że Autor tego nie powtórzy.
Wiele wątków splecionych umiejętnie w linę fabuły, przedstawionych brawurowo, z humorem i bez zwalniania tempa fabuły - Autor zgrabnie prowadzi opowieść, wprowadzając nowe postaci, stopniowo odsłaniając mapę świata i tłumacząc stosunki geopolityczne i gospodarcze (Wolne Morze!). Wszystko to sprawia, że chłoniemy powieść niemalże z wypiekami na twarzy i po zakończeniu czekamy na więcej!
Co do podkładu dźwiękowego - świetnie sprawdził się niemiłosiernie, na okrągło katowany Alestorm. Aye! 
Prawdziwa perełka fantasy, z sowizdrzalskim humorem zapowiadająca świetny cykl.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Kleja
Kleja
Przeczytane:2021-04-02, Ocena: 4, Przeczytałem, 52 książki 2021,

W sumie już od pierwszych zdań widać, jak będzie wyglądała całość. - trochę, jak sesja rpg z ludźmi, których zna się już za długo i za dobrze, żeby wyszło poważnie.
Nikt nie udaje, że ma wielkie cele. Nikt nie próbuje być bohaterem. Każdy robi swoje i próbuje coś na tym ugrać.
Główny bohater jest porucznikiem regimentu najemników. Nie geniuszem, ani wielkim strategiem, ale wie z kim robić interesy, żeby wyjść na swoje. Inna sprawa, że do startu fabuły przegrał spory kawałek życia, a w trakcie nie przechodzi wielkiej przemiany, która nagle nakierowałaby go na dobrą drogę. Od pierwszych rozdziałów skupia się na tym, żeby nie spędzić reszty życia w brudnym baraku. Trochę, jak człowiek, który długo pracował za najniższą krajową i w którymś momencie orientuje sie, że coś jest nie tak i trzeba to zmienić, a nigdy dotąd nie wpadło mu to do głowy.
Pozostałe postaci są mocno odrealnione, bo w sumie dlaczego nie? Taką mają robotę. Skoro zwykły żołnierz myśli logicznie i racjonalnie, to dlaczego alchemik nie miałby być w typie wariata który zostawiony na parę minut bez nadzoru prawdopodobnie coś wysadzi? Albo dlaczego nekromanta, który całe życie przebywa z ożywionymi zwłokami miałby kiedykolwiek trzeźwieć, czy poważnieć?
Niziński daje postaciom żyć własnym życiem. Jest śmiesznie, czasem trochę dramatycznie. Jak w życiu, tylko tu jest trochę więcej magii
"– Kilku strażników miejskich zgłosiło się do mnie ze skargą, że rzucacie pomidorami w ich posterunek – powiedział Ouanga, przyglądając się z zainteresowaniem efektom naszej ofensywy. – Więc przybiegłem czym prędzej, żeby się przyłączyć. Zostały wam jeszcze jakieś pomidory?
– Jasne, łap. – Liczydło podał mu szczególnie rosły okaz.– A przy okazji... – dodał porucznik, posyłając pomidora w kierunku budynku Straży – Isevdrir, Nika chce cię widzieć.
– Cholera. Jak bardzo? „Zajrzyj do mnie, jak będziesz miał chwilę” czy „Lepiej dla twojej dupy, żebyś nie kazał mi czekać”?
– Ma to jakiś związek z Ifrytem, więc druga opcja. – Ouanga uśmiechnął się promiennie, gdy kolejny rzucony przez niego pomidor trafił prosto w otwarte okno."

Link do opinii

Ja i fantastyka? Do tego ta polska? To nigdy nie szło ze sobą w parze, ale gdy koleżanka dała mi tę książkę i powiedziała „czytaj, bo fajne”, to co miałam zrobić?
Przygody Siódmego Regimentu, które zostały przedstawione w „Tańcu Marionetek” Tomasza Nizińskiego, od razu mnie pochłonęły. Sporym plusem jest tu styl pisania autora, który ma ten gawędziarski ton. Jest lekki, wciągający. Nie ma wielu dziwnych imion, nazw czy określeń (jak to w fantastyce bywa). Ich brak wiele ułatwiał, bo ja zazwyczaj się w nich gubiłam.
Nie oznacza to jednak, że nie mamy tutaj mnóstwo postaci. Każda jest jednak na tyle charakterystyczna, że ją łatwo zapamiętujemy. Jak to w fantastyce bywa mamy tu sporo alchemików, łotrów, złodziei i miejskich cwaniaczków, którzy są gotowi ryzykować życiem – ale oczywiście nie własnym.
„Taniec Marionetek” nie jest kolejną wzniosłą lektura o ratowaniu świata i wielkich ideach. Jest to książka o ludziach, którzy chcą się szybko wzbogacić, co niekoniecznie idzie w parze z moralnością i prawością. Każda z postaci ma swoje cele, motywacje. No i te postaci kobiecie, jak one mi przypadły do gustu! Każda jest różnorodna i zostały zaprezentowane w bardzo ciekawy sposób. Bardzo łatwo zżyć się z postaciami, dzięki czemu latwiej jest się wczuć w świat skonstruowany przez autora. Ale, ale… to kto tu jest tytułową marionetką? Kto tak naprawdę pociąga za sznurki?
To mamy fajne postaci, przystępny język, czegoś jeszcze brakuje? Autor serwuje nam ogrom humoru, trochę czarny, odrobinę ponury, często sytuacyjny, ale jest on wspaniałym dopełnieniem klimatu powieści.
Jedynym problemem jaki miałam z tą książka była jej nierówność. Niektóre przygód były bardzo wciągające, a niektóre bardzo mi się dłużyły. Poza tym nie znałam głównego celu jaki przyświecał wszystkim wydarzeniom oraz nie potrafiłam rozgryźć bohatera. Jednak spokojnie, bo okazało się, że „Taniec..” jest pierwszą częścią czegoś większego. Jest to naprawdę dobry debiut, który polecam zainteresowanym. Sama chętnie przeczytam kolejną część! Może jednak polubię się z fantastyką?

Link do opinii
Avatar użytkownika - ewaboruch
ewaboruch
Przeczytane:2020-02-06, Ocena: 4, Przeczytałam, fantastyka, SF, 52 książki 2020,
Reklamy