Czytamy wiersze mocne, rzeczowe, cięte w formie i interpretacji. Nie stronią one od wulgaryzmów, a jednocześnie nie są pozbawione subtelności, poetyckiej wrażliwości, co staje się kompatybilne ze stanem mentalnym podmiotu lirycznego. Mam wrażenie, że bohater i narrator współpracują ze sobą, są jednością. Zaletą takiego ujęcia jest wiarygodność emocji o znamionach zwierzenia, ale i obiektywnego przedstawiania kalejdoskopu myśli i dążeń. Jarosław Holden Gojtowski po trzydziestoletniej przerwie powraca z trzecim tomem poezji i "Sztuką obsługi życia" otwiera swój nowy etap bytowania. Autor, mając dziennikarskie doświadczenie, doskonale czuje przewrotność egzystencji, dokładnie ją bada, opisuje, wyciąga wnioski. Można się zastanawiać, czy Holden uczy nas sztuki życia? Ukazuje ją, patrząc na życie z pewnej perspektywy, czy sam poszukuje właściwego sposobu i instrukcji obsługi, aby pokonać niemoc w stosunku do rzeczywistości, potwierdzić swoją tożsamość, poczuć sens i dotrzeć do sedna.
(Łucja Dudzińska)
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2019-03-07
Kategoria: Poezja
ISBN:
Liczba stron: 68
Przeczytane:2019-07-13, Ocena: 5, Przeczytałam, 26 książek 2019, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2019,
Życie jest niezwykle skomplikowane i trudne. Właściwie jest jak tor przeszkód, przy czym jeśli nie potrafisz którejś z zasadzek przetrwać, dostajesz dodatkowe kary. Boleśnie przekonali się o tym bohaterowie książki poetyckiej Jarosława Holdena Gojtowskiego.
„Sztuka obsługi życia” to w zasadzie liryczny antyporadnik. To – przewrotnie – książka o tym, jak nie należy żyć. Rozgoryczony (męski) podmiot już w otwierającym tom utworze skarży się na brak wskazówek i wsparcia, na samotność – w sensie wyborów i ponoszenia konsekwencji – naszej egzystencji.
Głosów mówiących w tym tomie jest wiele, ale wszystkie one tworzą pewien symbol – człowieka w trudnym położeniu, próbującego wstać z kolan – oraz wypowiadającą się w podobny sposób. Ich cech indywidualnych będziemy zatem szukać w treści, nie w języku. Dlatego też będę pisać w liczbie pojedynczej, by przy każdej okazji nie precyzować kto dokładnie mówi, bo wcale ta kwestia nie jest tu najważniejsza, a w dalszej części recenzji i tak wszystko się wyjaśni.
Podmiot Holdena usiłuje odnaleźć własną tożsamości. Być może dopiero teraz odważył się na głębokie wejrzenie w samego siebie, może już nadszedł czas bilansu. Mężczyzna z typową dla siebie dobitnością mówi o wszelkich upadkach i próbach stawania na nogi. Tu nie znajdziemy żadnego filtru czy ozdobników, tu nie będzie się ukrywać tego, co bolesne i niewygodne, bo to właśnie jest materią tego zbioru. Dlatego podmiot sięgając po liryczne opisy wybierze te z zestawu „niepoetyckiego”, raczej skupi się na grze słowami, znaczeniami niż na ornamentyce.
Z wierszy Gojtowskiego wyłania się bardzo smutny obraz człowieka samotnego – samotnego w rodzinie, w swoich problemach, w kryzysach. Podmiot opisuje m.in. rozpad małżeństwa – świetnie ujął w „Rozstaniu” sprawę narastającej niechęci, niewypowiedzianych pretensji, zatracenia bliskości (miłość / to coś co odmienia się / przez złość). Zadaje tu też przewrotne pytanie o odnalezienie się, po ośmiu latach, skarpetek do pary, ale to chyba właśnie jest sposób na wyrażanie przez niego emocji – takie np. pytania niby o błahostki, a przecież tak naprawdę o coś bardzo ważnego. Najbardziej chyba mężczyzna odsłonił się w wierszu „***(nie zapisujesz żółtych kartek)”, gdzie wspomina wspólne życie sprzed rozstania i dotkliwą pustkę po ukochanej.
Samemu mu źle, w chwilach trzeźwości dostrzega ogrom straty, analizuje swoje wybory i usiłuje uwolnić się od swojej beznadziejnej codzienności. I wpada w błędne koło, sięgając po te środki zapomnienia, przez które znalazł się w martwym punkcie (przede wszystkim alkohol i kobiety). Mężczyzna traci grunt pod nogami, popada też w długi, nie może znaleźć pracy. Nikt się z nim nie liczy ([Gówno] piszę specjalnie przez duże G, / by wiedział Pan jak bardzo mamy Pana w dupie). To czyni go jeszcze bardziej wyobcowanym. Zupełnie stracił kontrolę nad wszystkimi aspektami swojego życia.
Podmiot nie ucieka od odpowiedzialności, jest dla siebie dość surowym sędzią, zna i rozumie już swoje błędy. Czasem zwierza się z nich jakby szeptem, w relacji z samym sobą. Czasem zaś brzmi dość ironicznie w wymowie, a w sposobie przypomina „prawdy” pijanego (np. charakterystyczne przeciąganie samogłosek w „Niebieskim ptaku”). Nieustannie obserwujemy tu upadki mężczyzny i próby ustawienia samego siebie do pionu. Nie do końca potrafi jasno określić ile za obecny stan rzeczy ponosi winy on sam, a ile zdarzyło się bez jego udziału. Jest rozgoryczony. Szuka różnych środków, by jakoś naprawić relację z bliskimi, ale tej skutecznej (i przecież najbliższej) metody nie odnajduje. Wtedy ucieka w chwilowe zapomnienie, pojawiają się myśli o zakończeniu tych ziemskich męczarni, ale i to jest jedynie rozpaczliwym wołaniem o pomoc (przecież ktoś musi cię znaleźć. Odnaleźć).
Ciekawym zabiegiem jest oddanie pola także żeńskim podmiotom (i znów potraktujmy je jako jeden symbol – jako głos wszystkich nieszczęśliwych kobiet, rozczarowanych życiem, samotnie stawiających czoła różnym przeciwnościom losu). Wyznania kobiety to lawina skarg i pretensji. Widać w tych monologach głęboki żal i złość, które swój początek mają m.in. w skłonnościach byłego męża do alkoholu. W ogóle ta wzajemna relacja jest bardzo skomplikowana i wyczerpująca dla obu stron.
W „Sztuce…” Holden bacznie przygląda się nie tylko bohaterom swoich wierszy. Zagląda wszędzie i do wszystkich, portretuje ludzi-typy, bierze na warsztat kilka zagadnień jakże znajomych z naszych podwórek – choćby wszechobecną hipokryzję, paraliżujący wstyd, brak perspektyw na godne życie, rozbite rodziny, alkoholizm, choroby nowotworowe. Przede wszystkim jednak poeta uzmysławia, jak bardzo samotny jest człowiek nieszczęśliwy, zwłaszcza będący w tak trudnym położeniu jak podmiot(y) „Sztuki…”, i jak dużej pomocy potrzebuje.
W „Darach” poeta wymienia bohaterów niniejszego tomu, oczywiście tylko niektórych, bo wielu (z nas) jeszcze nie wie, że odnajdzie tu część siebie.
Nie mam pojęcia ile w tej poezji autor umieścił własnych doświadczeń, wiem natomiast, że ta liryka ściśle koresponduje z dziełami mistrzów Holdena – m.in. Bukowskim, Salingerem czy Bursą. Jarosław Holden Gojtowski przedstawił jakichś bohaterów z pewnymi problemami, zmagających się z życiem w konkretnych okolicznościach. Zupełnie nie jest ważne dla czytelnika ile w tej opowieści elementów autobiograficznych, ile kreacji, a ile dziennikarskiej potrzeby sygnalizowania niektórych zagadnień. „Sztuka obsługi życia” bowiem to poezja-lustro, odbijająca mniejsze i większego dramaty (często nawet nie do końca uświadomione) wielu rodzin, wielu ludzi. To uniwersalna w swoim przekazie liryka poruszająca trudne tematy, o jakich poeci rzadko piszą. A cóż silniej przemawia do nas niż właśnie poezja, swoista fuzja emocji autora, podmiotu i odbiorcy?