Idealna powieść dla fanów Rodziny Addamsów i Serii niefortunnych zdarzeń! Spookystory z prawdziwego zdarzenia! Przezabawna zagadka kryminalna przepełniona mrocznymi przygodami.
Jest piękny majowy poranek, a rodzina Swiftów właśnie uczestniczy w pogrzebie arcyciotki Schadenfreude. Wszystkiemu przygląda się krytycznym okiem... sama ciotka. Według niej pogrzeb powinien wyglądać jak ślub, tylko do góry nogami. Dlatego Swiftowie ćwiczą. Mowy pogrzebowe, procesję przez cmentarz i dźwiganie trumny.
Taaak, to nie jest zwykła rodzina. Bo w której innej każdy jej nowy członek w dniu narodzin otrzymuje imię wybrane przez matkę na chybił trafił ze Słownika Rodu? Imię pieczętuje los jego nosiciela. I ląduje od razu na tablicy nagrobnej. W końcu martwym jest się dłużej niż żywym.
Breweria Swift jest specjalistką od awantur i wybryków, znawczynią wszystkich tajemnych przejść i zakamarków i właśnie szykuje się do wielkiego zjazdu rodzinnego. Tego dnia jak co roku wszyscy Swiftowie będą poszukiwać dawno zaginionego skarbu prawuja Zdrożnego. Tym razem jednak dzieje się coś nieoczekiwanego - ktoś zrzuca ze schodów ciotkę Schadenfreude!
Fragment powieści:
Dawno temu, w czasach rajtuzów i kaftanów, każde dziecko w rodzinie Swiftów otrzymywało imię Mary lub John. Było to wielce niepraktyczne podczas posiłków, bo kiedy ktoś prosił Johna o podanie ziemniaków, po półmisek natychmiast sięgało dziesięć rąk, dlatego Mary Swift XXXV zainicjowała tradycję nadawania dzieciom imion przy użyciu Słownika Rodu. Pomysł się przyjął, a rodzina Swiftów kwitła.
Breweria nie pamiętała dnia swoich narodzin, ale umiała to sobie dokładnie wyobrazić: sala w szpitalu, pielęgniarki, matka, zmęczona i uśmiechnięta, ojciec poprawiający jej poduszki. Wyobrażała sobie także siebie samą, owiniętą jak orzeszek, już wtedy z burzą rudych włosów szalejącą na głowie. Wyobrażała sobie Słownik, co było o tyle łatwiejsze, że patrzyła na niego właśnie w tej chwili: na pradawną, obitą w skórę, monstrualną księgę, pękającą w szwach od stron ze skóry cielęcej, pergaminu i papieru, pełną wpisów wydrukowanych wyraźną, nowoczesną czcionką, napisanych chwiejnie na maszynie oraz nabazgranych odręcznie, niedzisiejszym charakterem pisma z długimi literami s, które wyglądają jak f.
Na pewno Słownik wniesiono, położono na łóżku (Breweria wyobrażała sobie skrzywione miny zdegustowanych pielęgniarek), a potem matka Brewerii otworzyła go na przypadkowej stronie. Zrobiła to z zamkniętymi oczami. Przesunęła palcem po stronie i zatrzymała się na słowie (wraz z towarzyszącą mu definicją), które miało się stać imieniem jej dziecka.
[...] Według tego napisu już zawsze miała zastawiać pułapki i sprawiać kłopoty. Nawet jeśli lubiła swoje imię (a lubiła) i nawet jeśli do niej pasowało (a pasowało), to wolałaby, żeby najpierw zapytano ją o zdanie, zanim to imię przylgnęło do niej na całe życie.
Beth Lincoln wychowała się na dawnej wiktoriańskiej stacji kolejowej w północnej Anglii. W dzieciństwie bała się porcelanowych lalek, panter i szaf, które dziwnie na nią patrzyły. Po drodze nie stała się ani wysoka, ani mądra i nigdy nie nauczyła się grać na żadnym instrumencie - spisywała za to opowieści. Nawyk ten został jej do dziś.
Kiedy nie pisze, rzeźbi w drewnie, robi bałagan w swoim mieszkaniu lub rozmawia z najbliższymi o niewyjaśnionych zdarzeniach. Jej ulubione rzeczy to duchy, chipsy i dziwne stare słowa.
Swiftowie to jej debiutancka powieść. Stworzona z miłości do słów, gotyku i klasycznych kryminałów. Beth mieszka w Newcastle upon Tyne ze swoim partnerem i - miejmy nadzieję, że nadal w czasie, gdy to czytasz - psem.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2023-03-22
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 464
Mam idealną propozycję książki dla fanów "Rodziny Adamsów". Będziecie zachwyceni tak jak ja!
"Swiftowie" to komedia kryminalna o zwariowanej rodzince, która dostarczy Wam mnóstwo niesamowitych wrażeń oraz emocji. Poznajemy rodzinkę Swiftów w momencie pogrzebu arcyciotki Schadenfreude, któremu przygląda się sama ciotka. Wszystko musi być gotowe i dopięte na ostatni guzik. Właśnie dlatego Swiftowie ćwiczą mowy pogrzebowe, procesje przez cmentarz i dźwiganie trumny. Swiftowie przygotowują się na zjazd rodzinny. Niespodziewanie ktoś zrzuca ze schodów ciotkę Schadenfreude.
Czy siostry Swift złapią mordercę, który czyha na ich rodzinę?
Bawiłam się znakomicie! Uwielbiam czarny humor więc ta historia sprawiła mi ogromną przyjemność. Czekają Was mroczne przygody, intrygi, zabawne sytuacje i dialogi, tajemnice, morderstwa, śledztwo. Ekscentryczni bohaterowie. Nieoczekiwane i zaskakujące zwroty akcji. Wciągająca zagadka i mylne tropy nie pozwolą odłożyć tej książki. Nie ma mowy o nudzie ani przez chwilę.
Lekki styl autorki sprawia, że książkę czyta się szybko. Jestem też zachwycona ilustracjami. Autorka tą historią pokazuje jak ważna jest rodzina i wsparcie oraz uczy tolerancji.
Zachęcam Was, żebyście zajrzeli do starego domu pełnego zagadek kryminalnych i czarnego humoru.
Ta książka to rozrywka nie tylko dla młodych czytelników.
Czekam na kolejne przygody rodzinki Swiftów.
Rewelacja!
Gorąco polecam!
BRUNETTE BOOKS
Swiftowie nie są taką zwyczajną rodzinką. Imiona swoich dzieci wybierają losowo, na podstawie Słownika. Co miesiąc spotykają się, aby przećwiczyć pogrzeb. Tak dobrze czytacie, bo przecież pogrzeb jest ważniejszy nawet od ślubu i ich ciotka chce, aby w ten dzień było wszystko dokładnie, według jej potrzeb zrealizowane. Na dodatek co dziesięć lat cały ród spotyka się, aby w ogromnej, tajemniczej, pełnej tajemnic, starej willi odnaleźć skarb.
Tradycja musi być zachowana, dlatego Breweria i inni Swiftowie mają zamiar spotkać się ponownie. Nadeszła pora na rodzinny zjazd i szukanie skarbu. Jednak nic nie będzie tak jak zazwyczaj, ktoś czyha na ich życie, a młode pokolenie stanie przed niełatwymi do rozwiązania zagadkami. Czy im się uda? Kto tak naprawdę jest przyjacielem, a kto wrogiem? Kto i dlaczego chce zlikwidować Swiftowów?
Coś czuję, że ta książka okaże się hitem nie tylko u mnie w domu. Dlaczego? Mamy świetny pomysł, a jednocześnie świetne wykonanie. Historia niebanalna, pełna tajemnic, sekretów, dobrego humoru, z szybką akcją i zaskakującymi zwrotami. To pozycja, która wciąga i to bardzo.
Przeznaczona dla młodego czytelnika i moim zdaniem będzie się z nią doskonale bawił.
W książce znajdziemy czarnobiałe, adekwatne do treści ilustracje. Moim czytelnikom się spodobały.
Bohaterowie świetnie wykreowani, wywołujący emocje w czytelniku, a to nie takie łatwe, jeśli chodzi o młodych ludzi (przynajmniej jeśli chodzi o moje dzieci).
Jeśli mamy w domu dziecko lubiące zagadki i niebojące się m.in. „trupów” to tę pozycję po prostu musi mieć. Moje pociechy zachwycone i ogromnie liczą, że to nie będzie ich jedyna przygoda z rodzinką Swiftowów. Z ogromną przyjemnością polecamy.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA
„(…) kłamstwo to podstępna istota żyjąca własnym życiem. Jakkolwiek by je ukrywać, w końcu zawsze się objawi: na twarzy, w ruchu dłoni albo w przestępowaniu z nogi na nogę.”
Główną bohaterką książki jest Breweria Swift, specjalistka od awantur i wybryków, znawczyni wszystkich tajemnych przejść i zakamarków domu, w którym mieszka, która przygotowuje się do zjazdu rodzinnego i poszukiwań skarbu jej prawuja Zdrożnego.
Historia zaczyna się pewnego pięknego, majowego poranka próbą pochówku arcyciotki Schadenfreude. Wszystkiemu z boku przygląda się, krytycznym okiem, sama zainteresowana. Według niej „pogrzeb powinien wyglądać jak ślub, tylko do góry nogami”. Seniorka chce, aby jej pogrzeb był idealny i dlatego jego próby organizuje jeszcze za swojego życia.
To nie jest zwykła rodzina. Jej nowy członek, w dniu narodzin, otrzymuje imię wybrane przez matkę na chybił trafił ze Słownika Rodu. Imię pieczętuje jego los i… jest grawerowane od razu na tablicy nagrobnej, gdyż „martwym jest się dłużej niż żywym”.
Podczas rodzinnego zlotu ktoś zrzuca ze schodów ciotkę Schadenfreude. Kto chciał zamordować matriarchinię? Czy uda się odnaleźć skarb?
To przezabawna zagadka kryminalna przepełniona mrocznym klimatem ogromnego, starego domu pełnego sekretnych przejść i ukrytych pomieszczeń. Jak dla mnie super.
Bohaterka skradła moje serducho od pierwszych stron książki. To bystre, nieprzewidywalne, rudowłose i ciekawskie dziewczę. Szczęsna, Fenomena i Erf również byli charakterystyczni i „jacyś”.
Historia napisana prosto, ale z pomysłem. Uczy dystansu do tematyki śmierci i utraty bliskiej osoby. Pokazuje, że rodzina jest ważna, a otrzymywane od niej wsparcie - bezcenne. Super jeśli pomaga ona znaleźć swoje zalety. Ukazuje, że nie warto kłamać i „(…) najbezpieczniej zawsze mówić jakąś wersję prawdy albo milczeć.” Pokazuje, że nawet jeśli się czegoś boimy, to powinniśmy działać i realizować swój plan, oraz że nasza ocena innych może być błędna.
Dodatkowy plus daję za rzucającą się w oczy okładkę i ilustracje.
Trudno mi było odłożyć książkę, a musiałam ze względu na obowiązki szkolne. Bawiłam się przy niej świetnie, dlatego Ty też musisz ją przeczytać. Polecam.
??
Breweria mieszka w posiadłości rodziny Swiftów, a swój wolny czas spędza na psotach i sporządzaniu mapy domu, na której stara się uwzględnić każdy pokój, korytarz czy tajemnicze przejście.
Swiftowie nie są zwyczajną rodziną, bo jaka rodzina regularnie ćwiczy pogrzeb ciotki, która jeszcze żyje?
Podczas rodzinnego zjazdu, który odbywa się co dziesięć lat, i podczas którego cała rodzina wspólnie szuka ukrytego skarbu, ktoś spycha ciotkę ze schodów. Breweria stara się odkryć prawdę o tej sytuacji oraz o swoich krewnych.
??
Szukacie wciągającej, mrocznej, zabawnej historii? Nie szukajcie dalej - ,,Swiftowie" sprawdzą się idealnie. Mimo że jest to książka middle grade, ja wspaniale się przy niej bawiłam.
Beth Lincoln stworzyła powieść pełną zagadek, zwrotów akcji i ciekawie wykreowanych bohaterów. Choć jest to całkiem spora objętościowo pozycja, czyta się ją naprawdę szybko.
Cieszę się, że powstają powieści dla młodych czytelników, które wciągają jak najlepszy serial i są przy tym napisane inkluzywnym językiem.
Wielka polecajka!
??
Jedna nieprzeciętna rodzina, sporo pułapek i tajemnic, intrygi, ukryty skarb, podejrzane postacie, zbrodnia i solidna dawka humoru to doskonały przepis na znakomitą historię!
Poznajcie zadziwiającą rodzinę Swiftów. Do przeciętnego rodu im daleko, chociażby ze względu na specyficzne imiona wybierane od lat ze Słownika. Co miesiąc gromadzi się, by przećwiczyć ceremonię pogrzebową ciotki Schadenfreude, która nawet dzień ostatecznego rozstania ze światem ma dokładnie zaplanowany. Popadający w runę dom, naszpikowany tajemnymi zakamarkami i zakamuflowanymi przejściami skrywa coś jeszcze - Mienie Zdrożnego. Co dziesięć lat do posiadłości zjeżdżają się bliżsi i dalsi krewni, by owy skarb odnaleźć. Nie inaczej jest i tym razem. Cały ród Swiftów spotyka się na Zjeździe Rodzinnym. Niestety dochodzi na nim do pewnego nieszczęścia, co nadaje sprawom zupełnie nowy bieg. Czy Breweria, bystra, nazbyt ciekawska i wszędobylska dziewczyna, rozwikła tajemnicę i zdemaskuje, mordercę? Na czyją pomoc może liczyć? Kto będzie przyjacielem, a kto wrogiem? Sprawdźcie sami, bo naprawdę warto!
Książka ,,Swiftowie" autorstwa Beth Lincoln to mieszanka komedii kryminalnej i dobrej powieści detektywistycznej. Wszechobecny czarny humor, doskonała kreacja bohaterów i wciągająca, pełna zawirowań fabuła sprawiają, że trudno się od niej oderwać. Mimo, że to książka dedykowana dla nieco starszych dzieci, bawiłam się przy niej doskonale. Wspaniały debiut literacki!
Swiftowie to dość pokręcona i dziwna rodzinka. Ich imiona są dość ciekawe: Breweria, Szczęsna, Fenomena... Imiona te wybierane są na chybił trafił ze Słownika Rodu. Życie ich ciotki Schadenfreude jest nadzwyczaj uporządkowane i od swojej śmierci oczekuje tego samego. Lubi ona wszystko nadzorować, a gdy umrze będzie to raczej trudne. Dlatego już teraz organizuje co miesiąc próby swojego pogrzebu. Jej marzeniem jest by odbył się do góry nogami i przypomniał trochę ślub. I co miesiąc nie jest zadowolona ze swojej rodziny.
Tymczasem organizowany jest zjazd, w którym to, rodzina bliższa i dalsza zbiera się, by szukać ukrytego gdzieś w domu skarbu wujka. Do tej pory nikomu jeszcze nie udało się odnaleźć, a dom podobnie jak i jego właściciele podupadł. Zawiera wiele tajemnych przejść, zapadni i różnych niebezpiecznych miejsc. Najwięcej o nim wie moja ulubienica, Breweria. Niestety ,ale już na początku zjazdu stała się tragedia. Ciotka spada ze schodów. Ale czy sama spadła czy ktoś jej w tej pomógł. Rozpoczyna się nie tylko poszukiwania skarbu, ale również osoby, która zabiła staruszkę.
Książka przeznaczona jest młodszych czytelników, ale ja nie żałuje, że trafiła w moje ręce. Czytając ją, bawiłam się świetnie. Łączy ona w sobie parę gatunków. Kryminału, komedii i powieści detektywistycznej. Mieszanka ta sprawia, że ,,Swiftowie" wciągają od pierwszej strony i nie można ich odłożyć, aż nie rozwiąże się z nimi zagadek. Uwielbiałam wraz z Brewerią zaglądać w każdy zakątek, tunel i tajemniczy korytarz. Żałuje, że aryciotka tak szybko umarła, bo tę osobę również zaczynałam lubić.
Książkę czyta się bardzo szybko. Przeznaczona jest dla dzieci, więc posiada większą czcionkę. Autorka posiada lekkie pióro, a tempo akcji jest dość szybki. Takie jakie lubię. Dostarcza wielu emocji i wywołuje często uśmiech na twarzy. Bardzo przypadł mi do gustu czarny humor. Bohaterowie są genialnie wykreowani i zostają z nami na dłużej. Na uwagę zasługują również czarno-białe ilustracje, które wspaniale dopełniają czytany tekst. Muszę przyznać, że od niektórych nie można oderwać oczu.
Jeśli lubicie rodzinę Adamsów, to myślę, że tę rodzinkę również polubicie. ,,Swiftowie" są na pewno ciekawym tytułem o dziwnej rodzince, który myślę, że powinien zainteresować każdego.
Dodam jeszcze, że ,,Swiftowie" są debiutem Beth Licoln i uważam, że to bardzo dobry debiut i już nie mogę doczekać się kolejnych książek tej autorki.
Przeczytane:2023-05-28, Ocena: 6, Przeczytałam,
Książka naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła. Chwilami przypominała mi rodzinę Adamsów, tylko w bardziej komediowej wersji. Czyta się ją bardzo lekko, a przepychanki między siostrami potrafią wywołać uśmiech na twarzy. Świetnym dodatkiem są tu rysunki zajmujące całą stronę, które sprawiają, że ich świat jest nam bardziej znany i można go sobie wyobrazić. Podziwiałam też imiona, które zostały im nadane. Podobno każde z nich pochodziło z wielkiej księgi imion i każdy, choć imię zostawało mu przypadkiem nadawane, było jego wielkim odzwierciedleniem. Każdy z nich również za życia miał swoją tabliczkę i nagrobek, a nawet jedna z ciotek od kilku lat co roku ćwiczyła z rodziną swój pogrzeb. Bardzo pragnęła, by odbył się tak jak sobie tego zażyczyła, czyli w idealnej harmonii. Sfiftowie to rodzina z wieloletnim pokoleniem, która ma swoje zasady i historię. Brewerię najbardziej interesował skarb, który został gdzieś ukryty przez jej przodka właśnie w miejscu, którym mieszkają. Prowadzi zatem szczegółowe zapiski, by go odkryć. Marzy jej się wielka fortuna, dzięki której wyrwie się z domu i bardzo by nie chciała, by ktokolwiek ją w tym znalezisku wyprzedził. Do tego mamy opisaną wspaniałą legendę, którą się powtarza od pokoleń. Właśnie teraz nastaje dzień, który się powtarza co dziesięć lat. Do posesji Swiftów ma zjechać całą rodzina i każdy w tym czasie poszukuje tego ukrytego skarbu. Wszystko by toczyło się tak jak zawsze, gdyby nie pewne zdarzenie, które zapoczątkowało lawinę złych wydarzeń. I my czytamy o tym z największą przyjemnością:-) Jak zatem sądzicie, co to był za skarb? Czy ktoś go odnalazł? Czy za nieposłuszeństwo spotka kogoś tu kara?
Słuchajcie, przed wami książka kryminalna dla nastolatków, choć chyba każdy znajdzie tutaj coś ciekawego. Pozycja przepełniona jest tajemnicami, wieloma niewiadomymi i zabawnym zachowaniem postaci. Każda z nich jest inna i czymś się wyróżnia. Podobało mi się to, że jakby nie było tu osób pobocznych, każdy brał w czymś udział i miał coś do powiedzenia. Przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością:-)