Pierwsza część dwutomowej powieści opisującej losy jednego z najbardziej charyzmatycznych bohaterów historycznych – Spartakusa, zbiegłego gladiatora, który niemal rzucił wielki Rzym na kolana.
W znakomitej powieści Bena Kane’a poznajemy Spartakusa w drodze do rodzinnej Tracji. Chce osiąść w wiosce, w której dorastał, ustatkować się po dziesięciu latach służby jako najemnik w rzymskiej armii. Zostaje pojmany i sprzedany handlarzowi niewolników, który szuka odpowiednich kandydatów do walki na arenach gladiatorów.
Tak zaczyna się odyseja, która uczyniła ze Spartakusa legendę. Ta historia była wielokrotnie ekranizowana, zapewniając mu nieśmiertelność, a teraz wielki wódz zostaje jeszcze raz wskrzeszony w nowym bestsellerze Bena Kane’a.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2018-09-05
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 528
Tłumaczenie: Arkadiusz Romanek
POKONANA ARMIA 14 rok n.e. Mija pięć lat od tragicznej bitwy, w której trzy rzymskie legiony zostały starte w pył przez Germanów. I chociaż kości...
Równina w pobliżu Kann zmieniła się w przesiąknięte krwią pola śmierci, arenę jednej z najkrwawszych bitew w historii wojen. Kto odniesie ostateczne...
Przeczytane:2018-09-30, Ocena: 4, Przeczytałam, 26 książek 2018,
Ostatnimi laty, być może dzięki popularności serialu telewizyjnego, a może z jakiegoś zupełnie innego powodu (któż jest w stanie zrozumieć zawiłe ścieżki mody), opowieść o Spartakusie przeżywa swój kolejny renesans. Do grona pisarzy, którzy sięgnęli po historię najsłynniejszego bodajże gladiatora, dołączył Ben Kane. Nic w tym dziwnego, przecież to autor specjalizujący się w gatunku „miecza i sandałów” - powieściach historycznych, których akacja osadzona jest w czasach starożytnego Rzymu.
Gdybym miała jakoś sklasyfikować tę książkę, najchętniej posłużyłabym się starym, zapomnianym już nieco terminem, używanym w czasach, gdy o poprawności politycznej nikt jeszcze nie słyszał. Chodzi mi o określenie „książka dla chłopców”. Dziś nikt już (chyba?) tak nie mówi, jednak „książka dla chłopców” wryła się głęboko w moją pamięć, jako powieść łącząca szereg bardzo konkretnych cech: szybka akcja (musi się dziać!), lekka pogarda autora dla prawdopodobieństwa opisywanych zdarzeń (prawdy historycznej szukamy w podręcznikach, literatura przygodowa ma przede wszystkim bawić!), płaskie, czarno-białe postacie (na psychologię jest miejsce w literaturze obyczajowej, czyli w „książkach dla dziewcząt”!).
Od razu śpieszę wyjaśnić, że nie uważam podziału na literaturę „dla dziewcząt” i „dla chłopców” za dobry, ani też za nim nie tęsknię. Ot, po prostu takie skojarzenie mi się nasunęło. To co napisałam powyżej, mogłabym wyrazić w mniej kontrowersyjny sposób: „Spartakus” to powieść bardzo prosta, oparta na wartkiej akcji, z dość pobieżnie zarysowanymi postaciami.
W tym miejscu czas na drobne zastrzeżenie: nie jestem fanem tego typu literatury, choć rozumiem, że są osoby, które lubią takie książki. Nie chcę przez to powiedzieć, że mam „lepszy” czy bardziej wyrafinowany gust. Piszę o tym tylko dlatego, by podkreślić, że z pewnością nie jestem grupą docelową tej akurat publikacji, stąd też mój osąd może być zbyt krytyczny, a opinia zbyt surowa.
Po „Spartakusie” spodziewałam się zdecydowanie czegoś innego niż dostałam. Biorąc do ręki dwutomowe dzieło (gwoli ścisłości - pierwszy tom dwutomowego dzieła) oczekiwałam, że zobaczę rozwój głównej postaci, powolne kształtowanie się osobowości, powolne dorastanie do roli przywódcy. Tymczasem - niestety - dostałam bohatera „wszystkomogącego”. Czy to dobrze czy źle? Sama nie wiem. Takie rozwiązanie pozwala autorowi przejść od razu do tego, co chłopcy (i dziewczynki) lubią najbardziej w powieściach przygodowych: do walk, pojedynków i romansu. Kto lubi podczas lektury podążać za akcją, z pewnością będzie zadowolony. Natomiast ktoś, kto ceni sobie realizm będzie raczej rozczarowany.
A propos realizmu. Książka to nie tylko fabuła, to także język. O ile fabuła „Spartakusa” jest jaka jest, o tyle język jest mocno niesatysfakcjonujący. Nie wiem kto zawinił: pisarz, tłumacz czy redaktor. Owszem, zdania są poprawne, błędów gramatycznych ani ortograficznych nie ma, ale całość jest niemiłosiernie drewniana, a styl zupełnie niedopasowany do treści. Język na wskroś współczesny od biedy ujdzie w komentarzu odautorskim, ale w dialogach doprawdy trudno go zaakceptować. Nie chodzi mi tutaj o brak stylizacji, wystarczyłby styl „przezroczysty”. W języku „Spartakusa” zbyt mocno wyczuwalny jest XXI wiek. I znowu, po raz kolejny podejrzewam, że moje marudzenie wynika z tego, że powieść Kane’a jest po prostu nie dla mnie. Wiem, że jest rzesza czytelników, dla których największym komplementem jakim można obdarzyć książkę jest „czyta się dobrze i szybko”, a współczesny język bez dwóch zdań sprzyja szybkiemu czytaniu. Cóż z tego, jeśli ja wolę czytać powoli?
Czas na podsumowanie. Myślę, że „Spartakus” znajdzie swoich zwolenników - osoby o guście nieco odmiennym od mojego. Dla mnie zaś nauka na przyszłość: dobierając lekturę muszę ostrożniej podążać za ogólnymi trendami, a w większym stopniu uwzględniać swoje osobiste preferencje.