Kalifornijskie miasteczko Virgin River leży u podnóża gór, w cieniu strzelistych sekwoi. Życzliwi mieszkańcy, spokojne życie i piękna przyroda sprawiają, że ci, którzy przyjechali tu na chwilę, chcąc zapomnieć o złym losie, zostają jednak na zawsze. Czy wystarczy uciec od przeszłości, by rozpocząć nowe życie? Po śmierci męża Mel próbuje zagłuszyć rozpacz intensywną pracą. Bezskutecznie, bo anonimowość wielkiego szpitala, w którym pracuje jako pielęgniarka, i stres związany z życiem w Los Angeles nie pomagają jej odzyskać spokoju. Idealnym wyjściem wydaje się przeprowadzka do Virgin River, gdzie mogłaby rozpocząć wszystko od nowa. Niestety malownicze miasteczko wita Mel strugami deszczu, obiecany domek okazuje się ruderą, a miejscowy lekarz nie chce z nią współpracować. Mel czuje, że popełniła błąd, dlatego postanawia wrócić do Los Angeles. Jednak następnego dnia znajduje na progu gabinetu porzucone niemowlę, a zaraz potem poznaje mężczyznę, który przekona ją do zmiany planów... Harlequin Enterprises, 2010
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 2010 (data przybliżona)
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 382
W momencie, gdy po raz pierwszy zobaczyłam zapowiedź książki „Słońce po burzy”, to nie wiedziałam, że na jej podstawie jest serial. Dopiero znaczek na okładce mi o tym powiedział. Opis tej książki mi się spodobał, więc uznałam, że najpierw warto przeczytać, a później spróbuję obejrzeć serial na Netflixie. Przeczuwałam, że będzie to lekka i miła historyjka.
Bardzo szybko wciągnęłam się w czytanie książki „Słońce po burzy”. Spodobała mi się historia Mel, która przeprowadza się z wielkiego Los Angeles do malutkiego Virgin River. Oczekiwałam, że dostanę fajną historię i taką też dostałam. Jednak nie spodziewałam się, że aż tak bardzo się wciągnę. Myślałam, że będzie to kolejna lekka, wakacyjna lektura, o której szybko zapomnę. Coś czuję, że tak się nie stanie i będę wyczekiwać kolejnej części, bo jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się życie bohaterów.
Książka „Słońce po burzy” mnie zaskoczyła. Okazała się być lepsza niż się po niej spodziewałam. Ciekawa i wciągająca historia to jej główny atut. Każdy z bohaterów posiada swój unikalny charakter i niektórych trudno nie polubić. Czekając na kolejne wieści od bohaterów żyjących w Virgin River będę musiała włączyć serial. Mam nadzieję, że jest równie dobry jak książka.
"Słońce po burzy" Robyn Carr to pierwszy tom cyklu "Virgin River", który mogliśmy poznać dzięki serialowej adaptacji Netflixa. To historia pogrążonej w żałobie pielęgniarki Mel, która po śmierci męża przeprowadza się z Los Angeles do małego, malowniczego miasteczka kalifornijskiej prowincji, chcąc uporać się z traumą i zacząć życie od nowa. Niestety początek jej przygody z Virgin River nie jest taki, jakiego się spodziewała. Mel czuje, że popełniła błąd i pragnie wyjechać, ale kolejne wydarzenia oraz nowo poznany mężczyzna Jack Sheridan, wpływają na jej decyzję o pozostaniu w miasteczku. Tak, jak serial pokochałam od pierwszego odcinka, tak książka niestety mnie zawiodła. Czytając ją miałam wrażenie, iż czytam jakiś ogromny skrót wszystkich czterech sezonów serialu. Zupełnie zabrakło mi w niej tego czaru miasteczka, życia mieszkańców, rozwinięcia akcji, możliwości poznania bohaterów, których jednych w porównaniu z serialem praktycznie nie było, a drudzy byli zupełnie inni, w tym główni bohaterowie, czyli Mel i Jack, którzy w książce bardzo mnie drażnili swoimi zachowaniami. Nawet wątek radzenia sobie z głębokimi traumami oraz budowania nowego związku połączył się i rozwinął, jak za pstryknięciem palcem. W serialu jest zdecydowanie więcej emocji, napięcia, dramatyzmu, uczuć, a postaci Mel i Jacka rewelacyjnie zagranych przez Alexandrę Breckenridge i Martina Hendersona, nie da się nie pokochać. Skusiłam się na tę książkę, wyczekując kolejnego sezonu oraz czytając komentarze odnoszące się do serialu, zamieszczane przez amerykańskie telewidzki w mediach społecznościowych, mówiące np. o tym, że książka pod wieloma względami jest lepsza, jednak w tym wypadku kompletnie nie mogę się z nimi zgodzić. Mało tego, jeśli przeczytałabym ją nie oglądając serialu, z pewnością nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia, jak on. Dodatkowy minus to całe mnóstwo literówek! Nie wiem jeszcze, czy sięgnę po kolejny tom "Kłopoty w raju", choć trochę zżera mnie ciekawość, jakie wydarzenia mogą zostać zaadaptowane.
Jest takie niepisane prawo wśród czytelników, aby wpierw sięgać po papierowy pierwowzór, a dopiero później oglądać jego filmową/serialową adaptację bądź ekranizację. Zazwyczaj udaje mi się postępować w ten sposób. Niestety w przypadku serii Virgin River znacznie wcześniej obejrzałam wszystkie nakręcone na jej podstawie sezony serialu dostępnego na platformie Netflix, a dopiero teraz miałam okazję zapoznać się ze ,,Słońcem po burzy" autorstwa Robyn Carr, czyli z pierwszym tomem powieściowego cyklu o tym samym tytule co serial. Dlaczego tak? Powód jest dość prozaiczny... Nie od razu zdawałam sobie sprawę z istnienia książek, na podstawie których on powstał.
.
Ciąg dalszy recenzji na moim blogu:
https://magicznyswiatksiazki.pl/recenzja-slonce-po-burzy-robyn-carr/
,,Słońce po burzy" to przyjemna i lekka lektura na jedno letnie popołudnie. Słodko-gorzka opowieść o stracie, pożądaniu, przyjaźni, miłości i strachu przed uczuciowym zaangażowaniem się w relację z drugim człowiekiem. Nie ma w niej skomplikowanych bohaterów, długich opisów i rozbudowanych dialogów, a przez to czyta się szybko i bez większego skupienia. Czasem i taka lektura jest potrzebna, aby oderwać się od rzeczywistości, więc za jakiś czas sięgnę po kolejne częściu z cyklu Virgin River:)
Kalifornijskie miasteczko Virgin River leży u podnóża gór, w cieniu strzelistych sekwoi. Życzliwi mieszkańcy, spokojne życie i piękna przyroda sprawiają...
Robyn Carr swoją książką pt. ,,Pożegnanie z przeszłością" zaskarbiła sobie sympatię kilkuset tysięcy czytelników w USA i Europie. To nastrojowa, nieco...
Przeczytane:2022-01-16,
Jak pozbierać się po śmierci ukochanej osoby? Czy można pozostać w miejscu, które każdej minuty przypomina wspólne chwile? Ja długo uważa się, że powinno się kochać, być wiernym i nie kierować uczuć ku komuś innemu?
Odpowiedzi na te pytania poznała Melinda Monroe, pielęgniarka z Los Angeles. Sprzedała wszystko i uciekła do Kalifornii, by w maleńkiej osadzie Virgin River położonej pośród lasów radykalnie odmienić swoje życie. Roztoczono przed nią całkiem dobre perspektywy - ma zamieszkać w chatce w lesie i pomagać miejscowego lekarzowi, jako pielęgniarka i położna. Jednak na miejscu okazało się, że chatka nie nadaje się zamieszkania a doktor Mullins jest nie tylko przepracowany i samotny, ale przede wszystkim antypatyczny i zgryźliwy.
Rozczarowana Mel zamierza rankiem opuścić Virgin River, jednak z chwilą gdy Jack - właściciel baru - znajduje na progu domu doktora noworodka, odwleka swoją decyzję, bo zająć się maleństwem. I choć pielęgniarka bardzo chce wyjechać, to sympatia miejscowych, zwłaszcza Jacka, znacznie utrudniają jej ten krok. Z jednej strony chciałaby zostać i pomagać kobietom, z drugiej - uciec jak najdalej.
Jacka męczą demony z przeszłości, z misji które odbył jako marines. Mel wciąż ma żal do męża, że ją zostawił. Czy iskry pojawiające się między nimi pomogą kobiecie zdecydować o swojej przyszłości? Czy doktor będzie w stanie ją zaakceptować? I czy chęć pomagania nie sprawi, że Mel będzie groziło niebezpieczeństwo?
Jeśli macie ochotę na letnią, lekką i przyjemną powieść, której akcja została osadzona pośród amerykańskich lasów, w miejscu położonym z dala od cywilizacji, to sięgnijcie po "Słońce po burzy". Już sam tytuł daje wiele nadziei no to, jak potoczą się losy bohaterów. Choć łatwo nie jest.
Autorka opisała nie tylko ból i żal po utracie męża, ale również dostęp do służby zdrowia w osadzie, traumatyczne przeżycia po licznych misjach, ale również nawiązywanie przyjaźni, rodzącą się miłość, również tę u nastolatków, wraz z koniecznością zabezpieczania się. Pojawił się też temat in vitro.
Umiejętnie zostały opisane dary natury: lasy sekwojowe, łososie opływające na tarło, wieloryby żegnające się przed wypłynięciem na północ a do tego czyste powietrze, ptaki, dzikie zwierzęta blisko domostw a na ich tle cisza, spokój i pogodni oraz zadowoleni z życia ludzie.
Tutaj każdy ma swoją ciekawą historię, problemy, radości oraz tajemnice. Czy Mel zostanie? Czy odnajdzie się matka noworodka? Przyznaję, że nie byłam pewna odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Podsumowując - "Słońce po burzy" to powieść lekka, ale niosąca wiele emocji. O samotności, tęsknocie, rozpaczy, alkoholizmie, przepracowaniu bólu i bolesnych wspomnieniach. Ważny jest wątek depresji, trudnych decyzji, jest też utrata rozumu, pragnienia oraz powołanie. Polecam!